JAK WYGLĄDAJĄ PRZYGOTOWANIA
Ludzie myślą, że przygotowania do trawersu Bałtyku to wiosłowania, wiosłowania, wiosłowania. Wiosłowanie oczywiście jest, ćwiczenia ogólnorozwojowe także, ale to nie wszystko. Człowiek przygotowujący się do ekstremalnego wysiłku w ekstremalnych warunkach musi także ćwiczyć odporność na zimno, niewygody. Czyli po prostu przygotować się mentalnie.
Nie wiem, czy to, że Krzysztof Buczyński ma już 50 lat to "plus" czy "minus". I jeszcze jedno - na kajaku nie będzie ogniska
W każdym bądź razie - poczytajcie sobie o przedrejsowej zaprawie zimowej Śmiałka.
Lista protektorów i sponsorów trawersu nadal otwarta.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
===============================
PIERWSZA AKLIMATYZACJA NA PLUSIE
Na wyprawę zimową trzeba zahartować organizm. Bzura zamarzła. Pływać nie można.
Sprawdzonym sposobem z poprzedniego roku są wyprawy rowerowe do puszczy. Razem z
Darkiem Wendrychowiczem wyjeżdżamy w sobotę rano. Temperatura od 0°C do +1°C. Szosa
czarna, jedzie się dobrze. Przeszkodą jest tylko silny, boczny wiatr. Czasami trzeba uważać,
aby nie zwiało nas z szosy. Przy skręcie do lasu boczna droga jest zalodzona. Jedziemy
ostrożnie.
Do puszczy wchodzimy prowadząc rowery. Jest Nowy Rok. Przy stojącym ciągniku
chłopaki świętują. Jeden z nich poznaje mnie. Witamy się i zaczynamy rozmowę. Okazuje się,
że Andrzej trenował u mnie Taekwon-do ponad 20 lat temu. W tamtym roku widywał mnie w
lesie na biwakach - mieszka niedaleko. „Kiedyś strasznie wiało”- mówi „mróz ponad -20°C, a
ty sam w lesie. Poczułem ulgę, kiedy zobaczyłem rano, że wracasz do domu”. Przez puszczę
Na wyprawę zimową trzeba zahartować organizm. Bzura zamarzła. Pływać nie można.
Sprawdzonym sposobem z poprzedniego roku są wyprawy rowerowe do puszczy. Razem z
Darkiem Wendrychowiczem wyjeżdżamy w sobotę rano. Temperatura od 0°C do +1°C. Szosa
czarna, jedzie się dobrze. Przeszkodą jest tylko silny, boczny wiatr. Czasami trzeba uważać,
aby nie zwiało nas z szosy. Przy skręcie do lasu boczna droga jest zalodzona. Jedziemy
ostrożnie.
Do puszczy wchodzimy prowadząc rowery. Jest Nowy Rok. Przy stojącym ciągniku
chłopaki świętują. Jeden z nich poznaje mnie. Witamy się i zaczynamy rozmowę. Okazuje się,
że Andrzej trenował u mnie Taekwon-do ponad 20 lat temu. W tamtym roku widywał mnie w
lesie na biwakach - mieszka niedaleko. „Kiedyś strasznie wiało”- mówi „mróz ponad -20°C, a
ty sam w lesie. Poczułem ulgę, kiedy zobaczyłem rano, że wracasz do domu”. Przez puszczę
prowadzimy rowery w głębokim śniegu. Wkrótce znajdujemy miejsce na biwak pośród
świerków i sosen. Wiatr wyje w koronach drzew. Nie rozbijamy namiotów.
Kładziemy karimaty i rozkładamy sprzęt biwakowy. Ja zbieram drewno, a Darek przerąbuje
gałęzie. Kiedy się ściemnia, rozpalamy ognisko i spożywamy kolację. Wysoko huk wiatru, ale
przy ogniu ciepło i zawsze czujemy niesamowity spokój. Życie staje się prostsze,
prawdziwsze. To mój „Dom pod Gwiazdami”.
Ognisko płonie. Wspominamy nasze przygody oraz słynną „wyprawę Endurance”.
Dawni polarnicy mieli o wiele gorzej. Kilkanaście miesięcy spędzili na lodowej pustyni.
Niesamowity trud, nadludzki wysiłek, zimo i głód, huraganowy wiatr i często brak nadziei na
ocalenie. A mimo to wielu z nich jak Sir Ernest Shackleton zawsze wracało na niegościnne,
lodowe pustynie.
Kładziemy karimaty i rozkładamy sprzęt biwakowy. Ja zbieram drewno, a Darek przerąbuje
gałęzie. Kiedy się ściemnia, rozpalamy ognisko i spożywamy kolację. Wysoko huk wiatru, ale
przy ogniu ciepło i zawsze czujemy niesamowity spokój. Życie staje się prostsze,
prawdziwsze. To mój „Dom pod Gwiazdami”.
Ognisko płonie. Wspominamy nasze przygody oraz słynną „wyprawę Endurance”.
Dawni polarnicy mieli o wiele gorzej. Kilkanaście miesięcy spędzili na lodowej pustyni.
Niesamowity trud, nadludzki wysiłek, zimo i głód, huraganowy wiatr i często brak nadziei na
ocalenie. A mimo to wielu z nich jak Sir Ernest Shackleton zawsze wracało na niegościnne,
lodowe pustynie.
Jesteśmy trochę zmęczeni i zaszywamy się w śpiworach. Darek narzeka, że nie widać
gwiazd. Śnieg ubija się pod karimatą. Trudno ułożyć się wygodnie. Wiatr wyje wysoko.
Wokoło ciemność…
„Idziemy grupą kilku osób i nagle schodzimy do podziemi. To jakieś lochy. Ktoś nas
prowadzi. Zna drogę. W półmroku korytarzy mijamy obojętnych, obcych ludzi. Schodzimy
na niższy poziom. Nagle zakręt i pośród tłumu gubimy się. Zostaję sam z jakąś dziewczyną.
Nie wiem którędy iść . Pod ścianami stoją łóżka, a w nich leżą ludzie. Labirynt zagęszcza się.
Wygląda na to, że niektórzy tutaj mieszkają. Ogarnia mnie strach, że nie znajdziemy wyjścia
i spędzimy tu resztę życia. Odczuwam, oddycham i z całych sił chce się stąd wydostać.
Jakaś dziewczyna mówi, że jesteśmy na trzecim poziomie i musimy iść w górę, strach
narasta. Plączą się drogi. Tracę nadzieję. Wreszcie cud! Przed nami wyjście. Na powierzchni
widzę rzekę pluszczącą na kamiennych progach. Słyszę wyraźny huk wody. Grupa ludzi z
plecakami szuka wejścia do podziemi. Tędy, proszę bardzo-wskazuję im drogę…”.
Otwieram oczy. Nade mną gwiazdy pośród gałęzi drzew. Znów jestem na Ziemi. Po
chwili zapadam w sen. Rano rozpalamy ognisko. Rozgrzewamy się gorącą herbatą. Mróz
jest niewielki. Po śniadaniu zwijamy sprzęt. Las jest piękny. Ostrożnie po zalodzonej drodze
docieramy do szosy. Wiatr znacznie mniejszy. Na ławeczce przystanku PKS wypijamy
herbatę. Od wielu lat siadamy w tym właśnie miejscu, obserwujemy drzewa i kontemplujemy
krajobraz. Zawsze w tej chwili marzę, abym mógł wrócić do malowania obrazów. Ale teraz
przede mną drugi szturm na Bałtyk.
Podobno na forum trwa dyskusja na temat wyprawy. Często pada pytanie: „Głupota
czy odwaga?”. Ale wyjaśnienie może być zupełnie inne. W przyszłości odpowiem na to
pytanie. Na pewno wiele wyjaśni lektura mojej książki „Trudna droga Vikinga”.
Sponsorzy mojej wyprawy: CEZIM, TRAMEX, KĘDZIORA, IMT LOGISTIC.
Patronat medialny: Ziemia Sochaczewska, Nowy Łowiczanin
Wyprawa jest motywacją do działania, do przestrzegania samodyscypliny. Siłą woli próbuję przełamać własne lenistwo, zniechęcenie, depresję, wygodnictwo, słabość. Sam mobilizuje się do aktywności i podejmuję wysiłek. Nikt mnie do tego nie zmusza, wręcz przeciwnie- wolne dni zachęcają do bezczynności. Ale ja zawsze szedłem swoją drogą, na przekór utartym schematom. Szukając natchnienia, motywację znalazłem w spartańskiej filozofii i stylu życia. Twarde, surowe warunki hartują osobowość człowieka. A cel daje nadzieję i szansę.
W Święto Trzech Króli wyjeżdżam rowerem do puszczy. Po 2 godzinach docieram do lasu. Godzinę prowadzę rower brnąc przez głęboki śnieg. Obozuję na starym miejscu. Zbieram gałęzie i rąbie na mniejsze kawałki. Przy ognisku spożywam posiłek. Jestem trochę zmęczony. Chwila relaksu i medytacji. Odgarniam butami głęboki śnieg i układam karimatę pod wysoką sosną. Leżąc w śpiworze rozmyślam o wyprawie. Analizuję warianty, myślę nad taktyką ataku. W nocy budzę się kilkakrotnie. Twarda karimata na mokrym śniegu nie jest wygodnym tapczanem. Nad ranem budzi mnie kropiący deszcz. Śpiwór moknie, skarpety mokre i marzną mi stopy. Nie mam namiotu ani tropiku i muszę przetrwać do świtu. Próbuję zasnąć. Krople deszczu uderzają w śpiwór i drażnią mi nerwy. Dla poprawy nastroju zjadam pół czekolady. Rano wypełzam z mokrego śpiwora. Rozpalam ogień. Po śniadaniu pakuję sprzęt na rower. Po 2 godzinach marszu w głębokim śniegu docieram do szosy. 2 godziny jazdy rowerem i jestem w domu. Przy kaloryferach suszę mokre rzeczy i śpiwór.
Rano po śniadaniu pakuję ponownie sprzęt i wyjeżdżam na drugi biwak. Po 2 godzinach zjeżdżam z szosy na drogę do puszczy. Perspektywa jazdy około godziny po lodzie nie jest zachęcająca. Szybko skręcam do lasu. Około godziny przepycham rower przez głęboki śnieg. Jestem cały mokry od potu. Z leśnej drogi prowadzę rower w głąb lasu. Po pół godzinie zatrzymuję się pod wysoką górą. Wszędzie ślady jeleni. Butami odgarniam śnieg i pzygotowuję platformę na nocleg. Wbijam kije od namiotu i rozkładam tropik. Tym razem nie mam zamiaru moknąć. Znoszę i przerąbuję suche gałęzie. Zapada zmrok. Gorąca herbata, kanapki i relaks przy ognisku. W ciemnościach słychać szczekanie psów. Kuchenka gazowa zaczyna szwankować. Kończy się drewno. Zapada ciemność. Wciągam karimatę pod tropik, przy świetle latarki. Jest dosyć ciepło- albo 0° albo niewielki mróz. Postanawiam spać bez puchowej kurtki. Budzę się w nocy często. Nie mogę zasnąć, więc zjadam kanapkę. Wiercę się na twardej karimacie. Tropik chroni przed deszczem, ale nie widać nieba i czuję się trochę niepewnie. Ale śpiwór jest suchy. Ciągle przewracam się z boku na bok i zjadam resztę kanapek, przeznaczonych na śniadanie. Jest twardo i niewygodnie i trochę zimno.
Wreszcie świat się rozjaśnia. Bieg pod górę trochę rozgrzewa. Otuchy dodaje gorąca herbata i śniadanie z orzechów ziemnych. Po śniadaniu zaczyna świecić słońce. Jest ciepło i wspaniale. Las ożywa, jest przepiękny. Chwila medytacji pod sosną, a potem trening form karate na śniegu. Psychika i umysł wchłaniają wspaniałą teraźniejszość. Nie ma przeszłości i przyszłości. Jest tylko teraźniejszość i jej potęga jak w książce Eckharta Tolle.
Ale czas mija i trzeba wracać jeszcze raz do cywilizacji. Z leśnej drogi słyszę rozmowy maszerujących ludzi. Zwijam wilgotny tropik. Pakuję na rower sprzęt i w drogę. Po trzech godzinach marszu i jazdy rowerem docieram do domu. Wieczorem relaks na saunie.
Czterodniowy obóz na powietrzu o maleńki krok przybliża mnie do WYPRAWY.
Patronat medialny: Nowy Łowiczanin, Ziemia Sochaczewska
ZBROJA WIKINGA
MOTTO:
Dałeś mi Panie zbroje, dawny kuł płatnerz ją
W wielu pogięta bojach, w wielu ochrzczona krwią
W wykutej dla giganta potykam się, co krok
Bo jak sumienia szantaż uciska lewy bok
Magicznych na niej rytów dziś nie odczyta nikt
Ale wykuta z mitów i wieczna jest jak MIT
Do ciała mi przywarła , Przeszkadza żyć i spać
A tłum sie cieszy z karła, co chce Giganta grac
A taka w niej powaga dawno zaschniętej krwi
Że czuje jak wymaga i każe ROSNĄĆ MI
Być może – nadaremnie lecz stanę w niej za STU
Zdejmij ja Panie ze mnie, jeśli umrę podczas snu
JACEK KACZMARSKI
Fizyczna siła i wytrzymałość to za mało, aby pokonać morze Bałtyckie. Potrzebna jest odpowiednia taktyka. Jeśli idziesz w nieznane, musisz sam metodą prób, błędów i intuicji odnaleźć sposób i drogę, a do tego trafić na odpowiednią pogodę. „FORTITUDINE VINCIMUS” – zwyciężymy wytrwałością. To motto rodu wielkiego polarnika Sir Ernesta Shackletona. I tego motta przestrzegam sam i uczę moich zawodników. Wąski, lekki kajak użyty w pierwszym szturmie doskonale spisywał się wśród wysokich fal, ale tego dnia Żywioł nie dał nam szans. ,,Głupota czy odwaga” – pytają dyskutanci na forum. A co było pod Termopilami? 300 przeciwko 2 milionom. A w Polsce 40 do 1 pod Wizną?
,,Można się cofnąć i obejść skalny próg
Lecz nam się zachciewa trudnych dróg
Jak marszu w pierwszej linii w wojny czas” (W.Wysocki)
W tym roku spróbujemy innego wariantu. Szturm z Bornholmu. Dłuższy i cięższy kajak. Aby chronić szeroki kokpit potrzebna jest dobra osłona, która jak zbroja ma chronić kajakarza i łódź przed ciosami lodowatych fal. Ta ,,zbroja Vikinga” zostanie wykonana w firmie ,,DI Sport” z Poznania.
Razem z Jankiem Ścigockim, sportowcem, doskonałym maratończykiem wyjechaliśmy o 5 rano i po 6 godzinach mogłem poznać właścicielkę firmy. Izabela Dylewska, najlepsza i najsławniejsza polska kajakarka oraz gwiazda sportu światowego. Doskonała sportsmenka i wspaniała kobieta. Wielokrotna mistrzyni świata i Europy oraz medalistka olimpijska. Dla mnie postać doskonała, legendarna. Wzór wytrwałości, pracowitości, waleczności. Doskonały przykład do naśladowania dla młodego pokolenia.
Przed firmą Mistrzyni zaprosiła nas do środka i natychmiast wyjechała do innych zajęć.
Razem z Ryszardem Rospendą i Andrzejem Wierszyckim uzgadniam kształt, rodzaj materiału, długość suwaków. Ale mnie to nie wystarczyło. Powiedziałem, że nie wyjadę z firmy bez krótkiej rozmowy i pamiątkowego zdjęcia z Mistrzynią. Ostatecznie bez osłony kokpitu można jakoś płynąć, ale nie można przegapić spotkania z tak wybitną Osobowością i wspaniałą Sportsmenką.
,,Zwyciężymy wytrwałością”. Za godzinę Iza przyjechała i do Sochaczewa wróciliśmy z pamiątkowym zdjęciem. Mistrzyni zaprosiła mnie na spotkanie w przyszłości, na prelekcję o mojej wyprawie. Będzie to dla mnie zaszczyt, a poza tym doskonała promocja Sochaczewa.
Po 2 miesiącach nawiązałem kontakt z Jurkiem Różańskim, kapitanem jachtu ,,ELTANIN”. Doskonały okręt, doskonała załoga. Krótka rozmowa, krótka odpowiedź: - ,,Jestem gotów do wypłynięcia w każdej chwili!”.
Latem w Kołobrzegu nawiązałem kontakt z właścicielem i szyprem łodzi do połowów wędkarskich. Zgodzili się towarzyszyć ,,Vikingowi” podczas wyprawy. Może być kilka ataków, kilka wariantów.
Z początkiem lutego chciałbym przewieźć ,,Vikinga” do Kołobrzegu. Pomoc w transporcie zadeklarował pan Mirek Kaczorowski, TRAMEX oraz motocykliści.
Sponsorzy wyprawy:
LIGA MORSKA KOŁOBRZEG
Patronat medialny: ZIEMIA SOCHACZEWSKA, NOWY ŁOWICZNIN
Dodatkowe informacje na facebooku:
http://www.facebook.com/pages/Kajakiem-Przez-Baltyk/164457146932063