Kotwiczenie to temat na wcale grubą książkę. Zwłaszcza gdyby do niej wprowadzić obrazki związane z tą operacją. A gdyby jeszcze zaprosić dyskutantów jak kotwiczyć, a jak nie kotwiczyć oraz jaka kotwica jest najlepsza - byłby z tego drugi tom. Przy tej okazji nie obeszło by się bez inwektyw między dyskutantami.
No to wchodzę na bardzo grząski brzeg. Dziś kilka podstawowych, wyrywkowo wybranych, oczywiscie subiektywnych uwag o kotwiczeniu. Zaczynam od najbardziej kontrowersyjnej opinii - kotwiczenie to wywoływanie (kuszenie) kłopotów. Unikałem tego jak siorpania gorącej herbaty. No bo niemal wrząca herbata smakuje najbardziej, ale siorpanie.... Kotwiczenie to niepewnosć czy kotwica będzie trzymać, czy o coś nie zahaczy i da się ja podnieść, czy nie złapie innej kotwicy, czy łukowanie jachtu nie doprowadzi do stuknięcia o coś itp. Kotwiczenie to czasami nieprzyjemne szarpania itd.
Dlatego zawsze rozglądałem się za .... pławami cumowniczymi :-)))
Czasami jednak kotwiczenie jest konieczne. Choćby w portach, które nie mają pali, pław, nie wspominając już o wytykach (przezywanych "Y-bomami"). Dziób do nabrzeża, a rufa ... no właśnie - kotwica. Nawet w bornholmskich przystaniach może to być konieczne.
A więc - rzucając kotwicę (powszechnie zwaną "żelazem") musicie oznaczyć jej usytuowanie. Choćby dlatego abyście nie zostali osobaczeni. Oznakowanie kotwicy to bojrep. Najbardziej elegancki to rybacka plastikowa "bobina" - pomalowana na oranż sygnałowy. Równie dobrze może to być pneumatyczny odbijacz. Bojrep służy też pomocą do poderwania (a nawet odhaczenia) opornej kotwicy, ale pod warunkiem, że jest do niej zamocowany w odpowiednim miejscu.
To coś łączącego jacht z kotwicą zwykliśmy nazywac "kablem". Może to być lina, łańcuch lub lina z łańcuchem. Aby kotwica trzymała - kabel musi być długi. Im dłuższy - tym lepiej, ale bez przesady, bo to może spowodować inne kłopoty.
Z zamieszczonej tu "Krzywej Smitha" wynika, że absolutne minimum - minimorum to kabel o długości równej potrójnej głębokosci wody w miejscu kotwiczenia (szczególnie ważne przy kotwiczeniu rufy w porcie). Kotwicy bardzo pomaga łańcuch.
Żeglując po skandynawskich wodach często pojawia się problem... za dużych głębokości do kotwiczenia. Niby fajna, głęboka, otoczona wysokim brzegiem zatoczka, a wszędzie głębokości 20 i więcej metrów. Na szczęście podczas bornholmskiego rejsu ten kłopot was ominie.
Rwanie i podnoszenie kotwicy to zazwyczaj spory wysiłek, zwłaszcza gdy musicie dzwignąc nie tylko kotwicę, ale i łańcuch. Otóż namawiam do takiego rozwiazania, w którym osobno siłujecie się z kotwicą, a osobno z łańcuchem. Popatrzcie na obrazek. Proste, ale najtrudniej wymysleć proste rozwiązania.
Stając na kotwicy musicie to także zamanifestować czarna kulą w porze dziennej i białym światłem kotwicznym - nocą. Aby zaoszczedzić nieco amperogodzin - wystarczy powieśc lampę naftową (szalupową lub zwykłą wozówkę, zwana też "nietoperzem"). Także, a może przede wszytkim podczas kotwiczenia rufy w porcie.
Ostatnim z wybranych temacików jest kotwiczenie na prądzie. Zasady kardynalne: pod wiatr, pod prąd. Hmm, ale czasami wiatr i prąd nie są w zgodzie ze sobą. No cóż - trzeba uszanować silniejszego.
I to było tych kilka banalnych uwag o kotwiczeniu. Jest sporo amatorów takiego kontemplowamia morza. Ja - nie !
Zwróćcie uwagę na konkurencję rankingową. Czytać to czytacie (licznik otwarć), ale ilu z Was klika ikonkę rankingową?
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Pozwolę sobie dołozyć swoje 3 grosze. Mam nadzieję, że Gospodarz nie poczuje się obrazony. Co roku spędzam kilka tygodni w szkierach, w naturalnych "portach", więc kotwiczenie to mój chleb powszedni. Jak ktoś zasmakuje morza w drodze na Bornholm, do Szwecji już ma bliziutko.
Często trudno jest ustalić długośc liny do bojrepu (jak nie mamy echosondy). Oczywiście można sondować ręcznie, ale jest na to (na ustalenie długości liny) prosty sposób. Z mapy odczytujemy głębokość, dodajemy kilka metrów i taką właśnie dobieramy długość liny (nie musimy docinać różnych odcinków - wystarczy wiązać skróty). Do bojki podczepiamy bloczek oraz naszą linę - z jednej strony kotwica, z drugiej ciężarek. Ciężarek musi być spory, aby niwelować wpływ wiatru, ale nie za duży aby nie utopić bojki. To taka wersja bojrepu "nabiegowego".
W Skandynawii, pomiędzy wyspami, bojrep jest wyjątkiem. Najczęstszym sposobem stawania to: klasyczne na kotwicy, lub kotwica z rufy, cuma na brzeg(tak najczęsciej). Dlatego też należy uważnie obserwować stojące jachty aby nie splątać lin. Z uwagi na głebokości, o których Don Jorge pisze, lina kotwiczna powinna mieć minimum 40m (to jest absolutne minimum) oraz druga taka sama powinna być tuż pod ręką. Z uwagi na czeste rzucanie kotwicy z rufy, kotwica zazwyczaj jest na rufie, na odpowiednim "trzymaku".
Wyrywanie kotwicy często stanowi problem. Cholera potrafi wejść tak głęboko w muł, że krzyż skrzypi, a na małych jachtach najczęściej brak jest windy. Mój sposób polega na tym, że wszyscy idą na dziób/rufę (tam gdzie rzucona jest kotwica), a następnie linę kotwiczną wybiera się maksymalnie i blokuje na knadze. Potem wszyscy z wyjątkiem jednej osoby idą na drugi koniec statku i robimy huśtawkę aby rozbujać jacht wzdłuż. Po kilku bujnięciach każda kotwica musi puścić.
Hasip i jego 3 grosze.
… odważę się zabrać głos:
Co do konieczności kotwiczenia w bornholmskich przystaniach według zasady - dziobem do kei, z kotwicą z rufy, to:
- w Snogebeak jest to konieczność dla mieczówek i małych balastówek – kotwica z rufy, rzucona pod sam falochron zewnętrzny z kamieni (dno: piasek)
- w Melsted może być taka konieczność, ale tylko dla mieczówek - pomost w głębi przystani (muł + zielsko)
- w Hammerhavn, możliwe nawet dla dużych jachtów, czasami konieczne (piasek)
- w/na Christianso, a konkretnie przy Frederikso, bo jedyne miejsce do kotwiczenia „z rufy” to keja u nasady zachodniego falochronu (wejście południowe), czyli cumowanie do wyspy Frederikso J (mieszanka: muł, zielsko, piasek, kamyczki)
- w Boderne i Bakkeren, czasami konieczne – tylko mieczówki (mieszanka: muł, zielsko, piasek, kamyczki)
W pozostałych ~20-tu portach i przystaniach Bornholmu, kotwiczenie (rzucanie kotwicy) jest niewskazane. Bo zabronione, bo są rozstawione boje, bo są zatopione cumy oraz łańcuchy – amortyzatory itd.
Kotwicowiska wokół Bornholmu: polecam dwa, nawet dla sporych jednostek, często spędzają na nich noce jachty płynące przez Bałtyk i spore dozorowce duńskiej marynarki wojennej.
1.Reda portu Sandvig – osłona od wiatrów NW-W-SW-S, płaskie, piaszczyste dno
2.Między przystaniami Balka i Snegebeak – osłona od NW-W-SW, płaskie, piaszczyste dno
Inne małe i lokalne miejsca do ewentualnego kotwiczenia, z reguły tuż przy brzegu, dotyczą tylko mieczówek lub mniejszych balastówek, ale są tylko dla znawców akwenu i mają charakter kotwiczenia chwilowego, a załoga w stałej gotowości.
ws
Nie Andrzeju,
Niestety nie jest dobrze. Jest bardzo źle bo:
- nie przysyłacie korespondencji i ja już niemal codziennie muszę odrywać się od pracy nad BORNHOLMEM aby na chybcika wymyslać takie "newsiki"
- czytacie i tylko nieliczni klikają ikonkę, a witryna się obsunęła z "należnego jej miejsca" :-)
Nowej "Praktyki" nie napiszę, bo już za Wami nie nadążam. Ktoś mi ostatnio poradził abym przerzucił sie na opowiadanka erotyczne. Mietek Leśniak domaga się "Pamiętnika hochsztaplera", mnie korci taka rozprawka socjologiczna "Kapitanem być"...
A tak naprawdę, to chciałbym wrócić do powaznej ksiazeczki o projektowaniu, budowie i eksploatacji portów jachtowych. Taka chęć mnie nachodzi po gazetowych doniesieniach jakie to porty jachtowe mają powstać w Sopocie, Pucku i Gdyni. Ale mój doktor zabrania mi się denerwować.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Oooo, taka książka to by było coś!
Pozdrawiam
Czy - proponowane w tekście i na jednym z rysunków - wstawianie dodatkowego kawałka liny między kotwicę a łańcuch nie zanadto grozi przetarciem liny? W końcu łańcuch służy nie tylko do poprawiania warunków pracy kotwicy, ale także jest trudniejszy do przetarcia/przecięcia o coś ostrego na dnie.
Jak to wygląda w świetle doświadczeń?
pozdrowienia
krzys
kotwiczenie to wywoływanie (kuszenie) kłopotów
Eee tam!
Kotwiczenie to bliski kontakt z natura, wsluchiwanie sie w oddech oceanu, niezapomniane zachody słońca i naprawde wiele frajdy.
Kocham kotwiczenie! A wycieczki pontonem na brzeg maja w sobie cos z dawnych wypraw odkrywców. Zawsze mi się wydaje, ze na brzegu beda co najmniej Indianie.
Latem zeszlego roku co wieczor jakas lodka kotwiczyla pod moim oknem. W sobotni wieczor stado. Jakby uslyszeli cos o klopotach, to by sie popukali w czolo.
To tylko lenistwo kapiszonow i mizeria wyposazenia naszych jachtow (Winda kotwiczna? Zbedna fanaberia), sprawila ze kotwicznie bylo unikane. Straszono kotwicami, ktore puszczaja przy lada podmuchu, pękającymi linami, kablami o ktore kotwica zaczepi i podobnymi bajkami o zelaznym wilku.
A ile znacie przypadkow klopotow podczas kotwiczenia?
Przepieknych darmowych kotwicowisk zycze zamiast zapchanych i drogich marin.
Krzysztof Bienkowski