"BOGDANKA" - RELACJA Z ETAPU DO DOVER

Dziś na żeglarzach wszyscy chcą zarobić. I to zaczyna być coraz większym problememem. Minęły te czasy, że gdzieś mozna było za darmo zacumować przy nabrzeżu, pomoście czy przy burcie. Kto ma statki - ma wydatki. Wszystko co do jachtu - kosztuje fortunę. I to są te najpoważniejsze kłopoty Bogdana, który na maleńkim "mikronie" uparcie prze dalej i dalej na west. Korespondencja Bogdana jest ciekawa i moze się przydać tym, którzy zamierzają pożeglować kilwaterem jego łódki. Na apel o "wklepanie" listu natychmiast zgłosili się ochotnicy. Wyścig wygrał Adam Kłoskowski. Konkurowali z nim Tomek Crzescijanek, Jerzy Siarkiewicz, Andrzej Buk, Maciek Kotas - no i oczywiście Andrzej Pociejewski. Wszystkim ochotnikom dziękuję za gotowość, a Adamowi dodatkowo za trud (6 stron rękopisu). Specjalne podziękowania Autorowi Korespondencji !

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

___________

Witaj Don Jorge,

- Płyń lewą stroną toru, bezpieczniej – radził Jorg. Płynąłem lewą stroną, Cuxhaven wkrótce zniknęło za horyzontem....
Był 20-sty czerwiec 2006 r. Były życzenia zawsze na wodzie, pomyślnych wiatrów i do zobaczenia. O godzinie 0900 podniósł się most na kanale i tak rozpoczął się drugi etap naszego z „Bogdanką” rejsu.
Wcześniej były oczywiście próby na wodzie w rejonie Cuxhaven i trochę się już orientowałem na czym wic polega. No i pierwsza niespodzianka – naprzeciw płynie duży holownik, przezornie daję jeszcze trochę w lewo. Gdy mnie minął, obejrzałem się, na rufie polska bandera ! Ktoś wyszedł z kabiny i zaczął machać, ja też. Z wrażenia nie zauważyłem nazwy holownika, ale na rufie stało „jak byk” – Gdynia. Szczęśliwej drogi holowniku!

To jeszcze w Cuxhaven. Dwubalastowiec nie boi się odpływu

Po jedenastu godzinach wchodzę do mariny na wyspie Wangerooge. Pogoda się psuje, „Delta Papa 07” zapowiada wiatry 7-8 B. Cztery dni postoju, czas na zwiedzanie wyspy – bardzo ścisły rezerwat przyrody. Kupiłem rower. Nazwałem go „Halny” i za to że go będę woził po morzu, on mnie będzie woził po lądzie. Umowa uczciwa, średni rower „góral” za 15 euro wytargowany na flumarku w Cuxhaven. 25 –go wychodzę z Wangerooge i parę minut przed 2000 wchodzę z deszczem do Nordeney. Obok mariny znajduje się szkoła żeglarska. Dopytuję o Jensa, którego spotkałem na przystani w środku Kanału Kilońskiego. Dał mi wtedy kartkę pocztową z widokiem na ich szkołę, i podpisał jak należy, on był instruktorem w tej szkole. Niestety popłynął do Holandii, może tam się jeszcze spotkamy.
A wyspa Nordeney? Krótko mówiąc KURORT. Ośrodki rehabilitacji, hotele itd. W marinie mnóstwo jachtów różnych typów i wielkości, na maszcie przed budynkiem powiewają bandery – holenderska, norweska, angielska, kanadyjska, polska. A w kabinie pod prysznicem można stać cały dzień. Przypomniał mi się Dziwnów, tam też było o’key, chociaż port mały. Objeździłem całą wyspę, piękna. Miałem się nie rozpisywać o tym gdzie jak jest, bo kogoś może zachwycać zupełnie co innego.
28-go płyniemy dalej, WATT-em, tzn. między wyspami a lądem. To jest pływanie dla tych którzy mają dużo paliwa (czyli kasy) i dużo czasu. Płynie się slalomem od boi do boi, od tyki do tyki, trzeba dobrze planować etap ponieważ są miejsca gdzie w czasie niskiej wody, wody po prostu nie ma. Dlaczego wybrałem się slalomem? Umówiłem się z Klausem i Manuelą w Delfiziel w Holandii, a to była najkrótsza droga pod warunkiem że woda mi nie ucieknie. 30 mil do Ureus przepłynąłem w ciągu 8 godzin, do Delfiziel zostało 8 mil pod prąd. Po półtorej godzinna obu dużych żaglach i silniku na pełnych obrotach zrobiłem jedną milę i dałem spokój, wróciłem troszkę na północ, tam jest przemysłowy port Ermshaven. Wszedłem tam na zasadzie- jak mnie nie wygonią to tu poczekam na Klausów. Nie ma tam przystani jachtowej, ale jest długi fajny pomost do którego cumują kutry rybackie i różne takie barki remontowe. Przywiązałem łódkę do grubego polera. Zmieniłem banderkę pod salingiem, klar i spać. Rano gdy zobaczyłem gościa w białej koszuli, pod krawatem z teczką idącego pomostem, pomyślałem – idą kłopoty. „Kłopoty” okazały się naczelnikiem portu który wesoło mnie pozdrowił i poprosił przycumować łódkę na inne miejsce, ponieważ w tym miejscu cumuje statek ratowniczy który ma jutro przypłynąć i że za postój się nie płaci, do najbliższego miasteczka jest 8 kilometrów, a woda pitna jest tu w kranie na pomoście tylko trzeba poczekać 5 minut żeby spłynęła z rury ta nagrzana od słońca. Przyjemnego dalszego rejsu, i poszedł.

1-go lipca od rana wypatrywałem Klausów, gdy się do południa nie zjawili – trudno może im coś wypadło. Wykąpałem się w ciepłej wodzie z ruryi wziąłem się do opalania.
Nagle słyszę – Bogdan !!! Po pomoście idą Klausy! Powitanie było bardzo serdeczne. Zabrali mnie na wycieczkę do Groningen. Duże miasto, wszystko jakieś inne, domy, ulice, nawet ludzie. Na kanałach domy-barki, tysiące rowerów. Wróciliśmy wieczorem, na parkingu przy wejściu na pomost Klaus urządził mały piknik. Herbata, holenderskie przysmaki, piwo. Znowu trzeba się żegnać – do następnego pikniku mówi Manuela ocierając łzy....
2 lipiec, wyjazd z Ermshaven, dopłynąłem do wyspy Ameland, kotwica do wody która jeszcze nie uciekła, za chwilę było już prawie sucho. Nazajutrz wysoka woda o 1430, wykręcam na morze, do 2000 opływam Ameland i znowu kotwica na piasek. Nastawiam budzik na 0600 i z wysoką wodą opływam wyspy Terschelling i Telex i docieram do Den Helder Rekord jak do tej pory – 55 mil. Zmęczony ale zadowolony. Nazajutrz dopijam poranną kawę i słyszę polską mowę. Henryk Zapalski wracał z Anglii z załogantem Mariuszem. Mieli małe kłopoty, jak mogłem tak pomogłem. Wypłynęliśmy 9-go, ja do Ijmindes, oni do Polski. Tylko nie wiem jakim cudem spotkaliśmy się na morzu.
Moja przygoda- po 15 milach zebrało się 6-7 B z SW, czyli „w dziób”, próbowałem na kotwicę, ale tak szarpało łódką że kotwica nie chciała się wbić w dno. Pomału zniosło mnie na plażę, zaraz podjechali gazikiem ratownicy, pytali czy wszystko jest o’key. Byłoby gdyby nie te fale. Radzili mi wrócić, przypłynął ponton ratowników i ściągnął mnie z plaży. Z wiatrem i falą, na małym foku robiłem do siedmiu węzłów. Naprzeciw płynie jacht, do Den Helder w drugą stronę pomyślałem. Gdy się zbliżył dopiero poznałem, za sterem stał Henryk, halsowali pięknie pod wiatr. Pomachaliśmy sobie, szybko zniknęli mi z widoku. Ale dlaczego on płynął w drugą stronę? Wróciłem na „moje” miejsce w marinie, rano myślałem że trochę wody musiało wpaść do środka przez otwartą zejściówkę, ale okazało się gorzej. Tam na plaży moje kile dostały luzu, tak fale poniewierały „Bogdankę”
Miał na imię Kas, łódkę o metr dłuższą od mojej o imieniu „Amigo” i podpatrywał moje „patenty”. Rozmowa zeszła do poziomu wody w mojej kabinie. Kas wsadził mnie do auta i pojechaliśmy do jacht-serwisu pytać o ceny remontu. Ogromne! Ale Kas, miejscowy wilk morski znał marinę w gminie Anna Paulowna przy kanale, 5 mil od Den Helder. Pojechaliśmy tam – mają dźwig, pomogą. Wróciliśmy do portu, po drodze zakupy maty i żywicy. Jeszcze Kas wytłumaczył mi jak tam dopłynąć, wrzucił swój rower na „Bogdankę” i popłynęliśmy do pierwszej śluzy. Pomógł mi bardzo, bo śluza duża i dużo w niej statków.
Za śluzą wysadziłem go na ląd, wrócił rowerem a ja popłynąłem dalej i bez problemu trafiłem tam gdzie należało. Marina o nazwie Van Ewijksleuse i ludzie jakich mało. Dierk, Henk, bosman Eryk, Jan i jego żona oraz wielu innych na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Tydzień roboty i gotowe. Dzięki Ci jachtklubie Van Ewijksleuse! Eryk z Dierkiem podnieśli most zwodzony i długo machali na pożegnanie.
Skoro już jestem na kanale, to warto zobaczyć Holandię od środka. Kanał Północny, mosty podnoszone, obrotowe, śluzy większe i mniejsze. Szybko opanowałem sposób przechodzenia przez te wesołe przeszkody i meldowanie „do słupa”. W Alkmar był postój w marinie w środku miasta, rano dalej Amsterdam, marina Aeolus, 19 lipiec 2006. Jeszcze tego popołudnia wybrałem się rowerem do centrum. Cztery dni to tak za mało żeby wszystko zobaczyć. W marinie sympatyczne załogi jachtów – „Secondo try” z Barbarą i Reinhardem, „Fritz” z Petrą i Kurtem i ich przyjaciele Gabi i Czarli (piszę tak jak się wymawia). Obok mnie dwa dni stali na... mikronie młodzi Holendrzy. Ale do tego spotkania dwóch mikronów potrzebny był Amsterdam.
23 lipiec, wyjazd, popołudniu cumowałem w Ijmniden. Zrobiło mi się smutno jak uiszczałem opłatę, ale gdy wróciłem na łódkę zaraz mi się humor poprawił, gdy usłyszałem „dzień dobry” Katarzyna – Polka z Ferdynandem (mężem) – Niemcem i dwójką dzieci – Daniela i Marcin. Ich jacht „Sawa”, ale pod niemiecką banderą stał przy sąsiedniej kei. Widać Katarzyna była również spragniona polskiej mowy, bo gadaliśmy jak nakręceni. Dostałem od Ferdynanda wspaniały prezent - Nordsee Hafenhandbuch. Jerzy Kuliński opracował coś podobnego o portach bałtyckich i chwała Mu za to.
Miasto Ijminden nieciekawe, 24-go wychodzę i ląduję w Scheweningen, również nieciekawe, jedynie ogromne blokowiska robią wrażenie, od strony morza jedynie....
Następnego dnia wychodzę z Scheweningen i zawijam do portu – nie portu Naettie Jans, zaraz za śluzą. Kto by tamtędy płynął niech omija to miejsce, albo niech się tam nie zatrzymuje. Rano wracam przez śluzę na morze i w okropnym upale wchodzę do Zeebruge. Belgia. Dopiero późnym wieczorem zaczął padać deszcz i zrobiło się przyjemniej.
29-lipiec wchodzę do Nieuwport . Największy port jachtowy jaki widziałem do tej pory. Na lądzie ciekawe tylko star miasto. Obok na bezimiennym jachcie sympatyczni ludzie – Rosa i Jan. Jan tłumaczył mi niezgrabnie po niemiecku najlepszą porę przejścia .... z almanachu Reedsa, Rosa szykowała kolację. Na dobranoc Jan wręczył mi ten almanach iw nocy śniły mi się wielkie fale.
29-lipiec 2006 to ciekawa data z jeszcze jednego powodu, na etapie z Zeebruge do Nieuwport stuknęła mi tysięczna mila w moim rejsie.
31 lipiec – Francja i Dunkierka. Pogoda się popsuła, cały tydzień czekałem na poprawę. Już nawet myślałem o przerwaniu rejsu, nie z powodu pogody lecz z powodu topniejącej kasy. Do Morza Północnego nie mam żalu, chociaż dało mi solidnego kopniaka koło Den Helder, ale w końcu jestem tu nowicjuszem i frycowe zapłacić trzeba. Lecz wydaje mi się że to porty nadały Morzu Północnemu miano „Mordsee”, bo opłaty są rzeczywiście mordercze. Za to w Dunkierce wzbogaciłem się o nowego przyjaciela. Bogusława Palecznego, który wraz z Henrykiem Zapalskim wyratował mnie z opresji. Przynajmniej na jakiś czas. 7-go sierpnia wyjazd z Dunkierki, krótki odcinek do Gravelines. Miasteczko małe ale naprawdę ciekawe.
9-go wyjazd z Gravelines z cichą nadzieją że zdążę przed nocą.... Ale gdzie tam, wiatr z NW i deszcz – no to do Calais. A w Calais... opłaty duże, do zwiedzania mało tym bardziej w strugach deszczu. Cztery dni zmuszony byłem stać w tym porcie, wiało niemiłosiernie z NW.
W poniedziałek, 14 sierpnia ruszyłem się, wiatr nieco zelżał, prognozy dosyć takie. O siódmej rano duża flotylla jachtów opuściła Calais, większość do Bolonii a ja prościutko do Dover. Dopłynąłem o 1330 przemoczony zupełnie, bryzgi fal na spółkę z deszczem – nie ma co się dziwić. Za dwie godziny przypłynął jeszcze włoski jacht z miłym małżeństwem na pokładzie. W Calais dużo rozmawialiśmy (po niemiecku), chwalili Polskę, byli w zeszłym roku na naszym wybrzeżu.
Dover , no cóż na pewno widzieliście go na fotografiach w książkach, żurnalach itp. Piękny widok gdy się tu dopływa, nawet w deszczu. Wrażenie robi ogromne, a o cenach już nie wspomnę. Nie wiem jak się potoczą dalsze, moje z „Bogdanką” losy, bo te porty są jak wyżymaczki. Będę się starał utrzymać na powierzchni, a komuś kto rzuci jakieś „koło ratunkowe” będę bardzo wdzięczny. Mój kurs jest prosty – na W a portem docelowym jest Gdynia, chciałbym znowu dopłynąć tam skąd rozpocząłem mój rejs. Pozdrawiam żeglarzy od morza Bałtyku aż po Tatry – Bogdan z „Bogdanki”
_________________
P.S. Nie wiem skąd będzie następna relacja, ale obiecuję że będzie! Na zakończenie chciałbym uzupełnić parę szczegółów z moich relacji z rejsu. Otóż brat mój Roman znalazł mnie przypadkiem w internecie jako jednego z wielu „gwałtowników” i przysłał mi wydruki. I jeszcze wyjaśniło się że „zastrzyk” otrzymany w Cuxhaven był dziełem obojga rodzeństwa, za co im jeszcze raz dziękuję.

Bogdan Gonczarko
Dover 14.08.2006

____________________

konkurencja rankingowa odrabia straty - wspomóż nasze okienko, klikajac obok:  



Komentarze
Przepraszam Tomka Jerzy Kuliński z dnia: 2006-08-25 17:21:58
Gratulować, trzymać kciuki i życzyć stopy wody Robert Hoffman z dnia: 2006-08-26 14:05:10
Klopoty Roman Gonczarko z dnia: 2006-08-26 19:27:29