ZIMOWĄ PORĄ (59)
Wreszcie Andrzej Colonel Remiszewski powrócił, „Tequilę” umościł na łożu, przyzwyczaja się do emerytury – znakiem tego możecie

liczyć na kontynuację cieszącego się zainteresowaniem serialiska felietonów. „Zimową porą”. Oczywiście zaczyna od rozważań na temat

przyszłości portu macierzystego jego czerwonej łódeczki. Puck jest OK. Zwycięska pani Burmistrz (zwycięstwo przez k.o. w wyborach ! )

obiecuje, że wyczekiwana rozbudowa portu wkrótce ruszy. Co  prawda – ja w sprawie tej lokalizacji już dawno przedstawiłem „zdanie odrębne”,

ale cieszmy się z każdego kroku do przodu. Zwłaszcza, że to już ostatni dzwonek. Komisja Europejska już nas znielubiła.

I ja mam sentyment do Pucka. Oczywiście  moim uczuciem nie mogę  konkurować z Colonelem, Marszałłem, Czyszkiem, Dębickim …

Dyć ja się wywodzę z górkowego „Neptuna”

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

Don Jorge,

Niespełna pięć lat temu napisałem pierwszy tekścik z tego cyklu traktując to jako sposób na przetrwanie półrocznego okresu zimowego. Stało się to znakomitym środkiem autoterapeutycznym, a całkiem niespodziewanie zacząłem się spotykać z uwagami, poprawkami (bardzo jestem wdzięczny!!!) albo zwykłymi podziękowaniami. Okazało się, że nie tylko autor odnosi korzyści z tej zabawy.

Wczoraj TEQUILA „poszła w górę”. Zima, choć jest plus 16 w słońcu zaczęła się. Oznacza to, że Z KAŻDYM DNIEM BLIŻEJ DO WIOSNY. Najpierw jednak czekają nas ciemności, sztormy, zapewne deszcze i prawdopodobnie niewiele prawdziwej zimy, najgorsze co może być. Nastawmy się więc na przeczekanie.

/

„Tequila” na haku.

.

Sezon zakończył się burzliwym akordem. Sztorm nie był silny, lecz z najgorszego dla Pucka kierunku, stary są: naderwany kosz rufowy i ścięta jedna knaga. TEQUILA jednak przetrwała.  Od początku istnienia portów w Pucku sztormy z północnej ćwiartki są tam problemem. Co jakiś czas kolejny sztorm kończy się uszkodzeniem lub wręcz rozbiciem jakiegoś jachtu. Próbowano temu zapobiec ustawiając pływające „falochrony”. Ten w porcie jachtowym nie przetrwał bodaj drugiej zimy. Ten w rybackim trwa, lecz stopniowo przemieszcza się i zaczyna grozić rozerwaniem na dwie części. Jedyną radą jest osłonięcie całego portu solidnym falochronem. Niekoniecznie betonowym kolosem, na bardziej burzliwych akwenach Niemcy, czy Duńczycy radzą sobie prościej i zapewne taniej.

/

Falochron.

.

W Polsce jednak z niezrozumiałych dla mnie przyczyn buduje się inaczej. Rozumiem to w przypadku portów rybackich, czy handlowych, wymagających przestrzeni składowej i dojazdu do miejsc postojowych, lecz w marinach pełniących wyłącznie taką funkcję… No cóż, może jako laik w dziedzinie hydrotechniki po prostu czegoś nie wiem.

A tuż przed sztormem mieliśmy informację optymistyczną: po czterech latach zabiegów uprawomocniło się pozwolenie na budowę mariny w Pucku. Przedsięwzięcie jest w założeniu dwuetapowe, obejmuje falochron zachodni, który osłoni port rybacki, a inwestorem jest Urząd Morski oraz falochrony i pomosty wzdłuż plaży, a także infrastrukturę lądową.

Gratulujmy Pani Burmistrz Hannie Pruchniewskiej (nawiasem mówiąc: wygrała wybory w pierwszej turze wprowadzając do Rady komplet swoich radnych), konsekwencji w przełamaniu biernego oporu jakiejś dziwnej organizacji „ekologicznej” z południa Polski oraz rządowych instytucji wojewódzkich.

/

Wizja. Źródło: #miastopuck.pl

.

Teraz pozostaje kwestia pieniędzy – w 2016 roku w budżecie Marszałka były stosowne środki zarezerwowane, jak jest dziś? A do tego planowana kwota ponad 40 mln złotych na oba etapy zapewne wobec wzrostu cen inwestycji okaże się za niska. Wierzę jednak w ekipy, i w Urzędzie Marszałkowskim, gdzie szefem jest żeglarz i w mieście, gdzie Hanna Pruchniewska już udowodniła swoją klasę.

Z pewnością nie wszystkim się projekt podoba, ja jednak nie dyskutuję, po prostu trzeba zrobić co jest do zrobienia.

Tak przy okazji, ciekawe, czy Urząd Morski po zbudowaniu tej mariny też będzie zdejmował oznakowanie nawigacyjne z początkiem października? Nawet w latch 60-ych pozwalano na żeglugę do 31 października!

Troszkę się łza w oku kręci na wspomnienie dawnego Pucka. Kiedy pierwszy raz tu byłem, w 1961 roku, basen portowy miał pochylone, chyba kamienne albo betonowe ściany, dobijało się do potężnych drewnianych odbojnic, doskonale widocznych na poniższym zdjęciu. Pachniało impregnatem, a że port był rybacki, to także rybami. Do Fary szło się pomiędzy pochylonymi ze starości, rozebranymi dekadę później szachulcowymi domami. Harcerski Ośrodek Morski składał się z drewnianego hangaru, jakiegoś baraku, kursanci (liczni) mieszkali w dziesięcioosobowych wojskowych namiotach. Ośrodek dysponował Omegami i szalupami, chyba DZ, a na pewno SZ (podobna do dezety, sześciowiosłowa i jednomasztowa), na których ćwiczono do upadłego wiosłowanie.

 

/   

Bardzo dawno i dawno.  Oba zdjęcia źródło: #stare miejsca.pl

.

Dziś ten klimat odszedł w zapomnienie, hałas, tłum turystów i letników, kafejki, kramy, jest jak wszędzie. Tym bardziej niecierpliwie czekam na rozbudowę mariny. Jeśli tamten romantyzm nie może powrócić, chcę w zamian mieć komfort i bezpieczeństwo na miarę europejskiego XXI wieku. Słońce i ciepło znaczące przełom sezonów napawają optymizmem.

Sentymentalne wspomnienie, każe wrócić dziś, w tym specjalnym dla Polaków dniu, do Tych co odeszli. Dla kogoś w moim wieku siłą rzeczy lista jest zbyt długa, by dało się ich wspomnieć wszystkich. Dlatego symbolicznie przywołam tylko Moich Nauczycieli Kazimierza Michalskiego i Jurka Szelestowskiego (może wspomnienie o Nich napisze któryś ze szczecińskich korespondentów SSI ?), a wieczorem zapalę ogień na Bulwarze w Gdyni dla Bogdana Polakiewicza i Włodka Pstrągowskiego zaginionych wraz z cała załogą na „Janosiku”.

/

Autograf Kazimierza Michalskiego (czerwony) na ścianie w naszym sopockim mieszkaniu (fot. Małgorzata Książkiewicz)

.

Niech zawsze zostaną z nami. Tracąc lub zakłamując pamięć, niszczymy siebie.

1 listopada 2018

Colonel

Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.

 

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu