CZY PAMIĘTACIE ROMANA
Okres minionego ustroju charakteryzował się nawet filtrowaniem informacji żeglarskich. Przez sito gładko przechodziły meldunki o wielkich rejsach Leonida Teligi, Krzysztofa Baranowskiego, Krystyny Chojnowskiej-Liskiewicz, ale już o Staszku Cisku ("pierwszym gwałtowniku"), Andrzeju Urbańczyku, Czesławie Gogołkiewiczu, Andrzeju Piotrowskim i innych było wyraźnie ciszej.
A kto znał nazwisko Romana ? A kto je zna teraz ? No kto ?
Paweł Oska przygotował dla Czytelników SSI taką oto maleńką repetycję historyczną.
Może ktoś coś dorzuci ?
Kamizelki !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
==============================
PS. A ja niebawem podrzucę informację o pasjonującej lekturze książki Ernesta K. Ganna - "Śpiew syren" (nowość !) w tłumaczeniu Macieja Roszkowskiego. Niesamowite morskie opowieści niesamowitego lotnika i żeglarza. Oczekujcie !
------------------------------------
Drogi Jerzy.
Historia Romana to jeszcze jeden przykład bezkompromisowości żeglarskiej w stylu ś.p. Edwarda "Gale" Zająca czy Henryka Widery. Przykład żeglarza ze stali na
swoim drewnianym jachcie. Nosiłem się przez dłuższy czas aby teraz ją Ci powierzyć.
A więc to czynię.
Paweł
-----------------------------------------

Romek
Tak sobie siedzę nad kawą na przyjemnie ciepłej porannej Meganisi. Słońce nie zdążyło się jeszcze rozpędzić i jest naprawdę miło. Wyspa sennie powoli
budzi się do życia, jachty zbierają się do odejścia. W miękkim fotelu w barze tuż nad brzegiem patrzę na kota, który próbuje wyciągnąć z wody swoje śniadanie.

Patrzę dookoła i myślę, że to wspaniałe miejsce na żeglarską emeryturę. Z pewnością ma dwie zalety: nie ma mowy o reumatyzmie. Nie ma także szans na
wilgoć  i stęchliznę na jachcie:) Stała pogoda. Kryształowa woda. Wolność i swoboda żeglowania. Mili ludzie.
Rozsiadam się jeszcze wygodniej i cieszę się chwilą. Myśli i wspomnienia biegają po głowie. Jednym z nich o którym zawsze chciałem się podzielić historia Romana.
---------------------------- 

Jego historia żeglarska zaczyna się w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Pochodzący z Ostródy Romek przechodzi rutynowe szkolenia żeglarskie PZŻ. Potem cały cykl naszych jachtów klubowych i praktyka bałtycka do stopnia jachtowego sternika morskiego. W latach 80-tych zaczyna wraz z grupą przyjaciół realizację przygotowań do rejsu dookoła świata. Jacht to konstrukcja Juliusza Sieradzkiego - bodajże Obieżyświat, długość 7.80m, szerokość 2.20 m, długi kil, dwa maszty. Bez silnika.

Z wielkim wysiłkiem udaje się skompletować wyposażenie jachtu w okresie 1987-1988, kiedy kryzys i puste półki były jedynym towarem niedeficytowym.
Roman opowiadał, że kiedy udało się zdobyć kawałek blachy nierdzewnej, przez kilka dni zastanawiali się co z niej zrobić. W końcu w 1989 roku ruszają w
czwórkę (!). Jacht zapakowany po brzegi, ształują wszystko w morzu. Docierają do Cuxhaven, gdzie jedna osoba opuszcza "Bliskiego". Zostają we trójkę -
Mirek - kapitan, Ania - jego żona oraz Roman. Muszą zarobić na dalszą podróż. Postój przedłuża się do wiosny 1990, kiedy to ruszają dalej.

Osiągają Wyspy Kanaryjskie, gdzie koncepcja rejsu okołoziemskiego zmienia się - jeśli nie upada. Po kilku miesiącach życia w ciasnocie jachtowego
wnętrza, zarabiając m.in. na robieniu szplajsów na linach, decydują się ruszyć na północ. Celem Majorka w archipelagu Balearów. Tam opuszcza jacht
Mirek i Anna którzy na wyspie układają sobie życie.

Roman zostaje sam na jachcie. Kotwiczy przy Puerto Portals - jednej z bardziej luksusowych marin w rejonie Morza Śródziemnego. Ponieważ nie
posiada żadnej łódki do komunikacji z lądem, 500 metrowy odcinek jacht - ląd pokonuje wpław. Ubrania, zakupy …
5 miesięcy postoju szybko upływa. Czas wracać. Umowa ze szkutnikiem i współwłaścicielem łódki upływa w 1991 roku. Trzeba oddać jacht. Takie były
ustalone reguły.

Z Majorki do Półwyspu Pirenejskiego, a potem kanałami i Żyrondą do Bordeaux,  przez ponad 200 śluz z pomocą małego dwukonnego silnika i w większości
burłacząc łódkę samodzielnie dociąga Romek "Bliskiego" do Zatoki Biskajskiej. Tu po krótkich przygotowaniach rusza w rejs. Bez silnika, sam, ze stoperem i
mapą. Ze słabymi akumulatorami, które po kilku dniach wysiadają. Połowa września na Biskajach też nie rozpieszcza. Trzy tygodnie w przeciwnych wiatrach 6 do 9B zajmuje przejście do Cherbourga. Żeglarz ze swoim małym jachtem wchodzi do portu, gdzie zostaje potraktowany co najmniej obojętnie, nie ma szans nawet na wykąpanie się. Szybka decyzja i … w morze.

Następne 2 tygodnie z październikowym Morzem Północnym. Na podejściu do Cuxhaven jacht bez świateł zatrzymuje policyjny kuter. Niemieccy policjanci okazali się być żeglarzami i szybko pojęli całą sytuację. Zamiast wysokiego mandatu było ciepłe jedzenie i prysznic.

Pod koniec października Roman i "Bliski" wchodzą na Bałtyk. Temperatury w nocy spadają grubo poniżej zera. 2-3 listopada "Bliski" idący zbyt blisko brzegu
sztrandowuje na brzeg pod Czołpinem. Z relacji Romka -  pogoda była dość dobra, ale temperatura powodowała, że żeglarz prawie zamarzł. Zgrabiałe i
prawie odmrożone dłonie nie pozwalały na pracę na jachcie.

Koniec Rejsu. Jacht nie doznał większych uszkodzeń i lądem został odtransportowany do Ostródy, gdzie na kobyłkach spędził kilkanaście lat. Od kilku lat pływa znowu.
Roman powrócił na Majorkę, gdzie na stałe zamieszkał.

Ostatni raz widziałem Romka w La Coruna w 2007 roku, kiedy to odwiedziliśmy go w szpitalu po akcji ratowniczej na Biskajach z pokładu "Śmiałego" - ale to
już zupełnie inna historia:)
-----------------------------
cdn.
--
Pozdrawiam
Paweł Oska
Komentarze
duch zeglarza byl nie do pokonania Mikolaj Frisch z dnia: 2013-07-30 19:50:00