O PRZEBIEGU SAILBOOK CUP
Jacek Chabowski pisał do SSI z półmetka, czyli z Visby. Kto jeszcze nie czytał jego komentarza podnewsowego, to podaję link http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=2784&page=0
Cieszy mnie, że regaty podobają się żeglarzom (w przeciwieństwie od Związunia). Podoba mi się też deklaracja Organizatora w okienku SAILBOOK - "popłyniemy na Gotland z licencją lub bez". Ganię hamulcowych !
W taki sam sposób ruszyła kiedyś liberalizacja polskiego żeglarstwa morskiego.
Impreza rośnie, może w końcu gotlandzcy armatorzy dołączą ?
Wyrazy uznania dla wszystkich Uczestników !
Korespondencja Jacka ciekawa. Bardzo dziękuję. Polecam hasło: "No to boja !"
Czekamy na wyniki - ponaglam sędziów ("dwa razy daje dama, która szybko daje")
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
----------------------------------------------
.
Don Jorge!
Jesteśmy już w swoich domach, suchych i nie bujających. Zanim o drugim etapie, kilka słów o części lądowej. Jak już wspomniałem wcześniej, nie można było nie zauważyć polskiej flotylli i polskich załóg. Drobna dygresja przy okazji – wydaje mi się, że mieszkańcy Gotlandii nie znaliby polskich turystów, gdyby nie regaty Sailbook Cup. Tak jak na całym świecie można spotkać rodaków, to w Visby i okolicach tylko tych co pod żaglami przybyli. Jak Jacek („organizer”) zostanie zmuszony do emigracji, to może na Gotlandii konsulem honorowym zostanie – kolejne efekty organizacji regat w tamte strony.
Dzień Polski się odbył i była to chyba jedna z większych masowych imprez na wyspie w tym sezonie. Siła nas tam była. Niczego co do wielkiego biesiadowania jest potrzebne nie zabrakło, a atmosfera bardzo żeglarska. Ile można rozmawiać o fałach, grotach, trajslach, kursach pełnych i „podwójnie pełnych” – a no jak widać można, nigdy dość. Trochę jeszcze prywaty – w trakcie postoju obchodziłem swój jubileusz (od pewnego wieku to już jubileusz, a nie urodziny) i nie ukrywam, że jeszcze mi się nie zdarzyło aby o 2 w nocy, z zupełnego zaskoczenia, kilkadziesiąt osób ukradkiem zbliżyło się i częściowo weszło na pokład naszej „mazurskiej” łódki i nagle z ogromnym natężeniem odśpiewało „sto lat” w wersji „a kto z nami, itd, itd”. Było krótko ale z dużym natężeniem. Czy etykieta żeglarska w porcie ucierpiała – bardzo wierzę w to, że nie. Jeżeli jednak tak, to zwalmy to na nasz słowiański temperament. Rano niektórzy z sąsiednich łódek jakoś tak pod nosem odpowiadali na powitanie. Hmmm.

Teraz o żeglowaniu. Drugi etap dostarczył prawie całą paletę warunków pogodowych. Początek to jak jazda galopem na sportowym koniu. Na orbitę Gotski pierwsze łódki wchodziły już późniejszym po południem. Pierwsza noc dość spokojna i bez większych emocji. Najlepsze przyszło w czwartek w ciągu dnia. Zgodnie z prognozą Bałtyk się przebudził i naprężył muskuły. Zaczęło się. Na naszych zegarach zanotowaliśmy 25 węzłów wiatru rzeczywistego. Morze się rozkręciło i mieliśmy wspaniałe widowisko zafalowania. Owszem warunki nie były łatwe, ale widowisko wielkich i dostojnych fal warte było naszego wysiłku. O tym, czy była 6 czy więcej w skali, czy fale miały 4 czy 8 metrów nie będę pisał. Ci bardziej doświadczeni mają tendencję do zaniżania, ci świeżsi, do podkręcania parametrów w górę. Nieważne, emocji nie zabrakło. Na niektórych jachtach były straty w sprzęcie ale jak mi wiadomo, nie bardzo duże. Już po wszystkim, z rozmów jeszcze na radiu czy już na brzegu, wywnioskowałem, że dzielności i hardości ducha nie brakuje. Stal hartuje się w ogniu – jest coś na rzeczy w tym powiedzeniu. Nasza końcówka, to jeszcze przed Helem poszukiwanie resztek wiatru i mały pojedynek z załogą "Zeny II". Próby radiowego przekupienia aby odpuścili za 4 paczki flipsów, nie powiodły się. Walczyli do końca. To jeden z tych fantastycznych elementów takiej rywalizacji - przez większość wyścigu nie mamy siebie w zasięgu wzroku, a pod koniec wpadamy na metę prawie burta w burtę. Dzięki za fantastyczną rywalizację!
Na zakończenie jeszcze o małym epizodzie z pierwszego etapu. Jak wyszliśmy za szerokość Rozewia, mieliśmy na kursie kolizyjnym prom "Stena Spirit". Wywołaliśmy ich na radiu, aby nie doprowadzać do jakiś wątpliwych sytuacji. Szczerze mówiąc nie było nam na rękę zmiana kursu, bo to regaty przecież. Z drugiej strony „safety first”. Odpowiedzieli natychmiast i potwierdzili, że widzą nas na AIS (przy okazji polecam do żeglugi morskiej). Zanim co kto zrobi albo nie zrobi, to kilka pytań, bo jak oni tak codziennie przez Bałtyk przepływają, to takiego zagęszczenia jachtów jeszcze nie widzieli. „płyniecie w regatach? Tyle jachtów? Gdzie? Na Gotlandię? No to szacunek. Co robimy z tym kursem kolizyjnym? Nie, no jak płyniecie w regatach, to oczywiście płyńcie swoje, przejdziemy (prom) Wam za rufą. Powodzenia!” Fajnie, co? Nawet taki duży małemu na morzu ustąpi. Wniosek jeden – morze jest nasze wspólne, dla tych co tam pracują i dla tych co zwiedzają i sport uprawiają. Szanujmy się wzajemnie, to i bardzo przyjemnie będzie!
Podsumowanie:
Organizatorom dziękuję za pomysł, imprezę, atmosferę, troskę o nasze zdrowie, o sprzęt i atrakcje brzegowe i morskie. Innym uczestnikom gratuluję wyników, wyczynu i za rywalizację dziękuję. Wiele imprez żeglarskich jest dobrych ale z czasem zlewają się w jakiś jeden lekko zamglony obraz. "Sailbook Cup" taki nie jest. Nie zleje się w tle z innymi imprezami. Jest po prostu wyjątkową imprezą. Budzi wokół siebie różne emocje ale tych pozytywnych jest przytłaczająca większość. Mam jeszcze takie swoje marzenie aby tych negatywnych dodatków nie było albo były w ilościach śladowych. Apel do wszystkich od których coś zależy – o drobinę dobrej woli, o drobinę wysiłku, trochę kompromisu i to nie małe już dzieło może być wielką imprezą, na której i ci doświadczeni, i ci co na morze pierwszy raz, i ci co na sportowo i turystycznie – mogliby się spotkać, cieszyć pięknem żeglowania i szanować różnorodność każdej innej żeglarki, innego żeglarza.
"Polled 2" jest szczęśliwą łódką i nie dlatego, że czasami jakiś wynik wykręci ale dlatego, że ma szczęście do najlepszych załóg. Tak też było i tym razem, za co bardzo jestem im wdzięczny.
Pamiętajmy o Leo, jego rodzicach i wielu dzieciach, które nie chcą być pozostawione sobie same i czasami pomijane przez tryby narodowych funduszy czy wielkich koncernów farmaceutycznych.
Żegnam Cię Don Jorge nowym, żeglarskim pozdrowieniem. Znanym tylko uczestnikom tych regat: No to boja!
Jacek Chabowski
s/y "Polled 2"
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu