MOJŻESZ - MUSI WYMRZEĆ ŚREDNIE POKOLENIE
"Tatajarek", czyli kpt. Jarek Czyszek czyta newsy ukazujące się w SSI i rozmyśla nad tym jak to Mojżesz przez tyle lat prowadził Żydów do Ziemi Obiecanej. Musi wymrzeć jedno pokolenie polskich żeglarzy. To średnie. Całe szczęście, że nie to najstarsze. Odetchnąłem.

Zafundujcie sobie kilka minut refleksji. Jesteście - Drodzy Czytelnicy SSI tego warci! Naprawdę !
A kamizelki - i owszem, zawsze.
Zyjcie wiecznie!
d'Jorge
____________________________
Nie ma to jak dobra propaganda. Wnioski zgadzają się z tezami, które nieomylnie wiodą ku lepszej przyszłości.
Ponieważ lekarz zalecił mi spacery to spaceruję sobie, najczęściej na ławeczkę baseniku rybackiego w Pucku gdzie stoi przycumowanych do keii i pływającego falochronu trzydzieści jachtów. Nie licząc pomniejszych motorówek. Ponieważ chodzę tam odkąd się tylko ciepło zrobiło, to widok tych łódek wbił mi się już fotograficznie w pamięć. Są to bowiem, od kilku miesięcy, ciągle te same łódki. Przepraszam, TEQUILA zniknęła. Przez jakiś czas nawet intensywnie wpatrywałem się z tego powodu w wodę dookoła, bo przecież tam płytko i powinno być widać, ale się TEQUILA, jak u Ciebie czytam, chwała Bogu, odnalazła gdzie indziej. Żegluje w Danii. Nie jest to rzecz trywialna, bowiem wydaje się, że naturalnym stanem polskich jachtów, niezależnie od bandery, którą noszą na flagsztoku, jest stanie w porcie. Stąd ten deficyt miejsc postojowych, pomimo tego, że w porównaniu z latami ubiegłymi miejsc tych mocno przybyło.
Ja jestem polski żeglarz hibernowany. Przez pieć lat poprzednich słońce i temperatura miały dla mnie zupełnie inny wymiar. Teraz odkrywam na nowo polskie żeglarstwo i widzę, że te wszystkie łódki, które od lat podpierały płoty na różnych zapomnianych placach w Szwecji czy Holandii teraz kołyszą się dzielnie w naszych portach, które nam Unia żeglarsko dofinansowała najwyraźniej mając na względzie te swoje trudno się utylizujące wrakowiska.
Zagadka za dziesięć złotych. Kto z czytających tą witrynę i utyskujących na słabą kondycję polskiego żeglarstwa wie, gdzie i kiedy zostały rozegrane ostatnie mistrzostwa świata w klasie Cadet, na które przyjechały ekipy między innymi i także z Australii, Argentyny. I zaraz drugie pytanie, dlaczego nie popłynęli tam swoimi jachtami, by imprezę uświetnić a i samemu łyknąć co nieco z wielkiego świata żeglarstwa.
Co? Nie? No tak, Kieler Woche, to jest dopiero impreza, ja naturlish volkswagen.
Ponieważ lekarz zalecił mi spacery to spaceruję sobie, najczęściej na ławeczkę baseniku rybackiego w Pucku gdzie stoi przycumowanych do keii i pływającego falochronu trzydzieści jachtów. Nie licząc pomniejszych motorówek. Ponieważ chodzę tam odkąd się tylko ciepło zrobiło, to widok tych łódek wbił mi się już fotograficznie w pamięć. Są to bowiem, od kilku miesięcy, ciągle te same łódki. Przepraszam, TEQUILA zniknęła. Przez jakiś czas nawet intensywnie wpatrywałem się z tego powodu w wodę dookoła, bo przecież tam płytko i powinno być widać, ale się TEQUILA, jak u Ciebie czytam, chwała Bogu, odnalazła gdzie indziej. Żegluje w Danii. Nie jest to rzecz trywialna, bowiem wydaje się, że naturalnym stanem polskich jachtów, niezależnie od bandery, którą noszą na flagsztoku, jest stanie w porcie. Stąd ten deficyt miejsc postojowych, pomimo tego, że w porównaniu z latami ubiegłymi miejsc tych mocno przybyło.
Ja jestem polski żeglarz hibernowany. Przez pieć lat poprzednich słońce i temperatura miały dla mnie zupełnie inny wymiar. Teraz odkrywam na nowo polskie żeglarstwo i widzę, że te wszystkie łódki, które od lat podpierały płoty na różnych zapomnianych placach w Szwecji czy Holandii teraz kołyszą się dzielnie w naszych portach, które nam Unia żeglarsko dofinansowała najwyraźniej mając na względzie te swoje trudno się utylizujące wrakowiska.
Zagadka za dziesięć złotych. Kto z czytających tą witrynę i utyskujących na słabą kondycję polskiego żeglarstwa wie, gdzie i kiedy zostały rozegrane ostatnie mistrzostwa świata w klasie Cadet, na które przyjechały ekipy między innymi i także z Australii, Argentyny. I zaraz drugie pytanie, dlaczego nie popłynęli tam swoimi jachtami, by imprezę uświetnić a i samemu łyknąć co nieco z wielkiego świata żeglarstwa.
Co? Nie? No tak, Kieler Woche, to jest dopiero impreza, ja naturlish volkswagen.

Helskie ygrek bomy, przez tydzień zapchane jachtami oczekującymi na poprawę pogody. Sztorm podobno. Codziennie odwiązuję ex. holenderską łódkę i sobie z dzieckiem osiemnastoletnim żeglujemy dookoła cypla celem zabicia wakacyjnego czasu. Żeglujemy bez silnika, bo przestarzałe urzadzenie holenderskie wyziąnęło ducha i czeka na naprawę. Któregoś dnia w końcu niekorzystny wiatr i chwila nieuwagi rzuca nas przy odejściu po koleii na rufy kilku sąsiednich jachtów. Nic się nie dzieje takiego prócz odrobiny zamieszania. Dowiaduję się za to, że już od tygodnia się tutaj POPISUJĘ [????], i dobry Pan Bóg mnie wreszcie ukarał.
Tylko przygodny Anglik, którego rufe zaliczyłem jako pierwszą, zachowuje spokój i pogode ducha. Kiedy się wreszcie odrywam od rodaków, macham do niego ręką i poprzez wodę krzyczę słowa powitania;
- Welcome in Hel!!!

Osiemnastoletnie dziecko to ma krzepę do ciągnięcia lin rozmaitych, malina. Ale raz śmy się wybrali w dwu podtatusiałych. Jeden po zawale, drugi bez trzech kręgów w stosie pacierzowym. Najpierw nas przewlokło po mieliźnie pod Osłoninem, potem pizgło spod burzowej chmury koło Pucka, tak, że się Zatoka zrobiła biała zaraz przedtem zanim się zrobiła czarna i w trzech wymiarach nasiąknięta wodą, to kiedy w końcu dotarliśmy do główek Helu i się okazało, że te główki są wprost pod wiatr uznałem że nie będzie wielkim dyshonorem krzyknąć do wielkiego stalowego jachtu z liczną załogą by naszą łódeczkę wciągnął do portu. Fali tam nie było zadnej, bo falochrony zasłaniały, tyle tylko, ze prosto w twarz i pływaliśmy sobie tam i z powrotem w poprzek wejścia. Patentowany kolega żeglarz odkrzyknął od steru głośno, z taką energią, że mu się kapitańska czapka na głowie przekrzywiła, że właśnie wchodzi. I wszedł. Whalsowaliśmy się i po małej półgodzince minęliśmy miejsce gdzie jeszcze trwały manewry cumownicze dwunastometrowego mastodonta, bosman portu z nabrzeża kazał nam wpłynąć do basenu wewnętrznego, bo jachtowy był już cały zapchany i w ten sposób zacumowaliśmy prosto przed portową knajpą, z deka wstrzaśnięci, nie zmieszani. Właściciel knajpy mówi, że obserwował nas przez lornetkę i stawia nam piwo no bo my to na żaglach, tak hardcorowo.... Droga do sławy niejedno ma imię.
Siadam sobie na tej ławce w puckim porcie rybackim i jakoś jestem spokojny o przyszłość polskiego żeglarstwa. Przed portem na dziesięciu, co najmniej, PUCKACH szkolenie żeglarskie idzie pełną parą, po porcie kręci się HTCiak, jakaś motorówka i kuterek motorowy. Młodzież manewruje tym wszystkim tak samo sprawnie jak i moi koledzy sprzed trzydziestu lat kiedy wówczas my byliśmy młodzieżą. Manewruje i uczy się chętnie, przyszłość jest jasna, musi tylko wymrzeć to średnie pokolenie. Jak to to było z tym Mojżeszem?
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
PS zdjęcia moje
Witam!
Mistrzostwa świata w klasie Cadet odbyły się w Pucku, w dniach 18 - 24 lipca 2010. Akurat trafiliśmy na tą imprezę. Ale dla przyjezdnych jakoś
nie zauważyłem wielu imprez towarzyszących. Urlop był za krótki by kibicować z wody przez tydzień. No i przy okazji wiem teraz kto czyhał
na rufę mojego jachtu. Rufa Anglika była pewnie bardziej odporna i zawierała mniejszy procent majątku skippera niż rufa Sportiny 680 na
której to się na szczęście skończyło. Jak dla mnie takie rozbijanie się po porcie wymaga jednak trochę więcej usprawiedliwienia się wobec
sąsiadów.
Pozdrawiam,
Andrzej Suszek.