CIEKAWY REJS CIEKAWĄ TRASĄ

Takie rejsy przywykliśmy nazywać "zwykłymi". Ot kilku dżentelmenów na łódce (ale bez psa) wałęsa się po Bałtyku. Wszystko to pod zdalną, troskliwą opieką (kontrolą?) żony Autora korespondencji. Ciekawe zakamarki, mgła, nocne zawinięcia, cieśniny, przyjazne porty i porciki cywilizowanych krajów. Uroki starej Lubeki, uciechy Allinge..... Do tego lato całkiem, całkiem. No i złoty polski odzyskujący wartość. Czytajcie, czytajcie armatorzy równie wielkich jachtów na Śniardwach. Czytajcie!
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
____________________________
Witaj Jerzy,
Jak co roku - relacja z naszego rejsu. Jak zwykle – „Damarem”, pierwsza połowa lipca. Trasa: Szczecin, Stralsund, Neustadt, Lubeka (Travemünde), Veiro, Allinge, Szczecin. I też jak co roku - ochrona meteo w wykonaniu mojej żony (przez komórkę).

Trasa rejsu
Pogoda dopisała, za wyjątkiem tej nocy, kiedy pod Kłajpedą „Pogoria” straciła maszty. My swojego małego nocnego łupnia dostaliśmy wtedy pod Międzyzdrojami, na sam koniec rejsu. Ale po kolei.

W rejon Stralsundu dotarliśmy przy spokojnej pogodzie, w środku nocy. Podejście od wschodu, od strony cieśniny, jest nienagannie oznakowane. Schody zaczynają się nocą przed mostem zwodzonym, który o tej porze jest zamknięty na głucho. (Przy okazji: aktualne godziny otwierania mostu Ziegalgrabenbrücke, to 0520, 0820, 1220, 1720, 2120). Dookoła same nieprzyjazne, betonowe nabrzeża dla dużych statków, bo zaznaczonej na starszych mapach mariny na stałym lądzie, na lewo od mostu, już nie ma. W ciemnościach zawróciliśmy przed mostem i popłynęliśmy do jedynej – jak się wydaje – dostępnej po tej stronie mostu przystani – Dänholm Süd. Wejście nocą bardzo emocjonujące, nawet w ciszy. Ściana lasu, bez żadnego światła - dosłownie czarny, zadrzewiony brzeg, wejścia nie widać do ostatniej chwili a samo wejście tez zupełnie nieoświetlone. Tak wiec trzeba było bardzo powoli, GPS, plotter i szperacz włączone. Rano pojawił się bosman i nie wziął od nas grosza za postój do otwarcia mostu.

Stralsund - mosty

Kolejna przygoda była w drodze ze Stralsundu do Lubeki. Już wieczorem na niemieckim brzegu porykiwały nautofony, a mgła dopadła nas w nocy na samym torze, kiedy go przekraczaliśmy. Tam jest ruch, jak na autostradzie. Na nieostrej fotce jest ekran naszego biernego radaru: ten krzyżyk na środku, to my, a te „plemniki” dookoła, to statki. Brrr. Ale widać było, jak się grzecznie rozstępują przed nami a potem wracają na kurs. To nie była przyjemna godzina… Mgła trzymała do rana, wiec zamiast do Travemünde weszliśmy najpierw do Neustadt.



Radarowe plemniki

Dalej było już z górki. Zwiedzanie Lubeki, potem halsówka z zatoki pod NNE, Wielki Bełt wyspa Veiro (przystań już czynna - droga, ale warto), przez Groensund do Allinge na Bornholmie i do domu.

Opiekunka i podopieczni. Autor korespondencji - pierwszy z prawej

Allinge, to osobny temat i w zasadzie nie do opowiedzenia: w tym roku w lipcu w tym magicznym miejscu trwał festiwal jazzowy, w większości na wolnym powietrzu (w porcie i… pod piekarnią). Zupełny odlot.

Sławek
__________________
tu klikamy rankingowa ikonkę

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu