GDY LĄD GINIE ZA HORYZONTEM
Zgłaszają się kolejni przekonani do bałtyckiej żeglugi. Kolejny raz, bo przecież już ich znacie. Oto kolejni żeglarze z warszawskiej kolebki - Zalewu Zegrzyńskiego. Michał Kozłowski i Piortr Szczęsny. I oni też już definitywnie pożegnali jeziora mazurskie. Trzeba iść do przodu, trzeba szukać nowych emocji, poznawać nowe piękne brzegi.
To wspaniałe uczucie, kiedy ląd ginie za horyzontem. 
I pomysleć, że zanim zęby Związuniowi wyrwano - aby poprowadzić jacht w taki rejs - trzeba było się legitymować PIĄTYM stopniem żeglarskim (j.kpt.ż.b). Młodym trudno dziś w to uwierzyć, ale tak było.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________
.
 
Don  Jorge,
W ubiegłym roku dopłynąłem Antilą 22 do Ustki http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1811&page=225 i czułem pewien niedosyt. W tym roku popłynąłem razem z Piotrem Szczęsnym http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1810&page=225 wzdłuż całego wybrzeża i odwiedziłem większość morskich portów Polski oraz Ronne na Bornholmie (sierpień 2012). 

Tu można język pokazać

.

.Dziwnów - most zwodzony

.

Ronne - Norrekas

 

Kołobrzeg

 

Rowy

.

Jacht zawiozłem z Nieporętu do Pyzdr na Warcie. Przepłyneliśmy z prądem 350 km pięknej i pustej Warty i 150 km Odry. Cały Zalew Szczeciński potem Zalew Kamieński i Dziwną do Dziwnowa i na morze. Pierwszy etap to Mrzeżyno i silna burza z piorunami nas złapała na wodzie to mieliśmy chrzest. W Kołobrzegu pogoda zaczeła sprzyjać i popłyneliśmy na Bornholm. 16 godzin rejsu, pierwsze samodzielne pływanie nocne i wejście do ciemnego portu jachtowego na długo zostaną w pamięci.
W Ronne odpoczynek i zwiedzanie z przewodnikiem "Bornholm i Christiano" Jerzego Kulińskiego pod pachą, pogoda nadal stabilna to pobudka o 3 rano i wypływamy po ciemku.
Wejście do Kołobrzegu z silną falą, czas przepłynięcia nas samych zaskoczył, tylko 14 godzin a to 70 mil. Po takim etapie kolejne wydawały się łatwe to popłyneliśmy bezpośrednio  z Kołobrzegu do Ustki (ponad 60 mil) bo poligon miał wolne, 18 godzin i o zmroku cumujemy w jednym z gorszych portów (Ustka). Wiatr miał wolne to odwiedziliśmy Rowy.
Kolejne zaliczone porty to: Łeba, Władysławowo, Hel, Jastarnia i Gdańsk. Z Gdańska rzekami na Zalew Wiślany do Kątów Rybackich i Krynicy Morskiej. Kanał Elbląski do Iławy, jacht na lawetę i powrót na Zalew Zegrzyński.
Najbardziej niebywała w tym rejsie była łódka: Antila 22. Wiele mówi się o wadach mieczówek mazurskich na morzu, ale rejs wykazał wiele zalet. Łatwość transportu lądowego, dostępność cenowa, małe zanurzenie umożliwiające łączenie rejsu morskiego z rzekami, spora szybkość przy słabych i średnich wiatrach, wygoda wnętrza, możliwość położenia masztu.
Jacht był budowany z myślą o tym rejsie i miał sporo dodatkowego wyposażenia: żagle sztormowe, genaker, echosonda z gps, oświetlenie nawigacyjne, kompas, reflektor radarowy, silnik przyczepny Yamaha 6KM z zewnętrznym zbiornikiem 30l, szelki, mapy papierowe i elektroniczne, locje J. Kulińskiego (Zalewu Wiślanego, Bornholmu, Polskie Porty Otwartego Morza) a nawet dryfkotwę. Wielokrotnie przydał się system szybkiego refowanie grota. Szelki i kamizelki stale nosiliśmy w morzu. Na dłuższe odcinki robiliśmy w portach kanapki, bo fala skutecznie utrudnia pracę w kambuzie, jedzenie flaków z garnka, bo z talerza uciekały - też zaliczyliśmy.
Emocje gdy ląd znikał za rufą są trudne do opisania. Widok pustego morza po horyzont, a my na takiej kruszynce.
Mazury są piękne, ale mnie tam nie zobaczycie.
Kolejne porty Bałtyku czekają !
 
Pozdrawiam
Michał Kozłowski
 
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu