Andrzej Remiszewski przypomina, o tym że SAJ powinien specjalnie pamiętać o Leonidze Telidze. Nic tak nie działa na ludzką wyobraźnie jak osobisty przykład. Dał nam przykład Teliga jak zwyciezać mamy !
A tak z innej beczki: a może wolicie klikać RANKING p r z e d lekturą ? :-)))
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_______________
Trzy zapomniane rocznice
W styczniu minęły (wśród wielu innych zapewne) trzy rocznice, o kórych jakoś cicho było w internecie i w miesięcznikach.
- 80 lat temu przybyła do kraju pierwsza "Iskra" (która odeszla lat temu około 30).
- 60 lat temu wrócił do kraju z wojennej tulaczki pierwszy "Zawisza CZarny", który zostal zmarnowany w ciągu nastenych kilku miesięcy i dopiero kilkanaście lat później zastąpiony obecnym.
- 40 lat temu - w 1967 roku, 27 stycznia bodajże, rozpoczął swój samotny rejs dookoła świata Leonid Teliga. Rejs był "oficjalny", pod patronatem PZŻ, lecz precedensowy. NIe kojarzę wczesniejszego po wojnie przypadku, by z kraju, z peerelowskim paszportem i pod banderą PZŻ wypłyna JACHT PRYWATNY w taki, a nawet dużo mniejszy rejs.
Ci, którzy nie pamiętają, albo nie chcą pamiętać tamtych czasów, nie są w stanie pojąć jaką gehennę przeszedł Teliga zanim do rejsu doprowadził, zaś tylko uważni i czytający ze zrozumieniem jego wspomnienia są w stanie pojąć jak trudny był dla Niego ten rejs.
Także my, dziś przyzwyczajeni pływac gdzie chcemy i kiedy chcemy, możemy już nie pamiętać czym ten rejs był dla całego żeglarstwa, jakim tchnieniem nadziei i wzorem: że MOŻNA!
A żeby było mniej sierozno to taka anegdotka:
W ostatnim roku przygotowań do rejsu Teliga mieszkał gdzieś na Basenie Jachtowym w Gdyni (nie pamiętam, czy w budowanym jachcie, czy w jakiejś "kanciapie", w każdym razie częśc osobistych rzeczy, w tym jedyną marynarkę niezbędną do "zalatwiania" różnych spraw, trzymał w zaprzyjaźnionej szafie w mieszkaniu jednego z gdyńsklich żeglarzy. Wobec korzystania z szafy bywał w tym mieszkaniu okresowo o różnych porach. Kiedyś gospodyni wróciła z pracy i nie zastała w domu 8-letniej córki. Najpierw zdziwienie, potem zaniepokojenie... aż tu dzwonek do drzwi: za drzwiami roześmiani Leonid i córeczka. "Wiesz. pomysleliśmy sobie, że skoczymy na jednego" - tłumaczą gospodyni... Ten starszy, zamęczony praca, goniący za każdą upływająca minutą człowiek pozwolił sobie na "zmarnowanie" godziny, czy półtorej w lodziarni "Danusia" w towarzystwie malego, obcego dziecka.
Andrzej Remiszewski
Andrzeju, niezły z ciebie strateg. Odczekałeś i teraz za takie nostalgiczne wspomnienia połączone z uznaniem dla bohaterów tamtych czasów, masz święty spokój a mnie się oberwało.
A poważnie to pełna zgoda, choć miałbym pewne wątpliwości czy byla to impreza pod egidą PZŻ. Moim zdaniem, była ale w momencie kiedy Leonid Teliga wrócił do kraju, może trochę wcześniej. Żródła delikatnie sugerują, że bardzo niechętnie patrzono na tytaniczne wysiłki Pani Danuty Zjawińskiej, pomagającej z wszyskich sił Leonidowi Telidze. Pani Danuta nie była żadnym oficjelem tylko pracownikiem sekretariatu PZŻ. Jeśli tak patrzeć to Polski Związek Żeglarski wniósł niesamowity wkład w rejs Teligi. Tu pełna zgoda.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Według mojej wiedzy tak naprawde pierwszym "dużym" rejsem bez "stempla" była wyprawa Ciska. W tamtych czasach stempel PZŻ był niezbędny, bez niego nie dałoby się:
- otrzymać paszportu,
- kupić legalnie "dewiz",
- kupić żywności,
- dostac przydziału na elementarne wyposażenie,
- itd.
Nie było winą ani żeglarzy ani działaczy żeglarskich, że tak to działało (pretensje adresować do Stalina, Roosvelta, Bieruta itd... niepotrzebne skreślić), natomiast było niewątpliwa zasługą dziłaczy i urzędników sportowych, którzy w tamtym czasie chcieli zaryzykować popierając lub nie przeszkadzając. To dopiero PO rejsie Teligi władze partyjno-pństwowe doszły do wniosku, że można się podpierać sukcesami żeglarzy.
Jeszcze jedno: średnia płaca w kraju była na poziomie kilkunastu dolarów. Oznaczało to, że praktycznie nikt nie był w stanie zarobić nawet na najprostsze wyposażenie dla najmniejszego jachtu, konsekwencja była niezbędność jakiegos "sponsorowania" rejsów przez rozmaite instytucje oficjalne. TakżeTeliga nie wszystko mógł kupić - raz, że nie było dwa, że nie miałby za co... i znów wracamy do prekursorów: Mączki i Ciska - ale to było później.
A bohaterów tamtych czasów wspominam, bo to MOI BOHATEROWIE. I wspominam, bo dla młodszych pamięć o nich może coś przynieść... Taka to sobie strategia...
Teliga całkowicie zużył swoje oszczędności z RAF-u, swojej pensji nawigatorana bombowcu. Ale i tak zabrakło.
Pozdrawiam i popieram
weteran
Lońka wpisał prawdę: "Spełnienie dziecięcych marzeń". I paszport dostał. Dowodzi to, że w każdym ustroju może się znaleźć dziwne zwierzę o nazwie "urzędnik z poczuciem humoru".
Słyszałem tę historię wiele lat temu od śp. Janusz Sydowa, ale - mówiąc szczerze - traktowałem jako anegdotę. Ładną, ale niekoniecznie prawdziwą. Parę lat temu, w czasie spotkania z Lońką, zagadnęłem go o to. Ludojad potwierdził. Rzeczywiście tak wpisał!
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
PS. Andrzejku! Rozbawiłeś mnie sformułowaniem "starszy....człowiek". Lońka miał wtedy 49 lat.
(-) Zbieraj - który w szkole na lekcjach rysunku rysował mamuty z pamięci, ale cały czas ma samopoczucie 30-latka ;-)
"starszy....człowiek" był wtedy już całkiem siwy i był starszy od ojca tej ośmiolatki.... A co do anegdotek to proszę kolejną:
W tamtym czasie Teresa Remiszewska była etatowym kierownikiem bodajże gdyńskiej Stali, "urzędowała" w poniemieckim baraku, oczywiście zawalona bezsensownymi papierami. Teliga wpadł kiedyś z jakąś "niezwykle naglącą sprawą, zaczął coś mówić, a Pani Kierownik nie zauważywszy kto i po co, burknęła: "Nie przeszkadzajcie!"
Drzwi do pokoju się zamknęły, a po chwili przez szparę między nimi, a podłogą wsunęła sie kartka papieru. KIerownictwo zaintrygowane udąło sie po nia, a tam stało napisane: "UPRZEJMIE PROSZĘ O POZWOLENIE WEJŚCIA. LEONID".