Kapitan Wacław Sałaban, współarmator jachtu tak pięknego jak moja żona w dniu ślubu - przysłał mi swoje filozoficzne przemyślenia nad dziejszym jachtingiem. Tekst tak mi przypadł do gustu, że zakrzyknąłem "jak byś mi to ust wyjął". Nie dowierzając, że naprawdę mogę opublikować te wynurzenia - zapytałem Wacława natychmiast czy mogę się z Wami tym podzielić. W wolnych chwilach czytam starą ksiązkę z serii "Słynni żeglarze" - rzecz o rejsie jachtu "Konstanty Maciejewicz" (1972-73) wokół Hornu. Jacht był własnością "Ordynackiej", czyli ZSP. No i od samego początku rejsu 5-osobowa załoga walczyła ze wszystkim co na jachcie nie działało od zawsze lub już na początku rejsu się popsuło. I wtedy znowu sobie pomyślałem, że jacht społeczny to tylko takie "narzędzie do pływania". A tu Wacław przysyła mail ... w którym i o tym też jest mowa. Jeżeli ktoś ma wątpliwości - podpowiadam: zapytajcie zaprzyjaźnionego właściciela jachtu (najlepiej takiego, który go zbudował) - czym jest dla ciebie ten jacht.
Słowo honoru - tekst Wacława nie jest napisanay ani pod tezę, ani pod zamówienie.
Żyjcie wiecznie!
Kliknijcie finiszową ikonkę Jacht Klubowi AZS Szczecin, któremu brak kilku kliknięć do srebrnego medalu na tym etapie!
Don Jorge
____________________________________
Znamiona jachtingu.
MAŁE POSZANOWANIE JACHTU. Wywodzące się nie tyle z niskiego poziomu wyszkolenia żeglarskiego, co z naturalnego procesu nie bycia właścicielem. Aby pływać nie trzeba mieć jachtu – można go wypożyczyć za pieniądze. Można nawet go nie sprzątać i nie klarować – też za pieniądze. Przyczyniają się do tego też firmy czarterujące, przez traktowanie tego biznesu na równi z wynajmem przyczep i to obojętnie czy kempingowych, czy też towarowych. Bo czym od przyczepy kempingowej różni się jacht nie posiadający nazwy, a jedynie numer rejestracyjny? Czy też, poprzez nadawanie jachtom trywialnych określeń, bo trudno je traktować jako nazwy. Czarterowanie stało się zasadniczą formą uprawiania żeglarstwa. Bycie armatorem, też w bogatszych krajach i o większych tradycjach żeglarskich, staje się rzadkością. Natomiast pływanie klubowe, mimo pewnych prób oporu, zanika. Naturalnie wymiera, a z nim szacunek dla klubowych jachtów. W procesie czarterowania jacht staje się zwykłym narzędziem do pływania, dla obu stron umowy o czarter i to narzędziem łatwo …wymienialnym.
PRZEWAGA ILOŚCIOWA PASAŻERÓW nad wykwalifikowanymi członkami załóg. Ta przewaga ilościowa, też statystycznie, wymusza zachowania załogi bardziej „pasażerskie” nad zachowaniami żeglarskimi. Bo wygodniej, bo brak świadomości, bo brak wzorców i autorytetów w postaci „prawdziwych żeglarzy” lub „ludzi morza”. Na śródlądziu statystycznie jedynie sternik – prowadzący jacht, wie „co jest grane”. Na morzu, gdy w załodze jest troje doświadczonych żeglarzy, to jest to już „profesjonalna załoga”. Oczywiście, załogant ze stopniem żeglarza jachtowego jest wykwalifikowanym członkiem każdej załogi.
CZYNNIK POŚPIECHU: „braku czasu” i „wyścigu z czasem” podczas krótkich urlopów i „szybkich” wyjazdów. Dla załogi ma być - musi być „atrakcyjnie” non-stop! Bo krótki urlop, bo drogi czarter, do długi dojazd, bo raz na kilka lat itd. A pierwszą „ofiarą” braku czasu staje się …JACHT! Bo prysznic załogi i umyte głowy są ważniejsze od sklarowania jachtu po pływaniu.
Najpopularniejsze wizualne znamiona jachtingu:
- cumowanie z pozostawionymi zwojami lin na pomoście,
- roznegliżowana załoga podczas manewrów w porcie*,
- niewłaściwe obuwie lub chodzenie boso po pokładzie,
- nieznajomość podstaw etykiety flagowej,
i cechujące głównie żeglarstwo śródlądowe:
- „na zawsze wywalone” odbijacze podczas żeglugi,
- równoczesne pływanie na żaglach i na silniku lub pagajach**,
- cumowanie z postawionymi żaglami,
- manewrowanie i cumowanie w porcie z położonym masztem,
- wibrująca kabina jachtu jak membrana głośnika monofonicznego w rytm łu-bu-du lub disco-polo.
Świadomie nie wymieniam tu złego, błędnego, nieskutecznego, niebezpiecznego, niepoprawnego i nieeleganckiego manewrowania. Gdyż takowe w procesach nauczania, zdobywania doświadczenia, dalej rutyny i zwykłych ludzkich błędów, zdarzały się, zdarzają się i będą się zdarzały – też masowo. Sam zaliczałem, zaliczam i będę zaliczał takie różne „przygody” J
Celem tego tekstu nie jest narzekanie i marudzenie, gdyż masowość tej formy aktywnego wypoczynku wniosła też pozytywne następstwa, takie jak : ilościowe zrównanie płci osób żeglujących, pewien (jednak !) wzrost świadomości wodniackiej w narodzie – szkoda, że z równoczesnym jej bagatelizowaniem, czy też powstanie nowoczesnej infrastruktury w przystaniach i portach. Celem tego pisania jest to, aby się zdarzyło, że prowadzący jacht założy koszulkę wpływając do portu, ktoś o zachodzie ściągnie banderę, inny do plecaka zapakuje miękkie obuwie, założy cumy nabiegowo, „odspawa” odbijacze od relingu, ograniczy hałas muzyczny, a PO sklarowaniu jachtu, załoga pójdzie na …wspólny prysznic
W.S.
_____________________________________________________________________________
*boss - boso (ze znamionami grzybicy stóp), w obcisłych stringach (w marmurek J) z gołym, owłosionym torsem, w ciemnych okularach, a na
głowie „lodziara z kapustą” [czapka kapitańska z białym otokiem]
**na morzu pływanie na żaglach i na silniku jest czasami wręcz koniecznością, w celu osiągnięcia bezpiecznej prędkości lub w celu tłumienia przechyłów na fali
UPRAWIAM JACHTING
Szczerze mówiąc wzburzyłem się tekstem zatytułowanym „Znamiona jachtingu” Wikipedia nie jest najlepszym źródłem wiedzy ale pozwolę sobie z lenistwa skorzystać:
Jachting - sztuka sterowania łodzią i wykorzystywania siły wiatru za pomocą żagli dla celów sportowych lub rekreacyjno-turystycznych.
Potocznie w Polsce określa się tą nazwą żeglowanie od portu do portu, w porze dziennej przy ładnej pogodzie. W języku angielskim określenie yachting jest pojęciem szerszym, oznaczającym ogólnie żeglarstwo. Polskie określenie jachting bardziej odpowiada angielskiemu określeniu cruising.
W takim ujęciu jestem gorącym zwolennikiem jachtingu, między innymi to jest właśnie skutek zdobytej wolności żeglowania, ze żegluje się dla przyjemności, a nie dla mil, godzin, osiągnięć, rekordów, nagród lub walki z morzem albo z sobą.
Zaś małe poszanowanie jachtu wynika nie z faktu uprawiania jachtingu, a z niskiego poziomu kultury i uczciwości, znakomicie wspieranego przez mechanizm: „nie moje, czyli niczyje”. I tu sądzę, ze nie czartery są źródłem zła – wszak właściciel czarterowni jest zainteresowany, żeby mu sprzętu nie rujnowano, inaczej nie zarobi. Natomiast tak, jacht jest narzędziem do pływania, bywa też czasem drugim albo nawet pierwszym domem. Ale bywa też narzędziem takim samym jak pokój hotelowy jest narzędziem do mieszkania. To źle? To bardzo dobrze! Daje szansę żeglowania tym, którzy z różnych względów własnego jachtu mieć nie chcą albo nie mogą. Problem w tym, że polski rynek czarterowy jest tak płytki, że nie wytwarzają się żadne pozytywne mechanizmy ekonomiczne.
Pasażerowie na jachcie? A tak! I dobrze! A już ode mnie zależy, czy sklarują oni pokład przed wyjściem do prysznica, czy też ja zrobię to sam, w pełni świadomie. Ode mnie zależy, czy umiem i chcę być pozytywnym wzorcem. Ode mnie zależy, czy pośpiech zdominuje życie na jachcie. Od kiedy uprawiam jachting przestałem się śpieszyć. I znowuż: załogant ze stopniem żeglarza jachtowego może mieć równy brak kultury i szacunku dla otoczenia, co kapitan jachtowy albo admirał. I może być równie leniwy.
Nie odnoszę się do „cech” jachtingu śródlądowego i morskiego, tym bardziej, że niektóre opisane mnie samego doprowadzają do furii. Co do niektórych mógłbym dyskutować ale może jestem jeszcze niedouczony. Jednak są to cechy niedouków albo chamów, a nie żeglarzy. Ci sami ludzie na stoku szaleją wśród dzieciaków i staruszków, w mieszkaniu w akustycznym bloku urządzają permanentne „umfa umfa”, wyrzucają śmieci przez okno samochodu i..... szkoda miejsca na dalsze wyliczanie.
Zgadzam się z celem przywołanym na końcu tekstu. Z pewnością część opisanych zachowań bierze się nie z rodzonego chamstwa, a z nieświadomości. A więc uświadamiajmy tych nieuświadomionych, może będzie trochę lepiej. Tylko nie zaczynajmy od błędnej definicji... nawet w tekście o charakterze publicystycznym lub satyrycznym.
Andrzej Colonel Jachtingowy
Tytuł komentarza - Don Jorge (Wacław przysłał komentarz bez tytułu)
_____________________________________________________________
Szanowny Kolego tekst należy czytać przede wszystkim ze zrozumieniem, …
1. W moim tekście nie ma definicji „jachtingu”, więc trudno mieć do niej zastrzeżenia …
2. Akapit 2, 3 i 4, nie wnoszą sobą nic nowego, poza furią skierowaną na tezy, nie postawione w moim eseju !!!(?) [ja nie jestem przeciwnym czarterującym i pasażerom]
3. Akapit 5 znów nawiązuje do wyimaginowanej definicji (?)
… a nie pieniactwem!
I na koniec:
dla mnie, a tekst jest odzwierciedleniem moich wartości, tytuł Znamiona jachtingu, idealnie pasuje do przedstawionej treści i to jachtingu bez „ …”.
A w ogóle do tych treści nie pasuje tytuł: Znamiona żeglarstwa.
Z poważaniem.
Polemika z tezami artykułu "znamiona jachtingu"
Uważnie przeczytałem i to kilkukrotnie artykuł pana Sałabana. I niczego nie potrafię zrozumieć. Może to prawda co pisze pan Sałaban jeśli chodzi
o żeglarstwo śródlądowe, nie wiem, bo od lat nie bywam na śródlądziu. Aczkolwiek znam troszkę śródlądowców i też wydaje mi się, że oceny pana
Sałabana są grubo przesadzone.
*1.Małe poszanowanie jachtu*. Szczerze mówiąc jedyne nie szanowane jachty jakie widuję na Bałtyku to właśnie polskie jachty klubowe.
Zniszczone, zaniedbane, wołające o remonty. Jachty czarterowe z reguły są zadbane, czyste i w bardzo dobrym stanie technicznym. Pan Sałaban
stawia tezę, ze jachty czarterowe są jedynie zwykłym narzędziem do pływania i w dodatku "łatwo wymiennym". Jeśli wymianę jachtu
kosztującego 500-700 tys złotych (Delphia) albo tez i grubo więcej (Bawaria, Oceanis itp) uznamy za łatwą, to ja się pytam dlaczego
większość klubów oraz ostoja PZŻ-owskiego pływania w Trzebieży dożyna ledwo żywe jotki i opale. Moim zdaniem małe poszanowanie jachtu jest
widoczne właśnie na jachtach klubowych (nie zawsze, ale na ogół) a nie w przypadku jachtów czarterowych, czy prywatnych. Co do nazwy jachtu to
argument zupełnie dziwny, bo co dla jednego jest trywialną nazwą dla innego będzie ciekawą i wiele znaczącą nazwą, np. "Maria" czyż to nie
trywialna nazwa? A jednak Ludomir Mączka pewnie miałby inne zdanie.
2. *Przewaga ilościowa pasażerów nad wykwalifikowanym członkami załogi... *Ja nie bardzo rozumiem problem. Czy zdaniem pana Sałabana
tylko posiadacz patentu jest wykwalifikowanym członkiem załogi? Cała teza jest kuriozalna. Jakie wzorce? Co to jest "prawdziwy żeglarz" lub
"ludź morza"? Ja od lat pływam z ludźmi bez patentów, czy to znaczy, że sa niewykwalifikowani? Absurd. To ludzie, którzy od lat żeglują,
nawinęli tysiące mil na swoje logi, a po prostu szkoda im czasu na polskie patenty. Wielu z nich prowadziło mój poprzedni jacht Tequila, na
którym patenty nie były wymagane jako że jacht nosił szwedzką banderę. W jaki sposób pan Sałaban określa poziom kwalifikacji, który zmienia
"pasażera" w "wykwalifikowanego załoganta". Jeśli nie patent, to co? Przykłady wielu państw europejskich (np.UK, Szwecja) dowodzą, że
posiadanie patentu nie jest konieczne do posiadania kwalifikacji, a jest JEDYNIE ich poświadczeniem. Ale jeśli nawet uznać, że teza o "przewadze
ilościowej pasażerów" jest słuszna, to co z tego wynika? Co w tym złego? Należy zdać sobie sprawę, że już odeszliśmy na szczęście od żeglowania
"ku chwale bandery", teraz żeglujemy dla przyjemności. Co jest złego w tym, że zabiera się na łódkę znajomych, rodzinę itp zamiast
"wykwalifikowanej załogi". No chyba jedynie to, że różni "j.kpt.ż.w" , "j.st.m." itp nie mają gdzie za darmo, albo i za pieniądze żeglować i
popisywać się jako "ludzie morza","prawdziwi żeglarze". Dla mnie autorytetami sa moi znajomi żeglarze, o których wiem, że od lat
prowadzaja swoje jachty w morze i wracają cało i bezpiecznie. To są dla mnie ludzie morza, prawdziwi żeglarze. I mało mnie obchodzą ich formalne
kwalifikacje.
3*.Czynnik pośpiechu *to kolejny nie zrozumiały dla mnie fragment wypowiedzi pana Sałabana. Brak czasu i krótkie urlopy są realiami naszej
pracy. Takie mamy czasy, trudno. Mnie tez się to nie podoba, bo wolałbym robić rejsy dwumiesięczne zamiast dwutygodniowych. Tylko, że na te rejsy
muszę gdzieś zarobić. Już nie te czasy, ze państwowa firma da urlop bezpłatny, albo i płatny na wielomiesięczną włóczęgę w zamian z
etykietkę "ku chwale bandery", a PZŻ za tą sama etykietkę da jacht. I bardzo dobrze, że minęły. Dziś żeglują ci którzy chcą za swoje pieniądze, a nie grupka wybrańców za pieniądze reszty. Pan Sałaban pisze: /"Dla załogi ma być - musi być „atrakcyjnie” non-stop!"/ a jak ma być? Nieatrakcyjnie? A dlaczego? Chyba każdy chce by rejs był atrakcyjny, niezależnie czy jest krótki czy długi? Dalej czytamy :/"A pierwszą „ofiarą” braku czasu staje się …JACHT! Bo prysznic załogi i umyte głowy są ważniejsze od sklarowania jachtu po pływaniu"/ a skąd ten wniosek? Pewnie czasem tak bywa, ale przyznam się, że nie zaobserwowałem czegoś takiego na Bałtyku. Jachty są sklarowane, zadbane.
4.*Najpopularniejsze wizualne znamiona jachtingu: */- cumowanie z pozostawionymi zwojami lin na pomoście.../ o ile te zwoje nie leżą komuś na drodze to co w tym złego? Komu to przeszkadza po za czepialskimi? Ja staram się nie pozostawiać "zwojów lin" ale też nie widziałem zbyt często takiego zjawiska.
/- roznegliżowana załoga podczas manewrów w porcie..../ to już chyba jakies jaja. Purytanizm będziemy zaprowadzać? A może od razu zarządzimy,
że w porcie to manewry tylko w mundurkach PZŻ? Co jest złego w załodze, która w upalny dzień wykonuje manewry w szortach, bez bluzki, czy w
stroju kąpielowym (jak zgrabne dziewczyny to aż miło popatrzyć) Powtórzę jeszcze raz: żeglarstwo to jest przyjemność a nie służba na okręcie
marynarki wojennej. Każdego kto zwróciłby mi lub mojej załodze uwagę, ze żegluje tylko w szortach, lub innym "negliżu" wyśmiałbym. Dopóki nie
jest to ewidentna nagość, to czepianie się "negliżu" jest śmieszne. Może powołamy jakąś Wysoką Komisję d/s kontroli moralności i negliżu załóg?
/-niewłaściwe obuwie lub chodzenie boso po pokładzie... /heh! i znowu to samo pytanie. A co w tym złego? Jak se ktoś rozwali nogę to tylko jego i
jego załogi sprawa, prawda? Co do tego panu Sałabanowi? Co to za oznaka degrengolady *sportowego żeglarstwa* ? Przecież to śmieszne. Ja na swoim
jachcie ostrzegam, że chodzenie boso grozi urazem, a chodzenie w wszelkiego rodzaju glanach, traperach, i innych trepach jest zabronione.
Na ogół wyjaśniam dlaczego. Ale żeby uznawać to jako wszechobowiązującą zasadę? Taki mały rząd dusz? Nie, to przesada :) Niech każdy ustala na
swoim jachcie zasady jakie uzna za stosowne i nie narzuca ich innym. (acha, na jachtach żaglowych pań w butach na obcasie nigdy nie widziałem, więc nie wiem jak bym zareagował :D ) /-nieznajomość podstaw etykiety flagowej... /póki co do pływania jachtami pod polską banderą niezbędne są patenty. Zakładając, że 90%
prowadzących polskie jachty ma patenty PZŻ, można tylko ubolewać nad jakością szkolenia oferowaną przez "wykwalifikowanych" instruktorów PZŻ
i "wykwalifikowanych" egzaminatorów PZŻ. Aczkolwiek uważam, ze to najmniejszy z problemów PZŻ-wskiego systemu szkoleń. Domyślam się, że pan Sałaban za sedno żeglowania uznaje te wszystkie ceremonialno-szamańskie sztuczki w tym etykietę flagową. Dla mnie to margines. Wiem, że banderą trzeba czasem salutować, i że polski zwyczaj każe na noc zdejmować banderę. Szczerze mówiąc nie widzę dramatu w tym, że czasem zapomnę, a czasem mi sie nie chce zdjąć bandery. Dlaczego nie widzę? Bo żeglarstwo ma być przyjemnością, a nie zespołem formalno-szamańsko-adminstracyjno- prawnych regułek. Jak ktoś chce się
bawić w etykietę, jego prawo. I mam dla niego szacunek, bo to też rodzaj ciekawego hobby. Ale niech mi na litość boską nie każe sie naśladować.
Podobnie jak ja nie każę jemu naśladować siebie. (acha, mam dwupatyka i jak rzucam żagle i ide na silniku, to bandery tez z bezanmasztu na rufę nie przenoszę.... o zgrozo! :D )
*Pan Sałaban:"Celem tego pisania jest to, aby się zdarzyło, że prowadzący jacht założy koszulkę wpływając do portu, ktoś o zachodzie ściągnie banderę, inny do plecaka zapakuje miękkie obuwie, założy cumy nabiegowo, „odspawa” odbijacze od relingu, ograniczy hałas muzyczny, a PO sklarowaniu jachtu, załoga pójdzie na …wspólny prysznic"
*Rozumiem cel, ale nie rozumiem po co? Dla mnie idą żeglarską jest wolność i dopóki nikt nie robi mi krzywdy, nikt ewidentnie nie wkracza w
moją prywatność na moim jachcie, to niech robi co uważa za słuszne. ŁAcznie z łubu-dubu lub disco polo, dopóki nie słysze tego łubu-dubu u
siebie na jachcie.
PS. Cumy na biegowo to jakiś fetysz jest? Ja sobie zarobiłem ładne pętle na końcach moich cum i bardzo rzadko robię cumy na biegowo. Nie wiedziałem, ze to element, który odróżnia żeglarstwo do jachtingu :D
Pozdrawiam Jerzy
żyj wiecznie :D
--
Maciek"Skipbulba"Kotas
s/y ALIFLANKE
skipbulbamałpaopkropkapl
serdecznie dziękuję za przypomnienie jak pięknym sportem było żeglarstwo za PRL. Mnie też ciągle nurtuję pytanie: I komu to przeszkadzało?
Z pozdrowieniami dla Pana Maćka Kotasa,
Kuba Meisner
Drogi Panie Kubo Meisner,
mnie się zdaje , ze nadal nikomu nie przeszkadza, jeśli chodzi o piękne zwyczaje żeglarskie. Może po prostu
niech każdy żegluje tak jak lubi? :)
Ja lubię żeglowac na luzie, inny woli w formule wojenno-morskiej. Wolny kraj.
A jeśli chodzi o piękno żeglarstwa za PRL to pozwolę sobie jedynie na ironiczny chichot.
Ono nie było piękne.
pozdrawiam ponownie
i żyj jeszcze bardziej wiecznie
--
Maciek"Skipbulba"Kotas
s/y ALIFLANKE
skipbulbamałpaopkropkapl
Panie Macieju Kotas, już po objętości pańskiego komentarza widać, że wyczytał Pan z mojego eseju dużo więcej niż jest w nim napisane. :-) I na tym powinienem zakończyć. Jednak pewnych Pańskich stwierdzeń nie wolno mi pominąć.
Trzeba mieć niebywały tupet i bezczelność, aby jako przykład trywialności nazwy przywoływać „Marię” ŚP.Ludojada.
Panie Macieju Kotas, ja pisząc o trywialnych nazwach…- służę przykładami; s/y „mały kawałek h…”, s/y „Zróbmy TO TU” (pisownia w obu przypadkach oryginalna).
I uwaga - jachting się odbywa nie tylko w naszych portach morza otwartego! A nazwa jachtu zawsze coś mówi o armatorze.
Tu ma Pan rację: nie zrozumiał Pan tego akapitu. Użyte określenia czy też sformułowania: prawdziwy żeglarz i człowiek morza nie występują w systemach szkoleń żeglarskich czy też zawodowo-morskich, ale Szanowny Kolego są potocznie zrozumiałe i nie maja nic wspólnego z patentami, a mają z opływaniem. Fakt, że może z uwagi na Pańską nadwrażliwość, powinienem w tym akapicie użyć określenia „Przewaga ilościowa pasażerów nad doświadczonymi członkami załóg” zamiast „nad wykwalifikowanymi”. Natomiast słowo „każdej” w ostatnim zdaniu tego akapitu, wyraźnie podkreśla wykwalifikowanie (tfu!) – doświadczenie ż.j. ale nie ma nic wspólnego z uwarunkowaniem patentowym. W czwartym wierszu tego akapitu wyraźnie umieściłem „troje doświadczonych żeglarzy”. Jeszcze raz zapraszam do lektury ale ze zrozumieniem czytanego tekstu a nie pieniactwem.
W kwestii etykiety flagowej - jak armator kecza do armatora kecza (na silniku), a może te „ceremonialno-szamańskie sztuczki” zależą od bandery pod którą się pływa?
to Pan 08.12.2005r. w tekście „Zakup jachtu w Szwecji” napisał:
„Na ogół są one starsze niz oferowane u nas, ale w zdecydowanie lepszym stanie. Dlaczego? Bo są to jachty prywatne, starannie serwisowane i doglądane przez właścicieli, a nie katowane w czarterowych czy klubowych rejsach.” [6,7 i 8-my wiersz w http://www.sail-ho.pl/article.php?sid=2332 ], a obecnie Pan pisze: „Jachty czarterowe z reguły są zadbane, czyste i w bardzo dobrym stanie technicznym.”
Tak, tak, tu zastosowałem identycznie jak Pan, dobranie / doczytanie / wmanipulowanie / nadinterpretowanie w celu „postawienia na swoim” – ale jak Pan widzi NIE JEST TO MERYTORYCZNE. Natomiast Pańskie intencje dla mnie są jasne, aczkolwiek NIE są one KONSTRUKTYWNE.
Pozdrawiam Pana.
ws
Drogi Jerzy,
Jako żeglarz, który po pokładzie chodzi, bywa, boso (zwłaszcza, jak jest ciepło), lub w niewłaściwym obuwiu (bez atestu PZŻtu???), nie przejmuje
się szczególnie etykietą flagową poza niezbędnym minimum i często pływa roznegliżowany (niech się wstydzi ten, kto widzi), a cumę zostawia tam,
gdzie mu wygodnie, a żeby nikomu nie przeszkadzało, relingi obwiesza gaciami, bo przecież wysuszyć je gdzieś trzeba...
...ale też żeglarz pamiętający regulamin stroju PZŻ (błękitny dres z granatową beretką (jak z piosenki "Jedzie chłop se jedzie, jedzie na
kombajnie, berecik na głowę wduszony ma fajnie") i białymi trampkami (regulacje PZŻtu nie wspominały o liczbie pasków na dresie)...
No więc, jeżeli stare ma wrócić, to nie mam nic przeciw. Jako, że za jakiś miesiąc zacznie mi przysługiwać regulaminowo tzw. czapka z kapustą i
marynarka ze złotymi guzikami, z pewnością sprawię sobie taki właśnie strój. I konsekwentnie będę wymagał od każdego posiadacza patentu
niższego, o ile tylko wyskoczy z podobnymi tezami, meldowania się w postawie zasadniczej, coby tradycji miał dostatek. Może nawet zaczynać od
słów "Jam niegodny waszej kapitańskiej miłości spoglądać upraszam się o".
Pozostali mogą chodzić w stroju niedbałym. Kobietom odpuszczę nawet brak koszulki podczas manewrów. To w sumie wyłącznie ich wygoda, mi się w
kabestan może wkręcić najwyżej broda, co również boli.
Jacek
P.S. Tak, pływam własnym jachtem. O trywialnej nazwie od niedawna, ale to nie moja wina, że poprzedni właściciel, Szwed, nazywał go po prostu "bat*"
przez 35 lat i wymyślenie czegoś w rodzaju "Nieustraszony Krwawy Mściciel Pogromca i Postrach"** na burcie uważał po prostu za bufonadę...
*) łódź w języku północnym.
**) myślę, że czytelnicy się zorientują
Przeczytałem artykuł i kilka komentarzy. Wiesz dobrze, że jestem leniwy i nie będę dyskutował z ludźmi o ustalonych
poglądach,(patrz komentarze).
Otóż można wypić wino do obiadu i można w bramie, i tym i tym smakuje. Jak kiedyś wspomniałeś, pojawiła się nowa kategoria w społeczeństwie.
Ludzie którzy zaliczają, w tym roku jachting, poprzednio nurkowanie,może Kilimandżaro lub Everest. Stać ich , nie ważna tradycja , etyka ,etykieta.
Zresztą, któż by to spamiętał - w tylu dyscyplinach ?
Kiedyś o samotnikach żartowaliśmy, że to ci z którymi nikt nie chce pływać. Chyba pora to odszczekać.
Pozdrawiam
Mietek
A ja to skomentuje krótko:-)))
Prawda leży pośrodku:-)))))
--
Pozdrowienia Jurek Makieła
Witaj Don Jorge:)
KOMENTARZ:
Nie rozumiem dlaczego nazywa Pan Sałaban tupetem i bezczelnością nazwanie nazwy jachtu Ludojada trywialną? Wszak nazwa "Maria" jest trywialna, podobnie jak "Helena", "Beata" itp. Jest trywialna dla każdego poza tym kto nazwę łodzi nadał i wiąże z nią jakieś przeżycia i emocje. To Pan w swoim tekście ocenił nazwy jako trywialne, ja tylko zaprotestowałem. Nazwa "mały kawałek h..." czy "zóbmy TO TU" to po prostu brak kultury i chamstwo. Ja piszę o trywialności rozumianej jako pospolitość, zwyczajność , niewyszukanie. Pan o trywialności jako wylgarności, ordynarności itd. Być może nieporozumienie wynika stąd, ze ja od lat już nie pływam po śródlądziu, a na morzu takich nazw jak zacytowane przez Pana nie spotkałem. A zaznaczyłem w poprzedniej wypowiedzi, że o śródlądziu się nie wypowiadam.
Nadal nie rozumiem kwestii związanej z przewaga pasażerów. Do prowadzenia jachtu wystarczą dwie , trzy osoby, reszta moze się wozić jako pasażerowie. Z mojego doświadczenia wynika, ze pasażerowie albo łapią bakcyla i stają się "wykwalifikowaną" załogą, albo szybko odpadają z zabawy. Być może Pan ma inne doswiadczenia, niestety wyrażam opinię opartą na moich doświadczeniach, a nie na cudzych.
Jak armator kecza do armatora kecza (na silnikum) pływam pod polską banderą? a Pan? Nie wiem co to ma do rzeczy.
W kwestii cumowania, rzadko stosuję cumowanie na biegowo. Nie powoduje to ani nieporządku, ani rzadnych innych problemów.
Jeśli chodzi o stringi... nie wiem, co Panu przeszkadza, jak ubierają się ludzie na innych jachtach? Może jednak pozwólmy ludziom żeglować, ubierać się, itd jak uważają za stosowne dopóki nie są to zachowania POWSZECHNIE przyjęte jako niedopuszczalne.
Jestem zwolennikiem NIENARZUCANIA ludziom jak mają zyć, jak mają spędzać wolny czas, jak mają się ubierać i jak mają nosić banderę. A sobie pozostawiam jedynie prywatną ocenę co o nich myśleć w zależności od tego co pokażą.Całkowicie prywatną.
Dla jasności nigdy nie pływam w negliżu :)
Co do cytatu z mojej wypoweidzi, podpowiadam słowo klucz "czas", od 2005 roku sporo się zmieniło. Jachty czarterowe są zadbane, czyste i w dobrym stanie technicznym. Jachty klubowe niestety nie.
pozdrawiam
i żyj wiecznie
--
Maciek Skipbulba Kotas
Po przeczytaniu komentarzy, ośmielam się (bo jakie ja mam dokonania, doświadczenia, gdzie mi się równać z ...) zauważyć czym się różni jachting
od żeglarstwa. Pierwszy polega na znajdowaniu radości w umiejętności wykorzystania żywiołów do zdominowania jachtu, żeglarstwo - ludzi ... ;-)
Na wodzie znajdzie się miejsca dla wszystkich. Dla żeglarzy tradycyjnych i szczęśliwej, z tego co i jak robią, reszty. Ważna jest kultura a człowiek
kulturalny potrafi nie widzieć i nie pouczać.
Pozdrawiam Jacek :-)
PS: sposób zamieszczanie komentarzy stwarza zabawną sytuację "czytania do
tyłu" ;-)
j.w
UPRAWIAM JACHTING - PART 2
Udało mi się wywołać ożywioną dyskusję i to mnie cieszy. A teraz po kolei.
Autor wątku wyraźnie poczuł się urażony moją odpowiedzią (i nie tylko moją), sądzę że więcej nie będę z Nim próbował dyskutować. Za to wszystkim pozostałym odpowiem:
UPRAWIAM JACHTING - Pływam dla przyjemności, sam lub z przyjaciółmi (jeszcze znajduję chętnych do wspólnego spędzania czasu na morzu).
UPRAWIAM JACHTING – Pływam najchętniej od śniadania do podwieczorku, choć mile wspominam 11 dni non-stop na Bałtyku bez portów albo 4 tygodnie na oceanie. Pływam najchętniej z wiatrem, a grota stawiam z rzadka, bo genua ma rolera, a grot nie.
UPRAWIAM JACHTING – Silnik, zwany na Tequili „Pagajem” włączam jak tylko przyjdzie mi na to ochota, na przykład, żeby „podeprzeć trochę genuę i uniknąć dodatkowego halsu na Głębince i nie spóźnić się na podwieczorek.
UPRAWIAM JACHTING – Nie toleruję hałasu i wrzasków w portach, w tym szczególnie tłukących fałów i kapralskich komend.
UPRAWIAM JACHTING – Staram się mieć jacht sklarowany, zawsze i w każdych warunkach. Cumy zakładam na biegowo albo nie, zależnie od sytuacji, ostatnio w y-bomach najchętniej dziobowe na biegowo, a rufowe zaczepione karabińczykiem o ucho. Gorzej u mnie z porządkiem, „kawalerska” gospodarka oznacza, że kuchenka bywa niedomyta do chwili, kiedy zaokrętuję jakąś żeńską załogę, Za to o zgrozo: dzień zaczynam od biegu pod prysznic i golenia, potem jest kawa, a potem zaczynam myśleć o żeglarstwie.
UPRAWIAM JACHTING – Nigdy nie chodzę po jachcie boso, mam taką alergię, organiczną obawę, za to boleję nad tym, że wszystkie dziewczyny w bikini manewrują przy Maćku, bo ja żadnej nie widziałem. Za to nie rozstaję się z kamizelką, nawet jeśli pływając samotnie byłem w morzu po za tym całkiem goły.
UPRAWIAM JACHTING – Pływając na jachtach czarterowych staram się oddawać jacht w stanie nie pogorszonym, nie tylko z powodu umowy i kaucji.
UPRAWIAM JACHTING – I mile wspominam czasy peerelu, gdy uprawianie żeglarstwa było, dzięki działaczom PZŻ, maleńką furtką, lufcikiem do wolnego świata, a pracowite zdobywanie kolejnych patentów te furtkę powiększało.
UPRAWIAM JACHTING – I wkurza mnie (choć jachtsmen niekoniecznie powinien się wkurzać), że przywołani wyżej działacze nie zauważyli, iż już jesteśmy wolni, furtki nie ma, bo nie ma płotu.
UPRAWIAM JACHTING – I mam żal do niektórych kolegów, że dla nich świat zaczął się dopiero 4 czerwca 1989, a do innych kolegów, że dla nich świat się tego dnia skończył.
UPRAWIAM JACHTING – Mówię dzień dobry całkiem obcym żeglarzom na kei i chciałbym, by niechlujstwo, chamstwo, hałas, brak życzliwości wszechobecne w Polsce, miały jak najmniejszy udział w uprawianiu przeze mnie i innych jachtingu.
UPRAWIAM JACHTING – I uważam, że UPRAWIANIE JACHTINGU do czegoś zobowiązuje... zaś niestety nie każdy żeglarz jest JACHTSMENEM.
Colonel - czytający ze zrozumieniem i życzliwością dla współdyskutantów - Jachtsmen
Witaj, Don Jorge :)
Z uwaga przeczytałem wszystkie dotychczasowe opinie. Nie będę się wypowiadał co do meritum. Ekspresji głoszonych tu poglądów i tak nie przelicytuję. Mam natomiast wniosek ogólniejszy, ale smutny. Czy ktoś zauważył, z jak żywiołową reakcja spotkał się ten temat? Ledwie opublikowany, już doczekał się (w chwili, gdy to pisze) 12 komentarzy. Mój będzie zresztą kolejnym… Podejrzewam jeden z rekordów popularności. A to smutne, gdyż wielkimi literami ukazuje, jak bardzo podnieca nas możliwość pouczania innych. Cecha narodowa, fatum czy upośledzenie?
Od lat żegluję głównie z dala od Polski, „kilka” portów już było moim domem, i nigdzie chyba nie spotkałem się z tak ostrymi reakcjami na cudze zachowania, jak w naszym „krajowym” środowisku (dotyczy to – niestety – również w dużym stopniu środowisk polonijnych, oczywiście nie tylko w wymiarze żeglarskim). DLACZEGO ciągle bardziej podnieca nas możliwość wytknięcia błędów i wad załogi przy sąsiednim stanowisku, a nasze zachowania traktujemy jako wzorzec?!
Pomijając konieczność kategorycznego reagowania na chamstwo czy zwykłą łobuzerkę, ZAJMIJMY SIĘ SOBA, a innym dajmy żyć tak jak chcą. Nawet, jeśli ktoś ma ma takie marzenia, jak Wacław Sałaban! Wolno mu, więc się może od niego odczepmy!!! Ja się z nim nie zgadzam, ale szanuję jego zdanie, a – jeśli będzie mi dane kiedyś wypić z nim kawę, chętnie mu to zaproponuje, nie przegryzając mu tętnicy i bez zaklejania ust plastrem.
I tu chyba właśnie powód mojego smutku. DLACZEGO nawet w NIEKTORYCH komentarzach chwalących „wolność” słychać natychmiast brzęk szabli???
Niezdrowe podniety skracają Zycie, wiec może chciejmy… żyć wiecznie :)
Ty również, Don Jorge!
Grzegorz Szaman Roman
PS. Pocieszałam mnie jedynie glosy tych, którzy odpowiedzą na moje „dzień dobry”, pomimo, ze będę w butach (żeglarskich), kąpielówkach i czapce z „kapusta” (chyba tez sobie wreszcie taka sprawię, ale wtedy dla wyrównania przestanę zwijać liny w słoneczka!)
:) Szaman
Mimo cierpkich słów, mam satysfakcję z upublicznienia swych obserwacji, przemyśleń i wynurzeń. Tekst ów dotarł i zainspirował nawet takie wygi jachtingu (czy też takich prawdziwych żeglarzy) jak przykładowo koledzy; Andrzej Remiszewski, Maciej Kotas, Kuba Meisner, Jacek Kijewski, Mieczysław Leśniak, Jerzy Makieła, Jacek Woźniak. Szkoda, że w moim tekście doszukiwali się i uparcie twierdzili, że doszukali się stwierdzeń i sformułowań przeciw którym tak ostro wystąpili. Ale to nie jest istotne, wszak esej przeczytało ponad 500 osób i może zdarzy się: „…że prowadzący jacht założy koszulkę wpływając do portu, ktoś o zachodzie ściągnie banderę, inny do plecaka zapakuje miękkie obuwie, założy cumy nabiegowo, „odspawa” odbijacze od relingu, ograniczy hałas muzyczny, a PO sklarowaniu jachtu, załoga pójdzie na …wspólny prysznic”. Czego i moim bezpośrednim adwersarzom życzę - jeśli tak nie robią. W moim tekście nie ma nakazów, żądań, przymusu ... . A pouczenia ? Są! I są skierowane do tych, co się ewentualnie chwilę zastanowią i zadumają oraz będą chcieli to zaakceptować.
Niektórzy interlokutorzy w swej zapalczywości zapomnieli, że zasady do których kultywowania, wymieniając znamiona jachtingu, namawiam (nie przymuszam), wywodzą się nie z czasów PZŻ-tu peerelowskiego, bo żeglarstwo w Polsce nie narodziło się w latach 50-tych (czy też 70-tych) ubiegłego wieku, tylko wywodzą się z czasów, w których nawet moi rodzice jeszcze nie byli młokosami, czyli z Polski okresu międzywojennego. Moich adwersarzy, proszę o CIUT znajomości historii i namawiam o CIUT jej poszanowanie. Szacunek i TOLERANCJA do tradycji wywodzącej się ze znajomości historii są KULTURĄ. „Nie widzenie i nie pouczanie” nie jest cechą kultury, no chyba że tej nacji co …pyka fajeczkę. Natomiast „odwracanie głowy” lub jej „chowanie w piasek” jest postawą… - nieważne jaką, kolego XY.
Wyjaśnienie końcowe.
Dlaczego używam słowa koledzy, mimo że co niektórzy próbowali mi tego odmówić pisząc konsekwentnie pan? No cóż, w żeglarstwie, a w nim tkwię od wielu lat, forma kolego była stosowana nawet przez żeglarza - młokosa zwracającego się do Najwyższych Notabli Jedynej Organizacji Żeglarskiej i to w najbardziej siermiężnym okresie. W jachtingu tak nie jest? I obowiązuje forma per pan?
(żeglarz SAJ)
(tytuł komentarza - Don Jorge)
Drogi Kolego Wacławie, przepraszam za użycie formy Pan, nie miałem zamiaru w zaden sposób postponować w ten sposób Twojej osoby. Wydało mi się, że w polemice użycie wobec kontrdyskutanta formy Kolego mogło by zabrzmieć protekcjonalnie lub lekceważąco.
Ale Kolega prowokuje do upadłego :) nie wiem jak jest w jachtingu, nie wiem jak jest w zeglarstwie. W moim żeglowaniu forma Kolego lub wręcz "Ty" jest standardem, chociaz zdarza się równiez forma Pan :)
Być może źle odebrałem Twój artykuł, odebrałem go jako krytykę "luźnego" sposobu zeglowania nieskrępowanego etykietami itp. jednakże,nie było moim celem sekowanie żeglarzy kultywujących te tradycje i zwyczaje. To kolega zasugerował podział na "dobre" zeglarstwo i "niedobry" jachting. Ja tylko wyartykułowałem swój pogląd, ze podział ten jest błędny i nieuzasadniony.
Nie chodzi o "nie widzenie" ani "nie pouczanie", nigdzie niczego takiego nie napisałem. Chodzi o nie czepianie się i nie narzucanie "jedynie słusznego światopoglądu. Ja się z Twoimi spostrzeżeniami nie do końca zgadzam. Nie razi mnie "negliż", czy spore odstępstwa od etykiety flagowej. Nie razi mnie pływanie z ludzmi zielonymi jak szczyppiorki na wiosnę zwanymi przez Ciebie "pasażerami". Nie razi mnie to, ze nie mają możliwości uczyć się do "prawdziwych zeglarzy". Razi mnie zupełnie co innego. Razi mnie powszechne pijaństwo na polskich jachtach, razi mnie śmiecenie dookoła siebie ( kartony po Łaciatym ostatnio w Hammerhavn), razi mnie hałaśliwe zachowywanie się itd. Razi mnie powszechny brak kultury, niestety te cechy rzadko spotykam na prywatnych jachtach, średnio na czarterowych, a dośc powszechnie na klubowych i harcerskich. I przykłady "prawdziwych matrosów" z Trzebieży (Hammerhavn, gdzie sprzątałem z Kolegą Burym Kocurem i Koleżanką Bogną po dwóch jachtach, trzebieskim i puckim) na to jakoś nie pomagają.
Pozdrawiam
i żyj wiecznie
Maciek Kotas
(tytuł komentarza - Don Jorge)
Macieju,
na początek wprowadzenie i wyjaśnienie: jako, że moje imię funkcjonuje jako Wacław, Wacek, Wacuś (tak, tak, są Kobiety tak do mnie odnoszące się, rzadko, ale jednak … – stwierdzam chełpliwie), ale też funkcjonuje określenie: ten wacek i mnie to nie rusza. A więc, pozwoliłem sobie w pierwszym komentarzu i to dostrzegając poważne ryzyko, na: „Panie Macieju Kotas, ja pisząc o trywialnych nazwach…- służę przykładami; s/y „mały kawałek h…”…” Faktem też jest, że nie „koleżanka, koleżanki mojej mamy, pani Goździkowa” mi to opowiedziała, tylko sam widziałem jachty o nazwach (z zachowaniem pisowni): s/y „mały kawałek h…” (po „h” kończyła się pawęż), s/y „Zróbmy TO TU”, s/y „…to co tygrysy lubią najbardziej”, s/y „TYMIDAJ”, s/y „Tu mi daj”, s/y „Łapówka”. Natomiast s/y „Dar Teściowej” to już jest w kanonie nazw znanych, uznawanych i wyjątkowych.
Nie Ty jesteś autorem stwierdzenia: „Ważna jest kultura a człowiek kulturalny potrafi nie widzieć i nie pouczać”. Jest nim …XY :-) Mimo wielu cierpkich... pisałem o tym w ostatnim komentarzu, tylko to zacytowane stwierdzenie było „poniżej pasa” (nawet próby sprowadzenia do czasów peerelowskich toleruję). Postawy życiowe „odwracanie głowy” lub „chowanie głowy w piasek” nie znoszę, nienawidzę i brzydzę się taką postawą. A im starszy jestem, tym taka postawa życiowa bardziej mnie wkurwia. A zestawienie tego z kulturą … DOŚĆ! Wielokrotnie jako nie„pokorne ciele co ZERO krowy ssie” coś tam traciłem, płaciłem itd. Ale też wiem, co zyskiwałem ja, moja rodzina, moi przyjaciele, znajomi, otoczenie i moje …załogi. Zresztą, zabawmy się w grę intelektualną: co się stanie jak wszyscy mali, duzi, młodzi, starzy – wszyscy będą odwracać głowę od złego, błędnego, nieświadomego i to od początku np. rodzic w stosunku do niemowlaka, dziecka, młodzieńca itd. Powodzenia w wyciągniętych wnioskach.
Kultura i/a/lub/albo/lecz/w itd. żeglarstwo(wie), to temat na ewentualny esej (tekścik), lecz ja wolę po raz n-ty oddać się lekturze „Run na wodę” Gerarda Borga, czy też „Żeglarstwu swobodnemu” Marca Linski-ego w serii „Sławni Żeglarze” wydanych przez Wydawnictwo Morskie. No a dalej uparcie, „prowokując do upadłego” [to Twoje :-)] pytam: dlaczego tłumacz Vera Soczewińska nie użył słowa jachting ?
Już kończę to przynudzanie (!) – ostatni wątek: „…odebrałem go [artykuł] jako krytykę "luźnego" sposobu zeglowania” – hmm… ja i zamordyzm, ja i kapralstwo, ja i kapitaństwo na jachcie, trym, rygory i rugowanie ? Hmm… muszę porozmawiać (!) z tymi co ze mną pływali, pływają i z którymi planuję pływać! J Obiecuję! Jak się potwierdzi, to ODSZCZEKAM WSZYSTKO!
Do ewentualnego zobaczenia!
Wacek Sałaban
Przyjaciele,
Odnoszę wrażenie, że wszyscy PT Komentatorzy już wszystko napisali, co mieli napisać. Może jeszcze komuś coś się przypomni. Ja natomiast zawiadamiam, że w tych dniach zamieszczę dość obszerny tekst Jacka "Jacentego" Kijewskiego o etykiecie, zwyczajach, reliktach. W międzyczasie odpocznijcie, ochłońcie, zbierzcie siły, poczytajcie książeczkę kpt. Jacka Czajewskiego o tych sprawach. I za kilka dni rozgorzeje (mam nadzieję) kolejna intelektualna dyskusja. Opiniotwórcza! :-)))
Na koniec takie stare powiedzonko - chłopaki, nie kłóćcie się - od czego macie rączki i noże?
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge El Provocador Permanente