FEMØ CZYLI W NAWIGACJI PEWNOŚCI NIGDY ZA DUŻO
" A kiedy już będziesz absolutnie pewien - sprawdź raz jeszcze".
Czy czegoś takiego dzisiaj uczą w polskich akademiach żeglarskich?
Pewnie nie uczą, bo GPS mylić nie może.
Chyba, żeby wyświetlacz zgasł, czyli komputerotechnika kitę odwaliła. Podejrzewam, że dla dzisiejszych nawigatorów byłaby to poważna dawka stressu.
Ale to tylko moje alternatywne, nieuzasadnione i przesadne podejrzenia, jako, że dzisiejszy nowoczesny nawigator wzruszyłby tylko ramionami i sięgnął do torebki swej przyjaciółki,
aby wyjąć z niej smartfona (z aplikacją, aplikacją !)..
Po Waszy namowach, rozpocząłem skrupulatniej segregować śmieci (porządki w pakamerze) i oto poniżej znajdziecie jeszcze jedno opowiadanko z myszką. Stare, stare.
Może dacie radę dobrnąć do finału.
.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
-------------------------------------------
.
NIEPRAWDOPODOBNE,  A  JEDNAK  SIĘ  WYDARZYŁO

Femø zapamiętałem szczególnie ze względu na to, że właśnie tam pewnej ciemnej, wietrznej i nieco deszczowej nocy przyszło nam szukać przytuliska. Samo szukanie, nawet w czasie tak marnej pogody w żegludze bałtyckiej nie jest niczym godnym specjalnej pamięci. Przybliżam tylko scenerię. Do Femø wcale nie mieliśmy zawijać, do Femø zagnał nas silny wiatr spod mostu Storstrombroen (między Zelandią i Falster. Uciekaliśmy w ciemność, zdani tylko na (nie)dokładność systemu Decca. Niecodzienność sytuacji polega na tym, że kiedy zmordowani żeglarze wreszcie znaleźli osłonę przed wiatrem – okazało się, że w panoramie jeszcze czarniejszego niż noc brzegu nic się nie świeci. Żadnej pary zielonych świateł nabieżnika, żadnego czerwonego światła na głowicy falochronu, żadnych latarni, świateł w oknach domów – nic, kompletna ciemność. Gdyby nie wskazania wspomnianego odbiornika nawigacyjnego – mógłbym zwątpić czy to, co nas osłoniło od wiatru jest właśnie wyspą Femø. Powolutku, na silniku, wciąż wytężając wzrok zbliżamy się do miejsca, w którym powinien być port.
Wreszcie co-skipper Mietek, ten od jastrzębiego wzroku (lepszy niż sokoli) mówi
Chyba widzę nabieżnik. Coś bardzo, bardzo słaby. Dwa białe stałe, górne jakby nieco słabsze.
Patrzę na mapę jeszcze raz. Górne ma prawo wydawać się słabsze, bo przecież jest dalej. Ale przecież nie białe. Mają być zielone i to oba.
Na pewno białe ? Mają być zielone.
– Jak mówię, że białe, to białe.
 
Wiem, że nie jest daltonistą, bo żeglujemy razem od niepamiętnych czasów, ale pamiętam także, iż w Preface admiralicyjnego spisu świateł Rear Admiral Clarke ostrzegają, że warunki pogodowe mogą w istotnym stopniu utrudniać rozróżnianie barw odległych świateł. Biorę Steinera i patrzę, patrzę, patrzę, wreszcie dostrzegam. Jest! Jest nabieżnik, dwa białe światła stałe. Mietek steruje, aby znaleźć się w linii nabieżnika. Jesteśmy, naciskam przycisk oświetlenia kompasu. Ma być 096*. Jest 115*. Co jest? Za duża różnica. Wracam do mapy – patrzę na różę Magnetic variation - 1005’,2002 (6’E). Następnie na Deccę, wskazania kompasu. Niby wszystko się zgadza, tylko nie ten widoczny na brzegu nabieżnik. Przypomina mi się, jak to przed wielu, wielu laty latarniowiec Irbenski Proliw nie stał tam, gdzie miał stać. Ale tu Dania, a nie sowietskij bardak.
-
Mietek, idziemy w prawo, schodzimy z tego nabieżnika.
- To może zdejmiemy nieco gazu ?
- OK. - zdejmuj
A więc podchodzimy na instrumenty. W coś trzeba wierzyć. Jak wybierać, to zawsze to, w co się wierzy. Jacht powolutku zbliża się do czarnego brzegu. Patrzę na echosondę. Cały czas ponad 4 metry. Alarm włączony na 2,5 m. Na mapie izobata, zaznaczona czerwona linią wydaje się być daleko. Nikt nic nie mówi. Wreszcie Mietek:
Jakby biały dom na brzegu
Teraz patrzymy wszyscy. Coś majaczy w ciemności. Tak, wygląda jak dom, ale jakoś dziwny. A w ogóle to na pocztówkowej lotniczej fotografii portu, to tam nie ma takiej chaty. Wreszcie wszystko się wyjaśnia. To prom nocujący na Femø. Po prawej burcie zielona pława nieświecąca. Jesteśmy w porcie. A co z tym „nabieżnikiem”? No cóż – to były... lampki na grillowisku. Po prostu – 2 lampki na łączce po wczorajszej imprezie. A światło czerwone na głowicy falochronu zachodniego? Akurat go nie ma. Może będzie. Na wszelki wypadek narysowałem, ale nie byłbym zbyt pewny jego powrotu po naprawie.

Po co ta przydługa pogadanka?
Po pierwsze - po to abyście uwierzyli, że bosman naprawdę może zapomnieć włączyć światła. Gdyby nas to nie spotkało – nie uwierzyłbym „za nic”.
Po drugie – że trzeba podejmować decyzję w oparciu o niewątpliwe informacje. A jak są tylko te wątpliwe? Wtedy – kontrkurs.
Po trzecie – realizować podjęte decyzję konsekwentnie.
Nam tym razem się udało.
.
Jerzy Kuliński
==============================================================================================================================
Fotografia do komentarza Marka Popiela
Komentarze
o charakterystyce Aleksander Celarek z dnia: 2016-12-06 20:07:00
a to było światło jachtu Marek Popiel z dnia: 2016-12-07 08:30:00
ciekawe kulisy Wacław Kropidłowski z dnia: 2016-12-07 09:45:00