ANALIZUJĄC ZADY i WALETY
Lubię "newsy analityczne", zwłaszcza pisane przez tych, którzy naprawdę po morzu żeglują. Znany już Czytelnikom SSI Paweł Rachowski niedawno nabył jacht,
który zastąpi mu poprzedniego z którego wyrósł.
Takie "wyrastanie" to naturalna konsekwencja żeglowania po morzu małym jachtem. Wiem coś o tym, jeszcze pamiętam.
"Newsy analityczne" zachęcają do wymiany doświadczeń, uwag i propozycji usprawnień.
To tematyka dla armatorów, potencjalnych armatorów i absolutnie obca okazjonalnym czarterobiorcom.
Jachcik mi się podoba, zwłaszcza rufa - aż by się chciało ją uszczypnąc :-)
Uwaga handlowa - jachty z takimi rufami prawie zawsze są droższe od tych z płaskimi pawężami jak tablice szkolne "-)
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
-------------------------------------------------
.
Drogi Jurku,
Łapczywie przeczytałem zamieszczony u Ciebie artykuł o jachtach wzorowanych na konstrukcjach Colina Archera. Wszak też jestem armatorem małego Colinka.
Jak też takie cudo może pływać? Znawcy tematu chwalą jego zwartość konstrukcji i odporność na wplątywanie się w sieci. Ale to nie wszystko.
 
Myślę sobie tak: jeśli popatrzy się na przekrój poprzeczny kadłuba, przypomina on kształtem trójkąt stojący na jednym wierzchołku (nie licząc samego kila). Taki kształt znacznie zmniejsza moment prostujący pochodzący od siły wyporu, czyli także kiedy jacht będzie szedł po zboczu fali, będzie on mniej wrażliwy na wywołany przez nią przechył. Zatem w jachcie typu long kil dla zachowania stateczności poprzecznej większą rolę od siły wyporu musi przejmować grawitacja. Aby uzyskać stosowny moment prostujący, aby jacht long kil po prostu nie wywrócił się, musi mieć cięższy balast w stosunku do jachtu z dnem półokrągłym (wypłaszczonym) i znacznie cięższy balast w stosunku do jachtu z bulbem na długim kilu. I powstaje wtedy z jachtu powolny pancernik, który dostojnie, miękko i często kołysze się z burty na burtę. Ma to także swoje zalety w porównaniu z lekkim jachtem z bulbkilem, który z kolei skacze po wodzie jak piłeczka pingpongowa, ale nie kołysze się tak w osi poprzecznej (to tak samo jak z długim wahadłem w zegarze). Kiedyś płynąłem czymś takim (SAS 39), który pędził po wodzie jak pociąg pospieszny, ale po rejsie wyraźnie poczułem, gdzie mam mięśnie lędźwiowe (te same co bolą od jazdy konnej) i płaskie pośladki z odciskami jako, że na pokładzie odczuwało się choćby najmniejszą falkę.
              
Odnośnie stateczności kursowej pewien Szwed przestrzegał mnie, że jego Colinek przy stosunkowo małej powierzchni sterowej i długim kilu niechętnie wykonuje zwroty przez sztag, do tego stopnia, że podczas zwrotów posiłkował się silnikiem, inny Szwed, poprzedni armator mojego jachtu twierdził, że jacht był niezrównoważony i dopiero dołożenie kaczego dzioba i przeniesienie sztagu na jego koniec wyeliminowało to zjawisko.
Codziennie pracuję przy moim nowym „Old Dicku” i w tym czasie same nachodzą mnie przemyślenia na temat jego konstrukcji. Już gołym okiem spostrzegłem wiele rzeczy, które mi się zdecydowanie nie podobają:
1. Rumpel sięga powyżej kokpitu, już czuję, jak po wielogodzinnym sterowaniu/trzymaniu tego kija tuż pod brodą będzie odpływać krew ze sterującej ręki powodując jej mrowienie. No tak, a tam gdzie jest normalna pawęż można zrobić w niej okienko, przeprowadzić przez nie rumpel i trzymać go tuż nad kolanami, to samo można też uzyskać, wyprowadzając oś steru do kokpitu w rurce o niezbędnej długości. Colinek ma wprawdzie rumpel łagodnie zakrzywiony, ale ukośnie poprowadzona oś steru powoduje, że przy każdym jego wyłożeniu rumpel jeszcze bardziej unosi się.
2. Zupełnie nie mogę zrozumieć dlaczego Colinki mają płynnie zaokrąglone przejście pokładu w burty, tak, że gdyby czyjaś dłoń szukała ostatniej możliwości złapania się czegokolwiek od strony wody, to nie ma na to żadnych szans! U siebie zamontowałem miękkie liny relingowe, takie jak mają szalupy ratunkowe, będą też trochę pracować jak odbijacze, ale może okazać się podczas żeglowania, że te po zawietrznej burcie będą szorować po wodzie. Nie chcę bagatelizować choćby najmniejszego szczegółu mogącego mieć wpływ na bezpieczeństwo.
3. Burty i dno, kil Colinka, to jedna duża wanienka, nie ma tam żadnej budowy modułowej, czy grodzi, tak, że w razie dziury w części podwodnej woda będzie równo zalewać cały jacht począwszy od dziobu aż po rufę.
4. Mało tego - gdyby taka przykrość wydarzyła się tuż pod podłogą, no powiedzmy: w kilu, jeszcze poniżej akumulatorów, to nie ma żadnej szansy na dokonanie inspekcji wzrokowej tego miejsca, nie mówiąc już o próbie uszczelnienia przecieku, jako że do zęzy, oprócz małego okienka w podłodze służącego do zamontowania pompy zęzowej, nie ma żadnego dostępu.
5. No, a gdyby już trzeba było użyć tratwy ratunkowej (takie coś właśnie niedawno nabyłem), to konia z rzędem temu, kto powie, gdzie ją zamocować, bo w okolicach kokpitu i na szpicgatowej rufie na pewno nie ma dla niej miejsca.
6. Podłoga w jachcie jest umieszczona bardzo nisko, w miejscu, gdzie kadłub przechodzi już w kil. Z tego powodu jest ona tak wąska, tak że trudno minąć się dwóm osobom poruszającym się po kabinie w przeciwne strony (możliwe podteksty koedukacyjne).
7. Zaletą takiego rozwiązania jest możliwość pełnego stania wewnątrz przy jednocześnie niskiej, jakby przydepniętej kabinie. Daje to zalety: sternik może swobodnie obserwować cały widnokrąg (choć do połowicznego oglądania tego co przed dziobem już się przyzwyczaiłem), taka kabina nie stanowi też dla wiatru źródła dużego oporu bocznego.
8. Przebywanie na jachcie głęboko osadzonym w wodzie (gdzieś powyżej wysokości stołu w mesie) można przyrównać do przebywania w … chłodni. Oczywiście wszystko zależy od temperatury w morzu. Jestem pewien, że podczas żeglowania po Bałtyku przy dużej powierzchni styczności kadłuba z wodą kadłub będzie się pocił, tym bardziej dlatego, bo nie ma wewnętrznej laminatowej wkładki (kiedyś wykleję te powierzchnie korkiem). Za to projektant wychodząc sprawie naprzeciw założył od wewnątrz na burtach po 4 listwy tak, by pościel i materace nie przylegały bezpośrednio do burt i nie miały kontaktu ze skroplinami, które specjalnymi otworami mają wpływać pod koje i inteligentnie omijając złożone tam rzeczy - wędrować innymi tym razem otworkami prościutko do zęzy.
9. Rozplanowanie wnętrza mojego Colinka nie grzeszy finezją, wszystkie koje równo na chłopa rosłego na 195cm każdy – razem 6 szt. tj.: 2 koje dziobowe, 2 stałe w mesie i tamże 2 podnoszone, ale tych już ich nie ma… - pociąłem je na półki na jachtową biblioteczkę na takie żółto niebieskie książeczki... Projektantowi na dysponowanej długości jachtu nie udało się przewidzieć żadnych hundkojek, za to przy olbrzymiej rozrzutności w zagospodarowaniu przestrzeni, tam gdzie mogłaby być jedna „hundka” zamontowany jest zbiornik oleju napędowego, a po przeciwnej stronie 9kg butla z gazem (nie ma obawy, w jeden sezon się nie wyczerpie), W toalecie trochę nisko ale za to mnóstwo przestrzeni na nogi, którymi nie sposób sięgnąć do zbiornika paliwa, czyli idealne miejsce… na graciarnię. Za to kambuzik maciupki, dwója dla projektanta, prawdziwie miejsca dla krasnoludka z umiejętnościami żonglerskimi, kambuz już zdemolowałem (szybko poszło) i będzie taki jak się należy…
10.No i schody zejściówki! Toż to były jak podwiązki wantowe prowadzące na bocianie gniazdo – uciekały pod siebie! Też już je zdemolowałem i zastąpiłem takimi, które mają normalny spad i stopniami, w których na przemian: jedna połowa stopnia jest szersza, a druga węższa – to była priorytetowa sprawa, ponieważ wydobycie się z „piwnicy” na światło dzienne było uciążliwym, a często powtarzanym wyczynem.
11.Kabina dziobowa przypomina jaskinię ponieważ nie ma w niej okien, ani nawet przeszklonego luku,
12.Podczas wymiany liny na łańcuch pod kaczym dziobem zaskoczyła mnie mała grubość laminatu na dziobnicy, ale pomyślałem sobie, że linia dziobnicy nie jest prostą ale łukiem, do której zbiegają się burty, które też są łukami, czyli wszystko jak w katedrze gotyckiej – powinno być mocne.
13.Podoba mi się przewymiarowany takielunek, cztery wanty kolumnowe, dwa achtersztagi, wszystko daje poczucie pewności, że nic tu się nie urwie.
14.Ogólnie rzecz biorąc, jacht jest dość toporny, trochę kojarzy mi się to z takim „arktycznym” wykonaniem, w sumie wszystko to jednak budzi zaufanie, choć poza krąg polarny zdecydowanie nie wybieram się.

Nie ma jachtów uniwersalnie doskonałych. Od czasów Colina Archera powstało wiele innych wspaniałych konstrukcji. Colinki też kiedyś były nowoczesne i też posiadały cechy podyktowane ówczesną modą. Tylko co ja zrobię, że właśnie ujęła mnie ta zgrabna rufa mojego jachtu, ów klasyczny wygląd i w szczególności jego cena…
Drogi Jurku, wprawdzie każdy dudek chwali swój czubek, ale starałem się obiektywnie popatrzeć na moją Storfidrę. Jak podają liczne źródła jest to jacht ewidentnie wzorowany na liniach Colina Archera. Dopatrzyłem się w nim wielu zalet, ale też i wad. Jak pływa? Może okaże się to jeszcze w tym roku (przynajmniej mam taką nadzieję).
Moc serdeczności:
Paweł



Komentarze
colinowych dywagacji ciąg dalszy Roman Piechowiak z dnia: 2017-04-02 16:40:00