DRUGIE WYKOPALISKO
Nasze wielkie, coraz większe targi "Wiatr i Woda" za 10 dni. Dobry moment na retrospekcję*) czyli porównanie czyli czym żylismy wtedy, a czym pasjonujemy się dzisiaj. To pouczające, a poucza nas nie byle kto, bo sam Marian Lenz.
Tekst przypomina starszym i edukuje młodych.
Warto czytać.
Wcale nie nudne.
Zapraszam na spotkania w stoisku "ŻAGLI" (drogowskaz kilka newsów wstecz), a przy okazji zwizytujcie boksik SAJ (w oficynie).
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------------------
*) Retrospekcja to inaczej wątki iskeryczne. Można jej użyć także w pojęciach aksonetrycznych :-)))
=========================================================================================================================
Jachty w Hamburgu

W pierwszym tygodniu listopada 1992 w Hamburgu odbyła się 33. Wystawa jachtowa „Hanseboot ‘92”. Tym razem przesunięto ją z końca październik na listopad. Późna pora, a może inne przyczyny sprawiły, że drugie co do wielkości targi żeglarskie w RFN cieszyły się mniejszym powodzeniem niż w ubiegłych latach. Mniej było zwiedzających, których mimo wszystko zachęcało do zakupów 750 wystawców z 20 krajów – samych jachtów wystawiono 1200. „Bieda, panie, bieda” słychać było zewsząd. Dostawało się i „zjednoczeniu” i „Ossis” – byłym enerdowcom. Lecz czy to narzekanie nie miało przypadkiem rutynowego charakteru?

Dawniej wystawa „Hanseboot” była monopolistą na północy Niemiec – teraz pojawiła się konkurencja. Dwa tygodnie wcześniej zakończyła się pierwsza tego typu wystawa w Rostoku. W tydzień po hamburskiej odbędzie się następna Międzynarodowa Wystawa Jachtowa w Berlinie. I gdyby dodać wyniki tych trzech imprez, to okaże się, że w sumie jest nawet lepiej. Wprawdzie nie każdego „starego” wystawcę stać na udział we wszystkich wystawach, ale pojawiają się nowi. A co najważniejsze, wystawy obejrzy więcej ludzi, bo bliże, a może i ciekawiej. Handel zbliżył się do klienta. Kto lekceważy wystawy w Rostoku i Berlinie, ten błądzi.

Co mówią statystyki?

W tym roku, w porównaniu z odpowiednim okresu roku ubiegłego, wartość eksportu jachtów z RFN spadła o 27 proc. Ale co ciekawe, sprzedaż za granicę jachtów żaglowych wrosła odpowiednio o 12 proc. Szczególną popularnością cieszyły się jachty nieduże, o długości mniejszej niż 7,5 m. Znacznie spada natomiast sprzedaż dużych jachtów motorowych (ponad 12 m długości) i regatowych.

Nas bardziej interesuje niemiecki import. Wzrósł on niewiele – o 3 proc. O 25 proc. Spadły zakupy dużych jachtów żaglowych (powyżej 12 m dł.), a o 12 proc. małych – poniżej 7,5 m długości. Wzrósł natomiast o 34 proc. import jachtów w przedziale 7,5-12 m. Polscy eksporterzy sami muszą wyciągnąć wnioski z tych liczb.

Ciekawe są analizy zmian na niemieckim rynku. W ubiegłym dziesięcioleciu, po spadkowym okresie 1980-85 obroty zaczęły rosnąć, ale dopiero w 1987 r. osiągnęły poziom z 1979 r. W ciągu czterech kolejnych lat nastąpił dalszy przyrost o 50 proc. Import jachtów w latach 1988-91, po uprzedniej tendencji spadkowej, wzrósł o 78 proc. (!). Są to liczby naprawdę imponujące.

Kto nie lubi Niemca?
Demagogią i zwykłym „praniem mózgu” trzeba nazwać opinie dochodzące z Gdańska i Szczecina, że przyczyną upadku dużych stoczni jachtowych jest: „załamanie się rynku wschodniego” (co bardziej krewcy gotowi wołać: „Komuno, wróć!”). Łodzie to nie okręty – w przemyśle jachtowym nikt nikogo nie zmuszał do eksportu do wschodniego sąsiada i demoludów. Wręcz odwrotnie – przez 20 lat wszyscy prosili namawiali do reorientacji. Stoczniowcy przekładali jednak tandetę nad solidność wymaganą przez zachodnich kontrahentów. No i stało się.

Zresztą nawet trudno coś pełniejszego powiedzieć o kondycji polskiego przemysłu jachtowego – po prostu brak liczb. Niemieckie dane opracowało DBS (Deutscher Boots Und Schiffbauer Verband e. V.), które jest organizatorem wystaw „Hanseboot. U nas w tej dziedzinie brak nawet statystyki, nie mówiąc o jakiejkolwiek koordynacji lub pomocy wzajemnej. Bo może nie jest aż tak źle – jeśli w Gdańsku obserwowaliśmy budowę „White Eagle” albo inne prywatne przedsięwzięcia. W Hamburgu jednak raczkowało kolejne, któreż to już entuzjastów-amatorów, najchętniej pod cudzymi znakami.

Tymczasem przyjechali tam szkutnicy z dalekiej Rosji. Z Petersburga, z Archangielska, gdzie buduje się już nie tylko z sosny syberyjskiej, ale i modrzewia. Jeśli w tym kraju przestawi się na produkcję inną niż wojskową, to przy obecnej organizacji resztek naszego przemysłu jachtowego, nie będzie z niego co zbierać. Pojawili się też konkurenci z południa – Czesi.

Każda wystawa żeglarska sili się na oryginalność, stara się mieć jakąś własną osobliwość. Na „Hanseboot” całe górne piętro hali zajmuje wystawa „Art. Maritim”: obrazy, rzeźba, modele, eksponaty muzealne z promowanego przez wystawę kraju. W tym roku, na ósmej tego typu imprezie wystawiła się żegluga i sztuka włoska. Poprzednio oglądaliśmy Argentynę, wcześniej niemieckie malarstwo marynistyczne, a w 1989 r. zdążyliśmy jeszcze obejrzeć „Schiffart und Kunst aus USSR”. Każda narodowa wystawa zostawia po sobie piękny katalog. Jeśli tak trudno przebić się nam w produkcji, to może dobrze byłoby „załapać się” choć na taką ekspozycję.

Marian LENZ
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu