BARTEK ODPŁYNĄŁ A KALESONY ZOSTAŁY,
 
 
To news spóźniony, ale chyba usprawiedliwiony moją włóczęgą po polskich portach otwartego morza. Zaczynam odrabiać zaległości. Na pierwszy ogień - Jacek Chabowski i Tomasz Konnak.
Impreza mi się podoba, a jeszcze bardziel towarzyszący jej luz, czego emanacją są wcale obcisłe Złote Kalesony.
Że też organizatorzy wpadli na tak oryginalny pomysł. Bo umiejętność zabawy nobilituje jej uczestników.
I to tak ... nieficjalnie.
Szkoda, że nie mogłem osobiście Wam kibicować i podziwiać ceremonię ubierania Triumfatora.
Regatowców zapraszam do regularnego czytania SSI. Nie samym ściganiem człowiek żyje.
Bartka Czarcińskiego SAJ oficjalnie nie żegnał, bo członkowie RA (poza Jackiem Chabowskim) właśnie są w morzu. Nie wątpię, że będą go witać.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
 
--------------------------------------
Po pierwsze gratuluję Tomkowi i załodze jachtu "Czarodziejka". Coś skorygowali w ustawieniach i sposobie prowadzenia żagli i wygrali ze wszystkimi, pozbawiając jakichkolwiek nadziei. Tomek nagrodę skonsumował poprzez autoprezentację w złotych galotkach.
Po drugie dziękuję Tomkowi za przeliczenie czasów.
Pozostałym uczestnikom, gratuluję wyników i dziękuję za udział w regatach i wspólną zabawę na wodzie i na trawie.

Dzięki także Zbyszkowi i Jackowi Z. za pomoc w organizacji imprezy. Pozwolę sobie w imieniu Ojców Założycieli wysłać maila z podziękowaniami do kierownictwa Jachtklubu Stoczni Gdańskiej za gościnę, udostępnieni infrastruktury klubu i wspomnianej wyżej trawy.

Subiektywnie o imprezie.
Moim zdaniem impreza, mimo nieco niższej frekwencji niż poprzednio, była udana. Myślę, że właściwym byłoby powiedzieć, że frekwencja w Jastarni była wyjątkowa. Pamiętajmy, że Regaty o Złote Kalesony organizowane są bez żadnego formalnego, nie wspominając o finansowym zapleczu. Impreza nie ma stałej pozycji w kalendarzu regat, a informacja pojawiła się na dwóch portalach, przy czym u Jurka Kulińskiego ściganci niestety są dotąd w zdecydowanej mniejszości.
Moim zdaniem wartością dodaną imprezy było pożegnanie Bartka. Wydarzenie bez precedensu. Może coś przeoczyłem ale żadnej z organizacji żeglarskich działających w PL nie zauważyłem. Żadnego klubu, itp. Nie chodzi o to aby działacze się promowali ale chociażby mogliby wręczyć Bartkowi symboliczną banderę. Czasy są takie, że jak ktoś się dobrze wypromuje, to treść tego co robi lub zamierza zrobić schodzi na plan dalszy albo się prawie nie liczy. "Piję" tutaj chociażby historii znanych w mediach kapitanów, którzy próbowali ale jakoś nie wyszło. Mam wrażenie, że dla Bartka promocja nie była ważna tylko po prostu realizuje swoje marzenie.
Jak "Perła" wyruszała w Świat, byli za to żeglarze, sami z siebie. Dla mnie to jest niesamowite. Wow! Taki początek, takiego rejsu można sobie tylko wymarzyć.

Teraz osobiste refleksje poimprezowe:
To w czym uczestniczyłem i czego doświadczyłem w ostatni weekend było super. Jeszcze raz dziękuję wszystkim współuczestnikom. Biesiada z tych spontanicznych, naturalnych - owszem zakropionych ale na wesoło, a nie brukowo. Straty w granicach normy, znaczy jedna rozdeptana musztarda.

Jeszcze kilka słów o sportowym udziale "Polleda 2". Jestem zadowolony z samego przebiegu wyścigu. Pełne uznania dla mojej załogi - dziękuję - "good job Poland!". Pełna koncentracja przez cały bieg. Było fajnie. Trochę mnie dołuje wynik po przeliczeniu. Wyjścia są dwa - albo wykastrować łódkę pod przelicznik, albo ćwiczyć i trenować i zamęczyć załogę i konkurencję. Próżność podpowiada pierwsze, szlachetny duch walki oczywiście to drugie. Jest jeszcze trzecie wyjście (nie wiem do czego przypisać) - żeglować i emocjonować się ściganiem na wodzie tak długo jak będzie to sprawiać radość i przyjemność. Na chwilę obecną wybieram opcję trzecią.
Zatem do zobaczenia na wodzie i na kei lub trawie po wyścigach!

- pozdrawiam
Jacek Chabowski
---------------------------------------------------
A co w sprawie Złotych Kalesonów ma do powiedzenia Tomek Konnak:
Ponieważ ideą tych regat był od początku test formuł, wyników i samego pływania, zrobiłem kilka symulacji w ORC.
Polegają one na tym, że sprawdziłem o ile jachty poza "Czarodziejką"{ musiałyby przypłynąć szybciej, żeby wygrać (nie badałem sekund, zmieniałem tylko minuty):
"GoodSpeed" - 13:55:50 (czyli 13 minut szybciej) "BLUESinA" - 14:12:58 (czyli 14 minut szybciej) "Oceanna" - 14:30:13 (czyli 21 minut szybciej) "Polled 2"- 14:42:31 (czyli 16 minut szybciej)

Ale to w stosunku do "Czarodziejki", do innych jachtów już znacznie mniej (minuta, 2, 3). Z ciekawości przeliczyłem też wyniki offshorowo, poza pierwszym miejscem kolejność jest zupełnie inna, czyli pozostałe jachty były dość blisko siebie (widać to zresztą w czasach przeliczonych, miejsca 2-3 i 4-5).
"Czarodziejka" wyrobiła olbrzymią przewagę, co w tych warunkach trochę mnie dziwiło. Ale... halsówka szła nam dobrze i generalnie dobrze wpasowywaliśmy się w zmiany wiatru. Fala nam niezbyt przeszkadzała, bo była dość długa i łagodna. Zupełnie inaczej niż przez ostatnie 3 lata ustawiliśmy grota (on naprawdę jest bardzo stary i niewiele da się zrobić, ale coś się dało - to skutek wykładów na poprzednich regatach), załoga była przeze mnie ganiana na balast i do kabiny, na obie burty, w miarę potrzeb.
Spinakera w tych warunkach prowadziliśmy inaczej niż pod kątem maksymalnej siły aerodynamicznej - spinaker generalnie był przebrany, nie pracowaliśmy na brasach, brasołapka zawietrzna była dość mocno ściągnięta - bo kryterium była stabilizacja spinakera na fali, on po prostu miał nie latać, nie gasnąć. Kurs, stosunkowo ostro do wiatru, właśnie żeby cały czas pracował dobrze. W efekcie, jak wiało mocniej, płynęliśmy pod 6 węzłów.
Co do halsówki przed boją, ja czułem niemalże namacalnie, że jak chmura odejdzie, to wiatr wzrośnie i wróci do starego kierunku. Dlatego przeczekaliśmy na prawym halsie: płynięcie pod fale, i momentami bardzo duży dryf falowo-prądowy (pod 30-40 stopni nawet - porównanie kompasu i gps-a zaskoczyło mnie). Tak nawiasem, nie wyobrażam sobie pływania w regatach bez dobrego kompasu magnetycznego.
Oczywiście błędem było wystartowanie na foku i refie. Ref szybko zdjęliśmy (refowanie i rozrefowanie mamy bardzo dobrze przygotowane), a zmiana foka na genuę została wykonana pokazowo i niemalże rekordowo - naprawdę załoga się spięła na ten manewr. Ale zawsze kilka minut w plecy, ech.

A co samej imprezy jako całości, to uczucia mam mieszane. Frekwencja taka sobie, kilka jachtów niestety olało zabawę w ogóle, kilka jachtów się wycofało.
Połączenie ZK z wypłynięciem Bartka nieco zaszkodziło kalesonom.
Rozumiem że trudno było zrobić inaczej, ale wyszło jak wyszło.

Pozdrawiam
Tomasz


Komentarze
Brak komentarzy do artykułu