Gdybym to ja był pracownikiem Żeglugi Gdańskiej, to z wrodzonego lenistwa ustawiłbym tablice "przystań pasazerska - prosze nie cumować". Bo rozumiem, że Zegluga Gdańska wydzierzawiła ten odcinek nabrzeża. W mojej wieloletniej praktyce zdarzały się takie sytuacje, ze zacumowałem tam, gdzie nie powinienem. A nawet tam gdzie było to zabronione. Albo przeoczyłem, albo okolicznosciami byłem zmuszony. Oczywiście mam na myśli porty kulturalnych i cywilizowanych krajów. Zazwyczaj przychodził jakiś człowiek, informował o zakazie i PROSIŁ o przestawienie się. Zazwyczaj udzielał porady, a nawet pomagał (na przykład poburłaczył). Bywał zapraszany na kawkę, czasami z tego korzystał. Kiedyś w Danii miałem defekt silnika i musiałem stanąc w miejscu gdzie bez tablicy wiedziałem, ze cumować nie powinienem. Natychmiast Landroverem przyjechali "guardzi". Pierwszy otworzyłem dziób - "bardzo, przepraszam, ja wiem, że tu nie wolno - mamy defekt, odejdziemy za pół godziny". Grożny "guard" się uśmiechnął ze zrozumieniem i zapytał "can I help you ?" No tak, ale w Danii nie było socjalizmu.
I to był wstęp do korespondencji Włodka Ringa, skippera jachtu pod szwedzką banderą.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
___________________
Witaj Jerzy
Mały epizod z pobytu w Gdańsku na Motławie.
Stajemy na nadbrzeżu za Tawerną Kubickiego - jest to keja miejska formalnie nie przypisana do żadnego szczególnego wykorzystania i cumuje tam wiele jachtów.
Zostaliśmy na noc.
Rano budzi mnie o godz. 0650 potworny łomot w burtę o pokład. Zaspany gramolę sie powoli z koji zastanawiając się komu zrobiłem jakąś krzywdę....
Na górze okazuje sie, że przyczyna tego łomotu jest człowiek miotający się po moim pokładzie i walący w co sie da celem obudzenia nas.
Po wymianie wstępnych "grzeczności" najeźdźca nasz oświadcza głosem nie znoszącym sprzeciwu, żebyśmy natychmiast przestawili jacht bo o godzinie 0800 będzie tu cumował statek Białej Floty.
Rozglądam sie wokół i pytam człowieka gdzie jest jakąś tabliczka informująca i tym fakcie i ograniczająca cumowanie w tymże miejscu.
I odpowiedzi słyszę, ze tabliczek żadnych nie ma bo być nie musi i mogę sobie robić co chcę ale statek i tak tu dobije.
Ponieważ nie chciałem wywoływać większych polemiki z rozsierdzonym przeciwnikiem wiec wychodzę zaspany, odcumowywujemy z kolegą Kocura i przesuwamy go 50 m dalej w kierunku Lotosu.
A ponieważ epizod rozsierdził mnie do bólu, bo jak można komuś (nie wspominam o obcej banderze na rufie) bez pytania wchodzić z butami na pokład w sposób tak brutalny więc wykonuję wycieczkę po kei w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji o fakcie zajętości tego fragmentu kei przez Żeglugę Gdańską.
I jedno co znajduje to na samym rogu nadbrzeża mała tabliczka (jak na przystanku tramwaju) o godzinach odpływania tramwaju wodnego.
Wydaje mi się, ze pomijając brak osobistej kultury okazany przez osobę opisaną powyżej to pretensje można mieć do kogoś jeżeli wpierw wystawi sie informacje o fakcie zakazu cumowania w danym miejscu z określonego powodu.
A scysji nie byłoby gdyby stał znak określony przepisami a stanowiący o zakazie cumowania...
Załączam zdjęcia z wizji lokalnej.
Pzdr
Kocur
Zgadzając się z Tobą, że stosunki, obyczaje i przepisy w polskich portach są chore,
a chamstwo osobnika "proszącego" Cię o przestawienie - niewątpliwe,
zauważę jednak, że formalnie wszystko jest w najlepszym porządku - nie miałeś prawa
tam stać, a tabliczki o zakazie cumowania nie są konieczne.
Jeśli chciałeś stanąć koło Tawerny Kubickiego, powinieneś poprosić Kapitanat
o pozwolenie. Kapitanat by nie pozwolił. Wpływając, prawdopodobnie powiedziałeś
"do Mariny" i tylko tam Ci było wolno stanąć.
:-(
Marcin Palacz
Marcinku
Jak doskonale wiesz na kei koło Kubickiego cumuje się niemalże codziennie i robi to wielu - mnie chodzi o fakt wystawienia formalego oznakowania skąd i dokąd Żegluga ma zarezerwowany odcinek kei.
Sa na to przecież stosowne znaki i byłoby to najprostrze rozwiązanie.
Wtedy nie byłoby żadnych nieporozumień, które jak wiem sa niemalże codziennie z cumujacymi tam żeglarzami.
Pzdr serd.
Kocur
Podwieszam mail od Włodka Ringa. Życie pełne jest absurdalnych zjawisk i sytuacji. Nie wierzycie ?
No to przeczytajcie :-)))
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
______________
Wiec podczas wizyty opłatowej, kiedy w kantorku widzę, że radio jest i działa pytam się czemu nie odpowiadają?
W odpowiedzi usłyszałem:"bo nie mamy uprawnień do obsługi radia".
To w zasadzie bez komentarza.
Problem w tym ,że pod taka sama bandera może w to samo miejsce lub inne ale tez obwarowane zakazami przybić inna jednostka, na której nikt nie musi wiedzieć jakie w Polsce panują zwyczaje. Fajne przywitanie ich spotka...extra "wizytówka" i zachęta do odwiedzania polskiego wybrzeża((
Aga_gagaa_Proczka
Jak się miało zgodę - a nie każdy żeglujący mógł mieć ten przywilej - na pływanie na silniku w strefie ciszy (jezioro Dobskie Mazury) to sie wydawało, że wszystko i wszędzie niektórym można.
Może widzisz jakiś związek jednego z drugim, ale ja myślę, że jest on dość luźny. Mieć, to nie znaczy korzystać. Tak sie składa, że byłem na Dobskim z Kocurem w zeszłym roku. Przyszedł na żaglach.
Z drugiej strony, jak wychodziłem z zatoki Rajcocha na Łabap, to po drodzę spotkałem trzy, albo cztery jednostki żeglugi różnej (jakieś tam Kormorany i inne) wchodzące lub wychodząc z Dobskiego. Poziom hałasu jaki czyniły był zdecydowanie większy niż to jak słychac Kocura. O zasmrodzeniu okolicy nie wspomnę. Wiec jak już poruszyłeś ten temat, to może zadajmy sobie wspólnie pytanie: czy dajemy pozwolenia na Dobskie (Nidzkie też) wszystkim tym którzy poproszą, czy wprowadzimy zasadę, kto ma lepsze dojście, ten dostaje, czy może nie wchodzi tam nikt, poza sytuacjami ratowania życia?
Jeszcze jedno. Faryj pływa swoim hurgotem do Prania na Nidzkim. I robi to kilka razy dziennie. Czy to jest OK? Powiedzmy, że wozi turystów spragnionych widoków Rezerwatu Jeziora Nidzkiego. Ale czy ci turyści nie mogliby wsadzić d...y w kajaki i trochę spalić tych kiełbas i kaszanek z poprzedniego wieczora? Mogliby, tylko że tak łatwiej. A ci co się boją wody mogliby dojechac tam na rowerze przez Puszczę Piską? Mogą. Więc o czym my mówimy? O biznesie Faryja. Ja mu nie zazdroszcze, prowadzę swój biznes i wiem co to znaczy. Ale dlaczego Faryj czy jeszcze inny podmiot ma być uprzywilejowany? Zatem wróćmy do pytania w poprzednim poście: czy dajemy pozwolenia wszystkim tym którzy poproszą, czy wprowadzimy zasadę, kto ma lepsze dojście?
A ja tylko czekam jak Pan Kulpeksza i Ciebie wyśle na drzewo :->
"Trzeba by stację tu jeszcze postawić!
Tak gromkim głosem był wołał.
Lecz bez przesady, nie dałby rady
Bo stacje stały już dookoła"
A to taka parafraza wierszyka o Królu Piecuchu; możnaby jescze ciągnać dalej: "Stacje na Nidzkim, Stacje na Dobskim, w mieście Giżycku i Mikołajkach..."
Pozdrawiam
Tomek Janiszewski
Mariusz - piszesz:
"Wiec jak już poruszyłeś ten temat, to może zadajmy sobie wspólnie pytanie: czy dajemy pozwolenia na Dobskie (Nidzkie też) wszystkim tym którzy poproszą, czy wprowadzimy zasadę, kto ma lepsze dojście, ten dostaje, czy może nie wchodzi tam nikt, poza sytuacjami ratowania życia? "
Ja bym sprawę postawił inaczej - o pozwolenie na pływanie jednostkami motorowymi w tzw "strefach ciszy" starac sie może każdy obywatel RP.
Wojewódzki Konserwator Przyrody poprosi wówczas o przesłanie bardzo szczegółowych danych jednostki, posiadanego motoru, klasy czystości jego spalin oraz poziomu hałasu itd, itd.
I na podstawie tego wyda lub nie wyda stosowne pozwolenie.
Ja takowe otrzymałem a starałem sie o to z prostego powodu - "Kocur" nie jest w stanie pływac ostro do wiatru i nie chciałem pozostawac w sprzeczności z przepisami i własnym sumieniem w chwili, gdybym potrzebował wspomóc się silnikiem przy nie sprzyjajacym wietrze.
A skorzystałem z tego RAZ i to na bardzo krótkim odcinku jez. Dobskiego...
Wypowiedz P. Janusza K . traktuję wiec raczej w kategorii uszczypliwości osobistej.
Pzdr
Kocur
Szanowny Panie Januszu
Pisze Pan:
"Jak się miało zgodę - a nie każdy żeglujący mógł mieć ten przywilej - na pływanie na silniku w strefie ciszy (jezioro Dobskie Mazury) to sie wydawało, że wszystko i wszędzie niektórym można."
Czy można spytac sie o co chodzi bo w świetle tematyki wątku głównego nie widzę ciagu przyczynowo-skutkowego do pańskiej cytowanej wypowiedzi natomiast wyczuwam w niej jakieś niesprecyzowane prywatne do mojej osoby animozje ....
Kocur
Szanowny Panie Januszu
Myślę, że nie czas i nie miejsce na osobiste dewagacje i animozje na forum Jerzego.
Pańskie wypowiedzi sa dla mnie zbyt głęboka mataforą filizoficzną.
Spotkaliśmy się w życia RAZ JEDEN i nie pamiętam abym Pana czymś uraził.
Niemniej jeżeli są rzeczy, które chciałby Pan wyjasnić to proponuje kontakt na priva (mój na górze) i odp. Panu na pytania.
Natomiast uważam, iz ogólne fora dyskusyjne nie stworzono do osobistych "wycieczek" (moim zdaniem tu akurat nieuzasadnionych)
Co polecam przemyśleniu a Kolegów przepraszam ale nie ja rozpocząłem ten "watek" osobisty.
Kocur
Tak sobie to czytam i mysle..... i przyszla mi do glowy relacja Bogdana Gonczaro z pobytu w..... cytuje:
.......tam jest przemyslowy port Ermshaven. Wszedlem tam na zasadzie- jak mnie nie wygonia to tu poczekam....... Nie ma tam przystani jachtowej, ale jest dlugi fajny pomost do ktorego cumuja kutry rybackie i rozne takie barki remontowe.... Rano gdy zobaczylem goscia w balej koszuli, pod krawatem, z teczka idacego pomostem pomyslalem- ida klopoty. "Klopoty" okazaly sie naczelnikiem portu ktory wesolo mnie pozdrowil i POPROSIL przecumowac lodke, poniewaz w tym miejscu cumuje STATEK RATOWNICZY ktory ma jutro przyplynac i ze za postoj sie nie placi...... a woda pitna jest w kranie na pomoscie, tylko trzeba poczekac 5 minut zeby splynela ta nagrzana od slonca. Przyjemnego dalszego rejsu i... poszedl.
Ludzie, to brzmi naprawde jak bajka z tysiaca i jednej nocy. Czy kiedys cos takiego bedzie w Polsce rzeczywistoscia? Ja nie wiem (choc mam nadzieje ze tak)
Samych pomyslnych wiatrow wam zycze
Roman Gonczarko