CO PO EPOCE MONOPOLU ?
Zgadzam się z tym, że szkolenie żeglarskie to towar, jak każdy inny. Cena ważna, ale po kilku latach euforii - kupując rower, namiot czy maszynkę do mielenia mięsa - przed transakcją przeprowadzamy dochodzenie. Czy aby to nie "Made in China"? Nasze, europejskie reakcje nie uchodzą uwadze chińskich producentów. I co? A no to, że jakość chińskich wyrobów z roku na rok się poprawia. No bo ludzie (biali i żółci) po obu stronach transakcji... myślą :-)))
Z takimi myślami bije się też Zbigniew Klimczak - stary, doświadczony i zamiłowany instruktor.
Poczytajcie, pomyślcie.
O kamizelkach nie zapominając.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
____________________________________________
Historyczny już rysunek Pawła Pawlickiego z pierwszego numeru gazety "SMOK ON THE WATER"
Ujawnia się tragiczne pokłosie monopolu
Ustalenia Ustawy o sporcie, znoszące po wielu latach panowania monopol spowodowały na forach dyskusyjnych gorącą atmosferę. Pomijam zrozumiałe, wściekłe i poza merytoryczne ataki pretorian związku, pomijam zrozumiałą satysfakcję zwolenników „wolnego rynku”, ale muszę zwrócić uwagę na te wypowiedzi, które charakteryzują się mniej więcej tak; zdecydowana większość kandydatów na szkolenie wyznaje zasadę, nieważne kto, ważne, aby tanio i ważne, aby szybko!
Jako były praktyk, a obecnie obserwator tego, co się dzieje na rynku szkoleniowym, z bólem potwierdzam istnienia takiego nastawienia i to chyba u większości. Z tymi skutkami spustoszenia w pojmowaniu, czym tak naprawdę ma być szkolenie i czego tak naprawdę żeglarz lub kandydat na żeglarza musi oczekiwać w efekcie, będziemy się zmagać jeszcze wiele lat. To monopol a potem zaistniałe wskutek niego patologie spowodował, że w przekonaniu większości idzie się na kurs, aby zdobyć patent.
Ustalenia Ustawy o sporcie, znoszące po wielu latach panowania monopol spowodowały na forach dyskusyjnych gorącą atmosferę. Pomijam zrozumiałe, wściekłe i poza merytoryczne ataki pretorian związku, pomijam zrozumiałą satysfakcję zwolenników „wolnego rynku”, ale muszę zwrócić uwagę na te wypowiedzi, które charakteryzują się mniej więcej tak; zdecydowana większość kandydatów na szkolenie wyznaje zasadę, nieważne kto, ważne, aby tanio i ważne, aby szybko!
Jako były praktyk, a obecnie obserwator tego, co się dzieje na rynku szkoleniowym, z bólem potwierdzam istnienia takiego nastawienia i to chyba u większości. Z tymi skutkami spustoszenia w pojmowaniu, czym tak naprawdę ma być szkolenie i czego tak naprawdę żeglarz lub kandydat na żeglarza musi oczekiwać w efekcie, będziemy się zmagać jeszcze wiele lat. To monopol a potem zaistniałe wskutek niego patologie spowodował, że w przekonaniu większości idzie się na kurs, aby zdobyć patent.
Skoro „patent” jest towarem to czemu się dziwić, że chcemy go nabyć tanio i szybko. A potem ruszyć niezwłocznie ku żeglarskiej przygodzie. Obawa przed takim pojmowanie istoty szkolenia leżała u podstaw działania wielu doświadczonych instruktorów w kierunku walki o zniesienie monopolu. Za długo to trwało i oto teraz wiele wody w rzekach upłynie, nim wszyscy chcący żeglować zrozumieją, że liczy się nabyta dobra praktyka, wszechstronna praktyka plus niezbędna wiedza teoretyczna. I tu znowu mamy do czynienia z tragicznym pokłosiem monopolu. Wiedza teoretyczna tak naprawdę nie jest ta co trzeba, ale opinia publiczna twierdzi, że z tym nie jest tak źle. Tragicznie ocenia natomiast praktykę, zarówno na zajęciach, ale i na egzaminie. Obiegowe stwierdzenie mówi, że wystarczy wsiąść na jacht z komisją.
A jak to odbiega od tego, o czym pisałem od lat, że panuje zasada; klient zapłacił, klient musi zdać. W domyśle, zdać bez względu na to, co potrafi. Taką cenę zapłacą żeglarze, choć nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy, za fatalny, niepotrzebny upór Związku w trwaniu przy monopolu.
Oczywiście są liczne wyjątki, sam odpowiadam na pytania o to gdzie dobrze szkolą. Dużo zależy od nowych podmiotów, które wystartują do MSiT - nie tylko z programami, ale i wnioskami o prawo egzaminowania. Nie wątpię, że wiele szkół nauczających wg programu PZŻ zrozumie wyzwania jakie stawia przed nimi brak monopolu. I to będzie wartość dodana do efektów ustawy. Drugą wartością dodaną stanie się upadek tych szkół, które będą trwać w błogim spokoju, spowodowanym monopolem. Obawiam się, że to może potrwać. Chyba, że?
Chyba, że w PZŻ nastąpi opamiętanie i ostro przystąpi do reform a przede wszystkim do monitoringu „swoich” szkół. Ale do tego jest potrzebna rewolucja personalna. Jeśli jeszcze w związku funkcjonują zwolennicy reformy od wewnątrz, to czas nadszedł. Kibicowałem ISSA, traktując te organizację jako Konia Trojańskiego reform. Ale teraz jestem za tym, aby mieli godnego konkurenta. Ja to rozumiem, wielu innych też.....ale czy jest w stanie pojąć to Chocimska?! Pytanie zostawiam otwarte. Na dobry początek Pan Prezes, wobec porażki prestiżowej w Sejmie, powinien zrezygnować z funkcji.
Ustawa, to naprawdę dopiero początek żmudnej drogi do likwidacji fatalnych skutków monopolu, a nie koniec. Warto o tym pamiętać i na tym obecnie się skupić.
Zbigniew Klimczak
A jak to odbiega od tego, o czym pisałem od lat, że panuje zasada; klient zapłacił, klient musi zdać. W domyśle, zdać bez względu na to, co potrafi. Taką cenę zapłacą żeglarze, choć nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy, za fatalny, niepotrzebny upór Związku w trwaniu przy monopolu.
Oczywiście są liczne wyjątki, sam odpowiadam na pytania o to gdzie dobrze szkolą. Dużo zależy od nowych podmiotów, które wystartują do MSiT - nie tylko z programami, ale i wnioskami o prawo egzaminowania. Nie wątpię, że wiele szkół nauczających wg programu PZŻ zrozumie wyzwania jakie stawia przed nimi brak monopolu. I to będzie wartość dodana do efektów ustawy. Drugą wartością dodaną stanie się upadek tych szkół, które będą trwać w błogim spokoju, spowodowanym monopolem. Obawiam się, że to może potrwać. Chyba, że?
Chyba, że w PZŻ nastąpi opamiętanie i ostro przystąpi do reform a przede wszystkim do monitoringu „swoich” szkół. Ale do tego jest potrzebna rewolucja personalna. Jeśli jeszcze w związku funkcjonują zwolennicy reformy od wewnątrz, to czas nadszedł. Kibicowałem ISSA, traktując te organizację jako Konia Trojańskiego reform. Ale teraz jestem za tym, aby mieli godnego konkurenta. Ja to rozumiem, wielu innych też.....ale czy jest w stanie pojąć to Chocimska?! Pytanie zostawiam otwarte. Na dobry początek Pan Prezes, wobec porażki prestiżowej w Sejmie, powinien zrezygnować z funkcji.
Ustawa, to naprawdę dopiero początek żmudnej drogi do likwidacji fatalnych skutków monopolu, a nie koniec. Warto o tym pamiętać i na tym obecnie się skupić.
Zbigniew Klimczak
Co do reformatorów - nowatorów w kręgach PZŻ, to kwestia może lat!
PZŻ czy PZMWiNW nie zostały jednak dotąd stricte sportowymi związkami więc nie mam większych złudzeń...
Mała niepoprawna nadzieja się jednak jeszcze tli...;))
Dopóki administracja państwowa będzie nadal cedowała zadania administracyjne dot. rekreacyjnego i turystycznego żeglowania na właściwe związki, dopóty będą problemy z monopolem...w turystyce i rekreacji żeglarskiej i motorowodnej!
Monopol upadł jedynie (co i tak wydaje się cudem) na szkolenia i egzaminy, ale nie na wydawanie "państwowych", narodowych patentów określonych w ustawie...
Oczywiście są jeszcze w obwodzie nadal ustawowe nieokreślone "uprawnienia zagraniczne" ze swoimi nieokreślonymi rodzajami certyfikatów...ale chyba nie o to chodziło. Ale wraz z uchyleniem dotychczasowej ustawy o KF te zapisy znikną...
Państwowych "uprawnień" nie wydaje się za granica na rekreacyjne, amatorskie żeglowanie poza kilkoma krajami na świecie i to także raczej dla swoich wód terytorialnych....
Diabeł tkwi w szczegółach , a one zostaną określone już w samym przyszłym rozporządzeniu do ustawy (według założeń i plotek z MI i MSiT do końca roku 2010).
Zainteresowane "poszkodowane" właściwe związki (PZŻ i PZMWiNW) bardzo mocno będą obecnie zabiegać o "właściwe" zapisy w tychże rozporządzeniach. I mają zagwarantowaną prawnie (ustawowo) pozycję przetargową i dalszy monopol... I wcale mnie to nie dziwi.
Ponieważ w samej ustawie dodano istotne zapisy demonopolizujące szkolenie i egzaminowanie (według określonego zatwierdzonego w MSiT systemu szkolenia i egzaminowania) ale nie określono jednoznacznie , że także same uprawnione przez właściwego ministra podmioty mogą wydawać polskie (narodowe) własne certyfikaty kompetencji żeglarskich, powstanie m.in. problem - jak mają wyglądać owe dokumenty?
Związek na pewno nie będzie tych dokumentów drukował z logo innej federacji poza własna oraz godłem i flagą RP...
I nikt związków do tego nie może zmusić, bo nie ma takiej formuły prawnej w ustawie o sporcie...
Czy czeka nas dwoistość certyfikatów?? i ilości i rodzajów stopni/patentów/certyfikatów czego w domyśle chciał uniknąć ustawodawca?
Czy narodowe certyfikaty kompetencji żeglarskich wydawane będą nadal z logo związkowym i godłem? Jakie będą stopnie / poziomy certyfikatów żeglarskich (wszak PZŻ ma inny system niż RYA,ISSA,PTTK,ZHP czy inne autonomiczne podmioty które zechcą szkolić i egzaminować na swoje autorskie programy szkolenia z określonymi stopniami kompetencji...zatwierdzane nota bene w MSiT...?
Czy właśnie sam minister określi w rozporządzeniu ,że mogą to być tylko dwa lub trzy, a może pięć stopni / patentów żeglarskich (jako narodowe certyfikaty żeglarskie), wydawane nadal przez właściwe związki żeglarski i motorowodny ???
Wszystko wskazuje ,że może się okazać ,że w kwestii rodzaju, zakresu kompetencji, formy dokumentów żeglarskich - monopol paradoksalnie, trwa nadal...
A może ministerstwo określi tylko dwa rodzaje zakresu uprawnień? Jeden rodzaj na wody śródlądowe i drugi na morskie?
Jeśli by tak było to w ramach turystycznego żeglowania należałoby określić maksymalny próg amatorskich uprawnień (kompetencji) na takie patenty/stopnie /certyfikaty:
1. do 24 m Lc na wody morskie
2. do 20 m Lc na wody śródlądowe
Bo poniżej 7,5 m Lc, to każdy klub i firma mogłyby (nieograniczona ustawą) wydawać po przeprowadzonym szkolenia, wystawiać własny rodzaj (wzór) dokumentu w RP...
Diabeł tkwi w szczegółach ... jeśli je zignorujemy, to może sie okazać ,że nawet wspólne "konsultacje" zainteresowanych federacji i związków pod nadzorem ONZ..., przepraszam! MSiT, będą bardzo, bardzo utrudnione jak mieszanie oliwy z wodą...
Rozwiązania wzorem RYA w PZŻ czy tym bardziej w PZMWiNW z uwagi na mentalne, historyczne, prawne odmienności raczej trudne do naśladowania i wprowadzenia...
Ku rozwadze...
Rafał J. Krause
Wieloletni instruktor: PZŻ, ISSA, PZMWiNW, PTTK i państwowy sportu też...;))
Pełny obraz "systemów szkolenia" powyższych federacji generuje moje pewne obawy...
Rafał Krause ma rację całkowicie, kiedy pisze, co jeszcze nas czeka i jakie są zagrożenia, ale.........?!
Popatrzmy pozytywnie! Anglicy, Szwedzi „strzygli swoje trawniki” kilkaset lat i jak nastała era współczesna nikomu do głowy by nie wpadło wprowadzać jakieś pozwolenia na „strzyżenie”. W Polsce żeglarstwo „trafiło pod strzechy” po wojnie, w atmosferze totalitaryzmu, z wszystkimi tego konsekwencjami. Aby się nie rozwodzić, my zaczęliśmy „strzyc trawniki” dopiero jakieś 20 lat temu, kiedy pojawiły się jachty prywatnych armatorów a na nich zaczęły żeglować nowe pokolenia. Jak dorosną, będą gotowe do żeglowania jak kiedyś młodzi Anglicy i Szwedzi A jak to już będzie trzecie i czwarte pokolenie, zapewne nie będą wiedzieli do czego służą uprawnienia i co to są za papierki. Mimo tego, w Polsce już po tak krótkim okresie, bo co to jest 20 lat w stosunku do 400. np. mamy jakie takie bezpatencie a tylko patrzeć, będzie jak u nich. Udało się po ponad 60. latach panowania monopolu, ten monopol obalić. Mamy napisane czarno na białym, że szkolić i egzaminować mogą INNE PODMIOTY!
Urzędnicy mogą jeszcze coś ratować, choć wątpię. Najważniejsze się stało. Czy jeszcze coś można zrobić? Oczywiście, ale bez względu na zakusy biurokracji, wszystko jest w zasadzie w rękach PODMIOTÓW i „zaliczek” na żeglarzy.
Podmioty mają do wyboru, czy podejść profesjonalnie do szkolenia a dochody traktować jako oczywisty efekt ciężkiej i odpowiedzialnej pracy lub dalej uznawać, że szybko, byle jak i do kasy.
„Zaliczki” muszą zrozumieć, że szkolenie, zdobycie wiedzy i umiejętności to sprawa bezpieczeństwa ich i ich rodzin, a nie wsadzenie do portfela kartonika na wypadek kontroli policji lub potrzeby czarteru jachtu.
Tego nie da się zadekretować w żaden sposób i nawet gdyby urzędnicy wychodzili że skóry i napisali wszystko co tylko się da w Rozporządzeniu, efektu to nie przyniesie. „Zaliczka” musi zrozumieć, że nie chodzi o byle szybko, byle tanio zdobyty (kupiony) kartonik, tylko o cos znacznie ważniejszego. W okresie panowania poglądu „Nicea albo śmierć” ponieśliśmy porażkę, ponieważ skokowe zmiany można dokonać tylko przy pomocy gilotyn, ale po raz pierwszy coś do świadomości ustawodawcy dotarło.
W efekcie „7,5 m”. Teraz złamanie monopolu – milowy krok do finału. Jeśli tylko zrozumiemy mentalność posłów i będziemy sobie przesuwać granice stopniowo. Gromkie, buńczuczne hasła, rozlegające się gdzie niegdzie, że ustawa bee.. bo nie wprowadziła całkowitej wolności, tylko sprawie szkodzą. Szkodziły poprzednio, szkodzą i teraz. Ludzie odpowiedzialni a zwłaszcza piastujący funkcje w stowarzyszeniach nas reprezentujących muszą to zrozumieć i zacząć myśleć.
Rafale, tak więc podzielając absolutnie Twój pogląd na to co nas czeka i zagrożenia, ja uważam, że teraz pora na reakcje „podmiotów” i zmianę mentalności „zaliczek”. Został stworzony mechanizm, kto jest mądry z niego skorzysta. To musi potrwać, ale zostawmy to zainteresowanym.
pozdrawiam wszystkich
Zbigniew Klimczak