WYROILI SIĘ KOLEJNI TROSKLIWCY
Od lat, uparcie jako posiadacz dyplomu potwierdzającego konkretną, sprawdzalną wiedzę i umiejetności - gdy rozmowa zbacza na manowce - zadaję to samo pytanie - a co na to statystyka?
Od lat namawiam do lektury napisanego przeze mnie kiedyś felietonu-rzeki ("Żagle") pt. "O ZAGROZENIACH HIPOTETYCZNYCH W ŻEGLARSTWIE MORSKIM".
Od lat namawiam do lektury napisanego przeze mnie kiedyś felietonu-rzeki ("Żagle") pt. "O ZAGROZENIACH HIPOTETYCZNYCH W ŻEGLARSTWIE MORSKIM".
Tym razem Włodzimierz "Bury Kocur" Ring pisze o żegludze śródlądowej, czyli tej o numer mniejszej.
Drodzy Czytelnicy - jeżeli trafiacie na takiego "troskliwca" (o bezpieczeństwo), to napewno, bankowo, bez wątpia ten człeczyna mysli tylko jak by tu komuś forsę z kieszeni wyciągnąć.
Fuj ! Fuj !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------------------------------
Witaj Jerzy
We wczorajszej "Rzeczpospolitej" natknąłem się na artykuł (w załączniku) dotyczący uprawiania turystyki wodnej pływając większą jednostką motorową czytaj "barką mieszkalną" czyli tzw. hausbotem.
W krajach o dużo większym zaangażowaniu w rozwój wodniactwa taki rodzaj urlopu na barce jest normą. Znakomity tego przykład to rejon Meklemburgii w Niemczech, francuskie drogi wodne czy też kanały Wielkiej Brytanii gdzie barek takich spotyka sie setki jeżeli nie tysiące. Wiele naszych firm czarterowych także wynajmuje takie środki transportu wodnego swoim klietom w Polsce - patrz np. - "Żegluga Wiślana".
Obawy, iż - ze względów na brak konieczności posiadania obowiązkowego patentu do prowadzenia takiej barki - jest to pływanie niebezpieczne jest calkowicie nieuzasadnione. Barka taka - ze względu na ograniczoną prędkość - posiada stosunkowo niewielką energię kinetyczną i jeżeli nawet - mniej doświadczonemu sternikowi jakiś manewr wyjdzie gorzej to szkody z tego powodu są naprawdę niewielkie, a już na pewno nie zagrażające życiu.
Zresztą statystyki wypadków w żaden sposób nie zauważają jakiegokolwiej wzrostu wypadkowości na tego typu sprzęcie wodnym. Jest to zwykle sprzęt bardzo bezpieczny, dobrze wyposażony we wszelkie środki bezpieczeństwa i nie ma żadnego powodu aby obawiać sie pływania nim. Myślę, iz propagowanie turystyki wodnej w Polsce w oparciu o takie hausbooty jest ruchem w dobrym kierunku.
Zastanowić sie należy przy okazji nad innym faktem - czy aby jednostki żaglowe o podobnych rozmiarach, masie i prędkości nie podlegaja podobnym prawom fizyki i gdzie leży problem, aby prawo do swobodnego korzystania z wszelkich dróg wodnych bez konieczności posiadania obowiązkowych patentów żeglarskich (nie mylić proszę z brakiem umiejętności) nie rozszerzyć także na podobnej wielkości jednostki żaglowe ?
Zgodnie bowiem z treścią stosownego zapisu w Ustawie - armator takiej barki jest zobowiązany posiadać umiejętności do prowadzenia takiej jednoski a jeżeli nie jest jej włascicielem i wynajmuje ją, to jest zobowiązany do tego aby osoba prowadząca taką barkę posiadała stosowne umiejętności, aby było to pływanie bezpieczne.
Gdzie leży wobec tego problem, aby mozliwość taką rozszerzyć także na jednostki żaglowe podobnej wielkości ?
Pzdr
Włodzimierz Ring
"Bury Kocur"
We wczorajszej "Rzeczpospolitej" natknąłem się na artykuł (w załączniku) dotyczący uprawiania turystyki wodnej pływając większą jednostką motorową czytaj "barką mieszkalną" czyli tzw. hausbotem.
W krajach o dużo większym zaangażowaniu w rozwój wodniactwa taki rodzaj urlopu na barce jest normą. Znakomity tego przykład to rejon Meklemburgii w Niemczech, francuskie drogi wodne czy też kanały Wielkiej Brytanii gdzie barek takich spotyka sie setki jeżeli nie tysiące. Wiele naszych firm czarterowych także wynajmuje takie środki transportu wodnego swoim klietom w Polsce - patrz np. - "Żegluga Wiślana".
Obawy, iż - ze względów na brak konieczności posiadania obowiązkowego patentu do prowadzenia takiej barki - jest to pływanie niebezpieczne jest calkowicie nieuzasadnione. Barka taka - ze względu na ograniczoną prędkość - posiada stosunkowo niewielką energię kinetyczną i jeżeli nawet - mniej doświadczonemu sternikowi jakiś manewr wyjdzie gorzej to szkody z tego powodu są naprawdę niewielkie, a już na pewno nie zagrażające życiu.
Zresztą statystyki wypadków w żaden sposób nie zauważają jakiegokolwiej wzrostu wypadkowości na tego typu sprzęcie wodnym. Jest to zwykle sprzęt bardzo bezpieczny, dobrze wyposażony we wszelkie środki bezpieczeństwa i nie ma żadnego powodu aby obawiać sie pływania nim. Myślę, iz propagowanie turystyki wodnej w Polsce w oparciu o takie hausbooty jest ruchem w dobrym kierunku.
Zastanowić sie należy przy okazji nad innym faktem - czy aby jednostki żaglowe o podobnych rozmiarach, masie i prędkości nie podlegaja podobnym prawom fizyki i gdzie leży problem, aby prawo do swobodnego korzystania z wszelkich dróg wodnych bez konieczności posiadania obowiązkowych patentów żeglarskich (nie mylić proszę z brakiem umiejętności) nie rozszerzyć także na podobnej wielkości jednostki żaglowe ?
Zgodnie bowiem z treścią stosownego zapisu w Ustawie - armator takiej barki jest zobowiązany posiadać umiejętności do prowadzenia takiej jednoski a jeżeli nie jest jej włascicielem i wynajmuje ją, to jest zobowiązany do tego aby osoba prowadząca taką barkę posiadała stosowne umiejętności, aby było to pływanie bezpieczne.
Gdzie leży wobec tego problem, aby mozliwość taką rozszerzyć także na jednostki żaglowe podobnej wielkości ?
Pzdr
Włodzimierz Ring
"Bury Kocur"
Dz.U. z 2013 r. poz. 599
Don Jorge !
Wiesz to ?
Jest bezpatencie, ale kwit z pieczątką - nadal jest potrzebny ?
Jak to jest ?
Z pozdrowieniami
Andrzej Jamiołkowski
Olsztyn
Przeczytałem uważnie artykuł pana Łukasza Kuligowskiego na temat barek. Zgadzam się z nim w całej rozciągłości że ktoś kto nie ma doświadczenia w pływaniu i manewrowaniu tak dużą jednostką może narobić szkód w porcie sobie i innym jednostką. Czy ktoś ma inne zdanie na ten temat zapytam retorycznie.
---------------------------------------------
Jednak pan Łukasz zakłada nie wiem na jakiej podstawie że tymi house botami będą pływać ludzie bez doświadczenia. Ja mam pytanie skąd pan redaktor Łukasz ma takie dane?
Ja nie lubię uogólnień, odnoszę wszystko do siebie. Jeżeli jestem właścicielem takiej barki i chcę ją wyczarterować to mniej więcej wiem jaki poziom umiejętności jest potrzebny do pływania. Jest to mój majątek, moje ubezpieczenie. Pożyczę temu kto ten minimum umiejętności posiada. Jak mogę takie umiejętności zweryfikować. System patentów jest pomocny, ale niekoniecznie musi być obowiązkowy. Jak to będzie prywatna barka to pożyczana będzie znajomym to będę znał ich umiejętności, a tym którzy ich nie mają to mogę ich przeszkolić w jednym czy dwóch rejsach.
Czy właściciele firm czarterowych będą pożyczać bez rozeznania czy znają się na prowadzeniu takich wehikułów? Być może ale dadzą im podpisać papier że się na tym znają, a za szkody spowodowane rażącymi błędami w prowadzeniu barki ubezpieczenie nie odpowiada. Czy patenty wydane np. 18-latkowi przed 30 laty będą odzwierciedlały poziom umiejętności, choćby nie wsiał na jednostkę pływającą od zdania egzaminu?
Znajomi którzy się interesowali wynajęciem takiego housebota gdzieś za Łabą (kraju nie pomnę) mówili że nie potrzeba żadnych kwitów, a właściciele w pół godziny uczą tego co potrzeba.
I na koniec zapytam jeszcze raz skąd autor artykułu ma pewność że za takie pływanie na house botach będą się brać dyletanci, bez wiedzy i doświadczenia to jedno, drugie skąd pewność że urzędowy kwit zapewnia wymagane kwalifikacje.
Mariusz Wiącek port Mielec
------------------------
PS pytanie może dyskusja skąd ta wiara w urzędowy kwit, który zapewni że będzie lepiej?
Pan Łukasz Kuligowski - autor prezentowanych wyżej rewelacji z "Rzeczypospolitej" - nie odrobił niestety lekcji. Pan Łukasz "zapomniał" w swym artykule poinformować, że wymaganie posiadania "patentu" dla prowadzenia "hausbootów" (do13m-15km/h) nie zniknęło w Polsce wczoraj! Takie wymagania przestały funkcjonować od października 2010 roku...
Co do "dużego zagrożenia", jakim szafują działacze związku motorowodnego - to w 2011 i w 2012 roku żadnych groźnych wypadków z hausbootami prowadzonymi przez "bezpatentowców" w Polsce nie odnotowano. Warto chyba dodać, że takich wypadków nie odnotowuje się również w Holandii albo we Francji - gdzie w jednej wypożyczalni bywa więcej turystycznych "barek" niż w całej Polsce - i gdzie nigdy nie wymagno żadnych "patentów" dla uprawiania motorowodnej turystyki na tego typu jednostkach.
Wyznanie wiary w magiczną moc papierka zwanego "patentem", które składają przy każdej okazji do rozmowy z mediami działacze związku motorowodnego (ponoć "sportowego"...) - to troszkę za mało by stworzyć rzetelną informację w gazecie...
Mam jeszcze jedną uwagę - dotyczącą ewidentnej dezinformacji, jaką powiela artykuł pana Kuligowskiego. W Holandii i w Niemczech nie funkcjonuje limit wieku turystycznych "barek", który powodowałby, że "w tamtych państwach nie mogą już one pływać". Widywałem w Holandii pływające jednostki turystyczne zbudowane na wiele lat przed II Wojną Światową...
A jak już sobie rozmawiamy o takich państwach jak Francja czy Holandia - warto zauważyć, że nie odnotowuje się tam niemal żadnych groźnych wypadków z udziałem "bezpatentowców" prowadzących jachty żaglowe podobnej wielkości co opisywane w artykule p. Kuligowskiego turystyczne barki motorowe.
----------------------------------
Pozdrawiam
Jaromir
Witaj Jerzy!
W ślad za komentarzem Kolegi Białego.
To może zróbmy to samo tylko po Redaktorach Naczelnych Szanownej Redakcji.
Wszak to Oni puszczają takie publikacje i za nie odpowiadają.
Żyj zdrowo i długo!
Izydor.
Artykuł napisano w znanym stylu „jestem za, a nawet przeciw” !
Nie sposób polemizować !
Robi zamęt w niegramotnych głowach, że hej !
Przy okazji do p .Bogdana Bardzela
L i t o ś c i !
- nawet dla jachtów żaglowych - gdy jeszcze nie miały silników - przyjmowało się drogę inercji ok. trzech długości !
(200 metrów - pękata barka - bój się Boga ! )
- jaki związek ma wiek barki z umiejętnościami obsługującego ?
- stara barka, to jest dopiero szpan, im starszy ma „pesel”, tym cenniejsza !
- na stronie: - „dużo”, to jest ile ?
- Ile ich pływa na naszych wodach ?
- a co będzie jeśli barki o których mowa („hausbooty”) będą przypływać z cudzoziemcami ("Pętla Żuławska"), gromadnie, pod flagami RFN, Holandii, Francji itp., itp…….?
(w drodze na Zalew Wiślany, Kaliningradu, czy do Kłajpedy)
R. XXI
Mój list pewnie wyląduje w koszu, ale mam nikły cień nadziei, że może
jednak go Pan przeczyta.. i może nawet zrozumie.
Nazywam się Włodzimierz Radwaniecki, lat prawie 50, z których 45
spędziłem na wodzie uprawiając zarówno wysokowyczynowy sport jak i
turystykę wodną w najszerszym tego słowa pojęciu.
Swego czasu miałem również przyjemność reprezentować " stronę społeczną"
w pracach komisji sejmowej ds sportu, dotyczących deregulacji w żeglarstwie.
Musze Panu powiedzieć, że profesjonalistów w każdej dziedzinie nic tak
nie wkurza, jak kompletny ignorant, wypowiadający się w sprawach ich
dotyczących.
Wybaczy Pan ostre słowa, ale pański tekst nie pozostawia cienia złudzeń.
Ale do meritum.
Szanowny Panie, czy zastanowił się Pan choćby przez chwile nad tym o
czym Pan pisze ? Czy sprawdził Pan choć jedną tezę swojego , artykułu ?
Używa Pan sprytnego chwytu " ten pan powiedział, tamten powiedział' Ale
pod tekstem widnieje Pańskie nazwisko...
Jakież to zagrożenie dla pasażerów niesie barka, której prędkość
maksymalna ( z którą plywa sie niezmiernie rzadko, bo to i kosztowne i
hałaśliwe) wynosi 15 km/h? Sięgnął Pan może do statystyk wypadków tego
typu "statków" w UE czy w Polsce ? Rozumiem pański problem ( o językach
obcych wiele dobrego Pan słyszał ale osobiście ich nie zna). Ale skoro "
komunikatywny angielski" nie wystarcza, trzeba się było wspomóc
tłumaczeniem...
A w Polsce ? Też Pan nie potrafi zadać prostego pytania - " ile było
wypadków spowodowanych przez nie posiadających uprawnień sterników
barek?" W ZG WOPR otrzymał by Pan odpowiedź. Wiem, wiem, odpowiedź na
to pytanie nijak nie pasowała by do tez artykułu. Bezkrytycznie przyjął
Pan za dobrą monetę wynurzenia kogoś, kto ma osobisty interes w
ograniczaniu Polakom wolnego dostępu do żeglowania na barkach ( kasa ze
szkoleń, egzaminów)
Odrobienie prostego zadania z fizyki ( masa, prędkość, opór, ruch
jednostajnie opóźniony) aby przekonać się, że Pański rozmówca plecie
bzdury też jak widać pozostawało poza Pańskim zasięgiem.
Proszę przyjąć do wiadomości, że w krajach, z których czerpiemy wzory i
które uważamy za cywilizowane taką turystykę nieograniczoną patentami
uprawia tysiące ludzi co roku. I NIC SIĘ NIE DZIEJE.
Tak dla Pana informacji - w Holandii nie istnieją przepisy ograniczające
dopuszczanie barek do użytkowania ze względu na wiek .
My, niestety, mamy całe mnóstwo naleciałości z systemu słusznie
minionego, gdzie państwo reglamentowało praktycznie każdą formę
działalności obywatela.
Zadam Panu zagadkę : czy wiele trzeba, aby nie mógł Pan z dziadkiem
Tadkiem swobodnie pływać kajakiem bez patentu kajakarza 4 stopnia ?
Niewiele.... Nie uwierzy Pan, ale są w naszym kraju debile twierdzący,
że kajakarstwo to niebezpieczny sport i w związku z tym trzeba
wprowadzić obowiązkowe szkolenia , egzaminy i certyfikaty. I wie Pan co?
Podpierają się statystykami wypadków na kajakach.....I okazuje się, że
co roku na kajakach tonie kilkanaście do kilkudziesięciu osób..... na
barkach...ZERO, na jachtach ułamek tego, co na kajakach. Rozumie Pan
analogię ? Może by tak Pan skreślił artykuł o niebezpieczeństwach
kajakarstwa w Polsce ? I poszedł z Tadkiem na obowiązkowy kurs i
egzamin ? Dla dobra własnego i innych.....
Kiedy wywalczyliśmy dla żeglarzy bezpatencie na jednostkach do 7,5 m
długości, panowie z Polskiego Zwiazku Żeglarskiego wieścili apokalipsę
na wodzie. W prasie, podobni Panu "fachowcy", ogłaszali jak to sie
Polacy będą topić bez jedynie słusznego papierka z pieczątką PZŻ. I wie
Pan co się stalo ? NIC. Ku ich rozpaczy Polacy nie ruszyli jak lemingi
popełniać zbiorowe samobójstwo na wodę. Na barki tez nie ruszyli, choć
przepisy obowiązują już kilka lat.
To może jednak wprowadzimy te szkolenia, egzaminy i certyfikaty dla
kajakarzy? To taki niebezpieczny sport....
W. Radwaniecki
Może wprowadzić obowiązkowe patenty dla osób piszących o żeglarstwie i spędzaniu wolnego czasu nad wodą?
Egzamin koniecznie przeprowadzony przez kapitana, który ma coroczną praktykę w żeglarstwie co najmniej 100 godzin.
To szydera by była jakby ktoś chciał to wprowadzić.
Mariusz
Witaj Don Jorge,
O sprawach "wodnych" pisać każdy może, choć może nie każdy powinien.
Żal mi trochę dziennikarza p. Łukasza Kuligowskiego, bo jak nowicjusz wpuszczony został w przysłowiowy "kanał". Żal mi tylko trochę, bo jako dziennikarz powinien podjąć trud sprawdzenia podpowiadanych mu "mrożących krew w żyłach" wiadomości.
Idąc tym tropem - podpowiedzi ciąg dalszy. Proponuję, umożliwiając honorowe wyjście z całej tej sprawy, by p. Łukasz Kuligowski przekazał zarobioną wierszówkę na jakiś szczytny cel, np. na letni wypoczynek nad wodą ubogiego dziecka.
Przy niewątpliwym, solidarnym, wsparciu ze strony p. Bohdana Bardziela ich wspólne dzieło mogłoby przynieść wymierną korzyść - radość w oczach dziecka - rzecz przecież bezcenna.
Krzysiek
Jak doniósł dzisiaj Onet (27.05.) w mieście Łodzi około
godz. 1930 trzyletnia rowerzystka potraciła 81-latka i zbiegła.
R. XXI
Piszesz „jeżeli trafiacie na takiego "troskliwca" (o bezpieczeństwo), to napewno, bankowo, bez wątpia ten człeczyna mysli tylko jak by tu
komuś forsę z kieszeni wyciągnąć.
Czy jestes Tego pewny?
Na stronach Polskiego Związku Motorowodnego znajdziesz pana Bohdana na liście inspektorów
http://www.polishpowerboating.com/rejestracja_lodzi/wojewodzkie_biura_rejestracji.html
, ale mi to nazwisko chodziło po głowie skąd je znam i to od dawna, dziś wreszcie przypomniało mi się gdzie dzwonią. Sięgnąłem do starych
roczników "Żagl"i i w czwartym numerze z 1973 znalazłem. Konstruktor łodzi motorowych zawodnik i działacz Warszawskiego Klubu Wodnego PTTK z
lat 70 tych w 73 wicekomandor sekcji motorowodnej. tego Klubu czyli na dzień dzisiejszy pan dobrze po 70-tce. Wychowany na poprzednich
standardach, zdający (jeszcze wtedy) rzetelne egzaminy na kolejne stopnie.
Pan Kuligowski nie jest początkującym dziennikarzem o nim poczytałem tutaj http://www.goldenline.pl/lukasz-kuligowski/ . Powinien się
zastanawiać co pisze, ale po co.
Po prostu dziennikarze są bezkarni wypisują bzdury i mają to w ….
Szybko by napisać kolejny bzdet i chapnąć kolejne pieniądze a ile narobią szkody co to ich obchodzi.
Rada Etyki Mediów powinna mieć prawo zawieszać takiego pismaka nie pozwalając mu publikować przez kilka lat wtedy oni by może myśleli co
piszą.
Myślę iż pisanie o takich ….. nie ma żadnego sensu bo oni się tylko cieszą że są popularni.
Proponuję co innego
Stworzyć tu na Twojej stronie Listę nierzetelnych publikatorów, gazet stacji telewizyjnych i radiowych umieścić je pod linkami i czarną listę
dziennikarzy, takich których się nie czyta, z którymi się nie rozmawia i którym się nie podaje ręki.
pozdrawiam
Krzysztof
P.S. Co i dlaczego jest wykropkowane zapewne się domyślacie.
K
Zanim przystąpicie do czytania tego tekstu wspomnijcie jeszcze raz żydowski kawał, który umieściłem w moim komentarzu do newsa
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2208&page=0
Zaznaczam, że osobiście pana Bohdana Bardzela nie znam, kojarzył mi się „jak przez mgłę” z konstrukcją sklejkowej motorówki, najpierw
przejrzałem mój „inspektorski zeszyt” i tam go nie znalazłem (nie pisałem nazwiska konstruktora przy każdej łódce zwłaszcza jak „dostałem
ją” z biura), potem w „Żaglach” z 73 roku, znalazłem zdjęcie z podpisem „wicekomandor Sekcji Motorowodnej Bohdan Bardzel na łodzi własnej
konstrukcji” i już byłem „w domu”.
Starym ludziom wiele się nie mieści w głowie, bezpatencie też, tak było od zawsze oni zdawali "rzetelne egzaminy" zanim dopuścili ich do pływania.
Pamiętam jak do Kozina przybyła dziewczyna na obóz. Przypłynęła „Makiem” z rodzicami i małym braciszkiem. Okazało się iż rodzice
wyczarterowali jacht na jej patent i następnie zostawili ją na obozie i popłynęli sami dalej.
Mama moja był przerażona, co trochę mocniej zawiało martwiła się o nich. Pamiętam jak dziś, wiało koło 6 płynęliśmy
przez Dargin na zarefowanych żaglach i Mama od steru wspomniała o nich, (czy im się nic nie stanie). Kiedy spotkaliśmy się w Giżycku i oni już
oddawali łódkę, Mama się uspokoiła. Nie denerwowałem Jej że może się jeszcze pomartwić o parę milionów Szwedów Duńczyków i innych pływających
na świecie z rodzinami bez żadnych patentów.
Doświadczona pani Kapitan, przyjaciółka Mamy, kiedy dostała mój tekst (którego „Żagle" w 81 roku nie chciały opublikować) o zabraniu dzieciom
zabawki i zamianie jej na debilne prawo jazdy (mówię o żeglarzu w roku 1981). Zamiast jak co roku wysłać Mamie kartkę na imieniny, zadzwoniła
do Niej z życzeniami i pytała się „co ten Krzysiu wypisuje, jak to ludzie mogą pływać bez żadnego patentu?”.
Do czego dążę. Otóż niektórzy z Was z naszym Gospodarzem na czele wkładają wszystko do jednego wora i z wszystkich, którzy wyrażają się
przeciw bezpatenciu robicie krwiopijców, którzy chcą wyciągać innym pieniądze z kieszeni.
Problem naprawdę jest dużo bardziej złożony.
Pozdrawiam
Krzysztof
Witaj Don Jorge!
Troszkę nas P Kwaśniewski obraża bo i Ty i Ja oraz inni bezprzecznie należymy do tych co są wiekowi i patenty zdobywali według starych zasad
ale pisanie:
Starym ludziom wiele się nie mieści w głowie, bezpatencie też, tak było od zawsze oni zdawali "rzetelne egzaminy" zanim dopuścili ich do pływania. , to troszkę nieostrożne.
Nie uważasz?
Ja osobiście natychmiast przeszedłbym na system angielski.
Żyj długo i zdrowo!
Izydor
Drogi Jurku!
Nie zamierzam nikogo obrażać, tym tekstem chciałem tylko zwrócić uwagę iż nie każdy przeciwnik bezpatencia jest od razu tym krwiopijcą, cwaniakiem, kombinatorem. Wielu, zwłaszcza starym ludziom (nie pisałem że wszystkim, jeżeli z panem Izydorem tak to zrozumieliście to przepraszam), jak między innymi wspomnianym Paniom (obu urodzonym 1928 roku a dziś już żeglującym po falach Edenu) bezpatencie się po prostu nie mieści w głowie.
Osobiście (podobnie jak pan Izydor) przeszedłbym natychmiast (nawet od jutra) na system angielski. W roku 1991 (22 lata temu) nie znając go zaproponowałem prawie identyczne rozwiązanie http://www.kwasniewska.pl/polemika/teksty.htm . Natomiast zdecydowanie najgorszym rozwiązaniem jest to co się obecnie (od 1997 roku) dzieje w Polsce jedna „liberalizacja” za drugą, jeszcze ze dwie, góra trzy a kioski z „obowiązkowymi patentami” będą prawie na każdym rogu ulicy, za to żaden „patent” już od dawna nie jest i nie będzie prawdziwym certyfikatem kompetencji.
Egzaminator zaliczający młodemu człowiekowi egzamin, winien potwierdzać jego kompetencje. Jak w roku 1974 tym lub piątym (nie pamiętam dokładnie) zacząłem egzaminować (początkowo z węzłów) na sternika (wówczas uprawniał jedynie na śródlądzie) zastanawiałem się czy takiemu sternikowi powierzyłbym własny jacht i bliską mi osobę, kiedy zacząłem pływać jako kapitan (1981) i na podstawie mojej opinii nadawano lub nie nadawano p.u. zastanawiałem się czy spałbym spokojnie na jego wachcie. Uważam że jak bym nie powierzył egzaminowanemu swojego jachtu lub dziecka, to nie mam prawa powierzać mu cudzych jachtów i cudzych dzieci. Egzaminować przestałem w roku 1999, właśnie dlatego iż potworek legislacyjny wprowadzony w roku 1997 uniemożliwiał stosowanie takich kryteriów, a egzaminatorzy RYA z powodzeniem je stosują i to ze znakomitymi rezultatami.
Z pośród kapitanów zdających egzaminy w „Górskich latach” (siedemdziesiątych i osiemdziesiątych) jest wielu, których egzaminy te kosztowały wiele, osobiście przerwałem przez to studia (wiem że nie byłem jedyny) mam znajomego, który się przez to rozwiódł, inny zawalił doktorat i musiał zrezygnować z pracy naukowej. Jest taki Kolega, który w 73-cim roku, żeby zrobić „bałtyka” wziął urlop dziekański na drugim roku Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, nie dało się pogodzić studiów na WSM z egzaminami kapitańskimi. A dziś, każdy dwa razy „przelipcowany” sternik jachtowy może tytułować się kapitanem. Niech on sobie pływa ale jak w Anglii - bez płacących za pływanie i bez wizytówki „kapitan jachtowy”.
Pozdrawiam
Krzysztof
Panie Krzysztofie,
Nie bardzo wiem o co Panu chodzi! Czy z tymi egzaminami to nie jest przerost formy nad treścią. Większość znanych mi osób chce się nauczyć żeglować,
zdobywając przy tym stosowne patenty. Co jest warty dokument zdobyty przez 16 latka, zdobyty u największej nawet piły gdy ten jako 32 latek staje
pierwszy raz odebrać jacht na kei?
Do systemu bezpatencia też musimy dorosnąć. Czy "kioski z patentami" będą powszechne trudno mi powiedzieć. Do tanga trzeba dwojga. Skoro jest popyt na
zakup to będą i chętni na jego sprzedaż. Tego nie da się uniknąć. Ja sobie cenię swój patent sternika. Wyorałem go w kilku rejsach, kursem, egzaminem
a przedtem kilkudziesięcioletnią praktyką szuwarowo bagienną. Natomiast kompletnie nie rozumiem co ma dowodzić przerwanie studiów, aby
zrobić patent? Dla mnie tylko że system był p.....ony. Tylko tyle.
Pytanie czy wiedza jaką na tydzień cursing'u po Chorwacji czy Bałtyku muszą posiadać żeglarze jest tak skomplikowana i niebotyczna jak to twierdzi pan
Krzysztof? Kompletnie od śmigła jest tan argument o tytułowaniu kapitanem. Jakieś kompleksy? Ja znam z tuzin osób pływających tylko po śródlądziu, z
lubością słuchającą od swojej załogi a czy kapitan napije się piwa?
I tak na koniec. Znam kilku przelipcowanych sterników nie wybierają się na morze. Z rozmów z nimi wnioskuję że im ta możliwość "smętnym kalafiorem
zwisa".
----------------
PS Ilu przelicpcowanych zrobiło jakiś poważny wypadek na morzu? Ma pan dane? Ja przeczytałem książkę mądry żeglarz po szkodzie i tam opisane są wpadki
które były dziełem tych biorących urlopy dziekańskie aby zdobyć kolejny stopień.
I tak naprawdę na koniec. Dopływamy kiedyś do Ystad, a kapitan mówi do nas robimy staż? Załoga zrobiła wielkie oczy? To znaczy, zwrot przez rufę i
płyniemy do Świnoujścia, bo tak się odbywały rejsy zagraniczne w czasach minionych. Zobaczyłeś główki Ystad, odnotowałeś w dzienniku pokładowym, to
wracasz do Polski, dopuszczalny było jeszcze Sassnnitz, bo to w naszej
strefie dewizowej .(byłej)
Pan panie Krzysztofie chce powrotu do tych czasów?
Mariusz
Mariuszu, mój imienniku z drugiego imienia!
Jestem o parę lat starszy, więc mam prawo pierwszy to zaproponować.
A teraz do rzeczy:
1. Nigdzie nie pisałem że chcę powrotu do tych czasów moje poglądy na uprawnienia i patenty przedstawiłem w „Żaglach” w roku 1991 można to przeczytać tutaj http://www.kwasniewska.pl/polemika/teksty.htm oraz w roku 2006 i 7 publikując je na różnych forach miedzy innymi było na SSI można jeszcze zobaczyć je tutaj http://www.kwasniewska.pl/reg.htm .
2. Pytasz: „Co jest warty dokument zdobyty przez 16 latka, zdobyty u największej nawet piły gdy ten jako 32 latek staje pierwszy raz odebrać jacht na kei?”
Nie jest wart nic, i powinien wygasać tak samo jak wygasają prawa wykonywania zawodu u lekarza niepracującego w zawodzie. Znam takich trzech „wygaśniętych” lekarzy: zanim stwierdzili że to nie jest praca dla nich zdążyli skończyć studia, jeden jest dziennikarzem, drugi profesorem biologii, trzeci lektorem języka angielskiego i niemieckiego.
3. Piszesz: „Czy "kioski z patentami" będą powszechne trudno mi powiedzieć. Do tanga trzeba dwojga. Skoro jest popyt na zakup to będą i chętni na jego sprzedaż.”
To nie tak, kioski z patentami będą powszechne tak długo jak długo obywatel będzie musiał kupić sobie patent by móc pływać. Dokładnie tak jak w Chorwacji, tam kupujesz patent w każdym porcie.
4. Piszesz „Ja sobie cenię swój patent sternika. Wyorałem go w kilku rejsach, kursem, egzaminem a przedtem kilkudziesięcioletnią praktyką szuwarowo bagienną.”
I chwali Ci się to ze się nie lipcujesz.
5. Piszesz: Dla mnie tylko że system był p.....ony. Tylko tyle.
Czy p.....ony.? Zauważ do czego były patenty, żeglowanie z własną rodzina na własnym jachcie nie istniało (istniało może w granicy błędu statystycznego). Patenty uprawniały do wożenia pasażerów. Wymagania wobec nas były dokładnie takie same jak wymagania na patenty zawodowe. Pamiętam jak miałem sprawę do dyrektora Urzędu Morskiego i dowiedziałem się iż siedzi w komisji egzaminacyjnej na zawodowego kapitana żw. Siadłem sobie pod drzwiami i czekałem a pod drzwiami jak zwykle giełda i… miałem dzika satysfakcje, udało mi się odpowiedzieć na pytanie, na które nie umiał odpowiedzieć nikt ze zdających.
6. Piszesz: „czy wiedza jaką na tydzień cursing'u po Chorwacji czy Bałtyku muszą posiadać żeglarze jest tak skomplikowana i niebotyczna?”
Nie jest, ale idąc tym torem, na cholerę prawnikowi w 21 wieku prawo rzymskie, ekonomiście - założenia socjalizmu utopijnego, wf-iście – mikrobiologia czy kardiochirurgowi lub okuliście - wiedza z ginekologii, przykłady można mnożyć ale nigdy nie wiemy, kiedy wiedza ta może się w praktyce przydać, gdyby ktoś kiedyś mi nie pokazał awaryjnego zaplatania ucha na stalowej linie „Bieszczady” zatonęły by dwa lata wcześniej a tak mogłem szybko zapleść zerwaną wantę http://www.kwasniewska.pl/ucho/ucho.htm .
7. Jeszcze o tytułach znałem (już dziś nieżyjącego) wędkarza, emerytowanego nauczyciela w liceum po Studium Nauczycielskim, który miał wizytówki profesor, i tak tytułowali go znajomi. Tu przypomina mi się dowcip: dwóch niepiśmiennych facetów stoi w kolejce po zasiłek odbierają go i jeden się podpisuje trzema krzyżykami, a drugi przed trzema krzyżykami robi jeszcze kreskę ten pierwszy się pyta co znaczy ta kreska? - Inżynier
8. Osobiście cały staż na „bałtyka” „wyorałem” właśnie w takich rejsach bez zachodzenia do obcych portów, opływając bałtyckie wyspy, nawet z opłynięciem Zelandii ale takie rejsy, nawet z wejściem do portów NRD (nie tylko do Sassnnitz), nazywały się „krajowe” a nie „zagraniczne”.
Gwarantuję Ci że nie chcę żadnego powrotu, a nawet wręcz przeciwnie, żałuję ze to nie przyszło wcześniej. Trzeba było słuchać Krzysia w 1991-szym roku ale mądry żeglarz po szkodzie.
Pozdrawiam
Krzysztof
(Mariusz z drugiego imienia)