GAZETĘ WYBORCZĄ czytuję codziennie, chociaż czasami złości mnie ona niepomiernie. Nie będę wyłuszczał co mnie w tej gazecie wkurza, ale Adamowi Michnikowi muszę zapisać na plus, że drukuje tam także autorów o diametralnie różnych orientacjach, drodze życiowej, doświadczeniach. I to mi sie podoba, że mogę w niej przeczytać oryginalne teksty (nie omówienia !) zarówno Stefana Niesiołowskiego, jak i Magdaleny Środy. W tym okienku czytaliście już wielokrotnie różne teksty. Z jednymi się zgadzam, z innymi absolutnie nie. Bywa też, że pojawiają się opinie, propozycje, dezyderaty w stosunku do których nie mam zdania, choćby z braku kompetencji.
Dziś podrzucam Wam artykuł dyskusyjny profesjonalistów - Jędrzeja Porady i Leszka Sołtysika, których poznaliscie już najlepiej podczas szczecińskiej konferencji. Bardzo dziękuję, proszę o bisowanie. Jestem zaszczycony że to właśnie za pośrednictwem tego okienka poznacie tezy szczecińskich kapitanów.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_________________
Jędrzej Porada i Leszek Sołtysik
JAKIE BĘDĄ KOMPETENCJE ŻEGLARZY MORSKICH
(Materiał dyskusyjny)
Pozyskana wiedza o współczesnej żegludze morskiej na kursach żeglarskich nie jest wartością stałą.. Postęp rozwoju nauki, technologii, techniki i organizacji w sferze gospodarki i transportu morskiego jest procesem ciągłym. Przykładem tego jest fakt, że w okresie 6 lat podwajają się zasoby wiedzy, jakimi dysponuje ludzkość. W XX wieku nagromadzono więcej wiedzy niż w ciągu całej historii ludzkości”[1].
Wzrasta natężenia ruchu, zmieniają się dotychczasowe sposoby prowadzenia statków na rzecz doskonalszych metod opartych na nowoczesnych urządzeniach nawigacyjnych i monitoringu strumienia ruchu statków oraz indywidualnych jednostek - podobnie jak w lotnictwie. Tego wymaga współczesna ekonomika i bezpieczeństwo żeglugi.
Do tych zmian muszą dostosować swoją kompetencje wszyscy użytkownicy szlaków morskich, system szkolnictwa morskiego, edukacji i wyszkolenia żeglarskiego, administracje morskie oraz przed wszystkim "sezonowi" żeglarze morscy – amatorzy.
Narastający problem kompetencyjny w polskim żeglarstwie morskim polega na tym, że w odróżnieniu do innych dziedzin sportów komunikacyjnych ( np. lotniczych , samochodowych itp.) o kwalifikacjach morskich "sportowców" decyduje Minister Sportu a nie specjalistyczny resort państwowy odpowiedzialny za bezpieczeństwo.
Kompetencja – jak definiuje to A. Walczak - to szczególna zdolność osoby uwidaczniająca się w wykonaniu na poziomie wyznaczonym przez społeczne (zawodowe) standardy w adekwatnym zachowaniu się, ze świadomością potrzeby i skutków takiego działania oraz w odpowiedzialności za podjęte decyzje[2]. Aspekt kompetencji nawigatorów oraz kapitanów statków i jachtów odnosi się do integralności wiedzy i umiejętności profesjonalnych, świadomości wykonywania nałożonych obowiązków oraz pełnej odpowiedzialności za decyzje[3] (rys. 1).
Rys. 1. Struktura kompetencji
Każdy oficer nawigacyjny, a w szczególności kapitan, powinien podnosić swoje kwalifikacje, aby sprostać systematycznie wzrastającym wymaganiom. Jest to ustawiczny proces o którym zapominają amatorzy morskiego jachtingu motorowego i żaglowego. W szczególności dotyczy to:
- pogłębiania wiedzy i zdobywania nowych doświadczeń na poziomie współczesnych wymogów i standardów bezpieczeństwa;
- kształtowania świadomości czyli zdolności zdawania sobie sprawy
i dostrzegania zmian otoczenia, zdolności umysłu do odzwierciedlania obiektywnej rzeczywistości i myślenia uwarunkowanego społecznymi formami życia i pracy zawodowej człowieka;
- pogłębiania obowiązku moralnego i prawnego za swoje czyny i ponoszenia za nie konsekwencji.
Jest to proces trudny i wymagający przemyśleń i wysiłku, także w działalności edukacyjnej.
Naukowcy a często i praktycy zwracają uwagę, że w każdym żeglarzu wyruszającym na morze jest trochę nieracjonalnego romantyzmu, coś z motywacji Alaina Gerbaulta szukającego szczęścia w ucieczce od świata i jego cywilizacji na dalekie morza.. Co roku zwiększa się ilość osób mustrujących na duże i małe żaglowce, aby przeżyć "trud istnienia" oraz autentycznej walki z żywiołem morskim nieskażonym współczesną cywilizacją. Spodziewają się, że jednocześnie może to być fascynujące doświadczenie samego wysiłku. słabości, może strachu i niewygód, które od tysięcy lat przeżywali żeglarze.
Przestrzeń otwartego morza była zawsze synonimem nieograniczonej wolności człowieka i w takim przekonaniu wielu żeglarzy wyrusza na morze, przeżywając wkrótce po wypłynięciu z zacisznego baseny jachtowego przykre rozczarowanie.
Pierwszym zaskoczeniem dla okazjonalnych żeglarzy może być duży ruch statkowa różnego typu nie respektujących wcale uprawnień czy trudności manewrowych żaglowców . Intensywność ruchu floty komercyjnej w strefie brzegowej stale wzrasta, a dla początkującego żeglarza reguły tego ruchu są często trudne do zrozumienia . Potrzebna jest tu dobra znajomość wymogów nawigacji, oznakowania, planu pogłębionych torów wodnych, stref zamkniętych dla jachtów, zasad monitorowania ruchu i ograniczonych możliwości manewrowych statków.
Udaną próbę przedstawienia szerszego kompleksu zagadnień mających wpływ na bezpieczeństwo małych jednostek morskich podjęto wiosną 2004 roku na konferencji "Bezpieczeństwo w Jachtingu" w Akademii Morskiej w Szczecinie. Niestety, wydaje się, że poruszone wówczas problemy nie dotarły do świadomości ogółu morskiej braci żeglarskiej i decydentów Polskiego Związku Żeglarskiego. Śpimy spokojnie a nawet ironizujemy, tak jak gdyby nie było tragicznego zatopienia "Janosika", "Bieszczad", "Rrzeszowiaka" 4 i wielu innych jachtów " rozjechanych" prawdopodobnie przez statki..
Niepokoi również brak perspektyw poprawy rzeczywistego poziomu bezpieczeństwa małych jednostek na obszarze naszej morskiej strefy brzegowej z przyczyn nie tylko obiektywnych. Żywiołowa komercjalizacja i prywatyzacja , otwarcie żeglugi w morskiej strefie brzegowej dla małych niezatapialnych jednostek ze śródlądzia, przyczyniło się do obniżenia kwalifikacji morskich załóg.
Na ten problem nakłada się wprowadzana w ostatnich latach redukcja załóg pełnomorskich statków komercyjnych. Powszechne stało się pełnienie wachty nawigacyjnej na mostku statku przez jedną osobę , oraz rosnący zakres obowiązków wszystkich członków załóg na statkach.
Coraz gorzej w zakresie morskiego szkolenia żeglarskiego i motorowodnego wygląda sytuacja nie tylko na Wybrzeżu. Część kursów na kolejne stopnie morskie odbywa się w ośrodkach śródlądowych, z dala od odpowiedniego zaplecza dydaktycznego i fachowego, a wiedza weryfikowana jest tylko na podstawie stażu i egzaminu tj. kontroli kwalifikacji formalnych ( uzyskanych patentów).
Pomimo znanych braków w tym zakresie podkreślanych w orzecznictwie Izb Morskich- dotychczasowe kompetencje polskich żeglarzy morskich oceniane są w świecie dość wysoko głównie dzięki aktywności osobistej i ustawicznemu kształceniu.
W ostatnich miesiącach środowisko morskich żeglarzy na Wybrzeżu oraz zawodowych marynarzy poruszone zostało postanowieniami zawartymi w kolejnych wersjach Projektu Rozporządzenia Ministra Sportu w sprawie uprawiania żeglarstwa - wprowadzającym istotne zmiany w zakresie zdobywania uprawnień do samodzielnego prowadzenia jachtów żaglowych szczególnie na wodach morskich. Ostania wersja Rozporządzenia z dnia 02. 06. 2006 r. została ostatecznie podpisana.
W Rozporządzeniu na wniosek "środowiska żeglarskiego" wprowadzono istotne zmiany dotychczasowych wymogów żeglarskich kwalifikacji morskich dla przyszłych sterników morskich i kapitanów jachtowych. Nie będzie już konieczności zdawania egzaminu końcowego natomiast wystarczy tylko staż na jachcie morskim.
Oczywiście można zgodzić się z ideą pewnych uproszczeń formalnych dotyczących żeglarstwa rekreacyjnego i sportowego na wydzielonych akwenach np. śródlądowych czy morskich wodach wewnętrznych odpowiednio bezpiecznych lub zabezpieczonych,, natomiast każdy żeglarz poruszający się na morskich szlakach komunikacyjnych i na otwartym morzu staje się automatycznie pełnoprawnym uczestnikiem zorganizowanego i zdyscyplinowanego międzynarodowego ruchu żeglugowego i musi mieć świadomość odpowiedzialności, konsekwencji, wymogów i zagrożeń stąd wynikających.
Z analizy kilkuset wypadków polskich jachtów morskich i tysięcy wypadków w jachtingu światowym opisywanych na cyklicznych konferencjach "Bezpieczeństwo w Jachtingu" wynika, że bezpośredni wpływ na ogrom tragedii ludzkich na morzu obok sytuacji losowych ma wpływ[4]:
1. Wyszkolenie załogi jachtu morskiego (niezależnie od jego wielkości) w zakresie: Międzynarodowego Prawa Drogi Morskiej, organizacji ruchu morskiego, systemów meldunkowo-kontrolnych i przepisów lokalnych, ratownictwa morskiego, meteorologii, łączności - poprzez specjalistyczne wykłady, ćwiczenia i laboratoria ( symulatory komputerowe). Dotychczasowe wyszkolenie w ty zakresie było i jest daleko nie wystarczając i pobieżne, a w omawianym Rozporządzeniu nie przewidywane.
2. Wyszkolenie manewrowe na silniku i żaglach jako podstawowa umiejętność w różnych warunkach i na różnych akwenach,, przy małej i nie wykwalifikowanej załodze ogranicza skuteczność manewru. Nasuwa się podstawowe pytanie, kto i jak ma w przyszłości szkolić owych stażystów na jachtach morskich, skoro poza stażem nie przewiduje się sprawdzania ich wiedzy teoretycznej i praktycznej?.
3. Wyszkolenie w obsłudze posiadanego na burcie sprzętu elektronicznego umożliwiającego prowadzenie nawigacji, odbiór komunikatów "Meteo" i ich interpretacje oraz w obsłudze innych elektronicznych pomocy nawigacyjnych.
4. Wyszkolenie w zakresie bezpiecznej obsługi sprzętu i urządzę gaśniczych , instalacji gazowych, wodnych, ratowniczych oraz procedur i zasad w ratowaniu "Człowieka za burtą"
W Rozporządzeniu podkreśla się ułatwienia, lecz poza ogólnikami nie ma słowa o programach szkolenia, co w domyśle można rozumieć jako przekazanie ich Polskiemu Związkowi Żeglarskiemu i Motorowodnemu. Podobnie jak w innych krajach należy stworzyć listę instruktorów – kapitanów jachtowych i motorowodnych specjalizujących się w problematyce morskiej, którzy mogliby świadczyć odpłatne usługi z w/w tematów dla armatorów i skiperów, chcących uzupełnić swoje kwalifikację na ich jachtach. W zależności od potrzeb mogą być organizowane również stacjonarne zgrupowania szkoleniowe.
W zakresie dokształcenia morskiego można wykorzystać potencjał dydaktyczny i sprzętowy uczelni morskich uwzględniający światowe tendencje edukacyjne w formie: studiów podyplomowych, kursów specjalistycznych kwalifikacyjnych na wyższe stopnie morskie itp.. Są to formy stosowane, skuteczne, lecz drogie i czasochłonne. Tańsze i coraz częściej stosowane są szkolenia na odległość z wykorzystaniem Internetu.
W Rozporządzeniu nie poruszono również problematyki żeglarstwa zawodowego.
W tak istotnych sprawach powinny wypowiedzieć się przedstawiciele wszystkich kompetentnych morskich środowisk żeglarskich i całego środowiska ludzi morza, aby nie niszczyć tego co było dobre, lecz poprawić to co było złe. Tylko wówczas żeglarze i motorowodniacy morscy mogą być traktowani jako partnerzy, a nie tylko jako okazjonalni amatorzy - będących podmiotem 90 % kosztownych akcji ratownictwa morskiego.
Pełny tekst Rozporządzenia jest zamieszczony na stronie internetowej Ministerstwa Sportu (w BIP) http://bip.msport.gov.pl/download/bip/rozporzadzenie
-------------------------------------------------------------------------------
[1] Pamir Fazlagić, Szkoła jako instytucja ucząca się, w: Nauczanie metodą projektów, pod red. B.D. Gołobniak, WAM Poznań 2002, s. 33.
[2] Por. A. Walczak, Rozważania nad kompetencjami marynarzy, Wyd. WSM Szczecin, w „Konwencja STCW-95”, materiały sympozjum naukowego, 1998, s. 72-81.
[3] A. Walczak, Proces rozwoju kompetencji zawodowych. Materiały IV Międzynarodowej Konferencji Naukowo-Technicznej, Świnoujscie 18-21.05 2006R. Wyd. AM Szczecin (Zeszyty Naukowe AM Nr. 83 s. 356-.
[4] Materiały Ogólnopolskich Konferencji Bezpieczenstwo w Jachtingu - ostatnia Konferencja w dn. 24.05.2004 r. zorganizowana w AM w Szczecinie.
________________________________
poproszę o klik rankingowy (obok):
Czytając ten tekst mogę dojść do wniosku, że mieszkańcy niektórych krajów już z mlekiem matki wysysają pełnię wiadomości pozwalających prowadzić własne jachty po morzu. Natomiast nam, Polakom, sprawy morskie są tak obce, że jedynie wieloletnie szkolenie na poziomie akademickim pozwala nam zdobyć wiedzę konieczną do prowadzenia jachtu po morzu.
Oczywiście, nadmiar wiedzy nikomu nie zaszkodzi, ale nie może stanowić ona granicy, którą może przekroczyć jedynie nieliczna grupka osób. Rezultat takiej polityki, realizowanej od ponad pół wieku, jest obecnie aż nadto widoczny w ilości jachtów pod polską banderą.
Nie rozumię też stwierdzenia o tysiącach interwencji służb rztowniczych. Czy to znaczy, że każdy z polskich jachtów morskich kilka razy wzywał pomocy?
Edward Zając
Taka postawa jest właściwa osobom, które z racji wykonywanego zawodu zajmują się "ustawicznym podnoszeniem kwalifikacji kadr morskich". Niestety jest to wizja osoby nie mającej pojecia czym dla amatora jest żeglarstwo morskie oraz praktyka profesjonalisty jak sobie z tym radzić. Zadziwia mnie fakt przywołania przez profesjonalistów nastepujących argumentów o znikomej wartości:
1. z analizy kilkuset (!) wypadków polskich jachtów morskich - zadziwiająca ilość lecz chyba kilkaset co znaczy od 300 do 900 to chyba liczba nadzwyczaj duża,
2. "Rzeszowiak" chyba nie został jednak "rozjechany" wg mojej wiedzy,
3. wiele innych jachtów rozjechanych przez statki - można tylko powoływać się tylko na konkrety.
4. koszty ratownictwa i 90% przypadków - być może to prawda jeśli wliczymy w to serferów i plażowiczów na materacach. Przepisy prawne o ratownictwie są jasne i czytelne i pozwalają w uzasadnionych przypadkach rościcić o zwrot kosztów.
Panowie kapitanowie muszą zdac sobie sprawę, że tak naprawdę tylko w interesie skipera jest nie dać się "rozjechać", bo szkody w statku będą żadne (vide: Bieszczady - Lady Elena odjechała) i jednak im się to udaje i winni przywołać taki argument, że niewątpiwie na Zatoce Gdańskiej znacząco wzrósł ruch statków profesjonalnych i rekreacyjnych, jest monitoring, tory wodne, znaki - wręcz wszystko. I co ? Nie ma wypadków!!! Cóż to może oznaczać?
Niestety z listu przebija ewidentna chęć ustalenia kolejnej "listy uprawnionych" i "wykorzystania bazy i kadry akademii morskich". Naprawdę Panowie szkolcie profesjonalne firmy i z nich dojcie kasę na szkolenia odpowiednio droższe, bo obowiązkowe.
A co do profesjonalistów to 10 lat temu na mostku też słyszałem jak "Tato" mruczał na podejściu do Gdańska: "O zmowu moczydupy". I tak pewnie już zostanie.
krzysztof klocek
"2. "Rzeszowiak" chyba nie został jednak "rozjechany" wg mojej wiedzy"
Właśnie! "Rzeszowiak" z "rozjechaniem" nic wspólnego nie miał, natomiast jeśli chodzi o zaginięcie "Janosika" sprawa jest do dziś niewyjaśniona - jacht zaginął z całą załogą i domniemanie o "rozjechaniu" nadal pozostaje domniemaniem - mógł też zderzyć się z pływającym przedmiotem (np. kontenerem) lub zostać celowo staranowany przez jakiś bratni okręt... dowodów nie ma żadnych.
Robert
"1. z analizy kilkuset (!) wypadków polskich jachtów morskich - zadziwiająca ilość lecz chyba kilkaset co znaczy od 300 do 900 to chyba liczba nadzwyczaj duża,"
Ano właśnie! Kilkaset wypadków w Polskim żeglarstwie! Teraz już wiem dlaczego tak mało mamy polskich jachtów - wyginęły "rozjechane" przez komercyjne statki... Nie ma więc racji Don Jorge i inni, którzy twierdzą, że to przez restrykcje, koszty, przeglądy ;-) Znaczyłoby to, że tacy Szwedzi i Anglicy, albo mnożą się i swoje jachty jak króliki, albo są tacy genialni i morsko obyci.... sądząc po tym ile jachtów morskich jest tam zarejestrowanych ;-)
Jeżeli niejaki Robert Hoffman wypisuje swoje komentarze, to wiadomo: "sfrustrowany oszołom, który ma pretensje do całego Świata, że nie udało mu się zrobić kolejnych stopni, a chce żeglować po morzu...", natomiast jeśli utytułowani naukowcy i profesjonaliści "smażą" oficjalny tekst, to powinni bardziej zważać na wiarygodność tego co piszą.
Robert
Nie przesadzajmy, nie chodzi o to czy interwencji bylo tysiące, czy setki. Ważne jest, by ograniczyć ilośc niezbędnych do minimum. Jednym ze srodków jest dobre wyszkolenie żeglarzy (nie egazminy i patenty tylko realna wiedza i umiejętności).
O ile rozumiem autorów, to wskazują na to jaka wiedzę PRAKTYCZNĄ powinni miećich zdaniem żeglarze i stawiaja tezę, że obecnie uczy sie ich czegos innego - niekoniecznie przydatnego.
To nie przesada, jeśli podejmuje się dyskusję to nie wolno przerysowywać sytuacji, bo takie przerysowanie służy tylko osiągnięciu zamierzonych celów (vide: ministry kradną, bo o 0600 zatrzymano jednego z nich co potwierdza tezę JEST ŹLE). Istotnym jest przekazanie obiektywnego obrazu , z którego wynika tylko tyle, że wypadki się zdarzają, że WARTO się szkolić aby ich uniknąć itd. Jeśli panowie kapitanowie uważają za przydatne przekazywanie wiedzy to ja cieszę się z otwarcia zasobów dydaktycznych akademii morskich (bo warto!). Ustawa o działalności gospodarczej nie zabrania organizować takich kursów. Tylko na miłość boską nie twórzmy rynku przez obowiązkowe ustawy (i cen odpowiednio wyższych)!! A takie intencje wg mnie przebijają w opracowaniu panów kapitanów.
pozdrawiam
krzysztof klocek
Pewnie, jako niekompetentny (i do tego wrogo nastawiony), powinienem się w ogóle nie odzywać, ale na szczęście nikt mnie jeszcze nie zakneblował, ani dostępu do klawiatury nie odebrał...
Z wieloma tezami tego artykułu nie można się nie zgodzić, ale z głównymi jednak nie mogę... Najbardziej rażące jest dla mnie to, że żeglarzy obwinia się głównie o to, że gnani tym samym co powodowało Alaina Gerbaulta, w ogóle próbują odbic od brzegu, a tam tankowce i gazowce itd. pływają z jednoosobową załogą na mostku zdając się na autopiloty i praktycznie NIE PROWADZĄC OBSERWACJI - tak właśnie wygląda tzw. "dobra praktyka morska" w profesjonalnym wydaniu???... To właśnie wydaje mi się szczególnie chore - "Bieszczady" zostały rozjechane przez gazowiec mimo iż manewrowały w celu uniknięcia zderzenia (narysy na mapie!), gazowiec nie zmienił kursu i w zasadzie nie zauważył że coś po drodze rozjechał. To jest tak, jakbyśmy pozwolili kierowcom TIRów na jazdę bez ograniczenia prędkości niezależnie od tego czy na drogach są jeszcze inni użytkownicy - piesi, rowerzyści, kierowcy maluchów, furmanki.... Profesjonalna żegluga po morzach i oceanach w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat została kompletnie wynaturzona - zawierzono cudeńkom nowoczesnej techniki zapominając o zdrowym rozsądku i poczuciu odpowiedzialności. To nie zmniejszone przez Ministra Sportu i pezetżeta (nasz arcyzwiązek) kompetencje żeglarzy, amatorów -czyli miłośników morza, żagli i żeglowania - są najpoważniejszym zagrożeniem a arogancja i wynaturzenia profesjonalistów, którzy ze swej i swoich zleceniodawców pazerności nie bedą omijać jachtów, bo "BUSINESS FIRST !!!", gapiąc się w telewizorki swoich radarów i GPSów!
Zdaję sobie sprawę, że zagrożeń na morzu jest wiele i że najpoważniejszymi z nich są właśnie PROFESJONALIŚCI. Nie zmieni to jednak faktu iż zamierzam wyruszyć na morze małą łódką i nikt nie odbierze mi tego prawa i zrobię to mimo zakazów i opinii pezetżetów, ministrów i profesjonalistów. Jest to moja niezawisła decyzja, ale nie jestem idiotą i jeśli uznam, że to dla mnie za trudne czy zbyt uciążliwe - zawrócę. Mam prawo do podejmowania samodzielnego ryzyka, niezależnie od tego czy się to komuś podoba, czy nie. Odpowiedzialność za ewentualne niepowodzenie biorę całkowicie na siebie i nie proszę nikogo o błogosławieństwo.
Panowie profesjonaliści nie wiedzą, że jednymi z ostatnich NORMALNYCH ludzi na tym, popapranym Świecie, pozostali właśnie marzyciele w stylu Alaina Gerbaulta, a ci utytułowani i poszufladkowani zapomnieli już co to jest prawdziwe życie, wierząc w swoje sztucznie tworzone prawa i zasady jak w prawdy objawione...
Pozostając z szacunkiem dla wiedzy i praktyki
Robert
PS: Razi mnie użyty w niektórych fragmentach artykułu pseudonaukowy żargon - niektórzy utytułowani lubią się nim popisywać , bo on ma nobilitować ich i ich wypoiedzi na tle zwyczajnie wypowiadanych słów przez zwykłych ludzi... To trochę świadczy o wybujałym ego i chęci podwyższenia poczucia własnej wartości przez używających takich sformułowań...
Coś tym panom się pozajączkowało... Chociaż, nie... panowie szykują sobie grunt do:
"Podobnie jak w innych krajach należy stworzyć listę instruktorów – kapitanów jachtowych i motorowodnych specjalizujących się w problematyce morskiej, którzy mogliby świadczyć odpłatne usługi z w/w tematów dla armatorów i skiperów, chcących uzupełnić swoje kwalifikację na ich jachtach"
Inspektorzy "załatwili sobie" kasę za przeglądy techniczne więc nic dziwnego, że ich śladem chcą iść inni...
Tylko właściwie po co? Przecież parę akapitów wyżej jest stwierdzenie:
"kompetencje polskich żeglarzy morskich oceniane są w świecie dość wysoko głównie dzięki aktywności osobistej i ustawicznemu kształceniu."
Czyli jednak polscy żeglarze nie muszą mieć bata nad sobą, żeby podnosic kwalifikacje?
No, np udało im się zatopić Rzeszowiaka w wyniku "rozjechania" przez statek. Jeśli taka jest znajoność pozostałych wypadków (ba, "kilkuset wypadków"), to i czemu się dziwić. BTW, jak uruchomisz Lego i zadzwonię do Ciebie po hol, to już będzie wypadek, czy jeszcze nie?
Tia... panowie się marnują... powinni pisać horrory.
"...bo to, Panie Kierowniku, pijak i złodziej. Bo każdy pijak to złodziej"
- nie ma zmiłuj - każdy jacht przynajmniej jeden raz musi dać się przejechać, bo inaczej należałoby nazwać porefsjonalistów - konfabulatorami :) Czy panowie dopuszczają rozjechanie "per procura" albo "in effigo"? W pierwszym wypadku moge udostepnić "profesjonaliście" jacht dobrze ubezpieczony w drugim zdjęcie dobrej jakości.
Hasip
Panowie nie manipulujcie danymi o rzekomym totalnym przeciążeniu SAR-u akcjami na rzecz żeglarzy morskich. Chyba w międzyczasie definicja jachtu nie uległa znacznemu rozszerzeniu...? ;))
A dla członków gwałtownie i niespodziewanie "zamrożonej" przez ministra sportu - Centralnej Komisji Egzaminacyjnej PZŻ - Panów instruktorów - kapitanów "uprawnionych" mam propozycję: dostosowania się ze swoją ofertą edukacyjną (bo już nie egzaminacyjną) do warunków wolnego rynku szkoleń, czarterów i kursów uzupełniających wiedzę morską (własnie jak w innych krajach UE).
Teraz niech wygra lepszy i może tańczy edukator morski ,a nie jedynie uprawniony organ namaszczany przez następny jedyny organ itd...koniec z monopolem na "tajemną" wiedzę morską.
Jej treść jest jedna ale formy przyswajania i zdobywania niech każdy rozsądny żeglarz morski zdobywa w sposób dla siebie najwygodniejszy i stosowny.
No chyba ,że udowodnicie Panowie, że zdecydowana większość amatorów żeglarstwa morskiego ,to ludzie pozbawieni rozsądku i odpowiedzialności...
johann froese - tak się składa powiązany z SAR
Drogi Johannie Froese,
Dziękuję za rzeczowe komentarze, ale mam prosbę - czy mógłbyś mnie przekonać, ze to rzeczywiscie Twoje imię i nazwisko ? Moze być na priva : kulinski@rsi.pl Bo widzisz, mu tu w tym okienku lubimy wiedzieć kto naprawdę do nas pisze :-)
Żyj wiecznie !
Don Jorge
...podobnie jak inspektorom PZŻ-u o przeglądy wszystkiego co pływa...
pozdrawiam
T.S.
"...podobnie jak inspektorom PZŻ-u o przeglądy wszystkiego co pływa..."
Tym razem chodzi im o szkolenie i egzaminowanie według swoich kryteriów, ale wiadomo, że NIE ZA DARMO! Piszą o naszych niskich kwalifikacjach, a nie o stanie technicznym i wyposażeniu naszych jachtów... Następny artykuł napiszą o tym, że nasze jacty nie spełniają profesjonalnych wymogów...
Zastanawiając się nad tym doszedłem do wniosku, że w tzw. normalnych krajach żeglarze to geniusze, bo tam raczej takich "pofesjonalnych" szkoleń im sie nie proponuje i w ogóle nie czepia się ich. Żeglarze Anglii i Szwecji pływają .... i już, a wypadki się zdarzają, jak wszędzie i w każdej dziedzinie i żadne pomysły naszych "prfesjonalistów" tego nie zmienią.
Problemem może być też podważanie kompetencji związków żeglarskich , bo zmanipulowany przez takie "artykuły dyskusyjne" polityk-minister (przecież wiadomo, że nie zna sie na tym czym kieruje!) "wsparty zdaniem profesjonalistów" spróbuje znowu przykręcić śrubę, albo odda nas w ich "władanie"...
Robert
A tu się z tym nie zgodzę, owszem proponuje się im... I oni z tego korzystają. Ba, powiem więcej my też przecież chodzimy na takie kursy...
Jest tylo jedno ale... są to kursy nieobowiązkowe. Natomiast czytając takie teksty jak powyżej każdy z nas się jeży bo czuje przez skórę, że jest to szykowanie gruntu do obowiązkowości takich kursów.
Racja!
Użyłem niewłaściwego sformułowania, powinienem napisać:
...bo tam raczej takich "pofesjonalnych" szkoleń im się NA SIŁĘ NIE WCISKA.
Przy obserwowanych w naszym "bantustanie" praktykach wszystko jest jednak mozliwe...
Robert
Przypomniał mi się właśnie znamienny przykład "profesjonalnego" zachowania:
Parę lat temu uczestniczyłem w krótkim rejsie 'Drużyną" z Pucka na Hel i spowrotem (takich rejsów robi się zapewne sporo), rejs prowadził kapitan jachtowy, a ja byłem jego "pierwszym oficerem". Halsowaliśmy na wysokości wejścia do portu Hel przy pięknej, słonecznej pogodzie, wietrze 2-3... W pewnym momencie z portu Hel wypłynął wodolot i skierował się w stronę Gdyni. Widzieliśmy wszyscy wyraźnie, że jego kurs skierowany jest tak, że powinien SPOKOJNIE, w bezpiecznej odległości przejść za naszą rufą, jednakże kiedy wodolot nabrał prędkośći i zbliżył się do nas, niespodziewanie (bez jakiejś widocznej przyczyny, konieczności omijania przeszkód itp.) zmienił swój kurs na ZBIEŻNY Z NASZYM i tym samym zmusił do natychmiastowego zwrotu w celu uniknięcia zderzenia. Wszystko skończyło się szczęśliwie na chwilowym strachu. Nie muszę cytować co powiedział pod adresem prowadzącego wodolot nasz kapitan?
Nie ma wątpliwości że kapitan wodolotu widział nas (lub powinien widzieć). Nie ma wątpliwości, że jego niespodziewany, "profesjonalny" manewr spowodował zagrożenie. Wszyscy wiemy jak nierówne zdolności manewrowe są obydwu jednostek i nieporównywalne prędkości... Być może według kapitana wodolotu, tak jak według autorów "artykułu dyskusyjnego" - W OGÓLE NIE POWINNO NAS TAM BYĆ!
Od razu przypomniał mi się wierszyk "szkoleniowy" sprzed lat (bodajże autorstwa gen. Mariusza Zaruskiego), który przyswoiłem sobie w dzieciństwie i stosuję się do niego na co dzień:
"Parowcowi nie wierz we dnie ani w nocy,
Bo on cię rozjedzie i nie da pomocy!
Więc czy zwie się "Kufą", czy ma imię "Nawa,
Obejdź go za rufą, abyś sam był z prawa!"
Pozdrawiam
Robert
No i strzelili profesjonaliści w ...... U. Myslę, że cały misterny plan wykopania sobie nastepnego źródełka też pójdzie w ..... U - taką mam nadzieję a jak wejdzie choć w części - to ja już pod polską banderę chyba nie wrócę, a i polskie porty coraz rzadziej będę odwiedzał.
Hasip
PS. Czy żaden z tych <autocenuzra> nie pomyślał, że jak chcę zasięgnąć opini fachowej to idę do osoby którą darzę zaufaniem i doceniam jej wiedzę - i nie musi to być biegły z listy sądowej.... To są biedni, skrzywdzeni przez wychowanie ludzie. Bez ukazu, nakazu, zakazu, papierka nie są w stanie żyć... jak to tak każdy może sam o sobie decydować?.... 90% akcji ratowniczych... heh .... jedna akcaj ratownicza dla jednego "pasażera" to straty w ludziach odpowiedzające 200 lat żeglarstwa na całym świecie, akce ratownicze żeglarzy to często ćwiczenia z elementem realności. W USA jak na jachcie żaglowym nawali silnik, wzywa się CG i wszyscy uważają to za coś naturalnego i przejaw odpowiedzialności. U nas "profesjonaliści" uznali to za przejaw złego wyszkolenia.
Nic dodać. Zawsze jak czytam podobne referaty (ostatnio jeden był o "nauczaniu") to odnoszę wrażenie, że ktoś za cel swojej pracy zarobkowej i naukowej obrał sobie odbieranie przyjemności innym. Bada margines populacji i na podstawie wysuniętych wniosków teze rozciąga na całość.
Hasip
Niech Ci panowie powiedzą jak wygląda obecnie pełniona wachta na mostku statku handlowego...wszyscy wiemy,że oficer "jedzie" sam,no chyba,że np.cieśniny czy inne trudne nawigacyjnie akweny,wtedy ma obowiązek być z nim kapitan,ale na pełnym morzu prowadzi wachtę samodzielnie,do tego robi nieraz "jakieś papierki",sprawdza temperaturę i wilgotność ładunku...a statek płynie...czy to nie jest zagrożenie..."profesjonaliści" kierują swoje pomysły w niewłasciwym kierunku...
pozdrawiam
T.S.