BAJKA O CZERWONYM KAPTURKU

Gdy możliwości wszystkie wyczerpiemy ciurkiem ?
Na samą myśl pot zimny zrasza zaraz czoło
I mniej wesoło pod Czerwonym ci Kapturkiem.”
.
Tak śpiewał jeszcze nie tak dawno Wojciech Młynarski - jedyny współczesny polski wokalista i autor tekstów - elegancko, normalnie ubrany i uczesany.
W mailu do Mariana Lenza opisałem jak to przebiegła moja podróz do Warszawy: " Na „Wiatr i Woda” jechałem z Gdańska PolskimBusem,
Tak śpiewał jeszcze nie tak dawno Wojciech Młynarski - jedyny współczesny polski wokalista i autor tekstów - elegancko, normalnie ubrany i uczesany.
W mailu do Mariana Lenza opisałem jak to przebiegła moja podróz do Warszawy: " Na „Wiatr i Woda” jechałem z Gdańska PolskimBusem,
tanio, szybko, wygodnie. Bilet kupiłem przez internet i sam go sobie w domu wydrukowałem. Przy wejściu do autobusu, stojąca przede mną gimnazjalistka pokazała stewardesie bilet na tablecie!...... Podczas jazdy stewardessa częstowała pasażerów słodkimi bułeczkami, kawą, ciasteczkami i kubeczkiem lodów wyjmowanymi z gustownego koszyka.
Z tym koszykiem wygląda Pani zupełnie jak Czerwony Kapturek"– zażartowałem.
Jak kto?"
Okazało się, że młoda pani nie zna bajki o Czerwonym Kapturku?
Dało mi to do myślenia i postanowiłem przypomnieć Czytelnikom SSI pewna starą bajkę. Otóż dawno, dawno temu - 24 lipca 1992 roku w ówczesnej „Gazecie Morskiej i Żeglugowej” - dodatku prowincjonalnym do „Gazety Wyborczej ” nasz stały współpracownik Marian Lenz pisał jak niżej.
Życie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------
Marina nad Motławą
Stary Gdańsk pięknieje z dnia dzień mimo kryzysu i narzekań na ciężkie czasy. Staje się przy tym coraz bardziej gospodarny i handlowy. No cóż historia zobowiązuje…..
Nad samą Motławą ciekawą inicjatywę rozwinął zasłużony dla Gdańska Polski Klub Morski, który w tym roku obchodzi 70-lecie swego istnienia (1922). W tym roku zarząd klubu wydzierżawił od Żeglugi Gdańskiej i miasta niską część Rybackiego Pobrzeża (o długości 110 m) i zorganizował przedsięwzięcie „Marina Motława”. Wreszcie znalazł się na tym miejscu właściwy gospodarz, a jachty polskie i cudzoziemskie mogą korzystać z bezpiecznego i zorganizowanego postoju.
Klub-marina pobiera opłaty postojowe (1 DM za metr długości jachtu, za dobę), dostarcza prąd, wodę słodką i paliwo. W lokalu klubowym na Targu Rybnym znajduje się żeglarski bar. W "Baszcie Łabędź" na parterze jest dobrze zaopatrzony sklep żeglarski „Yacht Shop” (prowadzony przez Mariusza Maćkowiaka jr), na piętrze kapitanat mariny, wyżej suszarnia odzieży dla żeglarzy, a na samej górze radiostacja. Na razie trudno mówić o dużych sukcesach finansowych, lecz każdy grosz się liczy. Piętą achillesową mariny są niestety sanitariaty, a szczególnie tak upragnione przez żeglarzy prysznice.
Rybackie Pobrzeże i Długie Pobrzeże to wizytówka Gdańska. Tu żeglarz-obcokrajowiec spotyka się z miastem – dopiero później wychodzi na Mariacką, Długi Targ….Dlatego nie powinno się na nabrzeżach i ich otoczeniu oszczędzać. Ostatecznie całe bogactwo Gdańska szło w równej mierze z Wisły i morza. Marina powstaje w mozole, przełamując opór urzędniczej materii. Świadomość, że żeglarstwo może być źródłem utrzymania dla tych, którzy się nim zajmują, nie dotarła jeszcze do wszystkich.
Cóż można by doradzić komandorowi PKM Piotrowi Mroczkowi? Gdy przypływa się do najmniejszego portu w Grecji, nigdy nie ma wątpliwości, gdzie zacumować. Miejsce dla żeglarzy wyróżnia niebieska flaga i pomalowane w niebiesko-żółte pasy nabrzeże. Kamieniczka klubowa też powinna być wyraźniej zaznaczona. Regulamin postoju, wzajemne prawa i obowiązki żeglarzy i mariny powinny być wywieszone i dostępne dla każdego. O reklamie na Zachodzie nie muszę przypominać (tego lata Kaliningrad stać było na 3 tys. folderów). Wówczas „Marina Motława” mogłaby cały sezon wyglądać tak, jak podczas zlotu jachtów turystycznych na początku lipca br. Pięćdziesiąt, może sto jachtów dziennie w sercu Gdańska to już źródło nie marnej egzystencji, ale zamożności.
Błędem byłoby również ograniczanie w przyszłości mariny do fragmentu Rybackiego Pobrzeża. Zupełnie niezrozumiała jest niechęć urzędników do cumowania jachtów miedzy Żurawiem a Zieloną Bramą. Uzasadnienie, że pijany (?) żeglarz mógłby przy schodzeniu wpaść do wody jest przejawem stanowczo nadopiekuńczej postawy. Zamiast takich argumentów, lepiej byłoby udostępnić jachtom trapy linowe lub wyposażyć nabrzeże w pływające pomosty.
Na koniec kilka uwag dla żeglarzy. W czasie podchodzenia do portu gdańskiego prosimy – na kanale 14 UKF – o zezwolenie na bezpośrednie wejście do mariny. Może w tym pomóc kapitanat mariny w Baszcie Łabędź (radiostacja pracuje na kanałach 72 i 77), który koordynuje ruch jachtów na Motławie. Tu też zamawiamy odprawy: graniczną i celną (odbywają się w marinie). Szczegółowe informacje można uzyskać pod adresem: 80-823 Gdańsk, Targ Rybny 6a, tel./fax (058)318273.
Marian LENZ
Marina nad Motławą

Nad samą Motławą ciekawą inicjatywę rozwinął zasłużony dla Gdańska Polski Klub Morski, który w tym roku obchodzi 70-lecie swego istnienia (1922). W tym roku zarząd klubu wydzierżawił od Żeglugi Gdańskiej i miasta niską część Rybackiego Pobrzeża (o długości 110 m) i zorganizował przedsięwzięcie „Marina Motława”. Wreszcie znalazł się na tym miejscu właściwy gospodarz, a jachty polskie i cudzoziemskie mogą korzystać z bezpiecznego i zorganizowanego postoju.
Klub-marina pobiera opłaty postojowe (1 DM za metr długości jachtu, za dobę), dostarcza prąd, wodę słodką i paliwo. W lokalu klubowym na Targu Rybnym znajduje się żeglarski bar. W "Baszcie Łabędź" na parterze jest dobrze zaopatrzony sklep żeglarski „Yacht Shop” (prowadzony przez Mariusza Maćkowiaka jr), na piętrze kapitanat mariny, wyżej suszarnia odzieży dla żeglarzy, a na samej górze radiostacja. Na razie trudno mówić o dużych sukcesach finansowych, lecz każdy grosz się liczy. Piętą achillesową mariny są niestety sanitariaty, a szczególnie tak upragnione przez żeglarzy prysznice.
Rybackie Pobrzeże i Długie Pobrzeże to wizytówka Gdańska. Tu żeglarz-obcokrajowiec spotyka się z miastem – dopiero później wychodzi na Mariacką, Długi Targ….Dlatego nie powinno się na nabrzeżach i ich otoczeniu oszczędzać. Ostatecznie całe bogactwo Gdańska szło w równej mierze z Wisły i morza. Marina powstaje w mozole, przełamując opór urzędniczej materii. Świadomość, że żeglarstwo może być źródłem utrzymania dla tych, którzy się nim zajmują, nie dotarła jeszcze do wszystkich.
Cóż można by doradzić komandorowi PKM Piotrowi Mroczkowi? Gdy przypływa się do najmniejszego portu w Grecji, nigdy nie ma wątpliwości, gdzie zacumować. Miejsce dla żeglarzy wyróżnia niebieska flaga i pomalowane w niebiesko-żółte pasy nabrzeże. Kamieniczka klubowa też powinna być wyraźniej zaznaczona. Regulamin postoju, wzajemne prawa i obowiązki żeglarzy i mariny powinny być wywieszone i dostępne dla każdego. O reklamie na Zachodzie nie muszę przypominać (tego lata Kaliningrad stać było na 3 tys. folderów). Wówczas „Marina Motława” mogłaby cały sezon wyglądać tak, jak podczas zlotu jachtów turystycznych na początku lipca br. Pięćdziesiąt, może sto jachtów dziennie w sercu Gdańska to już źródło nie marnej egzystencji, ale zamożności.
Błędem byłoby również ograniczanie w przyszłości mariny do fragmentu Rybackiego Pobrzeża. Zupełnie niezrozumiała jest niechęć urzędników do cumowania jachtów miedzy Żurawiem a Zieloną Bramą. Uzasadnienie, że pijany (?) żeglarz mógłby przy schodzeniu wpaść do wody jest przejawem stanowczo nadopiekuńczej postawy. Zamiast takich argumentów, lepiej byłoby udostępnić jachtom trapy linowe lub wyposażyć nabrzeże w pływające pomosty.
Na koniec kilka uwag dla żeglarzy. W czasie podchodzenia do portu gdańskiego prosimy – na kanale 14 UKF – o zezwolenie na bezpośrednie wejście do mariny. Może w tym pomóc kapitanat mariny w Baszcie Łabędź (radiostacja pracuje na kanałach 72 i 77), który koordynuje ruch jachtów na Motławie. Tu też zamawiamy odprawy: graniczną i celną (odbywają się w marinie). Szczegółowe informacje można uzyskać pod adresem: 80-823 Gdańsk, Targ Rybny 6a, tel./fax (058)318273.
Marian LENZ
To miło, że parę osób zajrzało poczytać w SSI ploty o Kanale Kaisera Wilusia. Natomiast znacznie mniej miło, że nikt, zwłaszcza z tak licznego grona znakomitych żeglarzy z Trójmiasta, nie skomentował artykułu Mariana Lenza na temat Mariny Gdańsk. Nie wypada żeby się warszawiak wpychał w komentowanie (nieznanych mu od podszewki) ruchów wladz obcego jednak, chociaż przepięknego miasta.
Zarazem, zapewnie z racji naturalnych emocji jakie w szczurach z głębi lądu zwykle wzbudza szczególna atmosfera portowych miast, trudno się powstrzymać od słowa komentarza.
Mam wrażenie, że przypadkiem napisałem swego czasu rzecz sensowną: architektura, urbanistyka i krajobraz są kompletnie bezbronne wobec interesów i interesików różnych grup i koterii. Jeżeli nie ujmą się za nim ludzie – to sprawa jest niestety przegrana z kretesem, jak w przypadku slynnych już na całą Polskę „ekranów akustycznych” z blachy czy siatki, gwarantujących oszpecenie każdego miejsca, w którym staną. Wydaje się, że mimo racjonalnych argumentów środowiska żeglarskiego sprawa mostu w Gdańsku jest też przesądzona. Ciekawe, że w gronie potakujących znalazł się wybitny sportowiec, a do tego żeglarz. Wygląda na to, że punkt widzenia czy zrozumienie nie musi się wiązać z pasją, zainteresowaniami, czy nawet wykonywanym zawodem.
Ale wracając do uroku miast portowych - nasuwa mi się porównanie ze Starym Portem w Marsylii.
Vieux Port, założony przez Greków grubo ponad dwa i pół tysiąca lat temu - od czasu do czasu niszczony i okupowany, m.in. przez Fenicjan i Rzymian - jest dziś zupelnie niezwykłym miejscem, nie tylko w Marsylii.
Leży w środku miasta i - jakby nie jechać - ze wschodu na zachód, czy odwrotnie, zawsze w pewnym momencie spotyka sie las masztów, ulice rozsuwają i się nagle oto znajdujemy się już przy prostokątnym basenie Portu, w kamiennych omurowaniach nabrzeży, oplecionym ulicami, w otoczeniu, knajpek, kawiarni i restauracyjek i zwłaszcza od południa - starych kamieniczek (bo strona północna jest już powojenna). Jesteśmy w samym centrum miasta. Basen Vieux Port jest niewielki, mierzy koło 900 metrów długości i 300 metrów szerokości. Od zachodu, nad wejściem górują dwa stare forty: St. Jean i St. Nicolas. Jeszcze w latach siedemdziesiątych stały tu głównie kutry i łodzie rybackie, a jachty zawładnęły tym miejscem dopiero od początku lat osiemdziesiątych. Dziś Vieux Port ma trzy tysiące dwieście stanowisk i wszystko co trzeba dla jachtów, które wypełniają go bez reszty.
Na dobrą sprawę chyba do dziś nikt nie opisał nadzwyczajnego piękna tego miejsca, nie wspomnial o różowych kamieniach fortyfikacji czy stromym wzgórzu, dominującym nad Portem, gdzie w niebo strzela wieża bazyliki Notre Dame de la Garde, zwieńczona złoconą ogromną figurą Madonny. Widok z tarasów bazyliki na miasto - zapiera dosłownie dech. Nieopodal wystaje z morza forteczna skała, sławna na na cały świat przygodami Hrabiego Monte Christo opisanymi przez Alexandre Dumasa - Chateau d’If. Jest tu połączenie nieogarnionej historii tego miejsca i nieprawdopodobnej żywotności Marsylii, którą – co nie jest nam obojętne - też dotknęla tragicznie wojna, wymiatając całe kwartały domów starego śródmieścia.
Jest to również samo centrum współczesnej metropolii, kipiącej życiem i energią, miejsce niezwykle, gdzie śródziemnomorski klimat, ludzie, architektura i kuchnia niezliczonych restauracji, barów, kawiarni i bistro składają się na niezwykłą mieszankę wrażeń, trudnych do opisania. Nie znaczy to, że nie ma na Wybrzeżu podobnych, choć nie aż tak starych portów w mniejszych, ale też fascynujących miejscowościach. Ale o tych portach - to może innym razem, kiedy odnajdę stare fotografie.
Żyj wiecznie !
tom
(http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2168&page=0) gdzie Kol. Tomasz rozwija watek Marsyli.
Cała Marsylia jest niezwykła, ale warto tą współczesną niezwykłość postarać się troszeczkę zrozumieć.
Poniewaz aglomeracja Marsylii jest mi nieco więcej niż średnio znana (od czasu do czasu jednak udaje mi sie tam bywac), mam kilka
podpowiedzi dotyczacych Marsyli, tej wspolczesnej (byc moze przydadza sie Zeglujacym Kolegom):
1) Marsylia, mimo ze lezy we Francji, jest jednak miastem arabskim - warto o tym pamietac odwiedzajac w szczegolnosci
bary, dyskoteki, jak i przybytki go-go i te z show girls (ich zagłębie zaczyna się już w zaułkach na tyłach Starego Portu, a klimat tam panujacy dosc
dobrze oddaja fragmenty tekstu Aloszy Awdiejewa [Marsylia]).
2) Podpowiedz "bardziej praktyczna": Francuzka w zasadzie nigdy nie wybierze sie do dyskoteki bez meskiego towarzystwa
(pojdzie zazwyczaj z kolega, z bratem, zdarza sie ze rowniez z chlopakiem ;-)).
Z Arabkami jest jednak roznie - nie mniej bardzo czesto sa one odbierane z tych dyskotek przez kolegow, braci, wujkow,
ojcow - i wtedy naprawde nalezy uwazac (co oczywiscie nie znaczy, aby nie probowac :-)). Arabskie dziewczyny sa
pozatym duzo bardziej komunikatywne niz rdzenne Francuzki, i jednak duzo bardziej "egzotycznie pociagajace" dla
Slowianskich Zeglarzy ;-) (nie wiem dlaczego to tak dziala - ale tak to wlasnie dziala).
3) Oś Starego Portu (i jej przedluzenie - ulica La Canebiere) dzieli umownie miasto na czesc arabska (na polnoc od portu)
i francuska (na poludnie od portu), ale juz pierwsze uliczki wybiegajace na polnoc od Starego Portu sa uliczkami arabskimi
- rowniez i o tym warto pamietac, szczegolnie planujac wyjscia wieczorem i w nocy.
Taki podzial istnieje w zasadzie od zawsze (wynika z podobnej polityki wladz miasta jak np. w przypadku ulicy Łąkowej w Gdańsku),
lecz w tej chwili coraz bardziej sie zaciera - bo co tu duzo mowic, z roku na rok Marsylia (i aglomeracja) jest coraz
bardziej arabska. Nie chcę nikogo zniechęcać do wybrania się na północną stronę od Starego Portu - przeciwnie, warto, szczególnie
aby zjeść wysmienite arabskie potrawy przełamane nutą francuszczyzny (wybór duzy - i poza slynna bouillabaisse - tylko smakowac
i popuszcaac pasa :-), nic nie bede sugerowal, zachecam do indywidualnych eksperymentow smakowych).
4) Jest tajemnica poliszynela, ze okolice bazyliki Notre Dame de la Garde, jak rowniez wzgorze na ktorym bazylika sie znajduje, to miejsca gdzie
mozna sie jednak natknac na handlarzy narkotykow, w zasadzie bez wzgledu na pore doby.
To miedzy innymi z tego powodu aglomeracja Marsylii jest od parunastu ladnych lat nazywana w dosc ponury sposob - "francuskie Chicago",
Bardzo przykladowa Marseille crime map, tutaj: http://www.laprovence.com/Reglements-comptes-Marseille
Nie ma jednak co demonizowac - scen z "Francuskiego łącznika" we wspolczesnej Marsyli nie zobaczymy.
5) Plaza, to w Marsyli miejsce szczegolne - generalnie jest enklawą, gdzie nawet policja niechętnie się zapuszcza
i niechętnie jest widziana. Nalezy zasiegnac jezyka u zaprzyjaznionego mieszkanca Marsyli na jaka plaze mozna/warto aktualnie chodzic,
a na jaka chodzic nie nalezy. Nocne wizyty na plazy zdecydowanie odradzam.
6) Moze nie wszyscy wiemy, ze pod Starym Portem biegnie puszczona podziemnym tunelem autostrada (Tunnel du Vieux Port),
a tuz obok wschodniego nabrzeza znajduje sie stacja metra (Vieux-Port Hôtel de Ville) - woda tych podziemnych dzieł inzynierii nie zalewa,
w Marsyli, natomiast autostrada pod portem to juz chyba wyjątek w skali Europy).
Wiem, ze dla Nas Polakow, Marsylia nie bedzie sie jawic jako szczegolnie niebezpieczne miejsce (w Polsce bywaja duzo bardziej
w Gdańsku, ale ja właśnie z Gdańska pochodzę) Marsylia jest bardzo urokliwym miastem-tyglem, jakie zdecydowanie warto poznac, nie zawezajac sie
tylko do "turystycznego zestawu obowiazkowego".
Trzeba sobie tylko zdawac z jej arabskiego charakteru - nie wszystko co dla nas wydaje sie normą, dle arabskich mieszkancow Marsyli rowniez
juz nawet 3-cie pokolenie urodzone i wychowane we Francji).
Do "turystycznego zestawu obowiazkowego" dodam tylko swoje 3 grosze:
1) wypozyczyc Cat'a albo 470 albo Finn'a i oplynac wymieniana przez Kol. Tomasza Ile d'If, zauwazajac ze lokatorem tego zamku byl
2) wybrac sie w marsylskie fiordy, czyli Calanque (http://en.wikipedia.org/wiki/Calanque) , ale nie tylko szalkiem wodnym - rekomenduje rowniez
wycieczke droga ladowa i pieszo (osoby uprawiające wspinaczkę skałkową będą miały okazję potrenowania w bardzo wyjątkowym
miejscu - wisiec na skosie 30 m nad wodą, bezcenne :-));
3) i algorytm, jak te 3 gorosze zamienic w fortune: koniecznie dostac sie jakimkolwiek sposobem do Monte Carlo Casino i rozbic tam bank
od rzeczywistego stanu cywilnego, niezaleznie od rzeczywistego stanu uzębienia, niezależnie czy używa się perfum czy też ufa typowo
- na koniec - mała uwaga: uwaga wtedy na żonę, szczególnie tę własną ;-)).
--
Serdecznie pozdrawiam,
Mariusz Fraczek
Korzystając z okazji - chciałby dodać parę słów dotyczących dwóch tematów poruszonych w bardzo ciekawej i pożytecznej korespondencji Mariusza Frączka.
Na temat podmorskiej czy podwodnej autostrady nasuwają mi się takie jeszcze przyklady, świadczące, że autostrada marsylska z 1967 roku chyba nie jest jedyną drogą podmorską w Europie, naturalnie pomijając sztokholmskie metro.
Otóż podobnie jest w Antwerpii, gdzie droga o rozmiarach autostrady też przechodzi pod portem, a ściślej - pod zatoką.
Druga zbliżona trasa podmorska, chociaż z pewnością w zupełnie innej skali - to autostrada ze Szwecji do Danii, prowadząca najpierw, jadąc ze Szwecji, przez wspaniały most na Sundem, a potem – nurkująca do podmorskiego tunelu.
Inny przykład - to przejście autostrady pod dnem omawianego parę dni temu Kanału Kilońskiego, w rejonie Rendsburga; tyle że tutaj - droga nie jest poprowadzona pod morzem, a „tylko” pod kanalem.
Natomiast bezpieczeństwo czy „przygodowość” dzielnicy Vieux Port ma długą historię, sięgającą XVIII w.
Między olbrzymim marsylskim portem morskim, leżącym na północ od Vieux Port - istniała rozlegla dzielnica czerwonych latarni, która - oględnie mówiąc - nie miała ani szczególnie dobrej opinii, ani też nie była miejscem, powiedziałbym uderzająco spokojnym czy zalecanym dla nietutejszych.
Jak pisze Mariusz Frączek – ani policja ani żandarmeria nie rwała się specjalnie aby zaglądać tam, zwłaszcza po zmierzchu.
Kiedy Niemcy postanowili zlikwidować iluzoryczną niezależność rządu Vichy i objąć okupacją całość terytorium Francji, wróciła po raz kolejny, podnoszona jeszcze przed wojną, sprawa „niezdrowej” dzielnicy portowej w Marsylii. Przy istotnym udziale rządu Vichy postanowiono gruntownie „przemodelować” Vieux Port.
Tym razem rozwiązanie „kwestii sanitarnej” było w przeprowadzone w sprawdzonym, skutecznym stylu nazistowskim.
W styczniu 1943 roku - wzmocnione posiłkami z calego kraju siły policyjne zamknęły szczelnie okolice Starego Portu w ramach Operacji Tiger.
Przez półtorej doby bez przerwy sprawdzano wszystkich mieszkańców, dom po domu. Wylegitymowano ponad czterdzieści tysięcy osób, a wypędzono - trzydzieści tysięcy.
Ponad tysiąc sześćset osób deportowano do obozu koncentracyjnego w Compiegne, blisko ośmiuset Żydów, wygnanych z domów jak stali – do obozu w Sobiborze; sześciuset „podejrzanych” - do obozu w Sachsenhausen. Następnie – półtora tysiąca domów w Vieux Port, jeden po drugim, wysadzono w powietrze.
W 1948 roku, sławny achitekt, Fernad Poullion rozpoczął realizację odbudowy Vieux Port.
Rok 2013 - to dla Marsylii rok Europejskiej Stolicy kultury.
Natomiast wracając do spraw żeglarskich – tytułem uzupelnienia: region Marsylii, włączając Vieux Port, dysponuje blisko 8 500 miejscami dla jachtów w 23 portach.
Żyj wiecznie !
tom
Drogi Jurku,
najwyrazniej komentarze zupelnie odjechaly od tematu kladki i morskich
tradycji Gdanska, wiec ja tylko uwage do komentarzy.
1. Nie jest prawda, jakoby autostrada w okolicach Rendsburga
przechodzila tunelem pod Kanalem. BAB 7 prowadzaca z poludnia przez
Hamburg do Flensburga przecina Kanal Kilonski na wysokosci okolo 40 m
nad powierzchnia wody czyli mostem nieco (kilka kilometrow) na wschod od
Rendsburga. Wprawdzie nie dam sobie obciac reki, ale pod Kanalem chyba
nie ma nigdzie tunelu.
2. Owczesni Niemcy nie do konca wyczyscili dzielnice marynarskiej
radosci wokol Vieux Port. Gdy bylem wiele lat temu w jednym z barow w
Marsylii, a stalismy wlasnie w Veux Port, rzucila mi sie w oczy naprawde
przepiekna dziewczyna, ktora moj przyjaciel, Francois, okreslil jako
"bien professionel".
Czyli oczyscili na krotko.
Zyj wiecznie,
Marek
Niewątpliwie Marek Zwierz na rację, zwracając uwagę na coraz luźniejszy związek komentarzy ze sprawami Gdańska.
Natomiast trudno będzie bronić stanowczego stwierdzenia Marka Zwierza „nie jest prawdą, jakoby autostrada w okolicach Rendsburga przechodziła pod Kanałem”. Z przyczyn oczywistych nie mogę uznać tego zarzutu za drobiazg.
A więc: na terenie aglomeracji Rendsburga czteropasmowa droga Nr 77, między węzłami Westerroenfeld a Stadtsee przechodzi w tunelu pod Kanałem Kilońskim. Najlepiej sprawdzić to w naturze. Niezależnie od tego, kawalek dalej na wchód, biegnie po olbrzymim moście autostrada Nr 7, prowadząca do Danii.
Napisałem, że jest to autostrada, ponieważ potocznie tak określamy drogę o bezkolizyjnych, wielopoziomowych skrzyżowaniach i rozdzielonych pasach ruchu, przystosowaną technicznie do rozwijania prędkości 100 km/h i więcej - a droga 77 taka właśnie w tym rejonie jest.
Sądzę że aż nadto wykazałem bezzasadność zarzutu.
Natomiast, co do urody mieszkanek Marsylii – chyba Marek Zwierz był tam niezwykle krótko, albo miał wyjątkowego pecha, widząc tam tylko j e d n ą przepiękną dziewczynę. To, czy była ona bien professionnelle czy wcale nie – to już zupełnie inna historia J
Żyj wiecznie !
tom
Dyskusja staje sie wielowatkowa, lecz idzie w dobrych kierunkach, moim zdaniem. Z okazji tego ze kalendarzowo wiosna się już obudziła, oraz ze juz prawie
mamy weekend, ja zdecydowanie wybieram sub-wątek idący w kierunku "bien professionnelle".
Co do urody dziewczyn spotkanych w Marsyli - to tak naprawdę chyba nie ma co rozmawiac, tylko trzeba jechać do Marsyli i próbować samemu
(rekomenduję, aby w takim próbowaniu być zachałnnym ;-)).
.
Aby opracowanie mialo troche bardziej naukowy charakter, ponizej dwa cytaty francuskich filozfów, ktore mnie dzisiaj do tego komentarza rowniez zainspirowaly:
(1) "La fidélité ? Il ne faut pas oublier que le mariage a été institué à une époque où l’espérance de vie ne dépassait pas trente ans."
"Wierność? Nie wolno zapominać, że małżeństwo zostało ustanowione w okresie, gdy długość życia nie przekraczała trzydziestu lat. (Jacques Dutronc)"
(2) "Le véritable amour c’est quand un silence n’est plus gênant." "Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy cisza nie jest już krępująca. (Jean-Jacques Goldman)"
Ktos w SSI zadał ostatnio pytanie, o rozmowki żeglarskie polsko-francuskie i polsko-hiszpańskie.
Jeśli takowe będą opracowane, obowiązkowym podrozdziałem musi byc rowniez taki, służący do praktycznych ćwiczeń rozwijających
sentencje powyższych filozofów.
.
Statystycznie, inżnierskie eksperymety na ogół dowodzą, że czas dojścia do etapu językowych ćwiczeń niefonetycznych zależy od tego czy dziewczyna jest "bien professionnelle", czy nie jest. Statystycznie, te same inżnierskie eksperymety na ogół dowodzą również, że czas dojścia do etapu ćwiczeń niefonetycznych zależy
Połączenie obu powyższych statystyk, może spowodować (ale nie musi) nieoczekiwane wyniki (i o to zazwyczaj nam chodzi ;-)) np. dziewczyna bedzie duzo
Najbardziej jednak zaskakujące jest to, ze - rowniez statystycznie - takie eksperymenty odnosza bardzo podobne wyniki w roznych strefach geograficznych
(np. w Polsce rowniez :-)).
.
Nie znam francuskiego w ogóle. Ale chłonąc słońce w Marsyli okazało się, że umiem się w tym języku jako tako dogadać.
Język, jak wiadomo trzeba ćwiczyć. Jeśli ćwiczyć, to oczywiście ogólnorozwojowo, a więc nie tylko fonetycznie.
Jeśli ogólnorozwojowo - to moim zdaniem dobrze bedzie rozpocząć takie treningi w Marsyli ;-).
Jednak trening trzeba jakos zaczac - w 99% znajomość zaczyna się i podtrzymuje w sposob fonetyczny, o czym dalej.
.
Sprobuje wiec troche napisac o "zmiekczaczach" z jakimi eksperymentowalem w Marsyli podczas takich cwiczen (rezultaty cwiczen byly rozne, raz sie
(0) "zmiekczacz" typu body-language: uśmiech :-), no i cos czego nie da sie pokazac - ale powinnismy wygladac na zakochanych;
(1) "zmiekczacz" typu gadżet: np. odwieczne i uniwersalne kwiaty, kolacja/sniadanie, drinki, czekolada, romantyczna muzyka, taniec, wspolny sport
(2) "zmiekczacz" typu słowo - tak sie zlozylo, ze francuski ma calkiem interesujacy zestaw odpowiednich zwrotow, z rodowodem we faunie
(pewnie nie beda czysto poprawne, ale podaje obok moje dosc swobodne tlumaczenie na polski - co dla mnie ciekawe, w moim wypadku taka
translacja "zmiekczacza" wypowiedziana po polsku do Polki zadzialala na ogol bardzo podobnie jak orginal wypowiedziany po francusku
do nowo poznanej mieszkanki Marsyli); wymowe fonetyczna mozna sprobowac odsluchac na GoogleTranslate, lecz lepiej jest znalezc jakas
- Tu es belle - Jesteś piękna
- J'ai besoin de vous plus que l'air - Potrzebuje cie bardziej niz powietrza
- Vous êtes doux comme le miel - Jestes słodziutka jak miodek.
- mon amour - moja miłości, moje kochanie
- Dors bien, mon amour - Spij dobrze, kochanie
- Beaux reves, mon amour - Slodkich snów, kochanie
- ma petit coeur - ty moje serduszko
- mon miel - ty mój miodku
- mon chat aimé - ty mój ukochany kocie
- Je t'aime - kocham cie
- <dla szczesciarzy> Moi aussi, je t'aime - Ja tez Cie kocham.
- <dla pechowcow> Je ne sais pas - A ja nie
- un fiancé - narzeczony
- un amant - kochanek
- un copain - chłopak (boyfriend)
- une copine - dziewczyna (girlfriend)
- ma belle - moja piękna
- ma biche - moja sarenko
- ma bichette - moja mała sarenko
- ma caille - moja przepioreczko
- mon canard - moj kaczorku, moja kaczuszko
- mon petit chou - ty moja mała kapustko (doslownie: ty moj maly puszysty kremiku z kapustki ;-))
===
uwaga - forma żeńska "ma choute" jest niekiedy uznawana za nieco wulgarna fraze,
i latwo sie domyslec co ona oznacza, gdyz jest dosc obrazowa; jesli jesli jednak to dziewczyna zwroci sie do nas w ten sposob w tym juz odpowiednio
===
- <dla nieco bardziej odwaznych> mon cochon - moja swinko
- <na wielkanoc> mon coco - Ty mojej jajeczko
- <dla naprawde odwaznych> ma minette - ty moja kotko (ale znaczy rowniez to, co zwraca GoogleTranslator)
- ma fifille - moja mała dziewczyno/dziewczynko
- <wielkanocne> mon lapin - moj kroliczku
- mon loup - moj koteczku, moj wilczku
- mon mignon - moje slicznosci
- mon mimi - moja kiciu
- ma moitié - moja druga brakujaca połówko
- <wielkanocne> ma poule - moja kurko
- <wielkanocne> mon poulet - moj kurczaczku
- ma poupée - moja laleczko
- <dla nieco bardziej odwaznych> mon poussin - moja laseczko
- ma puce - moja pchełko
- mon sucre d'orge - moj cukiereczku
- <dla naprawde odwaznych> ma petite chatte - ty moj kiciuniu (ale znaczy rowniez to, co zwraca GoogleTranslator)
- <dla lubiacych egzotyke> Je t'aime, La petite main de bronze l'intérieur
de mon pantalon - No kocham Cie, ty mala brązowa rączko w moich spodniach
(3) "zmiekczacz" typu dotyk - z tym to bywa roznie, ale koniecznie trzeba uzywac;
(4) "zmiekczacz" typu konkretny, czyli jezyk - tylko ze uzywany normalnie, a wiec do calowania, cmokania itd.
Na koniec, fragment rozmowy jaka uraczyl mnie kiedys moj francuski kontrahent:
- ja: Czesc, co u Ciebie slychac ?
- on: A nic, standard - kobiety mnie nie kochają, a dzieci robi sie zbyt łatwo.
Czyli - jak to pisze czesto Don Jorge - koniecznie kamizelki (wiedomo "w jakim" miejscu).
Oczywiscie moj komentarz zawiera typowo meski punkt widzenia (inaczej nie umiem).
Jedna tylko podpowiedz dla Kolezanek Zeglarek: chodzac po Marsyli uwazajcie kiedy patrzycie prosto w oczy Arabskim/Afrykańskim
mieszkańcom Marsyli. To może być potraktowane przez nich jako zaproszenie do zawarcia znajmości. Nieśmiało sugeruję, abyscie patrzały
tylko lepiej Wasze Kolezanki (one rowniez niech przyjezdzaja oczywiscie bez zbednych "kotwic" :-)).
P.S. Pisane z lotniska, takie zartowanie umililo mi tylko oczekiwanie na kolejny booking. Kolejny moj post mial byc duzo bardziej nautyczny,
Ale skoro watek poszedl w strone nie-do-konca-nautyczna (chociaz duzo locyjnych analogii jednak w nim widze), no to napisalem. Pozatym
--
Serdecznei pozdrawiam,
Mariusz Fraczek
Rzeczywiście komentarze „obsunęły” się do Marsylii, a nawet „omsknęły” się do tuneli.
Do Marsylii wrócimy przy innej okazji.
1. Tunel samochodowy znajduje się pod Vieux Port w Basti, polecam na Google artykuł www.sail-ho.pl „Bastia dawna stolica Korsyki”
2. Już jest gotowy, ale jeszcze nieczynny, tunel metra pod Bosforem, polecam jw. „Tunel pod Bosforem”; samochodowy jest w budowie.
3. W Hamburgu pod Łabą są dwa tunele samochodowe, a może już i trzeci ?
4. W Grecji mamy tunel pod Cieśniną Akcjum (Preveza)
Jak rozumiem kol. Marka Zwierza komentarze mają w podtekście most - zwany „kładką” -, czy tunel, w Gdańsku.
Otóż brak wyobraźni technicznej w Gdańsku wykluczył rozważania na temat ew. tunelu, dla pieszych łączącego Filharmonię na Ołowiance z Głównym Miastem.
Tunel kojarzy się z olbrzymią machiną drążącą metro w Warszawie, czy pod Martwą Wisłą.
Tymczasem wystarczyło by wybagrować wykop i w niego wpuścić wykonany z betonu na lądzie segment a la rura i zrobić zejścia/wejścia po obu stronach (patrz „Tunel pod Bosforem”)
Taki tunelik:
a/ nie naruszałby historycznego emploi Gdańska
b/ nie naruszałby interesów żeglarzy, ani innych użytkowników tej drogi wodnej.
c/ byłby tańszy w budowie i eksploatacji
d/ nie ulegałby awariom
e/ nie wymagał konserwacji
f/ nie wymagałby obsługi
g/ byłby czynny całodobowo, całorocznie
R. XXI
Faktycznie, Tom Piasecki ma racje.
która na niektórych odcinkach ma status drogi szybkiego ruchu. Zupelnie o niej zapomnialem. Z autostradą nie
Dodając do informacji Ramzesa XXI, pod Elba w Hamburgu biegna juz 4 (cztery) dwupasmowe rury, którymi przebiega
Co do Marsylii i tamtejszych dziewczat... Faktycznie bylem tam krotko.
Za krotko...
Zyj wiecznie,
Marek
-------------
PS. Zapomnialem jeszcze dodac, ze w Hamburgu jest tunel pieszy. Zaczyna sie kolo slynnych Landungsbruecken i