AGONIA CZY, TYLKO... UWIĄD STARCZY?
Dziś kolejna korespondencja - opisująca jak Chocimska, a właściwie jej prowincjonalne agendy chylą się ku upadkowi. Niedawno zamieściłem informację o tym, jak trudno wytrwać na stanowisku sekretarza centralnego ozetzetu. I wtedy otrzymałem pytania dlaczego to mnie interesuje. Już kilkakrotnie wyjaśniałem, że publikuję te korespondencje tylko dlatego, że Chocimska uparcie próbuje odwrócić kierunek obrotów koła historii, a konkretnie zabiega o cofnięcie "deregulacji", czyli przywrócenia rygorów przynoszacych jej wymierne korzysci materialne. A więc publikuję kolejny odcinek opowieści o tym jak wygląda od wewnątrz ten związek, na którego wyraźnie stawiają dwa ministerstwa. Dzisiejszy opis to nic wyjątkowego - w kolejce czekają dwa następne. Korespondenci piszą  "nawet w moim macierzystym klubie prawie siłą  wysyłają mnie na sejmik na zasadzie bo ... ma czas i nikomu innemu się nie chce".
Dla mnie jest jasne - ta formuła się przeżyła i już nie przystaje do nowego żeglarstwa. Wydaje się, że istnieje pilna potrzeba przekonania Ministerstwa Sportu, że PZŻ należy niezwłocznie przekształcić w normalny, ściśle sportowy związek, a żeglarzom "przyjemniaczkom" dać wreszcie spokój. Oni sobie radę dadzą. Jeżeli coś mnie nadal dziwi, to postawa regatowców, którym przecież  z nami  zupełnie nie po drodze.
Oddaję głos Jackowi Kijewskiemu, uczestnikowi okręgowego sejmiku. Sejmiku POZŻ  - kiedyś jednego z najważniejszych ogniw PZŻ. Sami oceńcie - agonia, czy tylko łagodny "uwiąd starczy"
Zyjcie wiecznie!
d'Jorge

______________________________________
Drogi Jerzy,
Byłem w niedzielę na sejmiku POZŻtu. Teoretycznie wszystko dalej to wewnętrzne sprawy POZŻtu, ale bez nacisku z zewnątrz niewiele może się ruszyć, a Twoje okienko potrafi taki nacisk wywrzeć. Zatem:

- po pierwsze, choć nie było w programie jakiś kontrowersyjnych spraw, to i tak pomorskie Kluby, przepraszam za określenie, "olały" sejmik. Zrzeszonych jest 49 klubów, delegatów powinno być coś ponad 80 - było jakieś 20. Nie dziwi to zbytnio - większość klubów nie ma już wiele wspólnego ze strukturami PZŻtu, niemniej jednak na sali były wyjątkowe pustki. Co więcej, część klubów od wielu lat nie płaci składek. Choć statut POZŻtu mówi wyraźnie o obowiązku płacenia składek, Zarząd POZŻtu od lat "godził się" z naruszaniem statutu. Myślę, że po prostu wygodniej utrzymywać takie "kluby-widma" na wypadek jakiegoś głosowania. Rok temu postawiłem wniosek o zrobienie porządku w tej kwestii, więc w tym roku stanęła sprawa klubów, które zalegają ponad 3 lata. 3 lata!!! Tak więc skreśliliśmy z listy członków m.in. PKM, YK Conrad czy UKS Zatoka Puck.
Kluby dostały miesięczne warunkowe zawieszenie wykonania kary. Wszystko to jednak świadczy o niezbyt poważnym traktowaniu POZŻtu przez, w końcu dość poważne, kluby. I statutu przez POZŻ.

- po drugie, kwestie własności gruntów. Temat rozległy i wielowątkowy. Dwa lata temu sejmik przyjął wniosek (a rok temu utrzymał) zobowiązujący zarząd POZŻtu do zapewnienia gdyńskim klubom praw do terenu, na jakim stoją (tereny te są w dzierżawie wieczystej PZŻtu, a ten chce zburzyć kluby i postawić jakieś centrum handlowo-usługowe). Osobiście nie wierzę w skuteczność takich działań, ale skoro POZŻ jest stowarzyszeniem klubów, to powinno działać na ich rzecz. Prezes Kalinowski zapytany o te działania udzielił odpowiedzi obszernej, ale kompletnie nie na temat. Nic dziwnego, po prostu POZŻ nie zrobił nic w tej sprawie. Z drugiej strony, jednym z
głównych źródeł dochodów POZŻtu jest wykorzystanie gruntów PZŻtu - więc "bliższa ciału koszula", można poświęcac interesy klubów, byle nie podpaść "centrali". Tak mniej-więcej wygląda własnie "centralizm demokratyczny" w PZŻcie - okręgi dzielą się na pozbawione znaczenia i na uzależnione majątkowo od Związku.

- trzecią ciekawostką jest reakcja na plany sprzedaży działki (tej po Cricolandzie) przez PZŻ. Jako, że POZŻ czerpie z niej (z tych walących się bud z rybami trzeciej świeżości, o estetyce urągającej wszystkiemu) dochody, a po sprzedaży je straci - robi się nerwowo. Zwłaszcza, że kluby, jak widać, nie czując potrzeby istnienia POZŻtu zalegają ze składkami, co dopiero mówić o utrzymaniu POZŻtu ze składek... skądinąd na sejmiku mówiło się, że właściwe firmy już się dogadały z zarządem PZŻtu i 18 czerwca dla klepnięcia tej ugody ma być kolejny przetarg. Prezes ciągle mówił o wyburzeniu klubów, co napawa niepokojem.

- czwartą jest duża troska POZŻtu o proces ZHP kontra PZŻ. Jak wiadomo, ZHP wystąpiło o zasiedzenie działki, na której stoi CWM. PZŻ jest oczywiście przeciw. Zarząd PZŻtu wynajął kancelarję znaną dawniej jako Jedliński, Zwarra itd. - znaną i ustosunkowaną - dość poczytać prasę i nazwiska wymieniane w kontekście kancelarii (Ryszard K., Lech K.). Ciekawe, jak się sprawa dalej potoczy. Natomiast POZŻ do tej działki nie miał ani prawa własności, ani nic, ale musiał PZŻtowi zapłacić 60 tysięcy zł podatku od nieruchomości plus dodatkowo 18 tysięcy odsetek. O tyle to dziwne, że tereny zajmowane przez ZHP są zwolnione z podatku od nieruchomości i nagłą akcję płacenia podatku można chyba postrzegać jako "rzut na taśmę" mający udowodnić, że PZŻ jednak poczuwał się do własności
nieruchomości.

- piątą jest coś dziwnego w szkoleniu. Otóż wydano 10% patentów żeglarza mniej, niż rok temu, i aż 50% mniej sternika (279 vs 585). Tłumaczeniem było odejście do innego okręgu jednej z największych firm w okolicy. Sęk w tym, że gdy w 2008 roku zadałem chyba jasne pytanie: "jaka część szkolenia odbywa się w klubach, a jaka w firmach prywatnych", uzyskałem odpowiedź, że praktycznie całe szkolenie odbywa się w klubach. Moja wiedza na ten temat była (i jest) odmienna. Dużo było utyskiwań na jakość szkolenia w
firmach prywatnych oraz trudności w nadzorze nad szkoleniem. Skądinąd stosowana w PZŻcie praktyka przysyłania komisji egzaminacyjnych z drugiego końca kraju wcale nie ułatwi nadzoru: jeżeli nie był w stanie nadzorować szkolenia związek, który miał okna wprost na rzeczoną szkołę, to jak zrobi to ktoś z odległości kilkuset kilometrów?

- szóstą - mimo w sumie wysokich wyników w sporcie wychodzi, że nakłady na biurokrację są spore. Oczywiście sposób rozliczania się narzucony przez gminy, urząd marszałkowski i ministerstwo przypomina "ministerstwo głupich kroków" i produkować trzeba tony papierów, jednak w klubach te tony papieru produkuje jedna osoba. POZŻ zaś zatrudniając osoby trzy musiał
wynająć zewnętrzną firmę APN Agnieszka G. do świadczenia, cytuję, "usług sekretarskich". Gdyby te trzy osoby były zawalone pracą, ale nie - przecież szkolenie i egzaminowanie "siadło", wydawanie patentów przekazano PZŻtowi, takoż rejestrację jachtów morskich i śródlądowych (skądinąd wydano tylko 20 dowodów rejestracyjnych - widać, że ludzie korzystają z dobrodziejstw nowych przepisów). Słowem - gdyby te pieniądze wędrowały raczej do klubów, byłoby lepiej i sprawniej.

- no i na koniec zobowiązaliśmy zarząd POZŻtu do zapewnienia odpowiednich warunków klubom gdyńskim - chodzi o przydział miejsc w marinie i stawki postojowe jachtów klubowych. Teoretycznie marina jest miejska i POZŻtowi nic do tego, z drugiej strony POZŻ jest dysponentem terenu pn. "nabrzeże młodych żeglarzy", które w ubiegłych latach udostępniał gminie za nic.
Gmina wykorzystuje teren komercyjnie, zimą stawiając tam dziesiątki jachtów, latem - organizując tam choćby Wiatr i Woda. Załatwienie tej sprawy będzie testerem dobrej woli i rzetelności obecnego zarządu.


Ale całkiem na koniec i tak rok został podsumowany jako udany. Z czym się niezbyt zgadzam, a powyższe podsyłam jako relację dla tych, co nie byli, a jednak się interesują, albo dla tych, którzy mogliby poczuć potrzebę bycia na kolejnym sejmiku i dokonania jakiś zmian.

Pozdrawiam
Jacek Kijewski

P.S. Znowu wyszedłem na głównego pyskacza, choć po cichu spora część delegatów mówiła to samo. Problemem od lat jest to, że po cichu.
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu