KONSULTACJE ZATOKOWE - STRONY OKOPAŁY SIĘ

A tak na koniec, to się dziwię wydziwianiu na opinię Eugeniusza Ziółkowskiego. Jaki jest qń - każdy widzi.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
----------------------------------------------------------
SUBIEKTYWNE SPRAWOZDANIE Z KONSULTACJI SPOŁECZNYCH ODBYTYCH 9 STYCZNIA W HOTELU „GDYNIA” W GDYNI
Konsultacje odbyły się 9 stycznia 2013 w Hotelu „Gdynia”.
Konsultacje odbyły się 9 stycznia 2013 w Hotelu „Gdynia”.
Organizatorem był zespół wykonawców z Instytutu Morskiego. Obecnych było ponad 100 osób.
Z Urzędu Morskiego (Zamawiający) p. Andrzej Cieślak, Kpt. Portu Władysławowo Kazimierz Undro.
Z Instytutu Morskiego (Wykonawca) grupa pod kierownictwem dr Lidii Kruk –Dowgiałło (w tym m. in. Monika Michałek, Anna Barańska, Szymon Bzoma, Agnieszka Gajda, Paweł Pawlaczyk).
Grupa przyszłych recenzentów (zespół jest 5-osobowy), z prof. Krzysztofem Skórą i Bartłomiejem Arciszewskim.
Było sporo osób związanych zawodowo z ekologią (WFOŚiGW, RDOŚ, MIR, i sporo innych).
Burmistrzowie: z Jastarni Narkowicz, z Pucka Rintz i z Helu Wądołowski, wicewójt Kosakowa Miszewski, bardzo kompetentny przedstawiciel Nadleśnictwa Wejherowo, przedstawiciele służb „ochrony” rybołówstwa (nie zapisałem pełnej nazwy), motorowodniacy, żeglarze, kitesurfingowcy, spora grupa rybaków i przedsiębiorców z Półwyspu i właściciele kempingów, oraz różne organizacje pozarządowe (w tym bardzo aktywna „Nasza Ziemia” z Rewy). Był prawnik Michał Behnke oraz profesor z wydziału Prawa i Administracji UG Kamil Zeidler,
Były media: Radio Gdańsk, Radio Kaszebe, „Żagle” „Jachting” gazety codzienne z Trójmiasta.
Spotkanie trwało ponad 10 godzin! Prowadziła je zawodowa mediatorka Magdalena Grabarczyk-Bródka. Było bardzo nerwowe, chwilami chaotyczne. Mediatorka nie do końca sobie radziła ale nie wiem, czy święty by sobie poradził.
W założeniu miała to być ostatnia konsultacja, potem miały napłynąć uwagi, zostać przeanalizowane i całość przekazana do recenzji. Na początku, p. Cieślak z UMG zapowiedział, że o poruszaniu się po Zatoce nie będzie w ogóle mowy, że będzie odrębne spotkanie na ten temat, dopiero wtedy gdy w Urzędzie Morskim napiszą projekt zarządzenia dyrektora.
Potem było wiele godzin dyskusji i awantur na temat planu dotyczącego obszaru siedliskowego. Najwięcej kontrowersji merytorycznych było co do odtwarzania trzcinowisk (na 50% linii brzegowej istniejących kempingów), przywracanie stanu legalnego zagospodarowania brzegu (tu jeden z naukowców, przez litość nie wymieniam nazwiska, proponował, by przywracać ten stan siłą w obligatoryjnym terminie 5 lat, niezależnie od zakończenia lub nie postępowań sądowych), zakazów inwestowania, zakazów usuwania kidziny (to jest to co morze wyrzuca na brzeg i zawiera w sobie także różne śmieci oraz cuchnie ale zgodnie z dokumentem Instytutu Morskiego jest cennym siedliskiem).
W szczegóły dyskusji nie warto się zagłębiać, wspomnę tylko o dwóch detalach, którymi zajmowałem się osobiście.
Zapis „Eliminacja źródeł zanieczyszczeń pochodzenia rolniczego w zlewni całego obszaru” – oznacza to, że wpływ planu ochrony sięga aż po Strzebielino, Kamień, Szemud. Oczywiście gminy Linia, Luzino, Szemud, Gniewino, Wejherowo, Rumia, Reda nic o tym nie wiedzą. Jest to tym ciekawsze, że nie wiadomo o jakie zanieczyszczenia chodzi, zapewne rolnicy się tym teraz zainteresują.
Pomysł opracowania przez ministerstwo programu i metodyki rejestracji połowów wędkarskich wygląda jak jawny „skok na kasę”. (Już na kutry zawodowe chcą wsadzać kamery z GPS i Internetem albo obserwatorów, tylko brakuje, żeby na każdym jachcie i motorówce zaproponowali jakąś inwigilację).
Najważniejsze było w ósmej godzinie konferencji. Szymon Bzoma prezentował wcześniej niewydrukowany materiał na temat obszaru ptasiego. Oczywiście była awantura z powodu niewydrukowania materiału. Sala odmówiła dyskusji. Wynikiem awantury jest decyzja o opublikowaniu tego materiału w poniedziałek 13 stycznia i zwołaniu pod koniec stycznia w UMG jeszcze jednej „ptasiej” konsultacji, co opóźni cały harmonogram.
No i teraz to najważniejsze. W tabelkach były dwie rzeczy:
- zapowiedź oznakowania bojkami 3 kablowej strefy przy ujściach Redy i Płutnicy oraz połowy Ryfu Mew (z podaniem współrzędnych, których nie zanotowałem ale będą dostępne po 13 stycznia) – jako stref „zakazanych”;
- powtórzenie zapisu proponowanego przez dyrektora UM Królikowskiego w grudniu (wraz z uzupełnieniem wprowadzonym na sali) na temat zakazu pływania w ślizgu.
Znikły zapisy z ostatniej publikowanej wersji o ograniczeniu prędkości do 30 węzłów, o limitach i badaniu hałasu podwodnego. Oznacza to, że Urząd Morski stoi na razie twardo przy swoim i jest przeciwny zamknięciu Zatoki.
Podczas całej konferencji nieustannie pojawiały się silne, agresywne i często niemerytoryczne ataki na naukowców. Padały propozycje, by do listy chronionych planem ssaków dopisać człowieka, hasła o wyludnianiu się Półwyspu i Pucka itp. Rybacy i właściciele lub dzierżawcy gruntów są w dużych emocjach, skonfliktowani z wykonawcami i recenzentami, twierdzą, że nie są słuchani i że ich się oszukuje. Prof. Skora i jego ludzie kilkakrotnie sygnalizowali, że w ich recenzji będzie nacisk na konkretność zapisów (żadne: „będzie się dążyć do”, „w miarę możliwości” itp.).
Z Urzędu Morskiego (Zamawiający) p. Andrzej Cieślak, Kpt. Portu Władysławowo Kazimierz Undro.
Z Instytutu Morskiego (Wykonawca) grupa pod kierownictwem dr Lidii Kruk –Dowgiałło (w tym m. in. Monika Michałek, Anna Barańska, Szymon Bzoma, Agnieszka Gajda, Paweł Pawlaczyk).
Grupa przyszłych recenzentów (zespół jest 5-osobowy), z prof. Krzysztofem Skórą i Bartłomiejem Arciszewskim.
Było sporo osób związanych zawodowo z ekologią (WFOŚiGW, RDOŚ, MIR, i sporo innych).
Burmistrzowie: z Jastarni Narkowicz, z Pucka Rintz i z Helu Wądołowski, wicewójt Kosakowa Miszewski, bardzo kompetentny przedstawiciel Nadleśnictwa Wejherowo, przedstawiciele służb „ochrony” rybołówstwa (nie zapisałem pełnej nazwy), motorowodniacy, żeglarze, kitesurfingowcy, spora grupa rybaków i przedsiębiorców z Półwyspu i właściciele kempingów, oraz różne organizacje pozarządowe (w tym bardzo aktywna „Nasza Ziemia” z Rewy). Był prawnik Michał Behnke oraz profesor z wydziału Prawa i Administracji UG Kamil Zeidler,
Były media: Radio Gdańsk, Radio Kaszebe, „Żagle” „Jachting” gazety codzienne z Trójmiasta.
Spotkanie trwało ponad 10 godzin! Prowadziła je zawodowa mediatorka Magdalena Grabarczyk-Bródka. Było bardzo nerwowe, chwilami chaotyczne. Mediatorka nie do końca sobie radziła ale nie wiem, czy święty by sobie poradził.
W założeniu miała to być ostatnia konsultacja, potem miały napłynąć uwagi, zostać przeanalizowane i całość przekazana do recenzji. Na początku, p. Cieślak z UMG zapowiedział, że o poruszaniu się po Zatoce nie będzie w ogóle mowy, że będzie odrębne spotkanie na ten temat, dopiero wtedy gdy w Urzędzie Morskim napiszą projekt zarządzenia dyrektora.
Potem było wiele godzin dyskusji i awantur na temat planu dotyczącego obszaru siedliskowego. Najwięcej kontrowersji merytorycznych było co do odtwarzania trzcinowisk (na 50% linii brzegowej istniejących kempingów), przywracanie stanu legalnego zagospodarowania brzegu (tu jeden z naukowców, przez litość nie wymieniam nazwiska, proponował, by przywracać ten stan siłą w obligatoryjnym terminie 5 lat, niezależnie od zakończenia lub nie postępowań sądowych), zakazów inwestowania, zakazów usuwania kidziny (to jest to co morze wyrzuca na brzeg i zawiera w sobie także różne śmieci oraz cuchnie ale zgodnie z dokumentem Instytutu Morskiego jest cennym siedliskiem).
W szczegóły dyskusji nie warto się zagłębiać, wspomnę tylko o dwóch detalach, którymi zajmowałem się osobiście.
Zapis „Eliminacja źródeł zanieczyszczeń pochodzenia rolniczego w zlewni całego obszaru” – oznacza to, że wpływ planu ochrony sięga aż po Strzebielino, Kamień, Szemud. Oczywiście gminy Linia, Luzino, Szemud, Gniewino, Wejherowo, Rumia, Reda nic o tym nie wiedzą. Jest to tym ciekawsze, że nie wiadomo o jakie zanieczyszczenia chodzi, zapewne rolnicy się tym teraz zainteresują.
Pomysł opracowania przez ministerstwo programu i metodyki rejestracji połowów wędkarskich wygląda jak jawny „skok na kasę”. (Już na kutry zawodowe chcą wsadzać kamery z GPS i Internetem albo obserwatorów, tylko brakuje, żeby na każdym jachcie i motorówce zaproponowali jakąś inwigilację).
Najważniejsze było w ósmej godzinie konferencji. Szymon Bzoma prezentował wcześniej niewydrukowany materiał na temat obszaru ptasiego. Oczywiście była awantura z powodu niewydrukowania materiału. Sala odmówiła dyskusji. Wynikiem awantury jest decyzja o opublikowaniu tego materiału w poniedziałek 13 stycznia i zwołaniu pod koniec stycznia w UMG jeszcze jednej „ptasiej” konsultacji, co opóźni cały harmonogram.
No i teraz to najważniejsze. W tabelkach były dwie rzeczy:
- zapowiedź oznakowania bojkami 3 kablowej strefy przy ujściach Redy i Płutnicy oraz połowy Ryfu Mew (z podaniem współrzędnych, których nie zanotowałem ale będą dostępne po 13 stycznia) – jako stref „zakazanych”;
- powtórzenie zapisu proponowanego przez dyrektora UM Królikowskiego w grudniu (wraz z uzupełnieniem wprowadzonym na sali) na temat zakazu pływania w ślizgu.
Znikły zapisy z ostatniej publikowanej wersji o ograniczeniu prędkości do 30 węzłów, o limitach i badaniu hałasu podwodnego. Oznacza to, że Urząd Morski stoi na razie twardo przy swoim i jest przeciwny zamknięciu Zatoki.
Podczas całej konferencji nieustannie pojawiały się silne, agresywne i często niemerytoryczne ataki na naukowców. Padały propozycje, by do listy chronionych planem ssaków dopisać człowieka, hasła o wyludnianiu się Półwyspu i Pucka itp. Rybacy i właściciele lub dzierżawcy gruntów są w dużych emocjach, skonfliktowani z wykonawcami i recenzentami, twierdzą, że nie są słuchani i że ich się oszukuje. Prof. Skora i jego ludzie kilkakrotnie sygnalizowali, że w ich recenzji będzie nacisk na konkretność zapisów (żadne: „będzie się dążyć do”, „w miarę możliwości” itp.).
Oceniam, że jakość materiałów jest wciąż niedostateczna, a szanse na powszechny kompromis są bliskie zera.
Od 13 stycznia materiały będą dostępne na stronach internetowych Instytutu Morskiego, do końca stycznia odbędą się też zapowiedziane konsultacje w sprawie ograniczenia ruchu na Zatoce Puckiej i na temat części ptasiej, która ma największy wpływ na ograniczenia dla sportów wodnych. Trzeba jednak podkreślić że także część siedliskowa ma istotne znaczenie, na przykład dla kitesurfingowców.
Burmistrz Jastarni Tyberiusz Narkowicz zaproponował stworzenie grupy „Mężów zaufania”, która monitorowałaby cały dalszy proces decyzyjny. Postanowiono, że wnioskodawca zaprosi po jednym przedstawicielu poszczególnych środowisk do współpracy.
Andrzej Remiszewski
Od 13 stycznia materiały będą dostępne na stronach internetowych Instytutu Morskiego, do końca stycznia odbędą się też zapowiedziane konsultacje w sprawie ograniczenia ruchu na Zatoce Puckiej i na temat części ptasiej, która ma największy wpływ na ograniczenia dla sportów wodnych. Trzeba jednak podkreślić że także część siedliskowa ma istotne znaczenie, na przykład dla kitesurfingowców.
Burmistrz Jastarni Tyberiusz Narkowicz zaproponował stworzenie grupy „Mężów zaufania”, która monitorowałaby cały dalszy proces decyzyjny. Postanowiono, że wnioskodawca zaprosi po jednym przedstawicielu poszczególnych środowisk do współpracy.
Andrzej Remiszewski
///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Ilustracja do komentarza Eugeniusza Ziółkowskiego z dnia 13 stycznia 2014.

Podobno Colonel jest zwolennikiem Jacka Danielsa. Więc wystąpiłem z propozycją, aby za swoje zaangażowanie usynowił mieszkającą u mnie buteleczkę J
Pozdrawiam. T.
Doświadczenie jest matka nauki. Ponieważ tzw ekolodzy czy raczej ekoterroryści dążą do tego, co kiedyś obiecywał pewien kandydat na prezydenta czyli żeby nie było niczego - dobrze byłoby dokonać eksperymentu. Należałoby wybrać możliwie mało zaludniony fragment (byle nie Kasprowy Wierch ) i pozwolić tam owym "ekologom" żyć w absolutnej zgodzie z naturą, tj bez prądu, bieżącej wodu i paru jeszcze objawów zgniłej cywilizacji. Po kilku latach takiego eksperymentu mam nadzieję, że ekstremalne pomysły tych, pożal się Boże, ekologów, ich naciski w kierunku powrotu do natury znacznie osłabną.
Czego sobie i Wam życzę
--
Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
Colonel pisze: Prof. Skora i jego ludzie kilkakrotnie sygnalizowali, że
w ich recenzji będzie nacisk na konkretność zapisów (żadne: „będzie się
dążyć do”, „w miarę możliwości” itp.).
Gwoli scislosci: sa to slowa prof. Arciszewskiego (w zasadzie bez
znaczenia, bo recenzuje i tak caly zespol) i do cytowanych zabronionych
zwrotow dodal on jeszcze: "zakazuje sie" i "zabrania sie". Pewnie chodzi
o stworzenie "pozytywnego" dokumentu, a jednoczesnie o nietworzenie
"gumowych" i latwych do obejscia zalecen. W zasadzie to jest OK, bo nie
ma nic gorszego jak nieprecyzyjne prawo.
Nalezaloby jeszcze dodac, ze po recenzji, zatwierdzeniu, uzgodnieniach
miedzyresortowych i zaklepaniu przez Rzad dokument ten bedzie jeszcze
recenzowany na poziomie Unii, czyli wyzsi urzednicy tez nie moga sie
posluzyc dowolnie nadrzednymi celami politycznymi.
Zyj wiecznie,
Marek
bije sie w piersi, albowiem w moim komentarzu pomylilem nazwiska. Nic to, że powtorzylem ten błąd po Colonelu. Błąd to błąd.
Bartlomiej Arciszewski jest pracownikiem Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdanskiego, ichtiologiem i NIE JEST RECENZENTEM. Wspomniane przeze mnie
slowa wypowiadal dr Pawel Pawlaczyk. On jest w zespole recenzujacym dla Urzedu Morskiego interesujacy nas dokument.
SSI jest czytane nie tylko przez zeglarzy. Wlasnie romawialem z prof. K. Skórą, ktory mial kilka uwag do powyzszej relacji. Uzupelnilem je troche
i zredagowalem.
1. Raporty wędkarskie są w wielu krajach normą nie tylko formalną ale i etyczną (w świecie wędkarskim) a nasi rybacy się ich wręcz domagają
dążąc do kontroli nad wędkarstwem nielegalnym! Dodam jeszcze, ze chyba normalnym jest, ze skoro Polski Zwiazek Wedkarski zarybia nasze wody, to
chcialby tez wiedziec, jakie sa efekty tego zarybiania.
2. Kamery i GPS-y na komercyjnych jednostkach rybackich będą tak powszechne jak są w sklepach i bankach - to idzie z "zachodu" - ale
oczywiście mogą się w Polsce jeszcze długo "nie przyjąć". Zreszta juz teraz sa obowiazkowe systemy monitorujace rybakow jak VMS (Vessel
Monitoring System). Dane z tego systemu nie sa jednakze publikowane ze wzgledu na ich wartosc komercyjna. Juz od dawna spisywanie
wyladowywanych skrzynek przez stojacego na brzegu inspektora nie jest ani jedyna ani najbardziej wiarygodna metoda kontroli rybolowstwa.
3. Kidzina jest siedliskiem, nie wg Instytutu Morskiego ale obiektywnie istniejącym i wg Dyrektywy Siedliskowej (i naszego prawa) wymaga ochrony
z uwagi na jej ekologiczne funkcje. Ja juz gdzies ostatnio pisalem, ze dawna zasada ochrony przyrody "nie deptac trawnikow, dokarmiac ptaki i
nie zabijac zubra" juz nie wystarcza. Wiemy coraz wiecej i staramy sie ta wiedze wykorzystywac. Nie mam pojecia jakie wartosci niesie ze soba
kidzina, ale wiem, ze naukowcy chca ja chronic nie dla swojego widzimisie, ale maja ku temu podstawy naukowe. To moze jeszcze jeden
cytat z rozmowy z prof. Skora: "Generalnie marzy mi się, aby tak jak mi podobni ludzie ufają zawodowym zasadom żeglarstwa (uprawiam
Cos w tym jest...
Zyj wiecznie,
Marek
"Generalnie marzy mi się, aby tak jak mi podobni ludzie ufają zawodowym zasadom żeglarstwa (uprawiam je, ale nie jestem zawodowcem) tak żeglarze powinni ufać zawodowym ekologom."
prof. U.G. dr hab. Krzysztof Edward Skóra
--------------------------
Mnie tez się marzy ale z tym zaufaniem jak to w życiu jest różnie. Nie patent żeglarski, czy tytuł naukowy czyni człowieka godnym zaufania. Na zaufanie pracuje się wiele lat głównie własnymi czynami. Żeglarz do którego mamy zaufanie to taki, który mówiąc o żeglowaniu nie unika trudnych tematów jak sztorm, choroba morska, senność podczas wachty, i wiele innych zagrożeń, które występują obok wspaniałych wzruszeń swobodnej żeglugi przy dobrej pogodzie, bycia odkrywcą miejsc już dawno odkrytych i wielu innych fantastycznych zdarzeń. Posiadając w miarę kompletne informacje o tym co nas czeka nie czujemy się oszukani oddając daninę Neptunowi podczas sztormu. Żeglarz do którego mamy zaufanie swoim przykładem potwierdza wcześniej głoszone zasady działania.
Wydaje się, że podobne cechy powinien posiadać zawodowy ekolog do którego powinniśmy mieć zaufanie.
I tu rzeczywistość jest inna. Dobrym przykładem jest prof. Krzysztof Edward Skóra. Naukowiec o niekwestionowanym dorobku, entuzjasta, całkowicie oddany sprawie. Dlaczego więc nie mam do niego zaufania. Dlatego że poświęcając się sprawie "Projektowi restytucji foki szarej " nie mówi do końca prawdy. Nie przedstawia zagrożeń, wprowadza w błąd mówiąc o zagrożeniu populacji.
Czytając wiadomości na stronie fokarium http://www.fokarium.pl/ nie ma żadnej informacji, ze foka jest nosicielem niebezpiecznego nicienia z rodzaju Aniskis który może zarazić się człowiek bezpośrednio lub poprzez surowe mięso zarażonych ryb (uwaga dla miłośników sushi, nicienie giną poniżej -20 stopni C i powyżej 60 stopni C ). Tak więc lepiej nie kąpać się w pobliżu foki nie jeść surowych ryb niewłaściwie przyrządzonych. Nie ma też informacji że na Półwyspie od strony Zatoki zrzucane są ścieki z fokarium z foczymi nicieniami. Podwodna rura długości 50m wyprowadza ścieki z fokarium pomiędzy portami na Helskiej plaży. Sprawa jest w sądzie o nielegalny zrzut ścieków.
Nieprawdziwa jest też informacja o zagrożeniu populacji foki szarej. Profesor Kurt Buchmann z Uniwersytetu w Kopenhadze pisze o konieczności ograniczenia liczebności foki szarej ze względu na zagrożenie bezpieczeństwa żywności - link http://www.mir.gdynia.pl/?p=3722
Są też na tym świecie zawodowcy którzy cierpliwie i profesjonalnie tłumacza to co dzieje się w przyrodzie językiem zrozumiały popartym badaniami. Polecam lekturę Morskiego Instytutu Ryb. - link ttp://www.mir.gdynia.pl/?p=3712 . Można polemizować z informacjami tam zawartymi, ale nie są to stwierdzenia typu "ja myślę", "istnieje zagrożenie" i inne tego typu bez dowodów naukowych.
Od naukowców powinniśmy oczekiwać wiedzy kompletnej i prawdy
Eugeniusz Ziółkowski
Kilka lat temu otrzymałem propozycję od p. Skóry dokonania przeróbek na motorówce używanej przez Stację Morską na Helu. jako że większość tych przeróbek miała wpływ na konstrukcję i stateczność tej łodzi, zacząć należało od rysunków i obliczeń. Zapytałem, pod nadzorem jakiej instytucji klasyfikacyjnej (np. PRS, Germanischer-Lloyd, Norske Veritas) mam to robić.Otrzymałem odpowiedź, że ich łódź nie potrzebuje rejestracji i odbiorów. Po dość długim tłumaczeniu, że łódź pływająca zawodowo i będąca własnością firmy musi mieć odbiór i Kartę Bezpieczeństwa, nadal powątpiewając w moje argumenty znaleziono wyjście: Zrób nadbudówkę odkręcaną. Do odbioru i klasyfikacji będzie zdejmowana, a zakładana do pracy... Na tym zakończyłem pertraktacje.
Ogólnie jednak marzenia mam takie jak p. Skóra, ale zaufanie buduje się długo a traci szybko
ALEKSANDER CELAREK
Co prawda jestem "człowiekiem piwnym" ale "Jack Daniels" to marka uznana. Tyle, że picie bez Donatora, to żadna radość.
A do tego powiedzmy sobie jasno, że powodów do picia nie ma. Miejmy nadzieję, że jeszcze nie ma.
KIedy ten powód będzie? W mojej opinii wtedy, gdy państwo polskie wyda akt prawny w takiej postaci, że nie sparaliżuje on życia człowieka, zapewni rozsądną ochronę przyrodzie i będzie mógł być i przestrzegany i egzekwowany.
Przypomnijmy tylko sprawę wciąż obowiązującej uchwały Sejmiku (News "Lekko trąci paranoją" z 7 listopada ub. r. ). Obowiązuje przez dwa lata, te same przepisy lat pewnie już kilkanaście.
I co?
I nic!
Przepis zakazujący ruchu na silnikach po Zatoce był i jest powszechnie ignorowany. Poczynając od kolejnych metropolitów gdańskich uczestniczących w pielgrzymkach rybackich na Św. Piotra i Pawła, poprzez żegalarzy takich jak ja (ostatni raz pogwałciłem go moim 8-konnym dieselkiem mniej więcej 18 października) aż po skuterowców szalejących wzdłuż plaż.
Plany ochrony muszą być sensowne! Tylko wtedy będą funkcjonować.
Dlatego uznaję zespół recenzencki pod kierownictwem prof. Skóry jako sojusznika, licząc na to, że zadba on o konkretność, precyzję i wykonalność zapisów.
Nie zmienia to faktu, że możemy mieć między sobą różnice zdań. Kidzinę znam z definicji wikipedycznej i jakichś wyszukanych w Internecie opracowań. Nie zamierzam wiedzą rywalizować z Profesorem. Ale znam też kidzinę, jako śmierdzące sterty "czegoś tam" leżące wzdłuż plaży i blokujące dostęp do kapieli. Co gorsza to "coś tam" oprócz "życia" (likwidowanego przez pierwszą większą falę) zawiera też plastikowe butelki, folie i takie coś, co mniejsze dzieci nazywalą: "o, ziobacz, przekłuty balonik". Kidzina na plażach Mechelinek, Rewy, Osłonina, Rzucewa,Pucka, Swarzewa, Chałup, Kuźnicy i Jastarni nie ma sensu.
Chce jeszcze podkreślić, że kwstionowałem i nadal kwestionuję "rejestracje połowów wędkarskich", a nie w rybołówstwie zawodowym i komercyjnym. NIe rozumiem także dlaczego państwo polskie ma wydawać przepisy dla potrzeb prywatnego stowarzyszenia, jakim jest Polski Związek Wędkarski. My już to skądś znamy - czyżby zaistaniała potrzeba rozszerzenia statutu SAJ o sprawy wędkarstwa??!!
Przepraszam Pana Arciszewskiego, mój błąd wynika z faktu Jego zatrudnienia w Stacji Morskiej, usytuowania na sali i nie przedstawienia zespołu recenzenckiego przez moderatorkę konsultacji.
------------------
Andrzej Colonel wciąż subiektywnie Remiszewski
Drogi Jurku,
mam odpowiedzi na zarzuty do Krzysztofa Skory. Najpierw jednak anons wywiadu z Krzysztofem na stronach ZAGLI
http://www.zagle.com.pl/wydarzenia/wywiad-z-krzysztofem-skora,1_13795.html
Jezeli chcesz go przekopiowac, to masz na to, jak zwykle, zielone swiatlo. Na wszelki wypadek i dla ulatwienia podsylam ci tekst w
Wordzie, bo nie jestem pewien, czy bede mogl dzis sledzic maile.
Teraz odpowiedzi.
Zbigniewowi Klimczakowi - propozycja spotkania na szczycie ekolodzy - zeglarze byla inspiracja dla wywiadu z Krzysztofem. Jak widac musimy
odrobic sporo zaleglosci i dlatego nie wroze tej propozycji sukcesu, a szkoda...
Eugeniuszowi Ziolkowskiemu - foki nie sa zrodlem nicieni. Zrodlem sa ryby i, w szczegolnosci, spozywane przez ryby skorupiaki. Fokarium tez
nie jest zrodlem nicieni, poniewaz foki karmione sa rybami, ktore wczesniej przeszly faze glebokiego zamrozenia. Jak sam komentator
napisal, nicienie gina w temperaturach ponizej -20 stopni. Takie wymagania stawia przed Fokarium Sanepid. Co do sciekow, to zadna sprawa
w sadzie w sprawie sciekow przeciwko Stacji nie jest prowadzona. Nota bene sciekami nazywane jest wszystko, co wyplywa, bez oceny skladu.
Scieki z Fokarium sa czesto czystsze, niz pobierana woda. Ciezko dyskutuje sie i przekonuje rozmowce na internetowym forum. Krzysztof
Skora zaprasza wszystkich, ktorych to interesuje i ktorzy chca sie przekonac do ochrony fok i do ochrony przyrody w ogole, do Stacji
Morskiej w Helu na rozmowe lub wrecz na indywidualne zwiedzanie Stacji i Fokarium. Kontakt emailowy i telefon sa podane na stronach Stacji
Morskiej. Z mojej strony dodam, ze przed wizyta warto sie umowic, poniewaz Krzysztof jest czlowiekiem bardzo zajetym, a porozmawiac z nim
warto.
Zyj wiecznie,
Marek
--------------------------------------------------------
Wywiad z Krzysztofem Skórą ("ŻAGLE")
Byłem ostatnio świadkiem burzliwych debat na temat ochrony przyrody morza i sądów nad ekologią i ekologami. Postanowiłem zorientować się jaki pogląd na stosunek społeczeństwa do tych problemów ma Krzysztof Skóra – człowiek, który od lat zawodowo bada nie tylko bałtycką przyrodę ale i zagrożenia wobec jej cennych dla życia i dobrobytu człowieka walorów.
"Żagle": Czy mógłbyś wyjaśnić o co chodzi z tą ekologią?
Krzysztof Skóra: Szczerze, to ja już nie mam siły ... uczyć rzeczy podstawowych. Kłania się niedosyt edukacji szkolnej i społecznej roli mediów, może i nasza akademicka nie umiejętność uczenia innych. Ponadto sukces tego procesu nie jest wolny od możliwości i woli percepcji słuchaczy. Rozumiem naturalną ignorancję dla ekologii u osób które jej zawodowo nie uprawiają. Szukając paralelnych przykładów do twojego hobby zapewne jest i we mnie doza ignorancji np dla najpowszechniejszego stylu żeglarstwa, gdyż uprawiając je w swoim życiu traktowałem to (z poszanowaniem obyczaju i reguł) i traktuję utylitarnie - narzędziowo. Na łódce, z żaglem lub bez, najchętniej pracuję - nie odpoczywam. Ochrona przyrody też ma zapewne swoja romantyczną stronę oraz idealistyczny styl jej uprawiania, ale ma też praktyczne znaczenie - jest rzemiosłem.
Ż: Słyszałem o propozycji spotkania na szczycie ekologów i żeglarzy. To dobry pomysł? Przecież są wśród nas tacy, którzy przedstawiają się jako żeglarze ekologiczni…
KS: Hm, zastanawiam się czy na pewno chcecie rozmawiać z ekologami? Zacznę od prowokacji, że nie znam "ekologicznych żeglarzy" o których ostatnio napisał na swojej stronie internetowej Zbigniew Klimczak. Zdziwienie? Już tłumaczę. Bo nie znam poprawnej definicji ani takiego bytu, ani zachowania. Mogę się tylko domyślać co autor miał na myśli. Co do spotkania na szczycie, to właściwie ten kto chce skutecznie rozmawiać i porozumieć się z ekologiem powinien sobie przyswoić przynajmniej encyklopedyczne definicje słów takich, jak "ekolog" i "ekologia", "ochrona środowiska", "ochrona przyrody", definicję słowa "przyroda" (!), definicję określenia "środowisko naturalne" (przy okazji definicję "środowiska człowieka"), definicję "siedlisko przyrodnicze", definicję siedliska w systemie Natura 2000, a przydało by się jeszcze znać znaczenie słowa "sozologia" no i "rozwój zrównoważony". To ostatnie, to jedno z konstytucyjnych pojęć, które jest politycznie i egoistycznie naginane jak to tylko możliwe.
Ż: To wszystko?
KS: Pozostają nam jeszcze do zrozumienia kim jest i jakie społeczne funkcje spełniają: "przyrodnik" , "obrońca przyrody" , "zieloni" , "ekologista" , "urzędnik, administrator, zarządzający eksploatacją i ochroną przyrody oraz środowiska" i w końcu badacz, naukowiec i ekspert od tych spraw, bywa że jest nim ekolog.
Ż: Nie jest tej wiedzy potrzebnej do rozpoczęcia rozmów mało…
KS: Jeśli to co powyżej na temat "ekologii" zaleciłem do poznania jest zbyt trudne do szybkiego opanowania to radzę się zapoznać z definicją słowa "medycyna" i zobaczyć jakie nauki (w aspekcie teoretycznym i praktycznym) ją wspomagają. Radzę przy okazji nie mylić medycyny ze służbą zdrowia czy jego ochroną, a warto jeszcze pamiętać o roli administratorów w tej dziedzinie. Chyba to dość jasny przykład tłumaczący problem.
Wszelkie próby skutecznego upowszechniania znaczenia wyżej wymienionych pojęć by móc efektywnie rozmawiać o ochronie przyrody via media zawiodły. Dlatego stan świadomości społecznej na ten temat jest taki jaki jest.
Ż: Stawiasz przed potencjalnymi rozmówcami bardzo wysokie wymagania.
Może masz rację. Moje wieloletnie doświadczenie pokazuje, że to brak tej właśnie wiedzy oraz prawa wpływa na jakość dialogu. Empatii na ludzkie sprawy wśród różnych przyrodników jakich znam nie brakuje. Apele o wysłuchiwanie innych stron przez "ekologów" są bardzo nie trafione, gdyż to właśnie na polu ochrony przyrody i środowiska najwcześniej i zawsze dokonywano konsultacji społecznych lub wysłuchania opinii społecznej, a przynajmniej uzgadniano sprawy międzyresortowo (każdy minister ds środowiska /jego ochrony/ , którego poznałem, to robił) . To raczej ekolodzy (przyrodnicy) nie są zapraszani tam gdzie się podejmuje decyzje o formach i zakresie eksploatacji środowiska, jego komercyjnych zasobów lub przestrzeni. Gdy natomiast post factum zwrócą oni uwagę na potencjalny lub rzeczywisty negatywny wpływ czegoś tam na zagrożenie elementu lub funkcji ekosystemu, są od razu ogłoszeni "ekoterrorystami". Czy jeśli lekarz mówi lub radzi "nie pal tytoniu", a państwo wprowadza reglamentację jego używania, to czy oni prowadzą akcje "terrorystyczną" wobec swoich obywateli?
Ż: Opinia w Polsce o ruchach ekologicznych nie jest najlepsza. Każdemu, kto chce się upominać o przyrodę szybko przypina się łatkę terrorysty ekologicznego, chociaż prawdziwych ekoterrorystów, takich jak „Pasterze Morscy”, u nas nie ma.
KS: „Pasterze Morscy” to desperaci, niemal każda grupa społeczna ma takich. Według wielu moich adwersarzy jestem "ekoterrorystą", będąc ichtiologiem, biologiem, ekologiem morza i oceanografem. OK. Jeśli brakuje im intelektualnej finezji lub wiedzy w nazywaniu bytów i zjawisk niech tak będzie. Ale jakoś nikt z osób mi podobnych nie nazywa "eko-szantarzystami" tych grup społecznych, które żądają rekompensat finansowych (ze środków publicznych) za rezygnację z niszczenia środowiska i jego przyrodniczych zasobów. Może, dla symetrii dyskusji i pozycjonowania jej uczestników, już należy to robić?
Ż: Czy same regulacje prawne wystarczą do ochrony przyrody?
KS: Prawo ochrony przyrody jest prawem ja każde inne. Silniejszymi w egzekucji od stanowionych praw ludzkich są uniwersalne prawa natury. Nie da się od nich uciec. Nawet własne, ludzkie życie przedłużamy w oparciu o coraz lepsze zrozumienie "bio" i "eko" reguł, a poznajemy ich coraz więcej.
Ż: Mówi się, że alternatywą dla zanikającego rybołówstwa ma być zwiększenie ruchu turystycznego. Czy może ono stać się źródłem utrzymania dla tych, którzy nie będą mogli łowić ryb?
KS: Ja tego nie mówię. Nie mogę sobie wyobrazić kulturowej tożsamości moich sąsiadów bez możliwości uprawiania tego zawodu. Ale podstawowym gwarantem jego trwałości są przede wszystkim bogate zasoby ryb. Turystyka? Mało kto na odpoczynek podróżuje do miejsc przyrodniczo zdegradowanych, nawet w naszej części Europy, wydaje się to passé. Żyjący z eksploatacji zasobów przyrodniczych powinni kierować się prostym przesłaniem, które zwykle dedykuję rybakom. "Bez ryb rybaków nie będzie! A żeby ryby były muszą być ich siedliska - kryjówki, gwarancja rozrodu, żerowania, wzrostu" . Tym, którzy żyją z "połowów" turystów przypominam zawsze, że współcześnie naturalna przyroda i nieskażone środowisko w miejscu odpoczynku to najlepsza na nich przynęta. Przyroda, morze i jego brzeg to ekonomiczny i ogólnospołeczny kapitał naszego rejonu. Jej dewastatorzy czy kłusownicy to osoby umniejszający szanse zarobkowania innym. Ale paradoksalnie są oni źródłem dobrobytu sektora w którym pracuję, gdyż im większe zniszczenia środowiska i skala niewiedzy o nim samym oraz zagrożeniach je dotykających, tym więcej pojawia się pieniędzy w konkursach na pro-przyrodnicze projekty.
Zdaję sobie sprawę, że wobec tych którzy mnie znają, to o czym tu mówimy w wielu miejscach się powtarza, ale powtórzenia w edukacji i przekazie informacji są narzędziem najprostszym i skutecznym. Proszę tylko o nie przypisywanie mi tej metody jako narzędzia propagandy w pejoratywnym znaczeniu tego słowa.
Ż: Czy możesz skomentować to, co aktualnie dzieje się podczas konsultacji przygotowywanych dokumentów ochrony Zatoki Puckiej?
KS: W sprawie zapisów planów ochrony Natura 2000 nie mogę się wypowiadać. Twórcy wysłuchując różnych opinii muszą te zapisy dopiero stworzyć. Proces trwa. Jako członek zespołu recenzentów ocenię je dla potrzeb Urzędu Morskiego tak, aby mógł skutecznie wywiązać się z roli strażnika morskiej przyrody na tych obszarach, co społeczeństwo zapisało mu w stosownej ustawie.
Dodam jeszcze, że jako żeglarze, liczna grupa społeczna, macie większy polityczny wpływ na rzeczywistość niż przyrodnicy, a szczególnie ekolodzy, gdyż jest ich w Polsce niewielu. W systemach demokratycznych naukowcy nie mają szans na bycie władzą, ale są sytuacje gdzie są pytani o opinię. Zawsze można je w imię dobra własnego lub wspólnego zignorować. Dla zilustrowania społecznej roli „zielonych ekspertów” użyje uproszczonego przykładu skutków takiego działania. Zwykle echosonda nie informuje cię o głębokości czy przeszkodzie przed dziobem jednostki, którą żeglujesz. W takiej sytuacji brak informacji wyprzedzających w stosunku do twojej wiedzy pozbawia cię możliwości wyboru manewru ...
Ż: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Marek Zwierz
Szanowny Panie Marku Zwierz
Aby skrócić moją wcześniejszą wypowiedź posłużyłem się w argumentacji adresami internetowymi. Za radą Profesora Skóry polecam Panu przygotowanie merytoryczne nawet do takiej błahostki jak krytyka mojej osoby.
Ponieważ nie ma Pan czasu otworzyć strony internetowej zrobię to za Pana, myślę, że Don Jorge wybaczy mi taką rozpustę. Jeśli ma Pan chwilkę czasu to proszę poczytać jak to jest z tą foką i pasożytami.
Co do informacji o zrzucie ścieków,zbieram dokładniejsze materiały, o wynikach na pewno Pana powiadomię.
Proponuję tez aby w ramach samokształcenia sprawdził Pan co zrobi z Panem pasożyt jak niedaj Boże sie zalęgnie http://pl.wikipedia.org/wiki/Anisakioza
Eugeniusz Ziółkowski
-----------------------------------------
Opinia parazytologa,prof. Kurta Buchmanna z Uniwersytetu w Kopenhadze
Licznie występujące foki w Bałtyku zarażają dorsza pasożytami i dlatego liczba fok powinna być regulowana w interesie bezpieczeństwa naszej żywności, mówi profesor. Ostatnie badania pokazują, że prawie 20 procent dorszy w Morzu Bałtyckim jest zarażonych pasożytami. Obecność pasożytów w rzeczywistości wynika z faktu obecności fok, gdyż w latach 1980., gdy praktycznie fok nie było, nie notowano pasożytów u dorsza. Populacja fok jest obecnie tak duża, że rozporządzenie dotyczące regulacji liczebności ich populacji, nie powinno niepokoić miłośników fok, mówi profesor Kurt Buchmann.
Morski Instytut Rybacki od lat prowadzi badania nad zarażeniem ryb bałtyckich nicieniami Anisakidae. Uzyskane wyniki jednoznacznie wskazują na znaczny wzrost odsetka dorszy zarażonych larwami Anisakis simplex i Contracaecum osculatum. Wyniki tych badań zostały opublikowane przez naukowców MIR-PIB (Nadolna i Podolska, 2013)2.
Ponadto zarażone dorsze mają słabszą kondycję i niższe tempo wzrostu niż ryby wolne od nicieni. Wzrost zarażenia dorszy C. osculatum prawdopodobnie jest skutkiem wzrostu liczebności foki szarej w Bałtyku, która jest żywicielem ostatecznym tego gatunku pasożyta.
-------------------------------------------------------------
Ilustracja do tego komentarza znajduje się pod tekstem newsa (Don Jorge)
cytaty ze stron MIRu sa mi znane. Jest tam tez opublikowany wykres wagi
slynnego 40 cm dorsza od lat 80-tych do teraz. Nigdy nie osiagal on
legendarnej wagi 1500 g i praktycznie przez caly czas jego waga
zmieniala sie minimalnie. Wyglada na to, ze chudy dorsz to mit, a
przynajminej tak wynika z tego, co MIR pokazuje na swojej stronie.
Wypowiedzi Kurta Bachmanna przytaczane sa za dunskimi mediami, a nie z
jego publikacji naukowych. Nie podano wiec, ze nicieniami zarazone jest
glownie zachodnie stado baltyckich dorszy, ze o populacji z Morza
Polnocnego nie wspomne. Stado wschodnie, na ktore moga miec wplyw
tutejsze foki, jest stosunkowo zdrowe. Czy mysli Pan, ze sprzedaz
gleboko zamrozonych dorszy to tylko strategia transportowa?
Zamykajac klamra chudych dorszy (jezeli w ogole istnieja) rodzi sie
pytanie, czy dorsz jest chudy, bo jest zarazony pasozytami, czy zaraza
sie pasozytami, bo jest chudy i slaby? W tej sprawie madrzejsi od nas
nie sa zgodni.
Obaj nie zajmujemy sie profesjonalnie biologia morza, wiec mozemy sie
tylko przerzucac mniej lub bardziej wiarygodnymi cytatami. Proponuje
wiec zaczerpniecie wiedzy u zrodla i skorzystanie z zaproszenia do
odwiedzenia Stacji Morskiej w Helu. Tam otrzyma Pan z pierwszej reki
odpowiedzi na drazace Pana pytania. Zapewne nie wszystkie beda
jednoznaczne, ale z pewnoscia zroznicowane i pokazujace na zlozonosc
zjawisk o ktorych tutaj dyskutujemy.
Lacze wyrazy szacunku,
Marek Zwierz