KIELER WOCHE
Witold Pawłowski lubi głośne imprezy, o czym świadczy nazwa jego jachtu. A do tego - aby ludzi, jachtów i kakaryk było mnóstwo. O gustach w SSI nie dyskutujemy za radą starożytnych.
Moim zdaniem raz w życiu Kieler Woche zobaczyć warto.
Choćby po to, aby później doceniać ciszę, spokój, wolne stanowiska do cumowania.
W Niemczech tyle jest ciekawych miasteczek portowych. Choćby wspomniane przez Witolda - Burgstaaken i Burgtiefe.
Zazdroszczę żeglugi na najdoskonalszym jachcie (w klasie HT pana Iora).
Za kamizelki punkty dodatnie !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
-----------------------------------
.
Do odwiedzenia Kilonii w czasie Kieler Woche chęć miałem ogromną, pomomo Twoich, Jerzy, przestróg.
Wyszliśmy naszym "Rockandrollem" (Carter 30) 15.06.2015 z Gdańska i po około 10 dniach niespiesznej żeglugi, no bo i " w mordę", a i w porcie trzeba było przeczekac sztorm, dotarliśmy do Kilonii wieczorem koło 19-ej 1506, minęliśmy marinę Duesternbrook. W internecie wcześniej przeczytałem, gdzie będzie główna scena, gdzie mają byc też i szanty, oraz żeby było blisko do starego miasta, i starałem sie zacumować gdzieś blisko. Podpłynąłem do mariny Sporthafen (zaraz za Geomarem) i widząc faceta na pierwszym z brzegu jachcie zapytałem o wolne miejsce. Usłyszałem, że miejsc nie ma, ale on zaraz odpływa i będzie wolne. Podryfowałem czujnie parę minut i przytuliłem się do kawałka pomostu. Nie zauważyłem, że obok jest pływający Bar Havana Club i za chwilę zaczęła się dyskoteka.
.
Łomot straszny. Wyszliśmy na bulwar, gdzie nie niedaleko zespół małolatów grał alternatywny rock i zaraz dalej wielki namiot, stoły ,ławy, piwo, tłok i zaczeli grać jakos tak z niemiecka.
Ludzie zaczeli wchodzic na te ławy, tańczyc, ale mnie jakoś ta muzyka nie poniosła. Wracamy na jacht, a tu Bar Havana Club łomocze dalej.
I wtedy pomyslałem, że miałeś Jerzy rację, że przestrzegałes, że Kieler Woche to jarmark, takie tam połykacze ognia i inne dzikie węże.
Jak tu przeżyć do rana? Ale o 24-ej zaległa cisza i trwala do nastepnego wieczora. Także Jerzy nie miałeś racji. Parę godzin nawet dyskoteki obok można przeżyć, a nastepnego dnia dnia byliśmy na koncercie normalnej kapeli rockowej z piekną blondwłosą solistką śpiewająca po angielsku. Trochę dalej grał i spiewał zespół peruwiański przepiekne melodie, można było tez potańczyć.
Estrad, scen było wiele, występowały też zespoły folklorystyczne z różnych stron swiata. Niektórzy artyści grali wprost na chodniku.
No i wczoraj, w sobotę najwazniejszy punkt programu - parada.
PRZEPIĘKNY WIDOK !!!!! CHYBA PONAD 1000 JEDNOSTEK !
Żaglowców było sporo, nasz przepiekny "Dar Młodzieży" o snieznobiałych burtach, "Siedow" o burtach lekko rdzawych i wiele wiele innych. Nie widziałem innych jachtów z Polski, ale słyszałem z innych jachtów "dzień dobry", "jak sie masz?". Za marinę w Sassnitz, Burgstaaken i w Kilonii płaciłem podobnie - 14 do 16 euro/9 m jacht/.

Wszędzie cash, a w miasteczku Burg gdzie pojechałem parę kilometrów rowerkiem na zakupy, miałem problemy ze znalezieniem bankomatu.
Pewno by im sie przydał jakis Balcerowicz.
Chociaż moim zdaniem plan Balcerowicza to takie drakońskie - "Jak go nie zabije i przeżyje, to go wzmocni". Wzmocniło i to cholernie, ale koszt był wielki.
Zaraz odbijamy z Burgstaaken. Na wschód.
Wieje czwóreczka z Westu, czyli JEST PIĘKNIE!
Pozdrawiam
Witold Pawłowski
.
P.S. Po poprzednim postoju w Burgstaaken wychodząc zobaczyłem jakies 10 metrów poza torem Niemca, która cos do mnie nadaje i ma cumę w garści. Wszystko jasne-stoi na mieliżnie. Podszedłem delikatnie, facet rzucił linę, mój Chief Mate Aleksandra sprawnie zaknagowała i powolutku ściągnąłem go na tor.

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu