TATAJAREK NA NIKOTYNOWYM ODWYKU
SSI ma to do siebie, że wszystko możecie tu znaleźć. Na poważnie i z przymrużeniem oka. A to o rodzinnym rejsie w poprzek Europy, a to o oceanicznych regatach "zwyczajnych" jachtów, a to polityka (np. demonopolizacja), parytety, Straż Graniczna, kupleciki Zbieraja (ostatnio coś nas zaniedbuje) ....
Pocztne okienko to tylko zasługa dobrych Autorów, a więc - ciekawych korespondencji. Dziś mam dla Was news ... psychologiczny kapitana Jarka Czyszka, któremu nikotynowy odwyk przeplata się z helikopterami, Puckami i panoramami oblodzonych fiordów i wysp Północy.
Mnie tam rybka - kilka lat temu zgasiłem papierosa i .... było po sprawie. Ot tak zwyczajnie - bez psychologów, hypnotyzerów, treningów odwykowych, plastrów, pigułek. Bez żadnych sensacji. No tak, ale u mnie życie wewnętrzne - ubogie, ubożuchne :-(
Kamizelki!
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
====================================  
Don Jorge,
Żar się straszny leje z nieba. Początek wakacji i początek niebywałych dla mnie upałów. Ciągnie nad wodę. A jak w Pucku nad wodę to oczywiście na Pucki, które śmigają z lewa na prawo i z prawa na lewo co tydzień to z regatami, co tydzień o co inny puchar. A to szefa Służby Więziennej, a to prezesa Izby Lekarskiej. Przezornie trzymam się z lekarzami, oczywiście. Garść kilkunastu
kolorowych żaglówek rozrzuconych w niebieskim kącie Zatoki w pobliżu dawnych Zakładów Mechanicznych.  Fajno jest, trochę wieje, tłok przy boii startowej, trochę białej piany na wodzie, trzepot wyluzowanego przed startem żagla. Trójkąt, śledź i meta na linii startu.  Jedyny kłopot, że nie można zapalić.
Bardzo ci lekarze wyczuleni na połówkę papierosa krzywo wetkniętą do drewnianej lufki, co to ją mechanik w Hornsundzie wytoczył z kija od szczotki, kiedy wskutek nocy polarnej i braku kontaktu z cywilizacją zachodnią paliliśmy, z kolegami, bezfiltrowe wytwory cywilizacji bardziej wschodniej. Bardzo pyszczył, że mu wióry tokarkę zapychają. No nic z tych rzeczy, tylko ssanie beznadziejne w dołku, pomieszane z gorzką wodą, kiedy chlapnie nieco więcej przy kursie na wiatr do tej boi, co to ją mamy minąć.  Zupełnie tak samo jak to się kiedyś, z piętnaście lat temu już chyba, papierosy skończyły podczas powrotu z Mariehamn niewłaściwą stroną morza. Niewłaściwą bo nas przytuliło do brzegu i trzymało romantycznie, jak dziś pamiętam blady blask księżycowy na spienionych wałach jeden po drugim maszerujących wprost stamtąd gdzie chcieliśmy płynąć. Dziewięć dni, z czego pięć ostatnich bez śladu tytoniu na pokładzie, co zostało dokładnie i starannie sprawdzone. Pierwszego maja byliśmy w Finlandii, dziewiątego, we
flaucie i po paliwo, na redzie Pionierska w Królewieckiej Obłastii. Z powodu święta nie dostaliśmy ani paliwa, ani papierosów, ani nawet nie wpuścili nas do portu.
Dryfowaliśmy bezwolnie kołysząc się na martwej fali a kraina pełna tytoniu, niczym jakaś fatamorgana pordzewiałych kutrów przesuwała się z wolna w kierunku rufy. Jak na drugi dzień po południu smakowała ojczyzna! Od lekarzy się jeszcze wtedy trzymałem z daleka.
Zresztą lekarze, też są różni. Kiedy parę lat temu ciemną nocą polarną obudziłem się na OIOMie mocno prowincjonalnego szpitala. Gdzieś tam coś, jakiś helikopter, lot dwustu kilometrowy poprzez przejrzystą lecz czarną bańkę dwustu kilometrowej przestrzeni, no i znane ssanie w środku wskazujace, że czas na porannego papierosa. Ponieważ byłem przymocowany do łóżka jakimiś kablami,
co to się kończyły w różnokolorowej plątaninie i wielkiej rozmaitości małych telewizorów zamontowanych pod sufitem, trzeba to było ostrożnie poodczepiać. Lewą ręką do prawego boku, potem delikatnie się podeprzeć i nie zważając że jeden z telewizorów zaczyna piszczeć wysokim tonem, odczepić ostatnie kabelki.
Otóż jak się jest jedynym pacjentem w całym szpitalu to ma się pewne przywileje. Siostra dyżurna oczywiście musi zadzwonić z pytaniem do lekarza, czy pacjent może zapalić, ale za to odpowiedź jest szybka i pozytywna. Kłopot tylko z papierosem, bo pielęgniarka niepaląca, całe szczęście, że dentysta śpi w swoim służbowym pokoiku pietro wyżej i jak tylko się dowiaduje o co chodzi to szczodrą ręką daje paczkę, bo przecież co też ten Polak sobie o nas pomyśli... Sprawa jest rozwiązana do rana, bo jak tylko otworzą jutro sklep naprzeciwko to pielęgniarka skoczy po karton. Ludzie północy wiedzą, że palenie szkodzi, ale też wiedzą, że północne krainy to nie czas i nie miejsce na rzucanie papierosów. Zupełnie odwrotnie  niż ludzie południa. Kiedy we Włoszech, jak już stan miałem ustabilizowany na tyle, żeby móc się poruszać po korytarzu ciągnąc za soba stojak z kroplówką, z której się z wolna toczyła nitrogliceryna, to moja prośba o papierosa została przez pielęgniarza potraktowana jakbym mu chciał rodzinę zabić
czy co. Strasznie się zdenerwował. Prawie tak samo jak stary fajczarz na starym żaglowcu, kiedy mu w Ny Alesundzie ekipa naukowa zamiast tytoniu do palenia, zakupiła tytoń do żucia.  Całe szczęście, ze na moment odkrycia przeznaczenia puszki z tytoniem nadleciał nad nasz statek helikopter. Zresztą ten sam, którym już raz leciałem, i zaproponował ćwiczenia wspólne z ratownictwa. Rzadko mu się do ćwiczeń taki żaglowiec akuratny się trafia.
Problem teoretyczny polega na tym, że żaglowiec nie ma odkrytych pokładów nad którymi helikopter ratowniczy mógłby
zawisnąć. Profesjonalni ratownicy rozwiązują to w ten sposób, że opuszczają na pokład linę z ciężarkiem. Liny tej nie należy do pokładu wiązać, nie wolno też jej łapać w locie, zanim dotknie pokładu, natomiast jak już na pokładzie leży to należy ją chwycić, koniecznie w rękawicach, tworząc w ten sposób połączenie pomiędzy jachtem a helikopterem. Śmigłowiec zawiśnie obok jachtu, za pomocą wyciągarki opuści ratownika. Zbieramy luz liny i dopiero przy samym końcu operacji ściągamy na pokład wiszącego nad wodą ratownika. Dalszą akcję załoga helikoptera przeprowadzi sama; opuści nosze, lekarza, podniesie poszkodowanego etc. Łomot wiszącego nad głową śmigłowca uniemożliwia porozumiewanie się za pomocą mowy, nie ma natomiast możliwości by źle zrozumieć  intencje ratownika gdyż posługuje się on prostym zestawem gestów zrozumiałych wszędzie na świecie. To, że na Szpicbergenie papierosy najtańsze są w kiosku na lotnisku, tośmy sobie ustalili już wcześniej. Bardzo pożyteczny jest taki śmigłowiec ratowniczy. Bardzo.
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Komentarze
dobre rady pana doktora Jerzy Knabe z dnia: 2010-06-30 05:50:43
najtańsze papierosy na Spitsbergenie Mikołaj Feliński z dnia: 2010-06-30 06:10:22