O SKUTECZNYM PROMOWANIU POLSKI
Lech Parell pożeglował na Gotland aby podziwiać, odpoczywać i dokonać audytu starej locyjki. A tymczasem doświadczył czegoś

absolutnie wyjątkowego, przyjemnego – objawów wdzięczności Szwedów za pośpieszenie im z pomoca w gaszeniu katastrofalnych

pożarów lasów. Widzieliście w telewizji szpalery Szwedów – pozdrawiających kolumnę pojazdów polskich strażaków. A teraz obserwacja

Lecha Parella.

Otóż moi przyjaciele – Polskę skutecznie promują nie kakaryka, czy regatówka  – okrążające lub mająca okrążyć glob.

Polskę skutecznie promuje braterska pomoc sympatycznym Sąsiadom.

Ale czy to w jest w stanie pojąć na przykład taki Gliński ?

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

PS. Jesienią 1945 roku na podwórzu mojej gdańskiej szkoły,-  podczas dużej pauzy pojawiał się spory szwedzki furgon. To panie z Szwedzkiego Czerwonego Krzyza nalewały nam zupę mleczną do menażek. Ja to pamiętam. Od tego czasu – lubię Sz\wecję.

===========================  

 

 

Drogi Jurku

dziękuję Ci za Twojego mejla i przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi. Zastał mnie on na Gotlandii. A w warunkach nieprawdopodobnch upałów, na które  tu trafiliśmy, jest na prawdę trudno się zmoblilizować do czegokolwiek.

 

Zaskakujące jest to lato. Wypływając Helu w sobotę 14 lipca mieliśmy ok. 20 w wiatru w twarz, co chwila deszcz i chłodny wiatr. Gotlandia w Burgsviku powitała nas od razu 28 stopniowym upałem. Tak to się ciągnie do dzisiaj (środa 25 lipca). Wiatry słabe i umiarkowane: idealnie na rodzinną żeglugę z portu do portu. 

Idziemy tak oczywiście Twoimi śladami, z podniszczoną już locyjką „Gotland” w ręku. Odwiedzając większość tych miejsc, które zaznaczyłeś czarną kropką, jako właściwe do jednostki o zanurzeniu ok. 1.9 metra, poczułem pewien rodzaj wzruszenia i wdzięczności za to, żeś tu był przed nami i to już dość dawno temu.

Większość Twoich spostrzeżeń, zawartych w książce jest nadal całkowicie aktualna. Nie dotyczy to oczywiście cen. Obecnie są dwukrotnie wyższe (za jacht 11 m) niż te, które wymieniasz. Przeciętnie jest to 220 koron, z prądem, i z prysznicami. W Visby - 325. Ale także w Farosundzie 270, w dawnej przystani rybackiej. Taniej byłoby w pozostałych dwóch marinach ale o godz. 15 było już bardzo krucho z miejscami.  Generalnie większość portów jest bardzo małych z maleńką liczbą miejsc postojowych. Byłem tym trochę zaskoczony (że aż tak!).

Gotlandia jest kolosalnie wypalona słońcem, w kolorze brązowym. Harbour master w Farosundzie powiedział mi, że od pół roku nie było tam solidniejszego deszczu. Można mu wierzyć: mnóstwo drzew, szczególnie tych mniejszych, jest uschniętych, o trawie nie wspominając. Wygląda to gorzej niż w październiku w Grecji, po całym upalnym lecie. 

Pewnego dnia, na moje „dzień dobry” wypowiedziane do sympatycznego Szweda z jednostki zacumowanej obok, z którym poprzedniego wieczora uciąłem miłą pogawędkę, Szwed ów podniósł się w kokpicie i dość uroczystym tonem złożył mi podziękowania i gratulacje za pomoc jakiej Polska udziela Szwecji w walce z pożarami na północy tego kraju. Później jeszcze kilka razy spotkaliśmy się z podobnymi gestami wdzięczności. Ta odpowiedzialność za swój kraj i poczucie wspólnoty miło mnie zaskoczyły.

Inna kwestia, która zawsze mnie w Skandynawii pozytywnie zaskakuje, to …brak ratowników i strzeżonych kąpielisk. To znaczy: może gdzieś są, ale ja nie widziałem. Każdy wie, że musi strzec się sam. Nawet kilkuletnie dzieci skaczą do wody z różnego typu (i stanu technicznego) skoczni i nikt nie dramatyzuje.


Na koniec, jeśli pozwolisz, mały przegląd odwiedzonych portów. 

Burgsvik:  Port malutki, właściwie jeden niezbyt długi pirs. Trzeba stawać w tratwach. 8 jachtów to już duży tłok. Płatność: tylko gotówką lub telefonem (ale to dostępne dla tych, którzy mają szwedzki abonament), gotówka na szczęście w bankomacie w sklepie ICA, 1,5 km od portu. Okolica malownicza. Dobre miejsce do kąpieli. 

 

Klintehamn: Port jachtowy przyczepiony do portu przemysłowego, co jest częste na Gotlandii. Miejsca jakby trochę więcej. Też ładnie. Najtaniej w całym rejsie: 160 ze wszystkim.

 

Visby: zdecydowanie warto odwiedzić. Średniowieczne miasteczko jak cukierek. Dyskoteki tuż obok portu zaskakująco hałaśliwe, podobnie jak imprezy na motorówkach w porcie jachtowym. Ale wszystko grzecznie cichnie około 22. 

 

Kappelshamn: porcik zlokalizowany „nigdzie” i takoż przez nikogo nie odwiedzany. Po przeciwległej stronie zatoki źródło jednostajnego hałasu w postaci nabrzeża przemysłowego. Oprócz nas był tam tylko jeden jacht.

 

Farosund: tu dość krucho z miejscami postojowymi. Okolica piękna i warta polecenia. Akwen ciekawy nawigacyjnie.

 

Slite: Hmm, chyba można sobie darować. Wyziewy ze zlokalizowanej obok portu olbrzymiej cementowni dają się mocno we znaki. Za to aż dwa sklepy!

 

Herrvik: bardzo ładny i spory port. Piękna okolica, malownicze widoki a kawałek dalej rowerem, w zatocze Sysne przepiękna plaża. Do sklepu daleko.

 

Vandburg: tu dojechaliśmy tylko rowerami. Port rzeczywiście inny niż wszystkie. Ale miejsca do postoju też bardzo mało a jeszcze mniej do manewrów w trudniejszych warunkach. Okolica rowerowa. 

 

Żyj wiecznie!

Zdjęcia:

- Naprzeciw porciku jachtowego w Kappelshamn znajduje się port przeładunkowy kruszywa

/

- Burgsvik: port powitalny na Gotlandii. Miejscowość, która zrazu wydaje się mikroskopijna, później, w porównaniu i na tle, okazuje się całkiem spora. 

/

Pozdrawiam,
Lech Parell

 

Komentarze
locyjka GOTLAND nadal aktualna Zbigniew Kajtoch z dnia: 2018-08-06 11:44:00