Artykuł w "Rzeczpospolitej" to żadna nowośc. Wtajemniczenie wiedzą o tym od pewnego czasu, nawet już opracowali "zaskarzenia" i nadali im bieg urzędowy. Nie mniej - tendencyjny, bo wyraźnie inspirowany artykuł w jednym z najpoczytniejszych polskich dzienników wzburzył "żeglarską opinię publiczną". Komu zawdzięczamy taki zapis prawa wiedzę wszyscy i tu ocena jest jednoznaczna - HAŃBA !
Korespondenci podsuwają różne pomysły demonstrowania dezaprobaty - na przykład elegancko okazywany ostracyzm, polegajacy na zaniechaniu podawania rąk "dozorcom technicznym" i "działaczom". To znaczy bezpośrednim beneficientem tego prawnego bezprawia. Są i inne, ale nie poddaję ich pod dyskusję ponieważ wyraźnie naruszają co najmniej "zwyczajowe normy współżycia społecznego".
A dziś, do poniedziałkowej (kilka godzin antycypacji) porannej kawy mam korespondencję łagodniutką - znany Wam już dzielny żeglarz małego morskiego jachciku - j.kpt.ż.b. Wacław Sałaban. Zwróccie uwagę, jak się przywiązał do starego "pezetżetowskiego" patentu. Przyzwyczajenie jest ukrytą częścią natury nie tylko człowieka (takze psa do smyczy, czy kagańca) :-))) Wacławie, to tylko przypadkowe skojarzenie !
Żyjcie wiecznie
Don Jorge
a tu trzeba kliknąc (koniecznie !):
Szanowni Koledzy.
O to mój komentarz do komentarzy, po new`s-ie; Dziennik „Rzeczpospolita” donosi.
KRYTYCZNIE.
Żeglując po śródlądziu i morzu, czuję się też szuwarowcem. Tym bardziej, że od kilku lat pływam na śródlądziu i po Bałtyku wyłącznie na swoim micro [5,5m].
Dziwię się Waszym tendencjom do uszczęśliwiania na siłę szuwarowców i zarzucanie im:
…To, że szuwarowcy jeszcze nie zmienili bandery zakrawa na brak instynktu samozachowawczego, albo masową mentalność niewolników.... – (RH)
Niestety część szuwarowców zachowuje się bardzo zachowawczo :-( Napisz za Nich, weźmy się i zróbcie, ja poczekam aż zmienią, a na razie zarejestruję w PZŻ... a jak coś nie wychodzi, z dumą piszą, a nie mówiłem... . …Może są jacyś inni i naprawdę lubią płacić? – (JW.)
Szanowni Koledzy, przypomnę; żeglarstwo przede wszystkim jest pływaniem, a dopiero w którymś tam szeregu, działaniem i społecznikowaniem. I należy zrozumieć, że dla zdecydowanej większości szuwarowców i pasjonatów pływania, PZDDŻ – Polski Związek Dystrybucji Dokumentów Żeglarskich jest jedną z zakał, którą za pomocą kilkuset złotych należy spławić i mieć spokój dla uprawiania swej pasji. Na zasadzie odfajkowania kolejnego lokalnego podatku. I nie potępiajmy Ich za to, a służmy radami jak zbocznikować administrację i jej środowiskowe przedstawicielstwa. Propagujmy odwagę cywilną tych, co podejmują indywidualne decyzje zmiany bandery (potrafię ten desperacki krok docenić), czy zmiany przeznaczenia ukochanej jednostki i nie tylko dla korzyści finansowo-organizacyjnych, ale też jako formę protestu – sprzeciwu wobec istniejącego prawodawstwa. Informujmy jak tego dokonać i jak interpretować zawiłości lub niejasności. Masowość tego erozyjnego procesu jest istotniejsza od pohukiwania na pasjonatów – szuwarowców. I jeszcze jedno. Szanowni Koledzy, Wasze sformułowania i stwierdzenia wyżej zacytowane, jakoś kojarzą mi się jako … NOWOZWIĄZKOWE wezwania i pokrzykiwania.
KONSTRUKTYWNIE.
Mój jacht „Promyk”, jeszcze X-1044, w stosownym momencie – przed sezonem 2009, zostanie pozbawiony tego oznaczenia, a umieszczę na burtach nr DS-WCŁ-1177A. DS – Dolny Śląsk. WCŁ od Wrocław, a nie Wacław. Będzie to oznakowanie „sprzętu pływającego” służącego do połowu ryb. Tak, Promyk będzie służył na polskich wodach wyłącznie i jedynie do „połowu ryb”. A na wodach duńskich, szwedzkich, alandzkich, fińskich i morzu otwartym nikogo to nie interesuje. Stosowne Zaświadczenie o zgłoszeniu do rejestracji, po wypełnienie jednej strony wniosku i zapłaceniu 16,00PLN, można uzyskać w właściwym Starostwie lub Urzędzie Miejskim. Podstawa prawna: Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 12 listopada 2001 r. w sprawie połowu ryb oraz warunków chowu, hodowli i połowu innych organizmów żyjących w wodzie (Dz.U. Nr 138 poz.1559). Oznakowanie powinno mieć liternictwo wysokości nie mniej niż 10cm i 1 cm grubości (szerokości linii – dopisek autora). Już odkurzyłem stary spinning i zaształowałem go do jaskółki. Będzie nie używanym narzędziem połowu. We wniosku o rejestrację, w rubryce; „środek napędu” wypełniłem – silnik przyczepny, ożaglowanie (na wypadek stref ciszy) i pagaje (oczywiście, bez atestu PRS). Tym co są powątpiewaczami lub jeszcze nie skumali, wyjaśniam: ja i wszyscy prowadzący sternicy Promyka, kontrolującą nas WŁADZĘ, będziemy informować, że realizujemy pływania rozpoznawcze akwenu (rekonesans), w celu sprawdzenia, czy na danym akwenie są ciekawe miejsca do połowu. Jeśli się nam spodoba, to dokonamy opłaty wędkarskiej lub zakupu zezwolenia, czy też licencji na połowy na tym akwenie. Howgh.
Ahoj.
Wacław Sałaban
jkżb, inst.żeg. i były czynny harcerz i instruktor.
(Jerzy, mimo… , jeszcze nie jestem pozbawiony tych uprawnień!)
Witaj w klubie. Bardzo trafnie to ująłeś, nie chodzi o te kilkadziesiąt, czy nawet kilkaste złotych. Chodzi o poczucie unezaleznienia się od wydrwigroszy.
Mariusz
MA-WAR-7775A
Drobny błąd. Nie MA-WAR-7775A tylko MA-WAR-5777A
...napisałem tylko tyle, że w Sejmie na druku 1546 jest nowelizacja obniżająca koszty haraczu środłlądowego do warrtości 15 lub 0 (słownie zero) złotych, więc publikacja ich "ponaglająca" armatorów jest szkodliwa społecznie, a przynosząca nienależne korzyści... hmmm.... komus innemu.
A teraz niech każdy pisze do swojego posła!
Andrzeju,
a mnie Pan Mateusz Rzemek już odpowiedział ! Nic ciekawego, poza tym, że jako dziennikarz ( chyba dobrze poinformowany) stwierdza.....losy projektuposelskiego (druk 1546) są więcej niż niepewne. I ponawia ostrzeżenie, że ktro wypłynie w tym sezonie bez DR zapłaci sztraf, jak w banku! Na pytanie w jaki sposób PZŻ poradzi sobie do maja z rejestracją 40 tys. jachtów, nie odpowiada. Zapewne wie to co my, że nasze jachty tak naprawdę nigdy inspektora nie widziały. Wpłata za przegląd do kasy, kwitek i odrazu po pieczątkę o przedłużeniu lub nowy DR. Proste, wykonalne i struga forsy się wlewa do pustych kas.
Wniosek: rację mają ci co nawołują do masowego nacisku przez opinię społeczną na posłów i Marszałka. Więc do dzieła Koledzy, bo rzeczywiście nasz los jest w naszych rękach. Żeby nie było jak prorokuje nasz Kolega Hasip, że dla swiętego spokoju szuwarowcy grzecznie zapłacą. Nie rozumiem tu stanowiska kolegi Kulpekszy. W projekcie nie znosi się rejestracji tylko jej przymus. Kto ma firmę lub jedzie z jachtem przez granicę , jacht zarejestruje.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Mnie to jest niezbędne (rejestracja) abym miał możliwość zidentyfikowania pijanej/naćpanej (niepotrzebne skreślić) hołoty przemieszczającej się na jachtach ( bo określenie żeglowanie jest nieadekwatne). Na Mazurach pływających jednostek jest tysiące. Ustalenie kogoś, kto np. wylał zawartość kibla chemicznego za burtę ( a jest to "standard") lub wjechał np w burtę mojego jachtu jest niemożliwe bez identyfikacji poprzez numer rejestracyjny.
Rejestracja wtedy spełni Twoje nadzieje kiedy dostęp do danych będzie w miarę szybki i wiarygodny. Gdy idąc ulicą czy jadąc samochodem zostaniesz zatrzymany przez patrol policji w ciągu liku minut sprawdzi ona kim jesteś, gdzie mieszkasz, jakie masz prawo jazdy, kiedy i przez kogo wydane, czy byłeś karany za wykroczenia drogowe, na kogo figuruje samochód, jaki powinien mieć naniesiony numer VIN itd. Przerażające ... W przypadku rejestracji łódek i jachtów w bazach danych polskiej Policji, niedługo będzie wdrożony system ogólnoeuropejski, taka identyfikacja będzie możliwa. Gorzej w przypadku rejestrów „papierzanych”. Urzędowa ścieżka choć prosta długa jest, usiana pieczątkami, rejestrami, zwrotnymi potwierdzeniami odbioru za zgodność z oryginałem. Rejestracja nie jest panaceum na „złe żeglowanie”. Osoby które tak jak Ty Januszu uważają, że jednak jest potrzebna niech uwzględnią ograniczenia jakie obecne systemy, „wędkarski” w starostwie i „żeglarski” w PZŻ.
j.w.
Czytajac posty zwolenników rejestracji za kazdym postem nachodzi mnie pytanie: czymu w Szwecji, gdzie jachtów pływa ok. 600 tys nie ma obowiązku rejestracji jednostek do Lc 12 m i Bc 4 m?
To, że Szwedzi wiele z tych jednostek rejestrują to zupełnie inna bajka wynikająca raczej z warunków firm ubezpieczeniowych ale OBOWIĄZKU NIE MA.
Skąd więc takie przeświadczenie o tej konieczności u nas ?
Pokłosie wychowania w PRL ?
Pzdr
Kocur
Wysłałem mail na ten temat ( t.j. projektu poprawki ) do lokalnych, czyli Lubelskic posłów PO. Ciekaw jestem reakcji, bo akurat wniosek poselski złożyli ich przeciwnicy polityczni.
Stopy wody pod kilem!
Biały Wieloryb
(Marek Popiel)
http://whale.kompas.net.pl
Autorowi tego newsa w odpowiedzi (ponieważ powołał się na fragment mojego komentarza):
Uważam, że ci, którzy przerejestrowali sie do "rybaków" są wciąż nieliczni, a z moich rozmów z kolegami "szuwarowo-bagiennymi" (sam do nich wciąż należę!) wynikało, że mieli postawę wyczekującą typu: poczekamy, zobaczymy, może nie będzie tak źle, może inspektora uda się przekabacić itd. Tych, którzy jak Ty, Mariusz Główka, Tomek Janiszewski... "uciekli" do "rybaków" nie znam znowu tak wielu... stąd mój wniosek, że zachowanie większości wskazuje na to co napisałem (albo brak instynktu samozachowawczego, albo mentalność niewolników). Być może, dopiero teraz, w bezpośrednim kontakcie z pezetżetowymi szykanami rejestracyjnymi, "szuwarowo-bagienni" zaczną wykonywać jakieś "ruchy" protestacyjno-obronne w większej masie (40 000 jachtów)... Mnie oczywiście łatwo mówić, bo od pewnego czasu nie mam już swojej jednostki, ale wtedy gdy byłem armatorem swojego MICRO nie była wymagana rejestracja na śródlądziu i (podkreślam to świadomie!) jako jeden z nielicznych na Zalewie Zegrzyńskim i chyba jedyny w swojej przystani miałem niezarejestrowany jacht! Wszyscy, z którymi rozmawiałem uważali, że rejestracja być musi... bo zawsze była... i (podobnie jak uważa np. Janusz Kulpeksza) konieczna jest "numerowa" identyfikacja jednostek. Na dowód, że tak było podaję link do mojej strony www (dział żeglarstwo), tam znajdziecie fotkę mojego MICRO z wystarczającymi (moim zdaniem) znakami identyfikacyjnymi (nazwa jednostki, nazwa firmy, i nawet adres...)! Uważam, że rejestracja nie jest konieczna, konieczna jest identyfikacja, a jeszcze bardziej konieczne jest wychowanie w domu, szkole, parafii itd.... oraz skuteczne działania policji w przypadkach łamania prawa.
Pozdrawiam :-)
Robert
PS: a tutaj link: http://www.robert_hoffman.republika.pl/_sgt/m3m1_1.htm
PPS: mimo iż kombinuję przejście w kierunku morza, wciąż jestem "szuwarowo-bagienny" i nie myślę, żeby jedno miało wykluczać drugie... użyłem tego określenia tylko w celu "ubarwienia" :-)
Z tą wędkarską rejestracją nie zawsze jest tak prosto. W Łodzi nie bardzo chcieli mi zarejestrować jacht o długości 5,45m. Dłuższe od 5m odsyłali do ŁOZŻ lub PZŻ. Ale przed rokiem nie było jeszcze przepisów nakazujących rejestrację w PŻŻ więc upierałem się na wękarską rejestrację. W końcu po konsultacjach z przełożonymi i po przedstawieniu przeze mnie karty wędkarskiej (posiadanej z dawnych czasów gdy łowiłem ryby, składek PZW już dawno nie płacę) zarejestrowali.
Interesująco wygląda pomysł autora artykułu by wypłynąć na takiej rejestracji na morze. Ciekawe jak by wyglądało to w praktycznej konfrontacji z administracją morską i strażą graniczną?
Andrzej.
Zawsze w takich przypadkach, choć tak nieprzyjazych urzędów coraz mniej, żądać spisania protokołu i podania podstawy prawnej odmowy. Jak urząd strachliwy to i okret podwodny zarejestruje ;-)
Co do wypłyniecia na morze nie zgłębiłem jeszcze zbyt dokładenie tematu ale ustawa o bezpieczeństwie morskim mówi:
Art. 3.
1. Przepisy ustawy stosuje się do: [..]
2. Do statków śródlądowych uprawiających żeglugę na wodach morskich przepisy
ustawy stosuje się w zakresie w niej określonym.
Art. 39.
Dla statków śródlądowych uprawiających żeglugę na wodach morskich dodatkowe
wymagania w zakresie bezpiecznego uprawiania żeglugi, dotyczące w szczególności
środków ratunkowych, sprzętu sygnałowego i ochrony przeciwpożarowej, określa w
aktach prawa miejscowego właściwy terytorialnie dyrektor urzędu morskiego.
"Art. 39.
Dla statków śródlądowych uprawiających żeglugę na wodach morskich dodatkowe
wymagania w zakresie bezpiecznego uprawiania żeglugi, dotyczące w szczególności
środków ratunkowych, sprzętu sygnałowego i ochrony przeciwpożarowej, określa w
aktach prawa miejscowego właściwy terytorialnie dyrektor urzędu morskiego."
Wynikałoby z powyższego, iż trzeba mocno poprzeć liberalizacyjne prace Zespołów Roboczych działających przy UMach po 22 marca br.!!!
Robert
PS: dodatkowo wynika, iż nie można tylko zmienić "prawa morskiego", ale i "śródlądowe"... bo są one wzajemnie powiązane róznymi dziwnymi przepisami...
Straż graniczna interesuje się tylko paszportem
lub dow. osobistym jeśli zgłosimy wyjście poza wody terytorialne
np: do portów UE
Andrzej Chabrowski
Szanowny Andrzeju.
Co do pierwszego akapitu, to można „ociężałym szuwarowcom” przypomnieć wulgarną zasadę; masz głowę i … , to kombinuj!
Dobrze, że przestrzegasz przed ewentualnymi utrudnieniami przy rejestracji „sprzętu pływającego”.
Co do drugiego akapitu, hmmm… to:
Nie wypływałem „Promykiem” z polskiego portu!
W mojej ocenie wypłynięcie z Gdyni, Gdańska i Górek Zachodnich jest możliwe, gdyż są to „dziurawe” miejsca w egzekwowaniu obecnego prawa przez administrację morską. Inne porty polskie w mojej ocenie są „szczelne”. Ciekawe jakie są doświadczenia innych internautów? Ja rozpoczynam rejsy z „obcych” portów, do których „Promyk” dojeżdża na przyczepie.
Natomiast wpływałem „Promykiem”, kończąc swoje rejsy w polskich portach.
W 2005r. http://www.kulinski.sail-ho.pl/article.php?sid=2239 wracając solo, wpłynąłem do Łeby, z powiewającymi banderkami Danii i Szwecji pod salingiem – odwiedziłem Bornholm i Utklippan. Przedstawiciel Straży Granicznej obserwując na zacumowanym Promyku do opon tirowskich, moją walkę z prądem i przybojem, wytworzonym przez turystyczne „kaszaloty” płynące całą naprzód, a których ¾ mocy zużywa się na wytworzenie fali dziobowej i odkosowej, wytoczył się z kanciapy i spytał: Czy sam? Skąd? I czy mam paszport? Dostał Dowód Osobisty. Na koniec spytał: czy pójdę(?) czy też podpłynę do Bosmanatu? Odpowiedziałem życzliwie; dopóki bosman nie usunie opon z swojej kei i nie ograniczy prędkości poruszania się „kaszalotów” w kanale portowym, nie pójdę, a tym bardziej nie podpłynę. Popłynąłem na drugą stronę portu, do Mariny Łeba. 4h później „Promyk” nie podlegał już administracji morskiej, tylko kodeksowi drogowemu – stał na przyczepie. Czy bosman mnie obserwował? Czy ostrzył sobie na mnie i jacht zęby? Może mu zwisało? Nie wiem. Mnie jego stan emocjonalny nie interesował.
W 2006r. http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=171&st=0&fload=1 wracając w dwa jachty (micro i corvette 600), po dwie osoby w załogach, z Olandii, wpłynęliśmy do Gdyni. Tam wręcz wymusiliśmy na obsłudze mariny powiadomienie Straży Granicznej. Przyjechali. Obejrzeli Dowody Osobiste. Odjechali. Przedstawiciela administracji morskiej w basenie jachtowym w Gdyni NIE MA. I to jest jedyny plus tego, motorówkowego portu. Przykre to dla mnie, gdyż uważam, że w tym porcie wręcz się wychowałem.
W 2007r. nie będę niesubordynowany dla administracji morskiej. Planujemy w dwa jachty „buszowanie” po Alandach, z portem wyjścia/powrotu Grisslehamn – 100km na N od Sztokholmu. A do/z Grisslehamn na przyczepie i promem (do Nynashamn). Szkoda każdego dnia z trzytygodniowego urlopu na Alandach.
Ahoj.
ws
Wacławie! Do wszystkiego co tutaj napisałeś tylko wypada mi się szeroko uśmiechnąć :-)))
Bardzo dobre pomysły, fajne to były rejsy (czytalem relację!) i piekne plany!!!
Pozdrawiam :-)))
Robert
PS: rzeczywiście dowód rejestracyjny (ten ze starostwa też) na granicy może być przez polską SG i słyżby celne uznany za wystarczający dowód własności przy odprawie jachtu na przyczepie.
http://zagle.mazury.info/rejsformshow.php?akweny=Ba%B3tyk+-+Alandy&data=2007-07-28&klucz=
Dzięki za obszerną odpowiedź! Właśnie takie osobiste doświadczenia interesują mnie najbardziej. Ja w sezonach 2003 - 2005 udawałem na Zalewie Wiślanym jacht 5 metrowy. Czyli żeglowaliśmy bez jakichkolwiek dokumentów tak jak wtedy było wolno na śródlądziu. Nawet bosman z Nowej Pasłęki (co prawda już emeryt) nie interesował się dokumentami. Jak mówili inni żeglarze jest to tam standardem. Poza tym większość portów i przystani dostępnych tam dla takiego małego jachtu nie ma bosmanów UM. Częściej zdarzają się bosmani pobierający opłaty portowe.
W tym sezonie zamierzamy sprawdzić jak to jest w praktyce z rejestracją wędkarską na Zalewie Szczecińskim. Wszak jest ona jeszcze ważna nawet wg rozporządzenia o rejestracji bo jest wydana przed wejściem jego w życie. A wtedy była jedyną znaną prawu formą rejestracji.
Kto na tym zarabia? Jedną stroną są pezeżetowskie organy kontrolne. Kasa nie do pogardzenia kilka milionów złotych. Przekonany byłem zawsze że liberalizację wymusi biznes. Dzisiaj już nie jestem tego tak pewny. Zastanawiam się czy nie mieszają tutaj trochę duże firmy czarterowe? Obowiązek rejestracji może być próbą wyeliminowania tańszej konkurencji. Firm, czy osób wypożyczających łódki na Mazurach są setki jeżeli nie tysiące. Dużych firm mających setkę jachtów jest kilkanaście. Dzięki obowiązkowi rejestracji odpadnie, lub ograniczy się szara strefa wypożyczające żaglówki mniej zamożnym np studentom. Mazury są zapchane jachtami. W lipcu nie ma gdzie stanąć na biwak. Może system rejestracji jest próbą reglamentowania miejsca na jeziorach. Nie zwodujesz łódki jak nie zarejestrujesz jej w Giżycku. Nie wiem to są czyste spekulacje , ale gdzieś musi leżeć przyczyna powrotu do rejestracji łodzi.
Co robić? Nie mam zielonego pojęcia - ucieczka pod "obcą rejestrację" na śródlądziu nie jest dobrym wyjściem z sytuacji. Próby zainteresowania problemem posłów - są z góry skazane na niepowodzenie! Posłowie nie będą się zajmować żeglarzami - bo to jest kilka głosów więcej, a pracy tyle samo co przy załatwieniu podwyżek dla nauczycieli, czy dopłat dla rolników.