Rada Armatorska SAJ nie spała, czuwała, radziła, ważyła (argumenty) i ... wyłozyła swe stanowisko klarownie w SSI - newsem z dnia 28 września 2012 (http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2071&page=15 ). Pewnie Was zainteresuje co z tych postulatów się ostało w kolejnym przyblizeniu projektu regulującego "turystykę zeglarską". Macie teraz kolejny dowód na to, że SAJ pilnuje interesów żeglarskich.
Pamiętajcie o tym.
Wspierajcie "liberatorów". Sympatią, mową i czynem.
Bardzo dziękuję Andrzejowi Colonelowi Remiszewskiemu.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
____________________________________________
NACISKAĆ WARTO!
Miesiąc temu Rada Armatorska SAJ wyraziła swoje zdanie w drugiej fazie konsultacji projektu rozporządzenia Ministra Sportu i Turystyki „w sprawie uprawiania turystyki żeglarskiej” (o tu: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2071&page=15 ). Dziś ukazała się w BIP ministerstwa kolejna wersja tego projektu (o tu: http://bip.msit.gov.pl/portal/bip/21/10 ... ystyk.html )
Można powiedzieć, że cała pierwsza cześć stanowiska SAJ została praktycznie nie dostrzeżona przez Ministerstwo. Obecny projekt nie jest już może krokiem wstecz, jak to pisał SAJ, ale nadal aktualny pozostaje tekst, cyt.:
Obowiązujące od kilku lat przepisy, znacząco, choć niewystarczająco, zliberalizowane w stosunku do wymogów pochodzących jeszcze z poprzedniego ustroju, nie spowodowały żadnego wzrostu zagrożeń oraz liczby wypadków w polskim żeglarstwie. Potwierdzają to obserwacje z krajów takich, jak Szwecja, Dania czy Wielka Brytania, w których nie istnieją obowiązkowe patenty uprawniające do prowadzenia jachtów żaglowych, a w których żeglarstwo jest nieporównywalnie powszechniejsze, niż w Polsce. Potwierdza to opracowanie profesora dr hab. Leszka Butowskiego „Aspekty prawne i organizacyjne w zakresie uprawnień żeglarskich i motorowodnych stosowanych w wybranych państwach” opublikowane w czasopiśmie naukowym AWF w Warszawie „Turystyka i rekreacja”.
Powtarzamy jeszcze raz dobitnie: projekt rozporządzenia nie wypełnia dyspozycji ust. 15 w art. 37a ustawy o żegludze śródlądowej i jako taki nie nadaje się do przedłożenia do konsultacji społecznych ani uzgodnień międzyresortowych. Rozporządzenie o takiej treści musi spowodować protesty środowisk żeglarskich, ponowne skargi do Rzecznika Praw Obywatelskich, a także obserwowane od lat odchodzenie polskich jachtów spod polskiej bandery. Wobec powyższego Rada Armatorska SAJ wnioskuje o poddanie całej koncepcji rozporządzenia ponownej, dogłębnej analizie i zmianie
Jeśli jednak przejść do drugiej części stanowiska SAJ, to jest nieco lepiej. Ministerstwo uwzględniło przynajmniej część uwag. A więc mamy ćwierć kroczku do przodu. Oto lakoniczny przegląd:
Ad. 1 Zmiana tytułu rozporządzenia. Nie uwzględnili;
Ad.2 Skrócenie drabinki stopni. Nie uwzględnili;
Ad. 3 Zniesienie wymogu badań lekarskich. Uwzględnili;
Ad 4. Zniesienie wymogu odbywania szkolenia przed egzaminem na żeglarza. Nie uwzględnili;
Ad. 5 Uporządkowanie uprawnień żeglarza. Uwzględnili;
Ad. 6 Zniesienie wymogu odbywania szkolenia przed egzaminem na sternika jachtowego. Nie uwzględnili;
Ad.7 Uporządkowanie uprawnień sternika jachtowego. Uwzględnili częściowo;
Ad.8 Nie przywracanie egzaminu na sternika morskiego. Uwzględnili;
Ad. 9 Precyzyjne sformułowanie wymagań stażowych na kapitana. Uwzględnili;
Ad.10 Sprecyzowanie sposoby wydawani duplikatów dokumentów. Nie uwzględnili ale wobec zachowania (z jednym wyjątkiem) dotychczasowych uprawnień poszczególnych stopni sprawa nie jest nagląca.
Najgorsze jest pozostawienie wymogu odbycia szkoleń przed przystąpieniem do egzaminu na niższe stopnie. Szkolenie kilkudniowe można uznać za rodzaj fikcji, zaś szkolenie na przykład 14-dniowe oznacza poświęcenie urlopu na kurs, zamiast na żeglowanie. Problematyczne jest zastąpienie w uprawnieniach sternika jachtowego ograniczenia 20 Mm od brzegu przez 20 Mm od punktu schronienia. Powoduje to, że będą dwa rodzaje sterników jachtowych, przy czym de facto ten „nowy” będzie miał mniejsze uprawnienia.
Wszystko to razem oznacza dwie rzeczy:
Po pierwsze, warto było się sprzeciwiać, warto było pisać. Ktoś jednak to czytał i wyciągał wnioski.
Po drugie, to nie koniec. Lada moment projekt zostanie poddany oficjalnym konsultacjom społecznym. Wtedy trzeba spróbować jeszcze raz. A tymczasem szukajmy, co jeszcze należy poprawić, by nie zostać zaskoczeni ogłoszeniem konsultacji. W ciągu kilku najbliższych dni w SSI i na forach powinny pojawić się postulaty zmian. Pamiętajmy jednak o zakresie delegacji ustawowej dla ministra. Jeśli ktoś chce zmian w ustawie to nie teraz. Jak dotąd wychwyciłem hasło zamienności patentów motorowodnych i żeglarskich. A w ogóle może by ktoś zechciał przeanalizować głębiej „motorowodną” część projektu. SAJ się tym nie zajmował.
Żyjcie wiecznie!
A utworem “muzycznym” jest oczywiście odwieczny temat zmagań z pazernością pewnego związku i nowy impuls w postaci projektu Rozporządzenia MSiT.
Temat nabiera rozgłosu, ponieważ media już go podchwyciły a tylko patrzeć polityków jak wykorzystają nie tyle projekt ale brak Rozporządzenia aby dopiec Pani Minister.
Szanowny Kolega, Stefan Heinrich z PZŻ, z rozbrajającą szczerością mówi do dziennikarza, że wobec braku Rozporządzenia tysiące instruktorów stracą pracę. Tzw. instytucje społeczne i prywatne osoby nie zostawiają suchej nitki na tym projekcie a mnie się nawet nie chce go czytać. To bez sensu jak długo nie zostanie podjęta decyzja o generalnej zmianie podejścia do tego tematu.
Czemu po spokojnym życiu, wytykam z nory nos? Mój przyjaciel kpt. Krzysztof Piwnicki z znanej Szkoły Żeglarskiej 4winds przysłał mi swoja opinię o projekcie Rozporządzenia. Nie zostawia na nim ( i słusznie) suchej nitki. Ale moim zdaniem, nie tędy droga. Jego materiał znajdziecie na mojej stronie
http://www.przewodnikzeglarski.pl/swiat-zeglarskiego-absurdu.php
Inni opiniodawcy również skrytykowali, ale nikt, przynajmniej ja nie widzę, nie zauważył, że projekt Rozporządzenia nie konsumuje istotnych zapisów Ustawy, mówiących o dopuszczeniu do szkolenia ”innych podmiotów”. Za tym krył się też problem przymusu, ponieważ potencjalne „inne podmioty” przymusu nie stosują. Rozporządzenie powinno się z tym problemem uporać, no ale chyba zadziałały krasnoludki. A moim zdaniem ten zapis był najistotniejszym zapisem ustawy – łamał monopol PZŻ.
O absolutnym braku odniesienia się do postulatów RPO już nie wspomnę. Kilka lat zabiegów środowiska w tej instytucji, wykazane zrozumienie RPO dla postulatów żeglarzy, autorzy projektu Rozporządzenia nonszalancko wrzucili do kosza. Czysta arogancja władzy!
Rozporządzenie miało też, logicznie biorąc, rozwiązać problem egzaminowania absolwentów kursów z różnych podmiotów. Przecież Ustawa nie miała na celu tego aby wyszkolonych w „innym podmiocie” egzaminowała komisja PZŻ. To byłby absurd.
Tylko w jednym miejscu jest zapis, że dokumentację z egzaminu prowadzą „podmioty” a potem już tylko wszystko odnoszące się do PZŻ, ceny, formularze, wzory patentów, programy itd. „PODMIOTY” znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej wróżki.
To następny, istotny powód, że Rozporządzenie powinno być pisane od początku, tylko po co?!
Jedyna jak na razie licząca się konkurencja, dysponująca lepszym i całościowym programem szkolenia, ISSA-Poland została wyautowana.
Pogratulować skuteczności Związkowi w trosce o polskich żeglarzy. Szkoda, że nie mogę tego napisać o innych.
Przed laty, kiedy liczyło się tylko bezpatencie, jako jedyny motyw walki o wolność, zwracałem uwagę, że bardziej istotnym jest zniesienie przymusu szkolenia. To jak pozbawienie zębów przeciwnika, czytaj forsy i zaplecza w postaci tych tysięcy instruktorów i firm z tego żyjących. Od czasu naszej pierwszej wizyty w sejmie na Komisji Kultury Fizycznej minęło wiele lat, pojawiło się masę projektów ale zawsze wspólnym mianownikiem każdego projektu jest przymus szkolenia. Na tym pniu budowana jest konstrukcja stopni, kresek na wodzie, długości jachtów itd.
A my się dajemy wprowadzać w maliny, czyli do dyskusji o otoczce projektu a nie uderzamy zdecydowanie w sedno.
Nasze zwycięstwo, czyli Ustawa z 2007 r. de facto niczego nie zmieniła. Skorzystali właściciele prywatnych jachtów, czyli znikomy procent. Pozostałe tysiące, dziesiątki tysięcy dalej musi legitymować się patentem aby wyczarterować jacht.
Ilość chętnych na kursach PZŻ wzrosła, bo popularność żeglarstwa rośnie. Kasy przybywa, PZŻ antyszambruje na korytarzach MSiT i osiąga swoje. Nam pozostają „konsultacje”.
Tymczasem, jeśli chcemy mieć system na miarę XXI w. i możliwy do zaakceptowania w Polsce, trzeba zdecydowanie odejść od dotychczasowych koncepcji i spojrzeć z innej perspektywy.
Były nieśmiałe propozycje uproszczenia systemu do dwóch niezależnych certyfikatów:
- na morze
- na sródlądzie
Były sugestie ze strony Ministerstwa Infrastruktury, że możliwa jest dalsza liberalizacja w żeglarstwie przyjemnościowym ( rekreacyjnym) ale z równoczesnym zaostrzeniem wymagań do usługodawców komercyjnych.
Były sugestie „wyjęcia” egzaminów z gestii PZŻ i łączyło się to z likwidacją przymusu szkolenia oraz dopuszczenia innych podmiotów do szkolenia.
Wszystko niestety nie znalazło uznania po żadnej z wysokich, układających się stron.
I dzisiaj jesteśmy w punkcie wyjścia, znowu zmagamy się z bzdurnymi zapisami konstrukcji, jaką się nie da poprawić. Trzeba od niej odejść raz na zawsze.
Ostatnio nasza Koleżanka Monia Matis, żyjąca na co dzień w rozsądnym świecie na wyspach, na tych łamach, kilka dni wcześniej, dała pewien pomysł. Dzisiaj wisi na SSI Jej List Otwarty do Pani Minister. Poczytajcie spokojnie.
Bazując na nim byłbym za:
- ustaleniem tylko dwóch patentów - na morze i na śródlądzie
- ustaleniem zakresu niezbędnej, wymaganej wiedzy z przepisów, locji i meteorologii. Jest oczywistym, że różnią się one w zależności od tego gdzie żeglujemy. Ale tylko tyle jeśli chodzi o teorię.
- do przyjęcia, wobec oporu materii, jest poddanie się weryfikacji z wiedzy i umiejętności, ale przed organem państwowym. PZŻ byłby takim samym podmiotem szkolącym jak i inne podmioty lub osoby prywatne i samouki. Mnie osobiście nie przeszkadzałoby poddanie się egzaminowi z wiedzy, którą i tak muszę posiadać.
Taki system likwiduje do minimum ilość stopni (patentów) a więc nie daje pożywki szkoleniowym hienom do drenowania kieszeni żeglarzy, dopuszcza każdy sposób przygotowania się do egzaminu państwowego. To ostatnie spowoduje, że w ramach konkurencji odpadną kiepskie i drogie szkoły.
Ale najważniejsze – PZŻ-towi wyrwie się zęby bo straci zupełnie zainteresowanie do kombinowania w legislacji, w imię swoich „szczytnych” celów.
Takich zmian nie da się uzyskać w drodze społecznych konsultacji, potrzebny jest „Okrągły Stół”, który opracowałby założenia do nowego porządku w polskim żeglarstwie.
Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl
AL FINE!
Zbyszkowi pragnę zwrócić uwagę, że SAJ w swym stanowisku wobec wstępnego projektu rozporządzenia wyraźnie postulował ograniczenie liczby stopni i zniesienie obowiązku szkoleń. Oba postulaty nie zostały uwzględnione, co oznacza, że powtórzymy je raz jeszcze… i tyle razy, ile będzie potrzeba.
Natomiast inne zmiany postulowane przez Ciebie wymagają po prostu zmiany, co najmniej jednej ustawy i w tym zakresie nie Pani Minister(a) może być naszym partnerem. Partnerem –obdarzonym możliwościami inicjatywy ustawodawczej- może być albo grupa posłów, senatorów albo ministerstwo właściwe do spraw gospodarki morskiej (czyli rząd).
Czy potrzebny jest „Okrągły Stół”? Może to i byłaby jakaś metoda. Pewne jest jednak, że obecnie nie ma na to czasu. Rozporządzenie patentowe i szykowane przez Ministerstwo Transportu rozporządzenie dla jachtów komercyjnych muszą pojawić się wkrótce.
Jeśli okażą się zadowalające, to bardzo dobrze. Jeśli, co jest znacznie bardziej prawdopodobne, będą kiepskie, to będzie powód do akcji. A tak, czy owak pozostanie parę kwestii, które w ustawach będzie warto zmienić. I tak al. fine, czyli do końca, aż stan prawa nie okaże się zadowalający, by nie trzeba było da capo.
Andrzej Colonel Remiszewski
Piszę w związku z opublikowaniem w Twoim internetowym okienku tekstu Krzysztofa Piwnickiego.
Piszę w związku z Twoim artukułem, anonsującym tekst Krzysztofa w okienku Jurka Kulińskiego.
Obaj napisaliście wyważone artykuły, w dużym skrócie ale celnie punktujące większość wad - tak w samej konstrukcji polskich przepisów "patentowych", jak i w konkretnym projekcie pozporządzenia MSiT.
Problem w tym, że Wasze artykuły, przynajmniej w tej części, w której odnoszą się do konkretnych, proponowanych rozwiązań, są od trzech dni całkiem nieaktualne!
Pan Piwnicki, a po nim i Ty u Kulińskiego, odnosicie się bowiem do nigdy publicznie nie ogłaszanego, wstępnego projektu MSiT, którego tekst ministerialni urzędnicy usiłowali nieformalnie "konsultować" jeszcze we wrzesniu, czyli kilka tygodni temu. Tymczasem ten projekt okazał się jedynie efemerydą (a może "balonem próbnym"...) - i nigdy nie został publicznie ogłoszony!
Obecnie (w czwartek, 25 października) MSiT ogłosiło swój oficjalny projekt rozporządzenia "patentowego" - zdecydowanie różny od gniota przez was obu komentowanego!!!
Ten "nowy" projekt opublikowano w związku z przesłaniem go do urzędu min. Arabskiego, celem stworzenia oceny skutków regulacji (OSR). Ten aktualny, "nowy" projekt został udostępniony publicznie (a nie "po cichu" kilkunastu wybranym...) w BIP MSiT.
W stosunku do tekstu nieaktualnego (który komentujesz...) w obecnym, aktualnym projekcie zniknął m.in. idityzm ograniczenia st.j. do 20Mm na morzach zamkniętych, zniknęła konieczność prowadzenia "nadzoru" przez minimum st.j., zniknął egzamin na j.st.m., zdefiniowano "rejs morski", zaświadczenia lekarskie zastąpiły oświadczenia własne, pojawił się zapis o innych niż PZŻ podmiotach upoważnionych do egzaminowania, etc, etc...
I dlatego - wybacz śmiałość - DZISIAJ kruszyć kopii o jakąś poprzednią, nieformalną i niepodobną do dzisiejszej wersję projetu rozporządzenia - nie ma chyba sensu. Zwłaszcza TERAZ, kiedy można jeszcze wywierać wpływ na zapisy OBECNIE przez biurokratów proponowane!.
Dlatego - może jest jeszcze czas, by pokazać, że jesteście - Ty i Krezyszof Piwnicki - hmmm... nieco bardziej NA BIEŻĄCO??? ;-)
-----------------------------
Pewnie zainteresuje Cię, że "nowy" projekt rozporządzenia można zobaczyć na stronach BIP MSiT. Tu:
http://bip.msit.gov.pl/portal/bip/21/1002/Projekt_rozporzadzenia_Ministra_Sportu_i_Turystyki_w_sprawie_uprawiania_turystyk.html
Świadomie używam cudzyslowy, gdy piszę o tym projekcie "nowy" - bowiem wytworzony w MSiT tekst jest (z nielicznymi zmianami) powtórzeniem zasad obowiązujących od 2007 roku. ministerialn urzędnicy proponują wciąż taką samą drabinkę patentów, niemal identyczne pozostają "wymogi stażowe", zachowany jest nieszczęsny "obowiązek szkoleniowy", etc, etc... Słowem "nihil novi" - a w szczgólikach niektórych nawet kroczek wstecz...
Zmiany w aktualnym projekcie rozporządzenia polegają przede wszystkim na redakcji i usystematyzowaniu tekstu pod względem legislacyjnym (bo rozporzędzenie "lipcowe" nie określalo nawet uprawnień w swym tekście, czyniło to wyłącznie ... na wzorach patentów - i pod tym względem było istnym prawodawczym curiosum).
Zmiany "merytorycze" w stosunku do poprzedniego "lipcowego" gniota też są, ale raczej kosmetycznej natury.
Np. dotychczasowy limit 20Mm "od brzegu" dla st.j. poza morzami zamkniętymi zastapiono limitem 20Mm "od miejsca schronienia" - czyli ma być jeszcze bardziej bez sensu niż przez ostatnie lata...
Np. konieczność przedstawiania świadectw lekarskich zastąpiono oświadczeniami własnymi dot. stanu zdrowia - czyli choć to ma szansę być sensowne...
Np. opinie z rejsów musiałby pod rządami "nowego" być "pozytywne".
Np. zdefiniowano "rejs morski", jako każdy rejs poza wodami wewnętrznymi, powyżej 24h - co z punktu wycina 3/4 rejsów w Chorwacji!
Np. niejasno (przynajmniej dla laików, mających problemy z logiką - np. policjantów...) zapisano uprawnienia żaglarza jachtowego. Osobnik nie przyzwyczajony do logicznych zasad czytania przepisów zrozumieć moze, że "nowe" rozporządzenie "pozwala" żeglarzowi na sródlądziu pływać tylko... jachtami do 8.5m i tylko w dzień. Ciekawe - niezdarność redakcyjna, czy sabotaż ;-)
Etc, etc...
Niestety, w kontaktach z MSiT żeglarze stoją nadal w pozycji petenta, którego zdanie nie jest w ogóle brane pod uwagę. Oczywiście oprócz zdania beneficjentów systemu - czyli działaczy PZŻ oraz firm szkoleniowych, będących "fabrykami patentów"...
Na lekceważenie głosów nawołujących do zdecydowanych zmian wskazuje los wniosków, które złozono na etapie prac "koncepcyjnych" nad rozporządzeniem - kilkanaście miesięcy temu. W obecnym projekcie nie uwzględniono niczego z ówcześnie wyrażanych stanowisk SAJ, Samosteru, ISSA czy PKM - które można odnaleźć tu:
http://bip.msit.gov.pl/portal/bip/21/760/Prace_nad_zalozeniami_do_projektu_rozporzadzenia_w_sprawie_uprawiania_turystyki_.html
Moim zdaniem - tym bardziej należy obecnie skupić się na tym, co jest TERAZ do ugrania. Nawet, jeżeli margines negocjacji został tak bardzo zawężony - trzeba wykorzystywać, że MSiT to obecnie "chłopiec do bicia". Jeżeli ostatnie czego dziś potrzebują urzędnicy resortu "podpadniętej" Pani Minister to wrzawa medialna - czyńmy tę wrzawę, sypmy argumentami, wymusmy jakieś ustepstwa - byleśmy pisali... na temat.
Dlatego uważam, że publiczne polemizowanie z projektem obecne nikomu nie znanym, niektualnym i publicznie nie funkcjonującym - mija się z celem...
Pozdrawiam i żyj wiecznie
--
Jaromir Rowiński
-----------------------------------
Ze swobodą żeglowania jest trochę jak z ciążą -
- nie można być trochę w ciąży. Albo się jest - albo nie.
-----------------------------------
Szanowny Prezesie SAJ!
Andrzeju!
Niechętnie wdaję się w polemikę ze Zbyszkiem Klimczakiem. Tym razem jednak jest to niezbędne.
Należy sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest naszym celem: czy posiadanie systemu obowiązkowych patentów oraz na przykład osiem pezetżetów je wydających, czy też może BRAK OBOWIĄZKOWYCH PATENTÓW?
Dla mnie celem nie jest posiadanie ośmiu pezetżetów, nie chciałbym, aby SAJ czy "Samoster" wydawał w imieniu państwa patenty, albo egzaminował adeptów. Chciałbym ograniczyć ilość patentów do możliwego minimum (Ideałem minimum jest ZERO!).
I jeszcze jedno:
Art. 37a ustęp ustawy o żegludze śródlądowej stanowi:
"Jeżeli do uzyskania dokumentu, o którym mowa w ust. 3, niezbędne jest zdanie egzaminu potwierdzającego posiadanie odpowiedniej wiedzy i umiejętności z zakresu żeglarstwa, egzamin ten przeprowadza właściwy polski związek sportowy lub podmiot upoważniony przez ministra właściwego do spraw kultury fizycznej zwany dalej „podmiotem upoważnionym”.
Ale ustęp 7 mówi:
"Dokument, o którym mowa w ust. 3, określający uprawnienia do prowadzenia określonej wielkości jachtów żaglowych albo motorowych na określonych wodach wydaje właściwy polski związek sportowy osobom posiadającym odpowiednią wiedzę i umiejętności z zakresu żeglarstwa oraz spełniającym inne wymagania określone w przepisach wydanych na podstawie ust. 15."
W tym momencie dwa pytania do Zbyszka:
1. Ile podmiotów w Polsce zamierza uzyskać to upoważnienie ministra?
2. I po co właściwie, jeśli zalożyć że rola egzaminów będzie stopniowo ograniczana, a patenty i tak będą wydawać związki?
Skoncentrujmy się więc na systemi stopni, a nie na "wypieraniu i ograniczaniu klas posiadających".
Andrzej Colonel Remiszewski
Kilka lat temu napisałem "ISSA - Koń Trojański" w złamaniu monopolu PZŻ.
Nie wiem jak kto, ale ja zacząłem moją walkę o poziom szkolenia w 1996 r. W "Żaglach" duży artykuł. W tym czasie były wojny i wojenki, przez obóz "liberatorów" przewinęły się setki działaczy, a monopol i patenty i egzaminy, co gorzej przymusowe szkolenia mają się doskonale.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl
Ponieważ jeszcze nikt nie odpowiedział na apel Andrzeja „A w ogóle może by ktoś zechciał przeanalizować głębiej „motorowodną” część projektu. SAJ się tym nie zajmował” postanowiłem to zrobić. W roku 1991 (http://www.kwasniewska.pl/polemika/teksty.htm ) pisałem istnej wieży Babel w wodniackich przepisach i stan ten do dziś właściwie się nie zmienił dlatego taki tytuł komentarza.
Pozdrawiam
Krzysztof
------------------------------------------------------------------------
Zasadnicza różnica pomiędzy stopniami motorowodnymi a żeglarskimi jest tylko w najniższych stopniach.
Żeglarz ma uprawnienia do prowadzenia jachtów po wodach śródlądowych bez ograniczeń, natomiast sternika motorowodnego ogranicza się do 60 kW mocy silnika, by prowadzić łódź z większym silnikiem (przypominam iż większą moc ma zdecydowana większość skuterów wodnych i mniej więcej polowa łodzi do holowania narciarzy) trzeba mieć już starszego sternika motorowodnego, a by stopień ten uzyskać trzeba odbyć co najmniej 2 rejsy w łącznym czasie co najmniej 200 godzin żeglugi, czyli chcąc prowadzić na jeziorze skuter wodny, trzeba mieć za sobą dwa rejsy morskie. Jeżeli pozostałe stopnie wymagają stażu morskiego to sternika motorowodnego nie powinno się ograniczać na śródlądziu żadnymi parametrami łodzi (ani mocą silnika ani wielkością).
Kontrowersyjne są dodatkowe uprawnienia
Pozostawiono jeden z dwóch poprzednio proponowanych - stopień mechanika motorowodnego. W komentarzu do newsa http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2077&page=0 – pisałem.
„5) motorzysty motorowodnego — jest uprawniona osoba, która:
a) posiada stopień co najmniej sternika motorowodnego,
b) zaliczyła sta ż co najmniej 200 godzin żeglugi przy obsłudze siłowni o mocy co najmniej 73,6 kW,
c) zdała egzamin na stopień motorzysty motorowodnego;
6) mechanika motorowodnego — jest uprawniona osoba, która:
1. a) posiada stopień motorzysty motorowodnego,
2. b) zaliczyła sta ż co najmniej 400 godzin żeglugi przy obsłudze siłowni o mocy co najmniej 147,2 kW, w tym co najmniej 100 godzin żeglugi przy obsłudze siłowni o mocy większej ni ż 441 kW.
Te patenty moim zdaniem są nikomu nie potrzebne, 147,2 kW posiada już większość skuterów wodnych trudno wymagać od prowadzącego skuter legitymowania się aż dwoma patentami. Stopnie te powstały na zapotrzebowanie na mechaników i motorzystów na takie „jachty” jak Zawisza Czarny, Henryk Rutkowski czy Generał Zaruski, stanowiąc konkurencję na te stanowiska dla mechaników zawodowych. Myślę ze nie ma już jachtów do 15m długości na których mechanik chodzi z oliwiarką po siłowni.”
Czy uprawnienia mechanika to uprawnienia dla amatorów? Czy mechanik na Chopinie lub Zaruskim ma być amatorem?
Dobrze ze chociaż zrozumiano że „robocza obsługa siłowni” o mocy do 200 KM ogranicza się po prostu do odpalenia silnika kluczykiem jak w samochodzie.
Drażliwym tematem są licencje na holowanie: narciarza i obiektów latających, zdobycie ich jest dość proste kurs i egzamin, w sumie powinno to się obyć bez kursu samym egzaminem, ale problem jest nieco bardziej skomplikowany.
Może zacznę od tego iż poza uprawnieniami PZMiNW są jeszcze uprawnienia zawodowe w żegludze śródlądowej, gdzie komuś bodajże na początku lat 90 tych wpadł do głowy pomyśl skrócenia „drabinki” i niestety pozostały dwa stopnie z czterech.
Było:
1. Świadectwo Stermotorzysty – łódź z silnikiem przyczepnym
2. Patent Stermotorzysty – statek do 15 metrów długości i 40 KM mocy silnika
3. Porucznik żeglugi śródlądowej – statki do 150 pasażerów, holowniki i pchacze o mocy silnika do 250 KM
4. Kapitan żeglugi śródlądowej – wszystko co pływa na śródlądziu
Drabinka została skrócona do dwóch stopni:
1. Stermotorzysta żeglugi śródlądowej – statki o długości do 20 m i możliwości zabierania do 12 pasażerów (czyli niekonwencyjne).
2. Kapitan żeglugi śródlądowej – wszystko co pływa na śródlądziu (pomijam kategorie „A” i „B” gdyż one dotyczą jedynie kresek na wodzie)
Już pisałem w jednej z moich poprzednich wypowiedzi iż we Wrocławiu, Bydgoszczy, Szczecinie i żadnym innym polskim mieście nie ma takich „tramwajów wodnych” pływających po miejskich rzekach i kanałach, jak w Kopenhadze, Hamburgu czy Amsterdamie, bo problem leży w uprawnieniach, polski stermotorzysta żeglugi śródlądowej ma uprawnienia do prowadzenia statku z maksymalna ilością 12 pasażerów, tramwaje wodne w wymienionych miastach wożą ich przeważnie 30, by jeden autokar wmieścił się na dwa „tramwaje”) lub 60, by wmieścił się na jeden „tramwaj”. W Polsce na taki „statek” potrzebne są już uprawnienia kapitana żeglugi śródlądowej takie same jak na kilkusettonowe (a nawet większe) zestawy transportowe na rzekach (właśnie tu wychodzą wady krótkiej drabinki). Żeby było dobrze, by w naszych miasta były „tramwaje wodne” należy albo przywrócić porucznika (przedłużyć drabinkę), albo stermotorzyście ograniczyć jedynie długość statku a nie ograniczać ilości pasażerów ale revenons a nos moutons… czyli wracajmy do naszych… motorówek .
Coraz bardziej popularne jest świadczenie usług polegających na ciąganiu narciarzy, bananów i obiektów latających, gdzie sternik i obserwator jest opłacany. Otóż taka działalność można wykonywać tylko na jachtach motorowych. Narty banan czy lotnia to nie statek, więc nie można zarejestrować statku śródlądowego do holowania takich obiektów i również nie ma licencji do ich holowania dla stermotorzystów. Czyli nadal pozostaną „amatorskie uprawnienia do wykonywania pracy” a będą nimi nadal:
1. Mechanik motorowodny- konkurencyjny z niższymi zawodowymi stopniami mechanicznymi.
2. Sternik motorowodny z licencją na holowanie – jedyne w Polsce uprawnienia na holowanie takich obiektów.
Dlatego powinno się
1. Usunąć z zapisu dyskutowanego rozporządzenia stopień mechanika motorowodnego.
2. Wprowadzić licencje na holowanie dla stermotorzystów żeglugi śródlądowej i nadać uprawnienia do holowania takich obiektów małym statkom żeglugi śródlądowej przeznaczonym do przewozu do 12 pasażerów pod warunkiem iż na statku w czasie holowania pasażerów nie będzie (poza ewentualnym trenerem i w przypadku zawodów sędziami) obserwator nie jest pasażerem a w pływaniu zawodowym on też winien mieć licencję.
Kończąc ten przydługi wywód, twierdzę iż mimo wszystko nie powinno się stawiać znaku równości pomiędzy jachtami żaglowymi i motorowymi o małej prędkości konstrukcyjnej a szybkimi łodziami ślizgowymi i skuterami wodnymi, podobnie jak nie stawia się znaku równości pomiędzy rowerem i motocyklem czy pomiędzy furmanką a samochodem ciężarowym ani dyliżansem i autobusem. Właśnie dlatego w moim autorskim projekcie regulaminu uprawnień http://www.kwasniewska.pl/reg.htm żeglarz (amator) nie zdaje egzaminu praktycznego a sternik motorowodny (amator) zdaje.
Reasumując to co w mojej wypowiedzi bezpośrednio dotyczy motorowodnej części dyskutowanego przez nas projektu rozporządzenia:
1. Nie powinno być jakichkolwiek poza konwencyjnym ograniczeń sterników motorowodnych w parametrach łodzi na śródlądziu.
2. Nie powinno być stopnia mechanika motorowodnego.
3. W obu licencjach na holowanie wymagania powinny być ograniczone jedynie do egzaminu.
4. Pozostałe zastrzeżenia identyczne jak w wypowiedzi Andrzeja dotyczącej jachtów żaglowych.
Krzysztof
Kapitan jachtowy i motorowodny
Obie licencje na holowanie PZMiNW
Stermotorzysta żeglugi śródlądowej