WKRÓTCE KSIĄŻKA O SZWEDZKIM WYBRZEŻU
Marcin Palacz regularnie, choć rzadko gości w okienku SSI. Niestety, bo ma sporo do opowiadania i pokazywania jeśli chodzi o przystanie i porty Bałtyku. To wszystko przez zniewalającą konkurencję nie tylko "ZAGLI" (tą jeszcze potrafię przeboleć). Marcin przygotował książkę o południowym wybrzeżu Szwecji od Utklippan, Ungskär i Stenshamn w Blekinge, po Landskronę. Sporo informacji ogólnych plus opisy 60 przystani. Książkę wyda Alma-Press. Nie mogę ukryć smutku, ze Szwecja brzydnie, zatraca swój charakterystyczny "sielski" urok, miejsce brazowych domków o białych narożnikach zajmują zunifikowane, bez miejscowego charakteru budynki z betonu, szkła i aluminium. A przykładowa cena natrysku w Kivik precyzyjnie pokazuje, że Szwecja stacza się w dół, gdzie powita ją Grecja.
Pożeglujcie do Stenshamn póki czas.
Za kilka lat nie będzie już ani po co, ani za co.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------------------
Portem docelowym i zwrotnym wakacyjnego rejsu Lottą była Landskrona w Sundzie, a to z powodu odbywającego się tam w połowie lipca zlotu jachtów typu "Albin Vega", czyli International Friendship Regatta 2014. Nie będę zanudzał Czytelników SSI klasowymi dywagacjami – jakby ktoś był zainteresowany, to garść informacji i sporo zdjęć można znaleźć tu www.albinvega.pl/albin-vega/zlot-veg-ifr-2014 . Doniosę tylko, że entuzjazm z pojawienia się na zlocie Vegi z tak egzotycznego kraju jak Polska sięgnął zenitu, w efekcie czego "Lotta" wylądowała na okładce jesiennego numeru kwartalnika Vegabladet (zdjęcie okładki na dowód załączam).
"Lotta" na okładce
.
Landskrona - wprost urokliwy widoczek :-(
.
W samej Landskronie są w tej chwili trzy mariny: Lustbåtshamn (zaraz za lewą główką, pod wieżą ciśnień), Nyhamn (nowa, w dużym basenie, następnym po lewej stronie, w którym kiedyś przybijał prom na wyspę Ven), oraz Lundåkrahamn. W porcie w Landskronie poczułem się jak na Szkarpawie – kupami pływające wodorosty skutecznie unieruchomiły śrubę "Lotty" i na zlot do Lundåkrahamn wjechałem na sznurku za duńską Vegą.
Malmo Dockan
.
Zmieniło się też w Malmö: dawny suchy dok w samym centrum miasta jest teraz dość dużą i nadal rozbudowywaną miejską mariną (165 miejsc pod koniec sezonu 2014). Małe zaplecze sanitarne mariny nie wystarcza – tworzą się kolejki, wieczorem brak ciepłej wody. Gospodarze zapewniają, że w sezonie 2015 będzie nowy dwupiętrowy budynek zaplecza, o znacznie większej przepustowości. Wokół przystani, na dawnych nabrzeżach stoczniowych stoją najdroższe apartamentowce w mieście. Druga (dużo mniejsza i droższa ) nowa marina powstała w basenie w pobliżu skręconego wieżowca Turning Torso.
Po raz pierwszy wpłynąłem do Skanör. Lipiec, piękna pogoda, weekend – tak zatłoczonej mariny to ja jeszcze w życiu nie widziałem. Desperaci stawali przy palach cumowniczych, na zewnątrz stanowisk, w poprzek, bez kontaktu z lądem. Ciekawe jak to się rano rozładowało – nie zobaczyłem, bo pojechałem rowerem na wycieczkę. Przystaniowe rowery można używać bez dodatkowych opłat – w godz. 8–19, zwrot musi nastąpić tego samego dnia, pobierana jest kaucja w wysokości 100 SEK. Za postój w marinie można płacić zarówno w automacie, jak i w kantorku, ale nie radzę korzystać z tej drugiej opcji – pobierana jest opłata manipulacyjna w wysokości 40 SEK (za każdą noc!).
Przez kanał Falsterbo przepływałem natomiast wielokrotnie, ale nie wiedziałem, że ma on tak ciekawą historię: Został zbudowany w ekspresowym tempie w czasie wojny, po tym, jak Niemcy zaminowali akwen wokół półwyspu Falsterbo, uniemożliwiając tym samym przybrzeżny ruch szwedzkich (neutralnych) statków z Bałtyku w Sund i z powrotem. Komitet powołany do analizy możliwości budowy kanału zebrał się 17 listopada 1939 roku, stosowny raport gotowy był 3 tygodnie później, a decyzje o budowie podjęto 22 grudnia 1939. Prace budowlane rozpoczęto 3 stycznia 1940 roku, a 1 sierpnia 1941 roku pierwszy statek pasażerski przepłynął kanałem. Budowa została całkowicie ukończona rok później.
W Skåre, tak jak to Don Jorge opisywał w „Portach południowej Szwecji” drzwi do klubowego budynku (rodzaj świetlicy, fotele, stół, książki, TV, kuchnia) wciąż stoją po prostu otworem. Wpłynąłem do tego portu przy wcale niezbyt silnym południowo-wschodnim wietrze (może z 5B było). W prawie pustym zewnętrznym basenie fala nieprzyjemnie rozbryzgiwała się o niczym nieosłonięte ścianki Larssena tworzące nabrzeże. Moje pojawienie się w zatłoczonym basenie wewnętrznym spowodowało popłoch wśród cumujących tam Duńczyków. Wykonałem ciasny zwrot o 180 stopni i dałem całą naprzód z powrotem na południe, na zewnątrz, byle dalej, odpowiadając kiwnięciem ręki na przyjazne już machania z kei. Wróciłem tam potem rowerkiem – stąd wiem, że drzwi otworem stoją i co na widok "Lotty" pomyśleli Duńczycy.
Do Gislövs läge warto wpłynąć, by obejrzeć pieczołowicie odrestaurowane łodzie typu snippa (najstarsza z 1915 roku). Do Trelleborga można stąd dojechać (za darmo, trzy razy dziennie) czerwonym londyńskim piętrusem – drzwi z lewej strony, kierownica z prawej. Ten sam autobus dociera też do Smygehamn. W Trelleborgu, jako że jest to miasto najbardziej południowe (w Szwecji) na ulicach rosną (w donicach) palmy. Jest to chyba największy nad Bałtykiem port, w którym nie ma przystani żeglarskiej.

W Smygehamn, woda jak zwykle śmierdzi. Jest mętna, niebieskawo-zielona, pływają w niej miejscami wielkie kłęby gnijących wodorostów. Źródłem zapachu jest nanoszona przez fale gnijąca roślinność – nie udało mi się zrozumieć co powoduje, że ta właśnie przystań jest szczególnie narażona na tę przypadłość. Miejscowi mówią o dawnej kopalni piaskowca w tym miejscu i że port jest regularnie czyszczony, ale nie na długo to pomaga.
W mojej prywatnej księdze rekordów honorowe miejsce zajmuje port Kivik, z opłatą za skorzystanie z prysznica równą 50 SEK. Trzy razy się dopytywałem, czy nie chodzi czasem o 5, albo 15 SEK. Port jest ładnie położony, u podnóża wzgórza Stenshuvud wznoszącego się niemal 100 metrów ponad poziomem morza.
W Blekinge w poprzednich sezonach spędziłem wiele tygodni, ale nigdy wcześniej nie zawitałem do klubowej przystani Pukavik, w głębi zatoki Pukaviksbukten. W Pukavik goście są mile widziani, ale nie trafia ich tu wielu – miejscowi twierdzą, że przede mną w 2014 roku było paręnaście łódek. W Pukavik remontowana jest obecnie Albin Vega numer 1 – zbudowany w 1965 roku mahoniowy prototyp Vegi, który po opływaniu, serii testów i poprawek, posłużył do stworzenia form, w których wylaminowano 3400 kolejnych Veg. Vega numer 1 jest ogólnie w dobrym stanie. Kilka ostatnich lat spędziła jednak na lądzie. Ma teraz nowego właściciela i w 2015 roku będzie znowu pływać. Wracając jeszcze do zlotu w Landskronie: regaty w klasie turystycznej, wygrała Vega numer 2 – pierwszy seryjny egzemplarz (z 1966 roku).
Dość nowa przystań miejska jest także w Karlshamn, w wąskim basenie w samym ujściu rzeki, w centrum miasta. W sierpniu marina świeci jednak pustkami. Jakoś tam hałaśliwie i smrodliwie jest. Dużo sympatyczniej cumuje się w odległych od centrum o 20 minut spacerkiem przystaniach Vägga lub Svanevik, które nawiasem mówiąc wspólnie tworzą największy w Blekinge ośrodek usług i sklepów żeglarskich.
Karlskrona Stadsmarina
.
W Karlskronie miejska marina nie nazywa się już Tallebryggan a Stadsmarina. Nowe pomosty, nowe zaplecze. Jak rozumiem, trwa rozbudowa, choć nie wiem co tam jeszcze ma powstać. W muzeum morskim jest nowa atrakcja – pawilon okrętów podwodnych wybudowany ponad ustawionym na nabrzeżu HMS Neptun.
Ungskar - tu jeszce pachnie Szwecją (wizualnie i aromatycznie)
.
Na koniec wspomnę o Ungskär. Ciekaw jestem, czy wielu Czytelników SSI tam trafiło.... A port leży raptem 113 mil od Rozewia (i 5 Mm od Utklippan). To pretendent do tytułu mojej ulubionej szwedzkiej przystani (tylko bardzo ostrożnie na podejściu, proszę!).
Marcin Palacz
s/y "Lotta", Albin Vega V1958
Komentarze
spoko, to tylko Kivik wybrykuje Marcin Palacz z dnia: 2015-01-19 07:01:00