Tak, tak, nie ma tak lekko, jak kiedyś. Kodeks Postępowania Administracyjnego przestał być dekoracją. Obywatele mają prawo, nie tylko wiedzieć, ale i domagać się swego. Nasza sprawa jest prosta, bo przecież my w odróżnieniu od górników, anestozjologów, rolników nie domagamy się pieniędzy. Wręcz odwrotnie, to nasze postulaty otwierają administracji państwowej możliwości poczynienia oszczędności budżetowych. Oczywiście - realizacja naszych postulatów będzie operacją bolesną, ale tylko dla grupki wydrwigroszy. Edward Zając opiniuje projekt "zarządzeń porządkowych". To dobrze, że znalazł się kolejny zaangażowany. BRAVO !
Czy ja bym się pod tym pismem podpisał ? Nie, absolutnie - nie, bo uważam że taki akt prawny jest: szkodliwy, nieuzasadniony i absolutnie NIEEGZEKWOWALNY. A jeżeli władze polskie w zjednoczonej Europie nie mają siły (bo nie mają) go wyegzekwować, to PO CO SIĘ OŚMIESZAĆ ? No po co ? Droga administracjo - mamy dobrych prawników. Warto iśc na udry ?
Jeśli podzielacie mój pogląd to zaraz kliknijcie tu:
------------------------------------------------------------------------------
Urząd Morski w Słupsku Ustka, 20. 02. 07
Wydział Bezpieczeństwa Żeglugi
Na stronie UM Gdynia umieszczona jest informacja o spotkaniu z 9 lutego oraz projekt Zarządzenia dotyczącego jachtów do 24 metrów, wraz z prośbą o konsultacje. Ponieważ UM Gdynia przezornie nie podał adersu e-mail, na który można przesłać swoją opinię, więc korzystam z adresu, z którego otrzymałem poprzednią wersję projektu. A więc po kolei:
1) W krajach cywilizacji europejskiej słowo "jacht" zarezerwowane jest dla jednostek rekreacyjnych. Używanie go do statków komercyjnych już we wstępie do zarządzenia wprowadza niepotrzebny bałagan. Powinno ono dotyczyć jachtów oraz statków komercyjnych do 24 metrów długości. Statek zarobkowy, komercyjny nie jest jachtem!
Zamiast wymyślać nowe przepisy, warto skopiować te obowiązujące w sąsiednich krajach unijnych, gdzie ściśle rozgraniczono komercję od żeglowania rekreacyjnego. Sądzę, że UM powinny przestać się zajmować żeglarstwem rekreacyjnym, pozostawiając to w gestii armatorów jachtów. Takie rozwiązania, stosowane w sąsiednich krajach, przyczyniły się do rozwoju żeglarstwa, a tym samym miejscowości i regionów nadmorskich.
2) Restrykcyjność polskich przepisów dotyczących żeglarstwa morskiego powoduje, że armatorzy polscy szukają "wyjść zapasowych". Stąd polską banderę jachtową częściej spotykamy tam, gdzie nie sięga władza Urzędów Morskich - na Adriatyku. Częste jest wywożenie jachtu do portu zagranicznego, tam wodowanie i droga wolna - pod ojczystą banderą. Częste są różne wybiegi, stosowane w celu ominięcia narzuconych ograniczeń.
Jachty prywatnych polskich armatorów przechodzą pod inne bandery. To naturalny objaw w sytuacji, gdy inne kraje, również należące do UE, uznają swobodę żeglarstwa rekreacyjnego. Niektóre z nich wręcz zachęcają do przechodzenia pod swoje bandery.
3) Jeśli wprowadzicie to nowe zarządzenie, to w ciągu kilku najbliższych lat prawie wszystkie polskie jachty morskie, te prywatne, będą nosić obcą banderę. Każda próba administracyjnego zatrzymania tego procesu będzie niezgodna z prawem UE.
4) Wyjście korzystne dla UM widzę w przejęciu kontroli nad wszelkimi statkami komercyjnymi, również tymi rejestrowanymi obecnie jako jachty. Jest naturalne, że statki komercyjne podlegają innym przepisom, niż rekreacyjne.
5) Jachty (może jak w Szwecji - do 12 m.) powinny być zwolnione z wszelkich inspekcji czy przepisów dotyczących obowiązkowego wyposażenia czy dokumentów załogi. Można, co najwyżej, pozostawić administracyjne zgłoszenie rejestracyjne, celem uzyskania numeru (w wielu krajach nawet to nie jest wymagane).
Nie jest to jakaś rewolucja. Tak funkcjonuje żeglarstwo w sąsiednich krajach. Co najważniejsze, takim przepisom już teraz podlega sporo polskich jachtów, a zainteresowanie środowiska żeglarskiego przepisami z innych krajów wskazuje na to, że za dwa - trzy lata prawie wszystkie podniosą obce bandery.
6) Dla kogo więc tworzone są nowe zarządzenia? Za kilka lat staną się martwe, ponieważ nie będzie jachtów, do których mielibyście prawo je zastosować. Biorąc więc pod uwagę skutki oddziaływania obecnych i nowych przepisów można założyć, że ich długofalowym celem jest likwidacja żeglarstwa morskiego pod polską banderą. Jeśli do tego dodać, że już praktycznie zlikwidowano polską banderę we flocie handlowej, to można dojść do dziwnych wniosków na temat celów i skutków działania polskiej administracji morskiej.
7) Próba zachowania "żelaznej kurtyny", przez pół wieku oddzielającej nasze żeglarstwo morskie od wolnego świata, w nowych warunkach nie ma szans powodzenia. Czas realnie spojrzeć na warunki uprawiania żeglarstwa morskiego istniejące w sąsiednich krajach. Marzenia biurokratów o tym, że to my narzucimy Szwedom czy Anglikom swoje restrykcyjne rozwiązania, świadczą jedynie o braku realnego spojrzenia. Przyzwyczajenie do swobodnego żeglarstwa jest tam tak powszechne, że próby wprowadzenia ograniczeń to pewna przegrana rządu w kolejnych wyborach. Tego nikt nie zaryzykuje!
Przesyłam pozdrowienia.
Edward Zając, j.st.m., Ustka
redakcja@ziemiaustecka
Edwardzie!
Pięknie wypunktowane, pozwolisz, że przyswoję sobie istotne fragmenty Twojego listu, aby w podobnym duchu i bez merytorycznych błędów napisać do UMów i MGM swoje uwagi...(?)
Robert :-)
PS: Oficjalne wystąpienie do władz i urzędów to nie dyskusja na forum żeglarskim i wymaga spokoju rozwagi i musi być rzetelne merytorycznie, muszę więc mieć jakiś wzorzec, a Twój list jest do tego SUPER!!!
Dlatego prosiłem organizacje o przygotowanie takiego "uniwersalnego" pisma do podpisania przez wszystkich chętnych. Tak robią organizacje "ekooszołomów" (jak ich lubicie nazywać) np. w sprawie Doliny Rospudy - już wysłałem do Prezydenta, Premiera i innych ważnych osób...
Z żeglarskim pozdrowieniem kapitan jachtowy Wiesiek Bartosiewicz
Drogi Edwardzie,
Znakomicie ująłeś to, co jest istotą oczekiwań żeglarzy w naszym kraju. Bardzo mi się podoba Twój tekst. Jedynie z pozdrowieniami przesadziłeś :-)
Być może komuś zależy... ale to typowe strzelanie goli do własnej bramki. Zyskują na tym inne bandery, bo od każdej rejestracji jest konkretna kasa, tanie bandery działają jak hipermarkety, a polski budżet na tym traci. Ja myślę, że to jednak w urzędach siedzą ludzie z poprzedniej epoki i swoimi pomysłami restrykcji częstują otoczenie, a kolejne rządy maja problemy ze soba samym, a zapominają o KASIE... :-(((
Dekomunizacja tak łatwo nie nastąpi, bo na każdym szczeblu władzy trafiamy na beton... np. w UMach.
Robert
PS: klikanie nie działa :-(
Co powinno świadczyć o tym że porty na Bałyku są polskie. Bandera, a my co mamy? Smętną ucieczkę pod inne barwy.
Co pomyśli o tym na przykład Szwed, wpływając do portu w Ustce a tam jest kilkadziesiąt bander obcych i jedna dwie polskie?
W Ustce trudno doliczyć się dziesięciu jachtów "miejscowych". Niestety, wśród nich "HOLLY" ma banderę niemiecką. Jak już pisałem, nie jestem z tego dumny. W tym roku kończę 63 lata i nie mam sił ani środków, aby tracić czas na walkę z biurokracją. Nie mam też chęci przekonywać inspektora i prosić go o to, aby pozwolił mi pływać samotnie. Kolega, na podobnym jachcie, w drodze łaski wpierw dostał pozwolenie na samotne pływanie na redzie, a po roku czy dwóch na 5 mil od brzegu. To mnie nie zadowala, więc musiałbym oszukiwać - płynąć do Niemiec i dopiero stamtąd płynąć tam, gdzie mam ochotę. Nawet na Bornholm musiałbym płynąć okrężną drogą przez Niemcy, Danię i Szwecję. Co więc jest lepsze, bardziej moralne - oszukiwać władzę czy wywiesić inną banderę i powiedzieć wprost: płynę prosto na Bornholm, Gotlandię lub nawet - nie wiem, zależy jak wiatr powieje.
Brzmi to jak usprawiedliwienie, może nawet przed samym sobą. Kiedyś pisałem do posła i do pewnej partii o tym zmuszaniu do przechodzenia pod obce bandery - i nie otrzymałem odpowiedzi.
Oczywiście, mam coś w rodzaju kaca moralnego, więc przynajmniej staram się coś robić, aby sytuacja żeglarstwa w naszym kraju zmieniła się.
Edward Zając
I wtedy padnie pytanie jakie polskie morze? Edwardzie w trybie przyszłym, albo nawet bardzo przyszłym.
Michał Szepietowski
1) żegluga przybrzeżna „P”- oznacza to żeglugę w odległości nie większej niż20 mil morskich od brzegu w rejonie Morza Bałtyckiego lub innego morza zamkniętego o podobnych warunkach żeglugowych,
2)żegluga mała „B”– oznacza żeglugę po Morzu Północnym i innych morzach otwartych w odległości doNie mają do tego prawa.Zakres uprawnień ,co do wielkości jachtu i rejonu żeglugi ustala rozporządzenie ministra (sportu).Jeżeli UM-y coś takiego by zarządziły to sprawa powinna trafić do sądu.DUM ważniejszy od ministra,w państwie prawa i sprawiedliwości.Armator jachtu ma prawo ustalić sobie z jakim patentem minimalnym powinien być kapitan (byle zgodnie z rozporządzeniem MS),UM tego nie może zrobić.
A swoją drogą,jeżeli sprawą Rospudy zajmuje się CBA (dotyczy paru robali tam żyjących i kilkunastu tysięcy mieszkańców Augustowa), to może tutaj też da się coś takiego zrobić.(żeglujących w tym kraju jest zdecydowanie więcej)
"jeżeli sprawą Rospudy zajmuje się CBA (dotyczy paru robali tam żyjących i kilkunastu tysięcy mieszkańców Augustowa"
Oraz kilku milionów TIRrorystówów TIRrozyzujących w przeciągu roku Augustów, w interesie których "troskliwy" burmistrz tego miasta nie zgodził się na wyposażenie w sygnalizację świetlną przejśc dla pieszych przez główną arterię, "bo to zakłóciłoby płynność ruchu". A także rozlicznych "polityków" (ze wskazaniem na tych opozycyjnych) którzy wykuplii zawczasu działki na terenach przez które ma przebiegać projektowana "autostrata", liczących na zbicie kasy na powyższym procederze, i dlatego broniących obwodnicy przez rezerwat jak niezależności Polski (od decyzji UE tym razem). Choćby mieli przy tym uciekać się do argumentów tak kretyńskich jak ten że "kierowcy powinni mieć możliwośc podziwiania pięna przyrody zza szyb swoich ciężarówek".
Pomijam fakt , ze to politycy PiS na siłe przepychają obwodnicę.
A uwagami nt. kierowców cieżarówek możesz sie narazic mi osobiscie:))
Maciek
Z tematem owszem nie ma nic wspólnego - ale to nie ja zacząłem ten wątek. Obawiam się za to że powstanie obwodnicy w takim kształcie może stać się niebezpiecznym precedensem, i wtedy niech już żadnego mazuranta nie zdziwi że "w leśniczówce Pranie gigantyczny motel stanie". Oraz pięciogwiazdkowy hotel na Szerokim Ostrowiu, a i Twoich ulubionych Wdzydz pewnie by nie oszczędzono.
To że jeden leśny dziadek z PiS (na dodatek mający adekwatne nazwisko!) forsuje na siłę obwodnicę przez rezerwat - to fakt niezaprzeczalny. Ale już burmistrz Augustowa reprezentuje partię którą Ty lubisz ;-) Jeszcze inną partię (prorządową tym razem) reprezentuje inny zwolennik budowy, którego nazwisko powinno się zmienić w związku z powyższem na "Fetorowicz". Tymczasem wśród polityków PiS można znaleźć i takich którzy budowie (zatwierdzonej przez poprzednią ekipę) są przeciwni, z Prezydentem RP na czele, który protest podpisał. Napisałem więc "ze wskazaniem" zamiast stawiać jasny podziały.
Co do kierowców TIR-ów: uważam że lepiej dla nich będzie trafić NA pociągi niż POD pociągi ;-)
Panowie, bez politycznych emocji!
W sprawie obwodnicy pomijana jest wysokość kary, jaką może otrzymać Polska za tą inwestycję. Możemy upierać się przy zniszczeniu Doliny Rospudy, ale wpierw radzę spojrzeć, ile taki upór kosztował inne kraje. Straty Polski mogą wynieść setki milionów euro i wielokrotnie przewyższyć koszt tej inwestycji. Nie interesuje mnie kto z decydentów do jakiej partii należy, ale wszyscy powinni wylecieć z pracy z zakazem zajmowania stanowisk publicznych. Właśnie za narażenie kraju na takie straty. Niezależnie od tego, kto w tym sporze ma rację!
Ale to zupełnie inna historia, na inne forum.
Edward Zając
Jak zwykle przesadzasz i zmieniasz temat.Wzmianką o Rospudzie,chciałem zasygnalizować,że naszą sprawą wreszcie powinny zająć się słuzby stojące na strazy prawa.A tu mamy ewidentny przykład jego łamania.
Jurek
Znowu to kreślenie lini po wodzie! Nawet w czasach klauzul mało kto dostrzegał linię wód terytorialnych i pływaliśmy blisko "imperialistycznych" wybrzeży. Trzeba być naprawdę osobą pozbawioną wyobraźni aby przypuszczać, że żeglarze będą trzymali się lini wyznaczonych przez urzędników. Niech rysują linie po wodzie nawet co dwie mile, a żeglarze w końcu i tak popłyną tam, gdzie zechcą. Nie sądzę, aby z tego powodu ktoś robił afery czy wysyłał w pościg za jachtem okręty wojenne. Przecież teraz w UM-ach też wiedzą, że mało kto przestrzega wszystkich ich zarządzeń. To jak w poprzednim (minionym?) systemie: ideologia na trybunie, a prywatnie robił oko i: wiecie, tak trzeba, dla chleba. Widocznie niektórzy nie potrafią już pozbyć się tego rozdwojenia osobowości.
Po prostu brak tam osoby na tyle odważnej, aby zerwała z fikcją i zatwierdziła to, co i tak jest udziałem już chyba większości polskich jachtów i żeglarzy - żeglugę bez ograniczeń.
Edward Zając
Kolego Edwardzie!
Piszesz: „<i><b>W krajach cywilizacji europejskiej słowo "jacht" zarezerwowane jest dla jednostek rekreacyjnych</b>. Używanie go do statków komercyjnych już we wstępie do zarządzenia wprowadza niepotrzebny bałagan. Powinno ono dotyczyć jachtów oraz statków komercyjnych do 24 metrów długości. <b>Statek zarobkowy, komercyjny nie jest jachtem! </b>
Zamiast wymyślać nowe przepisy, warto skopiować te obowiązujące w sąsiednich krajach unijnych, <b>gdzie ściśle rozgraniczono komercję od żeglowania rekreacyjnego</b>. Sądzę, że UM powinny przestać się zajmować żeglarstwem rekreacyjnym, pozostawiając to w gestii armatorów jachtów. Takie rozwiązania, stosowane w sąsiednich krajach, przyczyniły się do rozwoju żeglarstwa, a tym samym miejscowości i regionów nadmorskich.”</i>
To jak nazwiesz te kilkanaście tysięcy śródlądowych jednostek żaglowych, na których są organizowane wczasy czy rejsy dla dzieci (jak zwał tak zwał). Wygląda to tak, że dzieciak płaci za rejs i w tym <b>ma zagwarantowane: opiekę skipera,</b> nocleg i wyżywienie a skiper <b>ma za rejs zapłacone</b>. Za uzyskane przez urlop pieniądze kupi dziecku komplet podręczników do szkoły, lub za pieniądze uzyskane przez 2 miesiące opłaci sobie pierwszy semestr studiów. Jeżeli tych żaglowych jednostek nie nazwiesz jachtami to nie będzie można ich prowadzić na żeglarskie kwity, a nie wyobrażam sobie by skiper taki musiał mieć uprawnienia na statki żeglugi śródlądowej. To by rozłożyło cała tą działalność, uniemożliwiając kilkudziesięciu tysiącom dzieci pierwszy kontakt z żeglarstwem a kilkunastu tysiącom młodych ludzi szansę na uczciwy wakacyjny zarobek.
Piszesz dalej: <i>„Wyjście korzystne dla UM widzę w przejęciu kontroli nad wszelkimi statkami komercyjnymi, również tymi rejestrowanymi obecnie jako jachty. Jest naturalne, że statki komercyjne podlegają innym przepisom, niż rekreacyjne.”</i>
I tu się z tobą zgadzam w 100%, i właśnie dla tych jednostek są potrzebne patenty ze stażami, gruntownymi egzaminami i kreskami na wodzie.
Piszesz trochę nie na temat : <i>„Próba zachowania "żelaznej kurtyny", przez pół wieku oddzielającej nasze żeglarstwo morskie od wolnego świata, w nowych warunkach nie ma szans powodzenia.” </i>
Tamto żeglarstwo nie przypominało w niczym dzisiejszego żeglarstwa rekreacyjnego a dużo bardziej komercyjne. Jachty były państwowe, w rejsach brali udział obcy sobie ludzie, skiperzy i zastępcy byli gratyfikowani (w sposób mniej lub bardziej zakamuflowany), stąd staże egzaminy i kreski na wodzie, ułożone na wzór floty handlowej. Sam w roku 81 przy okazji odebrania dzieciom zabawki (tak zwanej „liberalizacji żeglarza”) pisałem że <b>uprawnienia są związkowe na jachty związkowe i one nie powinny dotyczyć jachtów prywatnych</b>. Jak ktoś ma prywatny jacht niech sobie pływa. O niewłaściwym uregulowaniu prawnym regulaminu stopni żeglarskich pisałem już wielokrotnie. Ale cieszę się że zauważyłeś iż nie można jednego i drugiego żeglarstwa pakować do tego samego wora. Cieszę się że nareszcie zauważył to urząd, ale cieszył bym się jeszcze bardziej, gdyby jego zarządzenia szły w kierunku rozwoju (a nie hamowania) jednego i drugiego
Pozrawiam
Krzysztof
Nie jestes aby inspektorem, albo jakims innym od pilnowania, regulowania i dozorowania?
Lukasz
K
Krzysztof
To ja dodam, ze moj kot jest piekny i bardzo madry!
A polemika.....malo Ci jeszcze?
Lukasz
Przepraszam, dopiero dzisiaj zobaczyłem odpowiedź. Jeśli śledzi Pan moje wypowiedzi na tym forum, to zawsze dotyczą one jachtów, czyli żeglarstwa rekreacyjnego. Żeglarstwo zarobkowe, jakąkolwiek postać by przybierało, mnie nie interesuje. Jestem też przywiązany do tradycyjnego znaczenia słowa "jacht" i wyrażenie "jacht komercyjny" jest dla mnie nieporozumieniem.
Jestem członkiem SAJ, ponieważ tam, i w kilku innych Stowarzyszeniach, zgromadzili się żeglarze zdecydowani działać na rzecz swobodnego żeglarstwa rekreacyjnego. Są wśród nas osoby o różnym stopniu emocjonalnego podejścia do tego tematu, ale cel mamy wspólny - wolność żeglowania pod polską banderą. Proszę zauważyć, że sporo spośród nas ma już tę wolność - pod inną banderą. Mimo to nadal działamy, ponieważ uważamy, że do wywieszenia tej innej bandery zmusiła nas nasza administracja morska oraz współpracujący z nią PZŻ.
Nie należę do tych, którzy totalnie negują możliwość jakichkolwiek kontaktów czy negocjacji z administracją morską czy PZŻ-tem. Dlatego pozytywnie przyjmuję Pana stwierdzenie o konieczności rozdziału żeglarstwa komercyjnego od rekreacyjnego. Tu nasze poglądy są zbieżne - mamy punkt zaczepienia. Jaki dalszy ciąg tego? Czy Związek potrafi oświadczyć, że będzie zajmował się tylko tym, czym inne związki sportowe? Czy, zgodnie z pismem wysłanym do Zbyszka Klimczuka, będzie reprezentował tylko żeglarzy regatowych i kluby w nim zrzeszone?
W którejś z wypowiedzi podałem, że żeglarstwo na sprzęcie klubowym jest czymś zdecydowanie różniącym się od pływania na sprzęcie prywatnym. Trudno mi wyobrazić sobie, aby "bezpatencie" stosować do jachtów klubowych. Tu też się chyba zgadzamy?
Nie atakuję Pana. Nie mam uprzedzeń, ponieważ osobiście nie znam osób kierujących PZŻ-tem, podobnie jak większości osób wypowiadających się na tym forum. Mam nawet szacunek dla tych osób ze Związku, które mają odwagę przystąpić do dyskusji z nami.
Nie wiem, ile czasu upłynie, zanim wywalczymy tę swobodę żeglowania. Wielu z nas nie jest już młodzikami (mam 63 lata) i nie może czekać ileś tam lat. Dlatego w różny sposób omijamy tę "żelazną kurtynę": wywozimy jachty na Adriatyk, startujemy w rejs z innych krajów czy podnosimy obce bandery. Ja też z tego korzystam i pływam samotnie po całym Bałtyku jachcikiem, który inspektorzy nie wypuścili by na redę, a po spełnieniu wszelkich warunków może dali by mi, jak kumplowi, samotne pływanie 5 mil od brzegu.
Przesyłam pozdrowienia.
Edward Zając
Kolego Edwardzie !
Obaj mamy już swoje lata i swoje doświadczenie żeglarskie. Czytając obie wypowiedzi widać że chcemy tego samego. Wolności żeglowania pod polska banderą. Jednakże zarówno Kolega jak i większość „przyjemniaczków” widzi tylko ten przejaw żeglowania.
Cytat: „Żeglarstwo zarobkowe, jakąkolwiek postać by przybierało, mnie nie interesuje. Jestem też przywiązany do tradycyjnego znaczenia słowa "jacht" i wyrażenie "jacht komercyjny" jest dla mnie nieporozumieniem.”
Zgoda patrząc na to okiem językoznawcy jest to nonsens, ale coś takiego istnieje i rozmiary tego zjawiska są na pewno niedoceniane przez tych, którzy z uwagi na własne interesy nie chcą tego dostrzegać. Te jachty wożące dzieci to, dla przeciętnych młodych Polaków z nieżeglarskich rodzin - jedyna możliwość pierwszego kontaktu z żaglami, a dla ich opiekunów - uczciwa i w miarę przyjemna forma zarobienia pieniędzy w urlop czy w wakacje.
Cytat: żeglarstwo na sprzęcie klubowym jest czymś zdecydowanie różniącym się od pływania na sprzęcie prywatnym. Trudno mi wyobrazić sobie, aby "bezpatencie" stosować do jachtów klubowych. Tu też się chyba zgadzamy?
Dokładnie, i dlatego problem bezpatencia początkowo nie istniał, jak pływało się na jachtach klubowych a największym błędem PZŻ za który wszyscy teraz płacimy było tzw. „Liberalizowanie żeglarza” w roku 80 tym zamiast odżegnania się od jachtów prywatnych. Niestety ówcześni decydenci woleli zabrać dzieciom zabawkę niż dać obywatelom trochę więcej wolności. Pisałem o tym, niestety za późno, zimę 80-81 miałem zajętą egzaminami kapitańskimi. Swoje zdanie na ten temat wyraziłem w liście do „Świata Młodych” podpisanym „Monika lat 11” (i przepisanym z maszynopisu przez uczennicę), niestety „Żagle” wcześniej odmówiły publikacji mojego tekstu. Powtórnie napisałem o tym na lamach „Mańkowskich Żagli”, w roku 91 jak zaczęła się dyskusja o reformie stopni żeglarskich zakończona poprzednim „potworkiem legislacyjnym”, tam sugerowałem: nie zmienianie regulaminu a złagodzenie go jedynie dla „małych prywatnych jachtów”, gdyby wtedy posłuchano mnie, można było stopniowo i bezboleśnie iść w kierunku całkowitego bezpatencia, które dziś było by dawno faktem dokonanym, bez tak poważnego obniżenia renomy polskich stopni żeglarskich jaka niestety miała miejsce. Czy to się nam teraz podoba czy nie PZŻ za zgodą administracji wypracował cos co można było bez większej przesady nazwać 4 tą akademią morską. Za rządów kpt. Górskiego program egzaminacyjny z nawigacji, przepisów i sygnalizacji na morskie stopnie żeglarskie, prawie nie różnił się od programu akademii morskich, a dziś stopnie nasze postrzegane są na świecie tak jak inne kwity amatorskie.
Na pytanie: „Czy Związek potrafi oświadczyć, że będzie zajmował się tylko tym, czym inne związki sportowe?”
Odpowiem negatywnie, są tacy co tego by chcieli, ale:
1. mamy wieloletnia tradycję szkoleniową sięgającą czasów przedwojennych.
2. jest sporo do zrobienia w żeglarskim szkoleniu i popularyzacji żeglarstwa.
3. proszę zobaczyć perfidię administracji morskiej. Zostawiają Związkowi to jest niepotrzebne a wręcz szkodliwe, natomiast sobie zatrzymują to co będzie musiało nadal istnieć bo zjawiska tego nikt nie przerwie. W taki sposób zatrzymają sobie te (co najmniej) kilkaset wysoko płatnych etatów utrzymywanych z kieszeni podatnika a zły będzie oczywiście Związek. Ten sam Związek, który za komuny był dla nas, może nie oknem, ale małym lufcikiem w świat żeglarskiej wolności.
4. Niestety dla wielu kolegów piszących w tej witrynie (a zwłaszcza tych młodszych co niewiele pamiętają, dla których 20 lat to wieczność), człowiek będący w Zarządzie PZŻ i jeszcze do tego mający uprawnienia kapitańskie, instruktorskie, inspektorskie to wróg klasowy - a urzędnicy administracji morskiej zacierają ręce, oni już wiedzą ze doczekają zasłużonych emerytur na swoich wysoko płatnych posadkach.
A żeglarze niech sobie pływają pod różnymi innymi banderami im to przecież nie szkodzi.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof
Panie Krzysztofie, gdy mówi pan o tradycjach szkoleniowych, to zastanawia mnie, co z tej tradycji może ostać się we współczesnych czasach. Z dumą mówi pan o "4 akademii". Zgoda, poziom szkolenia był bardzo wysoki. Na "morsa" zdawałem w 1969 roku w Trzebierzy. Zastanawiam się jednak, co z ówczesnego programu naprawdę przydało mi się na morzu. Jaki procent tej wiedzy był zbędny i służył tylko stwarzaniu barier w dostępie do żeglarstwa? Jeśli stażowe mile przed egzaminem wypływałem na "Zewie Morza" i "Chrobrym", to co z tej praktyki może mi się przydać teraz, gdy pływam po morzu jachcikiem długości 6,3 metra?
Wkrótce większość szkół żeglarskich zacznie szkolić na patenty międzynarodowe. Czy patent PZŻ-tu obroni się w tej konkurencji? Jego deprecjacja nie zaczęła się wraz ze zniesieniem egzaminów na wyższe stopnie - zaczęła się wraz z powstaniem szkół, gdzie jeździło się na wczasy ukoronowane wydaniem patentu. To właśnie efekt przymusowych szkoleń.
Czy jest szansa aby Związek, przy braku obowiązkowych patentów i obowiązkowego szkolenia, stworzył szkołę o renomie dawnej Trzebieży, ale z programem dostosowanym do potrzeb swobodnego żeglarstwa? Taką, do której ustawią się kolejki osób przekonanych, że zdobędą w niej potrzebną im wiedzę?
Pozdrowienia z Ustki
Edward , redakcja@ziemiaustecka.pl
Kolego Edwardzie !
Dużo pytań a odpowiedź napisze życie.
Cytat: „Zastanawiam się jednak, co z ówczesnego programu naprawdę przydało mi się na morzu.”
Mi niestety musiało się przydać dużo, miałem trochę sytuacji awaryjnych, z których udało mi się wydostać dzięki na pozór niepotrzebnym umiejętnościom. Nigdy nie wiemy, kiedy trzeba wydobyć z jakiejś już prawie zapomnianej komórki mózgu coś co się akurat może przydać w konkretnej sytuacji, wiedzy nigdy za wiele.
Cytat: „Czy patent PZŻ-tu obroni się w tej konkurencji? Jego deprecjacja nie zaczęła się wraz ze zniesieniem egzaminów na wyższe stopnie - zaczęła się wraz z powstaniem szkół, gdzie jeździło się na wczasy ukoronowane wydaniem patentu.”
Zaczęła się w 80 roku największym idiotyzmem PRL żeglarzem z 81 roku, kiedy 12 letnie dziecko zdawało egzamin dający mu uprawnienia za 4 lata. a dziś dzięki działaniom różnych ministerstw spadła do poziomu kwitu na węgiel, odbudowanie tego będzie wymagało wielu lat pracy i przychylnego prawa.
Cytat: „To właśnie efekt przymusowych szkoleń.”
Dokładnie przymusowe szkolenia dla wszystkich bardzo szybko zamienia się w kioski z patentami. Obowiązkiem szkolenia winni być objęci jedynie skiperzy świadczący usługi.
Cytat: „zastanawia mnie, co z tej tradycji może ostać się we współczesnych czasach. Z dumą mówi pan o "4 akademii". Zgoda, poziom szkolenia był bardzo wysoki.”
Wielu z nas podejmowało pracę na zagranicznych jachtach. Niektórzy zrobili sobie z tego sposób na życie inni okazjonalnie na jedne lub drugie wakacje ale było to w zasięgu ręki (dla tego, któremu nie odmówiono paszportu)
Cytat: „Czy jest szansa aby Związek, przy braku obowiązkowych patentów i obowiązkowego szkolenia, stworzył szkołę o renomie dawnej Trzebieży, ale z programem dostosowanym do potrzeb swobodnego żeglarstwa? Taką, do której ustawią się kolejki osób przekonanych, że zdobędą w niej potrzebną im wiedzę?”
Ja jeszcze mam nadzieję że jest, inaczej nie było by mnie ani w Zarządzie ani tu na Jurkowej witrynie.
Pozdrowienia
K