PAWEŁ MORZYCKI - WSPOMNIENIE O PRZYJACIELU
"Wtedy, gdy się najmniej spodziewasz, nagła wiadomość pchnie cię nożem...” – śpiewał Felicjan Andrzejczak z Budką Suflera. Tak było i wtedy... Zakatarzony, przeziębiony i zły na siebie z powodu niedyspozycji siedziałem w domu, gdy ok. 1700 zadzwonił Waldek Heflich z hiobową wieścią o śmierci Pawełka Morzyckiego. Był 4 marca 2010 roku...

Osobiście bardzo przeżyłem wiadomość o odejściu Pawła – dosłownie dwa dni wcześniej dzwonił do mnie z kolejnego pobytu w szpitalu, pytając o moje zdrowie i deklarując, że jeśli są jakieś problemy z prowadzonym przez Niego działem morskim „Żagli”, to On urwie się z lecznicy i wpadnie do redakcji rozwiązać problemy...
O tym, że Paweł choruje, wiedzieli wszyscy, którzy go znali, jednak prawdziwy swój stan ukrywał przed nami skrzętnie i może poza najbliższymi nikt nie wiedział, jak jest on dramatyczny. Przyzwyczajeni od lat do jego narzekania na zdrowotne niedyspozycje spowodowane dawnymi afrykańskimi przygodami polubiliśmy nawet Jego ciekawe opowieści o nowych, dających nadzieję na wyleczenie lekarstwach i przyzwyczailiśmy się do krótkich absencji w redakcji.
Ale i tak o tym, co ważnego dzieje się w polskim żeglarstwie morskim wiedział wszystko i to na bieżąco! Nie raz zaskakiwał nas szybką publikacją relacji z rejsów, które potem okazywały się być najwybitniejszymi w danym roku. Wszystkich znał, wszędzie umiał dotrzeć...
Zostawił po sobie kawał dziennikarskiego, a raczej – redaktorskiego dorobku, bo sam pisać nawet na tematy, na których jako jachtowy kapitan żeglugi wielkiej się wybitnie znał, nie lubił. Jakby się wstydził opisywać coś, co zna głównie z teorii lub w czym osobiście nie uczestniczył. A wiedzę miał przeogromną! Był i chodzącą encyklopedią żeglarstwa, i wielojęzycznym słownikiem terminów żeglarskich, i kopalnią wiedzy o kulturze żeglarskiej (uwielbiał szanty!). Lubił pomagać innym, a ilu autorskich pomyłek dzięki Jego pracy uniknęliśmy, to tylko On sam wiedział...
Ale najbardziej brak mi Jego opowieści z odbytych wypraw... Paweł nie był człowiekiem wylewnym, nie zamęczał nikogo opowieściami o swoich rejsach, podróżach i innych osiągnięciach, ale gdy przełamało się Jego dystans – był uroczym gawędziarzem: Jego opowieści o rejsie „Borutą” dookoła Ameryki, żartobliwe opowiadania o nie pobitym rekordzie w długości rejsu transatlantyckiego „Jagiełłą” (ponoć ocean pokonali żeglując... bokiem), Jego żeglarskie przygody na wodzie i lądzie zasługują na pamięć. Żal, że nie są spisane...
Do końca żeglował, jeśli tylko nadarzyła się okazja (brał udział w naszych testach jachtów morskich, ostatnie Jego rejsy to Baleary i Liparydy). Skromny aż do przesady, nigdy nie dał innym odczuć, że są przy Nim żeglarski oseskami...
Brakuje mi Go bardzo...
Jerzy Klawiński


„Słuchaj, to jest zwyczajne świństwo
Tak się nie mówi "do widzenia"
Nie można wyjść ot, tak
W połowie snu i w pół marzenia...”

(„Czas ołowiu”, Felicjan Andrzejczak i Budka Suflera, tekst Marek Dutkiewicz)
--------------------------------------------------------------
Paweł Morzycki, j. kpt.ż.w. redaktor "ZAGLI", człowiek, o którym wszyscy znajomi żeglarze mówili i mówią - Mój Przyjaciel.
Komentarze
jakby to wczoraj Marian Lenz z dnia: 2015-03-01 10:09:00