JAKIE JACHTY DLA LUDZI PROJEKTOWANO W POLSCE
Moda stale się zmienia, ale czy na ładniejszą, praktyczniejszą? Dobrze wiemy, że modę nakręca rynek. Chodzi przecież o to, aby kusić kolejne pokolenia klientów i maksymalizować zyski producentów. A przy okazji wmawiać ludziom, że są warci wygodnictwa. Patrzę na dzisiejsze samochody i tak się zastanawiam gdzie takiemu Picasso do urody dawnych Fordów Mustanga czy Capri. Na targach jachtowych z niesmakiem patrzę na pozbawione nawisów kadłuby z rufami jak nie przymierzając łyżki koparek przedsiębiernych. O ewolucji mody damskiej zamilczę.
Szkoda mi, że rynek niejednokrotnie promuje kroki wstecz. A zdawałoby się, że nowe technologie produkcji, nowe niesamowite materiały otwierają nieograniczone możliwości konstruktorom.
I tu was mam - nie wielu ludzi zdaje sobie sprawę, że samochody, jachty, motorówki i tysięcy innych wyrobów dziś nie projektują inżynierowie, tylko księgowi.
Skoro tak - namawiam was abyście przyjrzeli się polskiemu jachtowi turystycznemu zaprojektowanemu przez Tomasza Piaseckiego 43 lata temu. Mam na myśli "kultowego" PETRELA. Projekt powstał w epoce "wczesnego Gierka", w kraju odciętym od świata, w państwie niedoborów i reglamentacji wszystkiego, marnych zarobków i przy wielkiej niechęci do prywatnej własności.
Tomasz Piasecki, architekt z zawodu, żeglarz z równoległego zamiłowania "popełnił" kilka konstrukcji jachtowych na miarę możliwosci i potrzeb nielicznych wtedy, a ambitnych entuzjastów pragnacych żeglować "na swoim i za swoje". Ja to oceniam jako przygotowywanie gruntu do działalności dzisiejszego Stowarzyszenia Armatorów Jachtiowych (nota bene - Tomasz jest członkiem SAJ). W latach 70-tych konstrukcje sklejkowe i słomkowe nie miały konkurencji. Żywice były nowością, a zakup ich był możliwy, kiedy w hobokach stoczniowych pojawiały się zżelowania. Nawet kupno lin stalowych ocynkowanych było trudne. Nie mówiąc juz o dacronie, rurach i śrubach z nierdzewki. Kadłuby siatkobetonowe i stalowe - to była wyższa szkoła trudności. A więc w stodołach, garażach, pod zaimprowizowanymi wiatami pojawiało się coraz więcej konstrukcji sklejkowych i słomkowych.
PETREL był projektem, którym Tomasz wstrzelił się wtedy w sam środek celu. Jacht na możliwości finansowe, zaopatrzeniowe i warsztatowe ludzi z których po latach powstała "klasa średnia". No i takich, którzy mieli dwie prawe ręce, kupowali "Katiera i jachty" oraz cenili... Adama Słodowego. PETREL zapewniał minimum wygody żeglowania nawet 4-osobowej załodze. Budził nadzieję, że kiedyś, kiedyś może uda się nim wyrwać na słoną wodę.
Jeszcze jeden truizm (nie od trucia, a od truth). Trawestujac kanon Czajewskiego o dzielnosci żeglarza jako funkcji wielkosci łódki - chciałbym przypomnieć, że im łódka jest mniejsza - tym trudniejsza do zaprojektowania. Może dlatego wsadziłem palec w usta - gdy zobaczyłem "Inkę" Norberta Patalasa (LOA 3,95 m). Dzięki temu nie wyrwało mi się niecenzuralne słówko na literę "Q"".
Popatrzcie na leciwy jachcik o wyważonych proporcjach kształtu, funkcjonalnym wnętrzu, bez żadnych ekstrawagancji. Do tego dodam - jachcik, o którym dobrze mówili, ci którym na słoną wodę udało się na nim wyrwać. Kto wie, czy dziś któryś z Czytelników SSI nie poprosi o adres mailowy Tomasza. Jak będziecie mieli szczęście to traficie na Tomasza na standzie SAJ (blisko stoiska "ŻAGLI") podczas wiosennych targów Wiatr i Woda na Stadionie Narodowym.
Dane techniczne:
- LOA - 6,77 m
- B - 2,50 m
- masa całkow. - 1350 kg
- wyporniośc 1520 kg
- balast 450 kg
- pow. żagli podst. 15,7 sqm
- liczba koi - 4
Warto wspomnieć też o kilku innych, zaprojektowanych przez Tomasza jachcikach i jachtach. Na przykład: HOBO (4,30 m), HOBO II (4,85 m), katamaran plażowy HOBOCAT, PLUS (unowocześniony HOBO), PRETOR (w dwóch wersjach), PASSAT (8,10 m), PIONIER (10,00 m).
Na czym Tomasz pożegluje w najbliższym sezonie dowiecie się z innego newsa. Zdradzę, że jest to odrestaurowany oldtimer o skandynawskim rodowodzie. Nie, nie - żadna tam żyleta o rasmussenowych proporcjach. Po prostu - jacht, który wygląda jak jacht :-)
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Przeczytałem twój post o Petrelu i poczułem sie wywołany do tablicy.
Jak wiesz jestem dokładnie z tego pokolenia : "nielicznych wtedy, a ambitnych entuzjastów pragnacych żeglować "na swoim i za swoje". ", wychowanych na Słodowym, czytającym oprócz "Żagli", "Katiera i Jachty", no i zbudowałem parę łódek.
Wybacz, ale sie z Tobą nie zgadzam. Patrząc na zamieszczony w Twoim poście rysunek w ładnej aksonometrii, PETRELA, Ty widzisz, ładne klasyczne kształty, ja natomiast widzę tysiace roboczogodzin, zarówno na etapie budowy, jak i potem przy żmudnej cosezonowej konserwacji. I to nie roboczogodzin do zapłacenia, jak je widzą oczy ksiegowego, ale godzin zabranych rodzinie, jak w moim przypadku.
Pamietam jak budowałem swoją pierwszą kabinowa łódkę Lc 5,60, doswiadczeni koledzy mówili mi, że 6m + 2 tys roboczogodzin. Życie pokazało, że budowałem ją dwa lata, podobnie drugą Lc 6,20, a dodam, że w obu przypadkach kupiłem gotowe skorupy. A potem przyszła kolej na Sportine 680, którą też kupiłem w Sportlaku (pamiętacie ewolucję nazw Delphi?) w skorupach + wkładki. I tu zobaczyłem róznice.
Wypłynełem po 9 tygodniach od przywiezienia skorup na podwórko.
Dodam jeszcze, że gross tych roboczogodzin zabierał kadłub, takielunek i pozostały osprzęt zawsze robiłem z przyjemnością i szybko.
Wymiarowo Sportina680 jest identyczna z PETRELEM, ale żagla miała 26m2 a nie 16, pozostałe parametry bardzo zbliżone. Nie wiem jak pływa PETREL, ale nie wierzę, żeby mógł przepłynąć jak Sportina z Falster do Sassnitz, z Kołobrzegu do Nexo, czy ze Svaneke do Łeby w jeden dzień (nie dobe).
Odpowiesz po co sie śpieszyć? A ja odpowiem, po co się tłuc nocą jak można spac w porcie.
Nie byłem w PETRELU we wnetrzu, piszesz o pływaniu w cztery osoby, ja pamietam te wnętrza tamtych jachtów, bardziej, zbiór szuflad do podziania się. Na Sportinie pływalismy w dalekie rejsy standartowo w 4, a przyjaciele, często w dwie rodziny w 6-ke, bez poczucia zageszczenia.
Twój
polemicznie nastawiony
Zbyszek Rembiewski
Drogi Kolego Zbyszku - nastawiony polemicznie,
Mówiąc szczerze, nie bardzo zrozumiałem przesłanie Twojego komentarza. Czy ma on dotyczyć wyższości:
a. Parametrów żeglownych Sportiny
b. Budowy łódki z gotowych prefabrykatów nad łódką budowaną ze sklejki poczynając od rysunku.
Gdybym miał pieniądze, w czasach gdy rysowany był Petrel, to niewątpliwie szukałbym takiej łódki. Bo dobrze pamiętam, co można było wtedy kupić. Żeby połatać rozpadającego się Ramblera potrzebowałem 10 kg Epidianu 5. Jego zorganizowanie zajęło mi miesiąc i tak:
3 kg pożyczyłem pod zastaw foka do Omegi
2 kg wymieniłem na 15m fału bawełnianego
6 kg ukradłem (wymieniłem za 1 półlitra i dętkę 17” oraz dynamo - bez kółka ciernego) u ciecia w klubie milicyjnym nad Wisłą.
Sklejkę było znacznie łatwiej „ załatwić”. Jeżeli dobrze pamiętam tajny punkt składania zamówień był w Pułtusku u szewca, który miał szwagra właściciela warsztatu wulkanizacyjnego w okolicach Jadwisina, który czerpał korzyści z faktu bycia mężem zastępcy głównego technologa w Hajnówce. To był jakiś prosty, nieskomplikowany układ. Płaciło się po bożemu dratwą i klejem butapren, kupowanym na bazarze przy Dworcu Wschodnim od kobiety, która handlowała pyzami. Lubiłem ją bardzo bo w rozliczeniu brała suwaki.
Sklejkę można było ciąć w sypialni, a przechowywać gotowe elementy w przedpokoju na 3 piętrze na ulicy Starego Doktora w Warszawie. A potem zbudować cały kadłub w tej sypialni i spuścić go na linach na trawnik (co wtedy wydawało mi się dość normalnym sposobem budowy jachtu przez Wujka Jurka, któremu pomagałem). Wujek do dzisiaj jest dla mnie silnym wzorem osobowym utalentowanego konstruktora-wynalazcy, zresztą świetnego dydaktyka, dzięki któremu bardzo chce mi się pisać na SSI.
Ale wracając do Petrela. Aksonometria pokazuje dopracowane szczegóły, narysowane ręką konstruktora, który żeglował dużo – i nie wyłącznie po głównym ekranie AutoCAD’a. Zwróćcie uwagę, na bezpieczny, nieduży kokpit. Wyniesienie do tyłu wózka szotowego gwarantuje sprawną komunikację z kabiną i dobre wybranie żagla na kursach ostrych. Nie obniżony pokład mostkowy w małej łódce daje korzystną przestrzeń w zabudowie małego silniczka wysokoprężnego = łatwy dostęp do regulacji zaworów (o ile ktoś by miał wtedy pieniądze na mały silnik). Posty i tani w wykonaniu ster pawężowy. Kabina dobrze doświetlona – przyjemnie jest w takiej przebywać w czasie długich godzin na morzu - w przeciwieństwie do współczesnych konstrukcji inspirowanych statkami więziennymi i doświetlanymi wyłącznie lukiem od góry (vide stoczniowe wersje pierwszych Sportin).
Także kosz dziobowy urzeka swoją elegancją – prosty w wykonaniu amatorskim o naturalnej sztywności kształtu i niezakłóconej pracy sztaksla. Ktoś, kto sam budował łódki od razu widzi takie szczegóły. I jeszcze drobiazg. Zwróćcie uwagę, na praktyczne klepki przeciwpoślizgowe przy maszcie. Wpadły mi od razu w oko, przypominając rozmowę z pełnym pychy, polskim konstruktorem, któremu zwróciłem uwagę, że kosmiczny kształty kopuły będącej podstawą masztu w jego projekcie, będzie śmiertelnym zagrożeniem dla człowieka w sztormie przy maszcie. Na co odrzekł z pogardą, że u niego nie chodzi się w sztormie do masztu, bo wszystko można zrobić z kokpitu…
I jeszcze drobiazg. 2 lata temu kupowałem coś w szczecińskiej „Aurze”. To centrum życia towarzyskiego w sezonie. Nie wiem jak rozmowa potoczyła się w kierunku Petrela, ale jeden z kupujących ożywił się i z wyraźnym zainteresowaniem spytał mnie ze śląskim akcentem czy mam taką łódkę. Powiedziałem, że nie – ale znam konstruktora, który właśnie sprowadził łódkę ze Szwecji i montuje w niej silnik. Na co mój rozmówca wyciągnął nowiutki filtr siatkowy do wody zaburtowej i powiedział, żebym go przekazał konstruktorowi jako wyraz wdzięczności - bo to świetna łódka. Po czym wymruczawszy nazwisko gdzieś się ulotnił.
Dzieła chwalą swoich Mistrzów. Napisał Kolega – „ja pamietam te wnętrza tamtych jachtów, bardziej, zbiór szuflad do podziania się”.
Mnie te szuflady zachwycają do dziś – miałem wielką przyjemność i prawdziwy zaszczyt przygotowywać taki zbiór szuflad do startu w Jester Chalenges. Praktyczność Petrela bardzo mnie porusza. Mistrzostwo konstruktora polega na tym, aby w zadanych ograniczeniach uzyskać jak najwięcej. I proszę mi wierzyć, że radość z żeglowania na moim ciasnym 25 stopowym, 100 letnim Donaldzie z najlepszą na świecie Żoną, wcale nie jest ani trochę mniejsza od czarterowanych 50-70 stopowców.
A co do linii i 16m2 Petrela w porównaniu do Sportiny? Z żeglowania na Sportinie 595 zapamiętałem dobrze jej specyficzną charakterystykę – duży moment prostujący przy małych kątach - a potem gwałtowne przechyły.
Na jeziorze z załogą która lubi się ścigać – to rozkosz. Na morzu w pojedynkę czy we dwójkę – to jak film grozy Hitchcocka. Dlatego jeśli miałbym czymś żeglować tak jak w ostatnie wakacje z moim dorastającym Mikołajem, gdy wiatromierz zamocowany na koszu rufowym ciekawie wychyla się poza 40-tkę – to niewątpliwie wolałbym Petrela.
Ale o gustach się nie dyskutuje. Tyle w nastroju koncyliacyjnym.
Wasz oddany T.L.
PS. Jurku! Czy mógłbyś opublikować rysunki wnętrza Petrela – zbieram takie szkice od dzieciństwa.
Drogi Jorge,
Takie łódki jak Petrel kiedyś pobudziły moją wyobraźnię i zachęciły do żeglarstwa. Patrząc na dzisiejsze regatowe maszyny „spluwam z obrzydzeniem”. Przyznaję, że wnętrza obecnych hotelowców biją luksusem na głowę dawne konstrukcje. Ale jak powiedział znany konstruktor Herreshoff „ if you like better eating than sailing, stay better at home and have a barbecue at backyard”.
Pozdrowienia od Oldtimera z Mielca
Pozdrowienia / Best Regards
Bogdan
Drogi Jerzy,
Jest mi niezmiernie miło czytać tak pozytywną opinię doświadczonego kapitana i człowieka który sam zbudował własnymi rękoma pięć jachtów, a w dodatku wyrażoną - co pewnie nieczęsto sie zdarza - w czterdzieści lat po zaprojektowaniu prototypu.
Kiedy ZNT PZŻ zatwierdzal "Petrela" to, jak pamiętam, mieli tylko jedną uwagę : zbyt mocne salingi. :-)
Moim prywatnym zdaniem – przydaloby mu się dodatkowo jakieś 150 kg wyporu. Był to jacht prosty i względnie łatwy w budowie. Powstały egzemplarze wykonane poprawnie przez debiutantów w szkutnictwie, co dowodziło,że budowa amatorska jachtu sklejkowego ma sens.
Gdybym był uprzedzony, że zostanę wywołany do tablicy, to poleciałbym do skanowania ze starymi negatywami i przesłałbym Ci historyczne już nieco fotografie z pływań na dwóch pierwszych "Petrelach". Żadnych silników, wszystkie manewry na żaglach, a na wypadek ciszy – dwa pagaje.
Ponieważ jednak już się stało, więc może przy jakiejś następnej okazji przygotuję zdjęcia.
Z Panem Zbigniewem, który jak sam pisze wprawdzie "Petrela" na oczy nie widział, ale wierzy, że jest niedożaglowany, powolny, a na dobitkę, ciasny jak szuflada – dyskutować nie mogę, jako że sprawy wiary to rzecz osobista i ingerować nie wypada.
Chciałbym może odrobinę polemizować na temat pracochłonności budowy jachtów, ale w kategoriach czasu „zabranego rodzinie” – nie podejmuję się, bo byłoby to chyba nie na miejscu.
W opisie "Petrela" znalazl się również jakiś chochlik, jak się okazuje całkiem porządnej proweniencji. Mianowicie, w I tomie książki Jerzego Saleckiego „Polskie jachty”, wyd. 1996, na str. 154 - jest rzeczywiście w opisie "Petrela" informacja , że podstawowa powierzchnia ożaglowania łodzi wynosi 15.7 m2.
W projekcie przewidziałem, jak to wtedy było we zwyczaju, parę różnych sztaksli. Najmniejszy fok marszowy, z numerem 3 (nie sztormowy) ma powierzchnię 5.2 m2. Po dodaniu powierzchni grota (10.50 m2) - daje to wspomniane 15.7 m2. Kolejno idą dalej pozostale zagle przednie : fok 1 – 10,5 m2, fok 2 – 13.5 m2 oraz genua – 17.8 m2, wymienione na planie generalnym.
Jak wiadomo, pomiary żagli oraz tzw. pomiarowa powierzchnia ożaglowania, zwana z angielskiego MSA, opisane są ścisłymi regułami, których tu (z racji objętości tekstu i rysunków) prezentować nie będę, a ograniczę się do określenia, że MSA to suma powierzchni grota i trójkąta przedniego (dla slupa, oczywiście). Reguły te powstały po to, aby móc porównywać rzeczy porównywalne, a przede wszystkim żeby znormalizować pojęcie wielkości ożaglowania.
W rzeczywistości jednak niemal wszyscy, chyba 99% producentów i projektantów jachtów podają jako powierzchnię ożaglowania nie MSA, tylko sumę powierzchni grota i największego żagla przedniego, bo to i więcej metrów, i lepiej wygląda a i klienci też wolą.
Licząc w ten sposób można powiedzieć, że "Petrel" ma ponad 28 m2 żagla, co także jest prawdziwe.
Próba obiektywnego podjęcia nieobcego mi tematu proporcji między liczbą koi a wielkością jachtu („zbiór szuflad”) też wydaje się z góry przegrana, ponieważ Pan Zbigniew operuje osobistym pojęciem „poczucia zagęszczenia”. To jak na wystawie: widzę sześciometrową łodkę, pytam panią o liczbę koi, pani odpowiada: DLA SIEDMIU OSÓB.
Mimo to - załączam rysunek wnęrza z dokumentacji "Petrela". Było to - jak na owe czasy – bardzo wysokie wnętrze: pod zejściówką całe 170 centymetrów.
Żyj wiecznie !
tom
Zaproszony do polemiki przez kol. Zbigniewa Rembiewskiego, po raz kolejny czytam jego komentarz i nijak nie mogę pojąć o co chodzi ?
Brzmi jak wypowiedzi historyków najmłodszej generacji o Powstaniu Warszawskim !
Może to po prostu taki intelektualny, prowokacyjny, żart ?
W takim razie kol. Tadeusz Lis, Bogdan Kiebzak i Tomasz Piasecki traktując sprawę owego komentarza poważnie dali się solidnie nabrać !
Ale dzięki nim - przy okazji - dostaliśmy sporą wiedzę !
R. XXI