Tak, jak pisałem poprzednio najbardziej brzydzą mnie cwaniacy, którzy na największej tragedii usiłują robić biznes. Oczywiście pod szyldem obłudnej deklaracji - troski o bezpieczeństwo. Tragedia zdarzyła sie losowo, tak jak trąba powietrzna w południowej Polsce. Zginęli patentowani przez PZŻ sternicy, zatonęły jachty certyfikowane przez PZNT PZŻ i rejestrowane w regionalnych biurach OZŻ. Huragan miał siłę niespotykaną do tej pory na Mazurach. Czy można było tragedii zapobiec ? Chyba mozna, gdyby kursantów pezerżetowskich nauczono rozpoznawać zagrozenia wiatrowe. Nie nauczono, bo większość instruktorów związkowych obojga stopni nie ma o tym pojęcia.
I teraz wszystkiemu winni są "liberatorzy", którzy promują naukę, ale protestują przed wyłudzaniem pieniędzy. Jeszcze raz powtarzam - te wszystkie papierki dają złudne wrazenie, że wszystko jest OK, że teraz po tych formalnych korowodach są bezpieczni. A nie są, bo poziom wiedzy i umiejętności pezetzetowskich kursów w wiekszości jest fatalny. A może by tak przywrócic Kartę Pływacka ? Ile by to było forsy na przelew !
Przepraszam, że się powtarzam, ale moim zdaniem TRZEBA TO LUDZIOM WKŁADAC DO GŁOWY NIEUSTANNIE, DO SKUTKU !
Przepraszam za wytłuszczenia, za ostry ton, ale "kieszonkowcom" pobłażać nie wolno. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Wkurzło mnie to.
Czytajcie korespondencję Adama Kowalczyka
Dokształcajcie się i zakładajcie kamizelki asekuracyjne !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
___________________________
Szanowny Don Jorge!
Wyczytałem w "Gazecie Olsztyńskiej", że po tragedii w Giżycku odbyła się narada z udziałem szefów policji, straży pożarnej, WOPR, samorządowców , pani wojewody Anny Sobeckiej i marszałka Jacka Protasa. Wojewoda i marszałek obiecali sypnąć kasą na doposażenie ratowników, stworzenie nowoczesnej bazy ratownictwa wodnego. Sonary, samochody, łodzie motorowe, cuda wianki. Tylko się cieszyć.
Niestety. Zebrani wykryli też przyczynę tragedii. Są to nowe przepisy dotyczące uprawnień, badań i obowiązku rejestracji. Wprawdzie jeszcze nie weszły w życie ale już jakie skutki. Szanowne to gremium wystąpiło z apelem do Prezydenta RP by nie podpisywał nowelizacji ustawy o sporcie kwalifikowanym ograniczającej wymogi kwalifikacyjne. Zwrócili się też z apelem do premiera o zweryfikowanie nowej ustawy o żegludze śródlądowej liberalizującej wymogi dotyczące przeglądów technicznych i obowiązków rejestracyjnych. Z racji tego, że pisuję do tej gazety felietony to napisałem jeden na ten temat, ukaże się w piątek 31 sierpnia. Obawiam się jednak, że nie pomoże to zbyt wiele. Bezpieczeństwo to takie piękne hasło, że każdą bzdurę można nim uzasadnić. Nadzieja w tym, że w ramach przedwyborczego okładania się po mordach sprawa gdzieś umknie rządzącym.
Komodor
czyli Adam Kowalczyk z Olsztyna
viTAM!
No a jak zapobiec ponad 5300 wypadków śmietelnych (rocznie) na polskich drogach? Idąc tropem myśli uczestników rzeczonej narady w Olsztynie, to koniecznym wydaje się przerobienie samochodów na kosmiczne kapsuły ratunkowe. Te kapsuły naprawdę dużo wytrzymują. I chyba podwyższyć tak ubezpieczenia, aby nikt nie jeździł po fatalnych drogach. Uratuje się ponad 5300 istnień, nie wspominając o kilkunastu tysiącach Polaków uchronionych od trwałego kalectwa. I w dodatku polski (rządowy) przemysł wejdzie do ekskluzywnego klubu producentów sprzętu kosmicznego.
Czasem w dostrzeżeniu rzeczywistego wymiaru spraw bieżących trzeba zerknąć na odbicie w krzywym zwierciadle. Pomaga to zwłaszcza osobom w tzw. "natchnieniu". Dopiero wtedy zaczynają oni rozumieć swoje kretyńskie zachowanie. Starożytni wspominali wszak o czymś takim - "reductio ad absurdum".
Przyjaciele,
Nie poczuwam się do generalizowania. Wyraźnie napisałem:
".........Czy można było tragedii zapobiec ? Chyba mozna, gdyby kursantów pezetżetowskich nauczono rozpoznawać zagrozenia wiatrowe. Nie nauczono, bo większość instruktorów związkowych obojga stopni nie ma o tym pojęcia........"
Nie napisałem że wszyscy, ale większość. A wiem to z listów, które otrzymuję. Ale nie to jest najważniejsze - wrzask podnoszą nie ci dobrzy i sumienni, ale ci którzy na tym procederze tylko zbijają łatwą kasę. Dobry, kompetentny instruktor zawsze będzie miał uczniów. Na bezpatenciu stracą natomiast ci, którzy bezwstydnie wykorzystywali dotąd obowiazek wyrabiania tych kwitów. Nie imputujcie mi pochwały nieuctwa, bo wiećie że sprawa ma się całkiem odwrotnie. Podobnie sprawa ma się z obowiązkowymi "nadzorami technicznymi" i rejestracjami.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Pozdrawiam
Johann
Drogi Jurku!
Ty nie generalizujesz, natomiast generalizują wszyscy inni:
1. Parlamentarzyści uwalniając od rejestracji wszystkie jachty śródlądowe (te
komercyjne też) , wszak pan Rekść też nie uwalniał wszystkiego co pływa
po morzu włącznie z „jachtami” wędkarskimi?. Sam jak wiesz jestem za
uwolnieniem pływających dla przyjemności, ale wyłącznie ich. Kiedyś (w korespondencji ze mną) porównałeś pływanie na czarterowanym jachcie do stosunku z prostytutką. Dokładnie tak samo jak kobiety te poddawane są konkretnym badaniem li tylko dla bezpieczeństwa ich klientów, statki do czarterów i komercyjne winne w takim samym celu przechodzić okresowe badania techniczne. Niestety moją sugestia podjęta przez grupę posłów „Samoobrony” została zakrzyczana przez resztę. Natomiast rejestracji winny być poddane wszystkie jachty, chociażby dlatego by z dowodów rejestracyjnych jasno wynikało, że jest to jacht wolny od kontroli technicznej oraz ilość osób, którą można zabrać
2. Zdecydowana większość uczestników dyskusji tego forum, dla których
działacz PZŻ, instruktor, inspektor techniczny to wróg – wredny i podstępny okradający ich z ostatniego grosza. W ten sposób postrzegają cale pokolenia działaczy, którzy rozwojowi polskiego żeglarstwa poświęcili cale życie.
Pozdrawiam
Krzysztof
Kiedyś (w korespondencji ze mną) porównałeś pływanie na czarterowanym jachcie do stosunku z prostytutką. Dokładnie tak samo jak kobiety te poddawane są konkretnym badaniem li tylko dla bezpieczeństwa ich klientów,
Krzyś a skąd masz te informacje?!
Natomiast rejestracji winny być poddane wszystkie jachty, chociażby dlatego by z dowodów rejestracyjnych jasno wynikało, że jest to jacht wolny od kontroli technicznej oraz ilość osób, którą można zabrać
Zaświadczenie, że nie potrzebuję zaświadczenia? Czy to juz choroba?
2. Zdecydowana większość uczestników dyskusji tego forum, dla których
działacz PZŻ, instruktor, inspektor techniczny to wróg – wredny i podstępny okradający ich z ostatniego grosza. W ten sposób postrzegają cale pokolenia działaczy, którzy rozwojowi polskiego żeglarstwa poświęcili cale życie.
Właśnie dzięki pokoleniom żeglarzy którzy rozwojowi polskiego żeglarstwa poświęcili cale życie sprawy toczą w ten a nie inny, bardziej brutalny lecz sprawiedliwy, sposób!
j.w
co uwa żasz za brutalne lecz sprawiedliwe.
K
Niestety "przecieki" z Minsportu odpowiedzialnego m.in. za administrowanie żeglarstwem obok PZŻ są niewesołe.
Zarówno stary jak i nowy minister i jego urzędnicy planowali dotychczas tak rozegrać scenariusz działań w kalendarzu aby zablokować jak najdłużej (a na pewno w 2007 roku) wejście w życie nowych zapisów z ustawy o zmianie ustawy o Kulturze Fizycznej po wydawało by się już nieuchronnym podpisaniu jej przez Lecha.
Teraz po "Mazurskiej Katrinie" , nasilonych działaniach uświadamiających ze strony PZŻ i PZMWiNW skierowanych obecnie na kancelarie prezydenta i Radę Ministrów oraz sporej medialnej nagonce na "nieodpowiedzialnych liberatorów" mają ułatwione zadanie aby wybić z głowy prezydentowi podpisanie zmian do ustawy w obecnym zatwierdzonym przez Sejm i Senat kształcie.
Jeśli pod takimi blokującymi podpis petycjami podpisują się i sami szefowie administracji lokalnej z najbardziej "narażonych ignorancją bezpatentowych żeglarzy" regionów, podpisują się od dawna polskie związki sportów wodnych ,to sprawa wydaje się beznadziejna...
W odniesieniu do kompetencji instruktorów i ich związanego z tematem zagrożeń na wodzie doświadczenia i wiedzy, to bym Drogi Don Jorge jednak nie generalizował...
Wbrew pozorom nie wszyscy oni to "siepacze PZŻ dybiący na kasę kursantów i totalni ignoranci od żagla..."
Oddzielmy wreszcie "działaczy" od działaczy w żeglarstwie...
Nie wszystko z pod znaku PZŻ jest złe, wypaczone i bez sensu...
Jest to jednak krzywdzące dla wielu wspaniałych i doświadczonych żeglarzy - instruktorów związkowych popularyzujących m.in. zasady bezpieczeństwa na wodzie, których znam (jak chociażby znany także z tego forum instruktor żeglarstwa PZŻ, wieloletni działacz - Zbyszek Klimczak (wspaniały wychowawca i szkoleniowiec młodego pokolenia pod żaglami).
Wiem także osobiście ,że ich działania i postawa uratowała życie i zdrowie nie jednemu "bratu z pod żagla" na wodzie...
Nie popadajmy w grzech generalizowania nawet w emocjach...
Pozdrawiam
Johann (żeglarz co nieco doświadczony przez życie i morze...)
P.S. Cuda się jednak zdarzają i ufam mimo wszystkich przeciwności ,że Lechowi nie zadrży ręka... ;))), bo nie można nadal mimo oczywistego ryzyka wynikającego z uprawiania żeglarstwa konserwować systemu regulacji żeglarskich rodem z PRL...
Przykro to pisać ale im wiecej wypadków i im wiecej ofiar smiertelnych tym obecnie dla dotychczasowych liderów PZZ lepiej.
Nieważne, że nowe przepisy ani jeszcze nie weszły wszystkie w zycie ani tym bardziej nie ma ich jakiegokolwiek skutku a juz na pewo niea ma negatywnego.
Ważne, że można pogardłować i tępakom z elit władzy pod płaszczykiem działań pro wodnego bezpieczeństwa wmówić, iz wszelkie działania liberalizacyjne sa szkodliwe.
A, że od 2. maja tzn od drastycznego złagodzenia przepisów morskich praktycznie, poza ostatnim wypadkiem naszego kolegi pod Helem, nie zdazyło sie NIC złego to juz niewazne.
Teraz siepacze z Chocimskiej wykorzystaja każdą ofiarę na wodę swego młyna - młyna ekonomicznego zagarniajacego pieniądze do ich kieszezni bo TYLKO O TO W TYM CHODZI.
Powiedzenie, że jest to obrzydliwe to mało - nie znajduję słów ani określeń na takie działania.
HIENY, HIENY I RAZ JESZCZE CMENTARNE HIENY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pzdr zdrowo myślących
Kocur (nadal i pewnie jeszcze długo spod szwedzkiej bandery)
Witam!
Bardzo lubię czytać komentarze Johana gdyż posługuje się pięknym językiem polskim i czytanie jest przyjemnością tym bardziej ,że pisze na temat i rzeczowo. Mam podobne zdanie w tej kwestii jeżeli chodzi o instruktorów.Nie wolno wszystkich posądzać o ignorację i złą wolę.
Niestety mam również wątpliwości związane ze starą regułą że jacht mieczowy jest wywracalny ale niezatapialny w przeciwieństwie do balasowej jednostki.Czasy sie zmieniły i na jeziorach pojawiają się duże jednostki,które gdyby miały by być niezatapialne to musiały by mieć wszystkie komory wypełnine pianką( dla niewtajemniczonych jacht niezatapialny to taki który po zalaniu wodą nie tonie)co jest niemożliwe jeżeli się chce mieć bakisty pod kojami ,"telewizor,DVD" i parę innych "drobiazgów", które widziałem na niektórych łodkach.Jachty ,które pływają po jeziorach toną.Być może jest to prawda oczywista ale tak jest więc należy zapoznawać się z prognozą pogody na dany dzień i na takim jachcie należy obowiązkowo przebywać w kamizelce asekuracyjnej przy złych warunkach.W tym roku żeglując po północnych wodach Atlantyku miałem okazję obserwować Norwegów,Brytyjczyków,Szwedów.Nie spotkałem jachtu,który wchodził do portu a załoga nie była ubrana w pasy i kamizelki.Mają taki nawyk ,który może u nas też się pojawi.
Pozdrawiam
Andrzej Pociejewski ( andrzej.pociejewski@wp.pl)
Szanowny Pan Lech Kaczyński
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
00-902 Warszawa ul. Wiejska 10
Szanowny Panie Prezydencie!
Ponownie zwracam się do Pana z prośbą o podpisanie ważnej dla żeglarzy
ustawy. Tym razem chodzi o Ustawę o zmianie Ustawy o Sporcie
Kwalifikowanym oraz niektórych innych Ustaw.
Ustawa ta stanowi istotne dopełnienie obowiązującej już Ustawy o
Żegludze Śródlądowej, która zwolniła praktycznie całkowicie właścicieli
śródlądowych jachtów żaglowych z obowiązku stałego łożenia na utrzymanie
bezużytecznych pozasportowych struktur Polskiego Związku Żeglarskiego.
Niestety, PZŻ nadal dysponuje środkiem nacisku na żeglarzy-turystów. Są
nim tzw. patenty żeglarskie, wymagane przepisami prawa dla prowadzenia
wszelkich
jachtów powyżej pięciu metrów długości.
Ustawa jaka czeka na podpis Pana Prezydenta, zawiera kluczową zmianę w
Ustawie o Kulturze Fizycznej, podnoszącą powyższy limit do 7,5m. W tej
granicy mieści się przytłaczająca większość jachtów znajdujących się w
prywatnych rękach. W interesie samego właściciela jest posiąść
odpowiedni zasób wiedzy i kwalifikacji, aby nie narażać swojej własności
na szkodę. Niedobrze jest natomiast, gdy możliwość korzystania z niej
obwarowana jest nieuzasadnionymi restrykcjami. A tak jest niestety
obecnie: uzyskanie uprawnień do prowadzenia jachtu wymaga ukończenia
wielomiesięcznego, kosztownego kursu o rozdętym do granic absurdu
programie i zdania egzaminu przed osobami których bezstronność bywa
mocno wątpliwa.
Wypadki żeglarskie skutkują zwykle obustronnymi stratami materialnymi
(rzadko poważniejszymi), jednak na utratę życia i zdrowia narażony jest
prawie zawsze tylko sprawca. Bardzo rzadko, przynajmniej na śródlądziu,
uszczerbek ponoszą osoby trzecie. Osoby znajdujące się wraz ze sprawcą
wypadku na pokładzie jachtu nie mogą być uważane za osoby trzecie:
dobrowolnie znalazły się tam z osobą której kwalifikacje powinny znać
niekoniecznie tylko na podstawie patentu PZŻ, i współuczestniczą we
wszystkim co się może zdarzyć.
W tej sytuacji liberalizacja z zakresie wymaganych uprawnień do
prowadzenia jachtów wydaje się jak najbardziej celowa. Nieuzasadnione są
obawy jej przeciwników (często osób związanych z PZŻ którzy są
zainteresowani z merkantylnych pobudek dalszym utrzymywaniem
restrykcyjnych przepisów), jakoby miała ona wyzwolić lawinę tragedii na
wodzie. Znajduje to zresztą potwierdzenie w przepisach obowiązujących w
krajach o ugruntowanej demokracji. W większości z nich patenty bądź to
nie obowiązują (Wielka Brytania, Holandia) bądź to obowiązują jedynie na
bardzo duże jachty (Szwecja), albo też wydawane są po zdaniu
nieskomplikowanego egzaminu wyłącznie ze znajomości przepisów ruchu na
drogach wodnych (Niemcy, Chorwacja). Regułą są za to obowiązkowe
uprawnienia na szybkie jednostki motorowe, które istotnie stwarzają
poważne zagrożenie dla zdrowia i życia osób trzecich. Przedmiotowa
Ustawa uwzględnia powyższe: maksymalna moc silnika poniżej której nie
wymagałoby się uprawnień, wynosi tylko 10kW, o rząd wielkości mniej niż
ta którą cechują się szybkie jachty motorowe.
Niedawne tragiczne wydarzenia na Mazurach obnażyły słabość wypracowanego
w totalitarnym ustroju systemu szkolenia i egzaminowania, obliczonego
pierwotnie na ograniczenie obywatelom dostępu do samodzielnego
żeglowania, po upadku PRL zaś - na szybki i łatwy zarobek. Absolwenci
organizowanych pod egidą PZŻ kursów, pochłonięci nauką "żeglarskiej
musztry", porównywalnej z osławionym "parkowaniem na kopertę" podczas
egzaminów na prawo jazdy, nie byli już w stanie przyswoić sobie zasad
bezpiecznego postępowania w sytuacjach ekstremalnych, takich jak
gwałtowna burza. Co gorsze, wielu z nich posiadło złudne
przeświadczenie, jakoby wyszczególnione na patencie uprawnienia były
tożsame z nabytymi kwalifikacjami. Skłania to do wyboru na pierwszy
samodzielny rejs po uzyskaniu patentu PZŻ - możliwie największych
jednostek zamiast mniejszych i łatwiejszych do opanowania, ale również
pozwalających spędzić urlop pod żaglami w godziwych warunkach. Gdyby
przepisy pozwalały korzystać z takich mniejszych jednostek bez
posiadania uprawnień, wielu żeglarzy skorzystałoby z takiej możliwości
samokształcenia. Niestety obecne przepisy ograniczają taką możliwość
jedynie do jednostek pływających o długości do pięciu metrów,
przydatnych conajwyżej do jednodniowego pływania, praktycznie bez
możliwości wielodniowego zamieszkiwania na ich pokładzie.
Jeśli zaś chodzi o interesy właścicieli wypożyczalni sprzętu pływającego
- uzyskają oni swobodę podejmowania decyzji. Nie będą mieli przecież
obowiązku wypożyczania jachtów osobom których kwalifikacji nie są pewni.
Będą mogli sprawdzić ją w dowolny sposób, od żądania okazania patentu,
poprzez rekomendację osoby wiarygodnej, aż po osobiste przeegzaminowanie
klienta za sterem jachtu.
Proszę zatem Pana Prezydenta o podpisanie Ustawy, niezależnie od znanych
mi niedoskonałości w zakresie dotyczącym Trybunału Arbitrażowego. Ten
mankament będzie można usunąć w drodze oddzielnej inicjatywy
ustawodawczej, być może w nowym już parlamencie. Natomiast zawetowanie
jej - wyrządzi żeglarzom dotkliwą krzywdę, odsuwając być może na wiele
lat ponowną szansę na zbliżenie polskich przepisów do tych które
obowiązują za naszymi granicami.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Tomasz Janiszewski
02-761 Warszawa, ul. Sardyńska 6 m.12
Żeglarz mazurski i wiślany, armator żaglówki "Leśny Dziadek"
Tomek, czy zaniosłeś list z taką datą jak tu powyżej wklejona?
Andrzej
No to odetchnąłem... :-)
A spamlista jest w przeróbce, zresztą osobiście pewnie nie miałbym uwag :-)
Andrzej
Pozdrowienia.
zb
Panie Kapitanie,
Pan zechce łaskawie zwrócić uwagę, że kilka newsów niżej, jak od kilkunastu już lat ,nie piszę o liberalizacji ani bezpatenciu lecz apeluję o zmiany w programie i stylu uczenia żeglarstwa w Polsce.
Pierwszy materiał w Żaglach w 1996 r a potem dalej i dalej i dalej. Nie piszę do Pana Boga czy do Neptuna. Piszę do ludzi odpowiedzialnych za te sprawy i domagam się chocby dyskusji. Przez wiele lat wspierałem ten Związek czynnie i skutecznie aż wobec braku zrozumienia zostalem dysydentem.
Jak kazdy dysydent jestem w sposób arogancki zbywany. Mam za sobą ponad 30 lat szkolenia, ponad 50 lat żeglowania, 4 książki żeglarskie , masę artykułów w prasie, dobra znajomośc realiów o sytuacji na większości kursów obecnie realizowanych. Jestem merytoryczny i ... bezsilny z woli ludzi z Chocimskiej, kierowanej przez człowieka nie przystającego w żadnej mierze do żeglarstwa.
Do kogo Pan pisze swój apel?! System oparty na monopolu, przymusie obrósł po 1989 r w takie patol;ogie, że trzeba wszystko odbudować. Zastosował Pan analogiczną metodę co Chocimska. Na wszystkie moje propozycje i krytykę odpowiadają, że wszystkiemu winna wojna o bezpatencie>
Co ma piernik do wiatraka? Ja w każdym bądź razie odrzucam Pana apel jako mylnie skierowany. Może Pan poszuka też innego adresu. Inaczej tragedie w takim natężeniu bedą kwestią czasu.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Teoretycznie przecież zawsze była i będzie możliwość organizacji niezależnych szkoleń. Jednak z powodu patentów, które jak tu ostatnio ktoś zauważył straciły na swym prestiżu (myślę, że głównie z powodu chęci zysków!), to ekonomicznie nie opłaca się szkolić raz dla egzaminu innym razem dla umiejętności...
Dlatego myślę, że trzeba się jeszcze maksymalnie wysilić, żeby ten limit bezpatencia zwiększyć. Wówczas szkoły nie szkolące 'pod patronatem' Chocimskiej będą miały rację bytu...
Inną drogą było by wyciągnięcie spod monopolu PZŻ szkoleń na stopnie żeglarskie... Ale to wymagało by przekazania egzaminów do niezależnych 'urzędów'...
Obecnie wielu instruktorów związkowych dość 'leniwie' przyjmuje program związku, lub szkoli pod testy egzaminacyjne. Jeśli na koniec kursu nie będzie egzaminu, to może na teorii zmieści się więcej użytecznych informacji. (sprawdziłem jeszcze dwa lata temu było pytanie o dejwud na teście w Kujawsko-Pomorskim OZŻ! Być może jest tam i teraz...)
Dużym postępem było by, jakby dobre szkoły żeglarskie wystawiały zaświadczenia o ukończeniu szkolenia, a firmy czarterowe miały możliwość ich weryfikacji w sensie oceny jakości. Dla przykładu w mojej firmie jest ranking uczelni wyższych, i kandydaci do pracy są już na wstępie segregowani, jedni mają tylko krótką rozmowę, inny muszą pisać testy z wiedzy.
pozdrawiam, paweł ziemba
Propozycje o tyle słuszne co nie realne w istniejącej sytuacji. Wyjąć sie nie da ale znieść monopol może. Ciągle zdania nie przedstawia RPO a obiecał kompleksowe zajęcie stanowiska w sprawach żeglarskich. Na swiecie Związki krajowe i ich fachowcy przedkladają propozycje programow - różnych ale tylko przedstawiają. Rzeczą szkół jest co z nimi zrobią. A u nas jest trójgłowa hydra:
PZŻ - większość włascicieli szkół - większość KE wyznaczanych przez znowu organy PZŻ czyli OZŻ-ty.
Ucięcie tej głowy załatwia sprawę. Tragedia mazurska zniweczyła wieloletnie starania. Teraz to już nie enigmatyczne powolywanie się na potrzebę bezpieczeństwa ale tragiczny fakt. Do cywilów zawsze taka terminologia przemawia. Jeśli ja nie mogę się przebić od 12 lat z pomysłami na "tylko" reformę szkolenia jak teraz można podnieść limit bezpatencia. Zwróć uwagę, że cała "kontynentalna"
Europa ma przymusowe certyfikaty, czasem bardziej ostre niż nasz. To istotny argument w ich argumentacji.
9 września będzie odradować GKSz, to bedzie ciekawe wydarzenie. W tym skladzie można liczyć na jedną gora dwie światłe osoby i .... to jest prawdziwa tragedia. Napisałem do Jachtingu artykuł "Wyciągnąć wnioski z tragedii" i przekazuję aby się równiez na łamach Jachtingu wypowiedzieli. Mam nadzieję, że nie bedzie to stek bzdur w wykonaniu Stefana Heinricha w reakcji na art. "Liberalizacja"
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
A to ci nowość...
"cała kontynentalna Europa" powiadasz...
To Belgia nie leży już na kontynencie?
A Dania, Szwecja, Norwegia?
A Bułgaria?
Może Niemcy mają ostrzejsze wymagania od nas?
Albo Holandia? Może Chorwacja?
Wiesz co piszesz czy tak tylko sobie przejmujesz cudze, nieprawdziwe argumenty?...
Jaromir
Czasem trzeba coś mocniej wyartykułować więc przesadziłem ale nie zauważyłeś łaskawie, że ten fragment dałem w nawiasie. To coś znaczy. I jeszcze napisałem, ze NIEKTORE mają większe wymagania od naszych, mając na myśli Hiszpanię. Piszę na własny rachunek i zawsze zwracałem uwagę, że nieprawdą jest iż na świecie panuje bezpatencie. Jest tak i tak! Niektorzy zdają się o tym zapominać. Podkreślam, dla mnie ważne jest, że żyję w kraju gdzie jest patencie a głównym moim motywem działania od wielu lat jest sprawić aby narodziła się edukacja. Aby choć jeden żeglarz mniej z patentem czy bez zginął
Ale,Szanowny Jaromirze, aby mi dołożyć, łaskawie pominąłeś moją żelazną tezę, że czy gdzieś patent istnieje czy gdzieś nie istnieje, wypadki się zdarzają a ich przyczyną obok ekstremalnych warunków jest brak doświadczenia. Doświadczenie zdobywa się bez względu na prawny system ,bo to kwestia mądrości i rozsądku. I dodaję, że wolność podejmowania decyzji, czyli bezpatencie, na ogół wymusza większe poczucie odpowiedzialności. Jak się zna moje poglądy to nie wyrywa się z kontekstu jakieś zdanie, chocby bylo trochę chybione. Jeśli Cie to zadowoli, to powinienem bardziej nad tym zdaniem popracować. OK?Powinienem.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
2. Twierdzisz ponadto, że pominęłem jakąś Twoją "żelazną tezę" - wiesz nietrudne to było - wszak tezy tej również nie ma w Twoim komentarzu.
3. Wbrew temu jak dalej tłumaczysz - nie piszesz też nigdzie osobno o Hiszpanii mającej jakoby większe od polskich wymagania. Nawiasem mowiąc - osobisty pobyt w tym pięknym kraju ni cholery Twojej tezy o restrykcyjności hiszpańskiech rozwiązań nie potwierdza. Jedyny dokument, jakiego żądano przy wypożyczaniu jachtu w Palmie na Majorce to karta kredytowa...
Być może Ty widzisz w swoich tekstach nawet takie elementy, jakich w nich nie umieściłeś(wiesz "Żelazne Tezy", "Nawiasy", "Hiszpania" etc...). Proszę - przyjmij jednak łaskawie, że większość czytelników to zwyczajni śmiertelnicy, którzy nie widzą tego czego nie ma. Widzą natomiast to co jest. Wiesz - Internet nie jest miejscem w którym warto próbować pisania atramentem sympatycznym...
Ergo:
W Twoim komentarzu jest fałszywa informacja.
Pragnąłem tylko tę nieprawadę wyprostować.
Jakbym Ci rzeczywiście chciał, jak to nazywasz "dołożyć", to poczułbyś to bardzo niemile.
Ale prostowanie nieprawdy nie może Ci być niemiłe, nieprawdaż?
Ahoj - Jaromir
"Jak się zna moje poglądy to nie wyrywa się z kontekstu jakieś zdanie, chocby bylo trochę chybione. Jeśli Cie to zadowoli, to powinienem bardziej nad tym zdaniem popracować. OK?Powinienem."
Jeśli powyższe zdanie nie jest przyznaniem ci racji to już nie wiem co cię zadowoli. I jeszcze biję się w piersi, że okłamałem czytelnikow i ciebie pisząc o jakimś nawiasie. Nie ma żadnego nawiasu ! Jestem kłamcą, ponieważ wszyscy widzą , że jest cudzysłów. Jak się potocznie uznaje, wzięcie czegoś w cudzysłów jest przysłowiowym mruganiem oka.
Jeszcze raz więc powtarzam, teraz żałuję, że nie dopracowałem swojej myśli i krytykę przyjmuję. Mój błąd spowodował znowu dryfowanie dyskusji na mielizny bezpatencia. Czemu "mielizny" ? Bo utknie tam na długie lata a ja już nie mam czasu czekać aż zejdzie z mielizny i zapanuje w Polsce natychmiast i automatycznie powszechna i dogłębna wiedza żeglarska. Ja chcę znaleźć sposób na to natychmiast.
I na koniec zdanie przemyślane: w większości krajow europejskich obowiązują jakieś formy reglamentacji, w większości. Ale to dla mnie nie jest żadnym wyznacznikiem działania , tak samo jak twierdzenie, że są kraje demokratyczne gdzie takich rozwiązań nie ma. Ja szukam rozwiązania problemu edukacji w moim kraju, gdzie jest jak jest!
I już naprawde na koniec: piszesz, że w Hiszpanii chcieli od Ciebie tylko kartę kredytową. W Polsce też ktoś ogłosił, że wypozyczają jachty na Dowod Osobisty i ktoś bystry i inteligentny natychmiast wyjasnił, że patent obowiązuje prowadzącego jacht a nie czarterującego.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
ps: umiejętność dokładania przez część moich adwersarzy testowałem na grupie
Za wyjątkiem kilku głosów, nie tylko tu, z uporu godnym podziwem i wbrew logice przewijają się w dyskusji dwie postawy:
patenty to jest to
bezpatencie to jest to.
Na grupie podjęty wątek zaowocował 391 głosami w dyskusji, w dyskusji w kółko Macieju, czy myć uszy czy nogi. Zresztą poraz chyba tysięczny.
W wątku poniżej na temat edukacji pojawiły się dwie konstruktywne propozycje. Dobre i to ale..
Na stronie ZHP przeczytałem, że jak to może być. Na jacht 7,5 m przecież trzeba mieć patent, bo to już duży jacht. Dyskutant z góry i bezpodstawnie uważa, podobnie jak PZŻ, że to spowoduje, że na wody wyjdą hordy nieuków. Za Boga nie zrozumiem jak można, wbrew faktom, tak upraszczać sprawę. Jest to też moja osobista klęska, gdyż efekt pisania od kilkunastu lat, że toną ludzienz patentami i bez i nie ma związku FORMALNEGO pomiędzy posiadaniem czy nie posiadaniem papierka. U tych bez patentu zadecydował brak rozsądku, doświadczenia a czasem wręcz głupota. Nalezy domniemywać, że dobry system edukacji potrafi dotrzeć do większości ludzi. System oparty na restrykcjach, przymusie w Polsce zaowocował też tragedią o dużych rozmiarach.
Osobiście uważam, że dobrowolność stymuluje (powinna) zachowania racjonalne i wieksze poczucie odpowiedzialności. A równocześnie obserwujemy, że przymus też do niczego nie prowadzi.
Powtarzam do znudzenia, klucz tkwi w szeroko pojetym systemie edukacji, popularyzacji, reklamy pożądanych zachowań. Koledzy, walczcie jak chcecie o bezpatencie nawet na żaglowce ale nie wmawiajcie, że to jest antidotum na kiepskie wyszkolenia i złe zachowania żeglarzy w warunkach ekstremalnych. Jak jutro zapanuje bezpatencie, w samej materii, ktorą ja drążę nic się nie zmieni. Tak samo nic się nie zmieni jakd dalej będzie obowiązywać fatalny system szkolenia a raczej pseudo szkolenia w Polsce.
9 września obraduje GKSz PZŻ. Życzmy aby Neptun zesłał im światło.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Dlaczego. Dzisiaj jest jeden monopolista - i nie nadąża nad kontrolą kursów, egzaminów ect. Osobiście nie wierzę aby właściciele jachtów, dawali swój sprzęt o wartości od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych, na piękne oczy. Będą żądali potwierdzenia kompetencji czyli "papieru na pływanie". Różne "szkoły żeglarskie" będą uczyć i wydawać swoje deklaracje kompetencji. Zapewne powstaną organizacje audytujące kursy nauki pływania żeglarstwa. Aby dostać patent SAJ - to należy spełnić takie, a nie inne kryteria.
Z drugiej strony firmy pożyczające jachty będą prowadzić rankingi "patentów" i na jeden wyczarteruję, a na inny nie. Jak to w konkurencji ceny pójdą ostro w dół, jakość ostro w górę.
Mariuszu,
dzięki za publiczną rekalmę i uznanie co do ksiązki. W meritum sprawy ja twierdzę to samo co Ty ale moim zdaniem dla osiągnięcia tego celu wystarczy zniesienie monopolu PZŻ. To jednak przyznasz bardziej realny scenariusz.
Jestem realistą. Kształtowanie się systemu bez patentów w szeregu krajów ma 100- 200 a nawet większą tradycję. Wreszcie pierwszy Anglik poroosił o paszport do Francji ponad 400 lat temu, podając powód: turystyka.
Próby zmiany tego nie mają szans w tamtych demokracjach a zapewniam Cię, że były takie pomysły. U nas i gdzie indziej utrwaliło się przekonanie o potrzebie przymusu . Niektorzy widzą tu związek, że sa to w większości kraje o totalitarnej przeszłości lub absolutyzmu. Jakby nie bylo wolę walczyć o zniesienie monopolu bo na to mam szansę jeszcze w moim życiu. Tu jak w polityce liczy się realizm a nie marzenia.
pozdrawiam
Zbyszek Klimczak
jeszcze jedno przeczytałem w Jachtingu dwugłos w sprawie liberalizacji twój głos i odpowiedź PZŻ i staje całkowicie po twojej stronie.
Z tym że wahadło jest w skrajnym położeniu i zanim się ustabilizuje to będzie sporo przykładów skrajnego niedbalstwa w szkoleniu co będzie się przekładało na medialnie nagłośnione sakramentalne "a nie mówiłem"
pozdrawiam
Mariuszu,
bardzo proszę o kontakt na zbigniew.klimczak@gmail.com
ZK
A może wzorem sejmu samorozwiązanie PZZ ?
Jest okazja.
Pzdr
Kocur
Dla mnie niepokojące jest to że jachty zatonęły. Chlup i pod wodę! Wystaje maszt.
Wytłumacz mi dlaczego jacht ma byc niezatapialny?
j.w
Jak sobie przeczytasz poradniki to wszystkie piszą o tym że po wywrotce jachtu nie należy oddalać się od niego tylko starć się przy nim przetrwać trudne chwile.
Jeżeli ja przerobię jacht na bardziej komfortowy i luksusowy - montując dodatkowe bakisty i jaskółki, oraz miejsce na dodatkowe wyposażenie to czarterujący powinien być o tym fakcie poinformowany.
Jacht jest niezatapialny czy idzie pod wodę jak U-bot.
Ja pływam od lat na klubowych łódkach, które kupowałem z przeświadczeniem że są z komorami wypornościowymi i nawet po wywrotce nie grozi zatonięcie jachtu. Dzisiaj nie jestem już tego taki pewny, więc przy najbliższej sposobności sprawdzę stan faktyczny.
PS dlaczego Omega po wywrotce nie idzie pod wodę?
Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią o tak zwanych komorach wyprnościowych - czyniącymi z jednostek pływających na śródlądziu (bo o tych pisałem) niezatapialne obiekty.
Dalej uważam za przesąd twierdzenie, że jachty śródlądowe muszą być niezatapialne. Bo niby czemu? To, że poradniki piszą o komorach wypornościowych nie oznacza, że wszyscy muszą je mieć! To, że po okresie łódek drewnianych takich jak przywołana omega mamy przyswojony nawyk, że łódka nie tonie (gęstość drewna można znaleźć w większości poradników) nie oznacza, że łódź z drewna lecz z dostatecznie dużym balastem będzie pływać po wywrotce. Dodatkowo komory wypornościowe nie są jedynym sposobem zabezpieczenia łodzi przed zatonięciem przy wywrotce! Można dzięki odpowiedniej stateczności (na śródlądzi fal załamujących raczej nie spotkamy), rozmieszczeniu i zabezpieczeniu otworów w kadłubie uchronić jacht nawet przy położeniu przez wiatr i falę na burcie. Wszystko zależy od jachtu! Czym innym podatna i z zasady wywrotna konstrukcja szybkiej otwarto pokładowej mieczówki czym innym ciężki krążownik.
Podstawowym problemem jaki musi żeglarz rozwiązać to jak nie doprowadzić do wywrotki a nie oglądać się na komory i pływalność łódki która może pomóc lecz równocześnie nie zabezpiecza przed utonięciem! A co do nauk pozostawania po wywrotce przy jachcie nie należy tłumaczyć tym, że łodzie nie toną tylko tym że łódź łatwiej zauważyć niż szukać rozproszonych ludzi po krzakach.
j.w
Można się częściowo zgodzić, ale IMHO lepiej żeby miały komory wypornościowe lub inny system zapewnienia pływalności awaryjnej (np. przekładka z tworzywa piankowego?)
Podstawowym problemem jaki musi żeglarz rozwiązać to jak nie doprowadzić do wywrotki a nie oglądać się na komory i pływalność łódki która może pomóc lecz równocześnie nie zabezpiecza przed utonięciem!
To też prawda, ale w końcu wywrotka może się zdarzyć...
Podczas swojego żeglowania "nie udało mi się" wywrócić, bo pewnie (za wyjątkiem wczesnej młodości, kiedy to "kozakowałem" do obłędu, tak mi się teraz wydaje, ale wtedy też się jakoś obyło bez wywrotki) byłem "zbytnio" ostrożny i przewidujący. Zawsze jednak zakładam, że taka sytuacja może mnie spotkać i wolę mieć łódkę "bezpieczną po wywrotce", czyli niezatapialną. Komory wypornościowe mogą być stałe, mogą to być dodatkowe elementy wypornościowe zamontowane np. w czasie regat, kiedy płynie sie "na maxa". Uważam, że wywrócona łódź z odpowiednim zapasem pływalności stanowczo zwiększa szanse przeżycia załogi!!!
Robert
PS[OT]: kazało mi wpisać J23CBA - wszędzie są agenci ;-)))
Odpowiem troszkę zbiorczo.
Czy próbowła któryś z Was Szanowni miłosnicy komór próbować trzymać się wprawdzie pływającego ale przewróconego stępką do góry większego jachtu? A może próbował na takowy wejść?
j.w
Jako żywo, pisałem, że się nie wywracałem na turystycznych jednostkach, więc takoż nie robiłem tego o co pytasz, ale obstaję przy swoim: lepiej aby jacht po wywrotce nie tonął, bo jak zatonie, to wtedy już trzymać się nie ma czego na pewno.
Robert
PS1: Wywrócony do góry dnem, spory mazurski jacht ma np. ster, trap rufowy itp, których można się złapać i spróbować wejść na jego dno, ale po co, jeżeli pod wpływem obciążenia jedną osobą przechyli się i wejdzie pod wodę, bo pojemność komór wypornościowych jest zbyt mała???
PS2: Wywrotka zwykłej dinghy z komorami pozwala na jej postawienie i dalszą żeglugę, a wywrotka dinghy bez komór kończy zabawę - łódka wprawdzie (jeśli wykonana z drewna) pływa, ale jej postawienie jest często niemożliwe, a wylanie wody z wnętrza tudzież...
Masz rację Robercie! Cokolwiek pływającego jest lepsze niż nic nawet jeśli miałby nad głową swobodnie bujać się wzniesiony miecz. Tylko zauważcie, że nie ma i jeśli mnie pamięć nie myli nie było wymogu aby większe jachty były niezatapialne. (dyrektywa nakazuje niezatapialność łodzi o długości do 6m) Wasza miłość do komór jest fetyszem bezpieczeństwo z pod władzy którego nie możecie się wyzwolić i głosy o tragedii zatopionych jachtów jest wynikiem waszego zawodu z tego powodu, to oczywiście w moim odczuciu. Chyba winić za to powinniśmy autorów podręczników bezkrytycznie dzielących jachty na wywracalne i niezatapialne i niewywracalne i zatapialne.
j.w
Panuje powszechne przekonanie, zauważyłeś że jachty są niezatapialne i tak też są konstruowane, czy słuszne to zweryfikowały ostatnie wydarzenia na Mazurach.
Nie zauważyłem nigdzie na jachtach mazurskich informacji ilość osób, ilość bagażu. Tu chodzi o informację i tyle. Łódka tonie przy wywrotce uważać. Nie pakuj więcej niż 100 kg na osobę, ect.
Miecz po wywrotce a zwłaszcza grzybie zwykle chowa się do skrzynki pod własnym ciężarem, więc nie obetnie głowy przebywającemu na odwróconym dnie żeglarzowi. Kontrafały stosowane są rzadko (w przypadku miecza wąskiego i głebokiego, takiego jaki ma Orion nie bardzo potrafę sobie wyobrazić jak taki kontrafał mógłby pracować), poza tym miecz powinien się chować już pod niezbyt wielką siłą: jachty mazurskie pływają w warunkach permanentnego "zagrożenia" ;-) wejściem na mieliznę,
Derektywa owszem dopuszcza aby jachty sześciometrowe i większe były zatapialne, tylko że w zamian wymaga aby były niewywracalne. W stopniu daleko większym niż mazurskie koromysła w rodzaju Tang, Sasanek i TES-ów. Nie znam się na zagranicznym rynku - ale może "mazurskie koromysło" to nasz, oryginalny polski wynalazek, wymuszony przez nieżyciowe przepisy krępujące żeglugę na morzu? Derektywa zapewne milcząco założyła, że kazdy jacht powyżej sześciu metrów długości jest jachtem morskim, ze stałym balastem zewnętrznym i o normalnych proporcjach kadłuba, gdzie o "wysokości stania" zaczyna się mówić dopiero w okolicach 10m długości jachtu. I tam na większych jachtach zapewne pływa się niemal wyłącznie po morzu, jeśli zaś ktoś chce pływać po śródlądziu - ma do dyspozycji mniejsze, nie tak luxusowe ale niezatapialne i w miarę łatwe do postawienia jachty, a przy tym - paradoxalnie - bezpieczniejsze właśnie przez swoją "niebezpieczność". Ktoś kto przywykł do "bezpiecznego" żeglowania wypasionym mazurskim koromysłem pod pełnymi żaglami przy "piątce" kiedy u niego nawet postawiona obok puszka piwa się nie przewraca i z poczuciem wyższości patrzył na "walczące o życie" pod zarefowanymi żaglami załogi "Omeg", "Orionów", "Fok" - łatwo zlekceważy nadciągającą burzę z "białym szkwałem", w obliczu której wszyscy stają się równi.
A poza tym - w razie gdy już zdarzy się wywrotka - lepiej chyba mieć jacht zalany wodą ale w pełni po postawieniu sprawny, niż wyciągnięty z dna po trwającej wiele dni akcji z użyciem echosondy i dźwigu, nafaszerowany już mułem...
Chyba właśnie o to chodzi. Mazurskie jachty są ostatnio projektowane głównie dla zapewnienia załodze maksymalnego komfortu wnętrza z mniejszym naciskiem kładzionym na stateczność (i pływalność awaryjną). W "Żaglach" wielokrotnie pisał o tym J. Pieśniewski, że podczas takiego projektowania należy "zawrzeć rozsądny kompromis" pomiędzy statecznością, a komfortem, co kiedyś skwitował w stylu: "lepszy rozlany barszcz niż "grzyb" na deser", ale jak widać rynek wymaga mazurskiego jachtu komfortowego za "wszelką cenę"...
Byłem przez parę lat armatorem prototypowego micro, którego rozbrojony kadłub odkupiłem właśnie od J. Pieśniewskiego i przebudowałem na "małą turystykę". Jachcik był szeroki na 2,42 m, ale miał bardzo wąską linię wodną. Łódeczka była wyjątkowo czuła na chodzenie po pokładzie i zmiany siły wiatru (gotować bezpiecznie było na brzegu, a o komforcie w ogóle nie ma co mówić), ale po osiągnięciu pewnego kąta ( z 15-20 stopni!) przechyłu łódka stawała się bardziej "twarda". Nigdy tego nie sprawdziłem praktycznie podczas "białego szkwału", ale próby stateczności w przystani wskazywały na dodatni moment prostujący w pozycji "maszt na wodzie". Łódka nie miała stałych komór wypornościowych - zrobiłem jej jedną pod dziobową koją, a w rufę pod kokpit upchnąłem foliowe worki ze styropianem - tak na wszelki wypadek (którego również nie doświadczyłem, więc nie wiem jak zostałaby zweryfikowana moja zapobiegliwość, natomiast: projektant jachtu dysponuje szeregiem narzędzi do obliczenia potrzebnej ilości materiału wypornościowego dla danej jednostki z ładunkiem i załogą i jego moralnym obowiązkiem jest zapewnić klientowi maksimum bezpieczeństwa,
to trochę tak jak z projektowaniem domów - mają się nie zawalać i dlatego architekt jest zawodem "zaufania społecznego").
Robert
Potwierdzam to o tych małych, ciasnych ale o ..klasycznych kształtach. Na mojej Zośce trochę przeżyłem ale darzę ją bezgranicznym zaufaniem. Powyżej 25-30 o nie da się ruszyć dalej. Ale puste miejsca pod koja dizobową i hundkami mam na wszelki wypadek wypełnione.. jak to z tym księdzem..aczkolwiek nie potrzebuje ale Pan Bóg Mu dał. Nie rozumiem tej dyskusji bo dla mnie obowiązek zapewnienia przez konstruktora zdolności jachtu do utrzymania się na wodzie po wywrotce jest obowiązkiem i chyba b. prostym do wykonania. Chyba, że jacht się rozleci.
"zakładajcie kamizelki i żyjcie wiecznie"
od czasu hasła Pana Melchriora "Cukier krzepi" to jest najlepsze hasło.
Powinno wisieć w każdym jachcie, każdej marinie i w ...każdym łebie!
Zbigniew Klimczak
No chyba o prototypowym micro trudno powiedzieć, że ma "klasyczne kształty" (to wyjątkowo nowoczesna "ekstrema"), ale powinno spełniać warunki bezpieczeństwa - przepisy klasowe wymuszają na projektancie zarówno odpowiednią stateczność jak i pływalność. Stateczność bada się przed każdymi regatami, a łódki, które nie spełniają klasowych przepisów nie są do nich dopuszczane. Podczas regat zdarzają się jednak i wywrotki, a były też zatonięcia (np. kiedyś na jeziorze Neusiedlersee)! Wersje turystyczne klasy micro są bardziej bezpieczne (nawet w archiwach tej witryny są potwierdzenia!!!), co nie znaczy, że "idiotoodporne".
Zośką pływałem bardzo dawno temu, że w zasadzie już niewiele pamiętam, poza tym, że łódka ta zawsze mi się bardzo podobała, ...no i jej zmieniona wersja (NIKE) opłynęła Świat (miała na oceanie wywrotkę i sama wstała, ale to była jednak zupełnie inna łódka od tych, które pływały po Mazurach)!
Robert
Nie tak wiele się różniła. Wydłużona do 7 m, oryginalna 6,40 m. Konstrukcja Zbigniewa Milewskiego. Po 80 roku pojawiły się z laminatu. Mój egzemplarz był pod Narvikiem.
Nike rozbili pare lat temu pobratymcy w Zatoce Velebickiej, gdzie też wszyscy rozsądni przestrzegają, nie wpływaj tak jak szykuje się sztorm. To 20.Mm pułapka . Szkoda, że tu nie mozna wklepywac zdjęć.
Rok temu zrobilem remont kapitalny.
Zbigniew Klimczak
Różniła się m.in. jeszcze tym, że była "czystą balastową" i ożaglowana jako jol...
To co napisałeś o katastrofie Nike świadczy dalej, że nie ma jachtów "idiotoodpornych". (I przypomina o znanej tezie, ze większość statków ginie przy brzegu!)
Druga sprawa, która mi się nasunęła w tym wątku, to to, że często armatorzy usuwają komory wypornościowe, aby zrobić we wnętrzu więcej miejsca na klamoty. Najlepszy projektant, najlepszego jachtu nic na to nie poradzi, że armator sam chce się utopić... :-(
Robert
Różniła się m.in. jeszcze tym, że była "czystą balastową" i ożaglowana jako jol...
To co napisałeś o katastrofie Nike świadczy dalej, że nie ma jachtów "idiotoodpornych". (I przypomina o znanej tezie, ze większość statków ginie przy brzegu!)
Druga sprawa, która mi się
Miecz po wywrotce a zwłaszcza grzybie zwykle chowa się do skrzynki pod własnym ciężarem,
Tfu! Miałem na mysli ster, do miecza nawet gdyby pozostał opuszczony czyli w górze i tak bardzo trudno było by sie dostać.
j.w
Jacku, masz tendencję do uogólnień. Z tym zagadnieniem rozprawiał się już 20 lat temu Waclaw Petryński, Jerzy Sydow w Swojej książce "Żeglowanie po wodach śródlądowych" również obala ten mit. Ponizej wyciąg z mojego podręcznika. Jedynym podręcznikiem do niedawna ( poprawiono na moje protesty do KSz) piszącym te bzdury był znany podręcznik pupili GKSz PZŻ "Zeglarz i sternik jachtowy" W ostatnim wydaniu poprawiono. Poniżej co ja piszę w "Żeglarstwo środlądowe" a wcześniej w "Zeglarz jachtowy- teoria i praktyka. To gwoli sprostowania.
.....Dlaczego musimy poświęcać temu zagadnieniu tyle miejsca, skoro nie jest to nam niezbędne, bo wystarczy uczyć żeglarzy, jak zapobiegać wywrotkom. Otóż zdarza się często, że zdobywający wiedzę żeglarską sięgają do różnych źródeł i je konfrontują. Bardzo często w mojej praktyce instruktorskiej byłem w kłopotliwej sytuacji, próbując tłumaczyć dlaczego w podręczniku osoby o dużo większym autorytecie od mojego, jest napisane coś przeciwnego do tego co ja mówię. Większości żeglarzy w tym i autora uczono, że jachty dzielą się na wywracalne lecz niezatapialne i jachty niewywracalne lecz zatapialne.
To drugie dotyczyło jachtów balastowych, w których środek ciężkości miał znajdować się poniżej środka wyporu. To miało powodować, że im więcej jacht się przechylał tym bardziej rosło ramię pomiędzy środkiem ciężkości i środkiem wyporu a więc rósł i moment prostujacy, osiągając swoje maksimum przy 90 stopniach, czyli jak jacht leżał burtą na wodzie. Przyjęcie, że środek ciężkości leży poniżej środka wyporu jest założeniem fałszywym a więc i wniosek o niewywracalności jachtu jest też fałszywy.
pozdrawiam
Opowiem się po stronie Mariusza. Nie zapominaj Jacku że owe śródlądowe "ciężkie krązowniki" są w przeciwieństwie do porównywalnych gabarytowo jachtów morskich - "koromysłami". Nie mają zewnętrznego balastu zawieszongo na ramieniu znacznej długości (np,. falszkilu) za to mają nieproporcjonalnie dużą szerokość a zwłaszcza wysokość, i nienaturalnie małe zanurzenie (bez miecza): porównywalnie z zanurzeniem Omegi(!). Male zanurzenie wynika zresztą nie tylko z chęći dochodzenia do każdego brzegu, ale i stąd że śródlądowe jachty często bywają wykorzystywane do pływania po rzekach. Dlatego są "niewywracalne" jedynie podczas testów, wykonywanych przy pięknej pogodzie w portowym basenie. W warunkach burzowego szkwłu muszą nieuchronnie zrobić grzyba, tak jak to widzieliśmy na filmie. Wystarczy napór wiatru na wynurzającą się z wody burtę, a następnie dno leżącego na wodzie jachtu. Nie jest realnym wykonanie całkowcie szczelnej kabiny na jachcie śródlądowym (morskim też zresztą zwykle nie; wentylacja jest konieczna): nie do pomyślenia są luki zakręcane śrubami, gdy do portu wchodzi się nie co kilka dni lecz co kilka godzin. Jacht morski który położy się na wodzie - najpewniej wkrótce wstanie, toteż parę litrów wody jakie dostanie się przy tej okazji do kabiny przez niezupełnie szczelne zamknięcia, zaszkodzi niewiele. Wywrócony jacht śródlądowy natomiast ma w tych warunkach wszelkie szanse pójść na dno zanim pomoc zdąży nadejść, o ile nie ma skutecznych komór wypornościowych. Dlatego, choć doświadczonemu żeglarzowi wywrotka na jachcie większym od Omegi zdarzyć się raczej nie powinna, niezatapialność takiego jachtu jest cenną cechą: może zdarzyć się wyjątkowo niekorzystny splot okoliczności który nie pozwoli w porę schronić się przed burzą przy bezpiecznym brzegu. Tym bardziej że osiągnąć można ją stosunkowo niewielkim kosztem: rezygnując z traktowania jachtu jako "tramwaju" przystosowanego do wożenia nadmiernie licznej załogi wraz z jej bambetlami, co niestety kłóci się z zasadą maxymalizacji zysku, jaka przyświeca właścicielom firm czarterowych, zwłaszcza w warunkach przewagi podaży nad popytem, jak to jest obecnie na WJM.
A jaka jest korzyść z pozostawania załogio przy wywróconym koromyśle, skoro wiadomo że niebawem pójdzie ono na dno? Lepiej jest mieć możliwość łatwego i sprawnego znalezienia ciał topielców skupionych w jednym miejscu, wyznaczonych wystającyz z wody topem masztu zatopionego jachtu, niż poszukiwać po krzakach ludzi żywych, może i wyczerpanych a nawet nieprzytomnych ale rozproszonych? :->
Czyli powinien stan faktyczny wypożyczającemu być znany tyly Czarterujący mając takie informacje podejmuję decyzję świadomie.
Ja sam nie wiem jakbym się zachował w takiej sytuacji - trudno wyczuć z tym że przed każdą chmurą burzową staram sie uciekać do brzegu.
Czyli powinien stan faktyczny wypożyczającemu być znany tyly Czarterujący mając takie informacje podejmuję decyzję świadomie."
O to chodzi!
Parę lat temu w Wlk. Brytanii był tragiczny wypadek jachciku Bez2 (są/były(?) tam sprowadzane z Polski te łódki):
Niedoświadczona załoga przy 6B walnęła grzyba na morskiej zatoce. Załoga zginęła...
Przeprowadzono oficjalne dochodzenie.
Okazało się, że załoga wypłynęła nie zarefowawszy(!), ale nie do tego inspektorzy przyczepili się!!!
Przeprowadzono skrupulatne testy stateczności i niezatapialności jednostki i okazało się, że łódka ma za mały zapas pływalności awaryjnej (po wywrotce z trudem utrzymuje się na wodzie i załoga nie może traktować wywróconej jednostki jako tratwy ratunkowej, bo pod ciężarem łódka wchodzi pod wodę), za duże i nieszczelne luki (przedni i zejściówkę), że po wywrotce robi grzyba z którego nie ma szans wstać, a zalana nie pozwala na wylanie z niej wody, bo otwory zejściówki i luku przedniego są poniżej poziomu wody - słowem: uznano konstrukcję Bez2 za niebezpieczną. Największym uchybieniem było, wg brytyjskiego Coast Guard, nieumieszczenie odpowiedniej informacji na ten temat w instrukcji obsługi np. do jakiej siły wiatru można bezpiecznie pływać itp. (instrukcja użytkowania musi być dla każdego produktu na rynku UE i UK) a także w widocznym miejscu symbolu wywróconej do pozycji "grzyb" łódki.
Przypominam, ze chodzi o łódkę-produkt oficjalnie wprowadzony na rynek UE.
Nie wiem jak się sprawa potoczyła dalej, jakie były konsekwencje wobec producenta, czy importera na rynek brytyjski.
My tu "wszyscy" jesteśmy "jakoś tam patentowani" i wiemy, że nie ma łódek "idiotoodpornych", i że idiotyzmem jest wypływanie na Bez2 na morze przy wiejącej szóstce i do tego bez założenia odpowiednich refów itd.itp....
W Wlk. Brytanii "od zawsze" jest "bezpatencie" więc odpowiedzialność naturalnie przenosi się na producentów i sprzedawców sprzętu, którzy muszą dostarczać bezpieczny produkt i informować klientów o jego cechach użytkowych i zakresie bezpiecznego stosowania...
Robert