MIŁOŚĆ NA ODLEGŁOŚĆ
To znana prawidłowość – siła fascynacji morzem jest odwrotnie proporcjonalna od odległości między domem i portem. W SSI

często czytacie takie wyznania miłosne. Marek „Biały Wieloryb” Popiel czynił u nas wielokrotnie. Zwłaszcza gdy chodzi o

s/y „Roztocze”. Na przykład tu: http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3105&page=0  W nadchodzącym sezonie  zbliża się

50 rocznica inauguracyjnego rejsu lubelskiego flagowego kredensu s/y „Roztocze”.  Jacht, mimo tzw słusznego wieku, kolejnych

wzlotów i upadków wynikłych głównie z ograniczonych środków  na jego utrzymanie  ma się nieźle i nadal jest dzielnym i

szybkim jachtem. Pierwszy rejs, który był  odkrywaniem jego właściwości nautycznych poprowadził kpt Ziemowit Barański.

Przyszłoroczny sezon zainauguruje  rejsem równolatków  który również poprowadzi Ziemek a organizuje Waldemar Waldi

Nowicki.  Okazuje się, że nie tak łatwo zebrać ekipę żeglujących pięćdziesięciolatków.  Marek niestety, nie kwalifikuje się z

racji zbyt małego pesela. Za to doprowadził do powstania pamiątkowego znaczka, dostępnego w biurze armatora biuro@lioo.lublin.pl

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

====================================================

50 lat s/y „Roztocze”

Jak wiecie - Lublin leży daleko od morza.  Prawdę mówiąc, niewiele dalej ma do Adriatyku jak do Bałtyku, ale w sześćdziesiątych latach Adriatyk nawet w marzeniach lubelskich żeglarzy nie majaczył. A żeglarzy było tu zawsze wielu. Nawet kapitanów. Ale  wyrwanie się na morze w tamtych latach było bardzo trudne. Czarterowni nie było a nieliczni właściciele morskich jachtów pilnie ich strzegli dla swoich. Gdzieś około 1966 roku grupa utytułowanych lubelskich żeglarzy wydreptała stosowne ścieżki i ludowa władza zdecydowała: „Wiecie, rozumiecie towarzysze..” i zdecydowała zakupić dla lubelskich żeglarzy morski jacht.  Musiał być duży, żeby nikt nie zarzucił jakiejś elitarności. Padło na sprawdzony „Antares” ze Szczecińskiej Stoczni Jachtowej. Już dwa takie jachty istniały, „Dar Szczecina” i „Leonid Teliga”, więc konstrukcja była sprawdzona. Jacht o długości 18.06 m LOA zarejestrowany dla 14 osób zapewniał możliwość otwarcia lubelakom szerokiej furtki na morze.  Ogłoszono konkurs na nazwę jachtu i ku ogólnemu zdumieniu wygrała nazwa „Lublo” ( ponieważ liczba darów przekroczyła już masę krytyczną ) Czytałem uczone wywody skąd się taka nazwa wzięła i może były nawet przekonujące ale ostatecznie pomysł upadł przygnieciony śmiechem. Wybrano więc nazwę „Roztocze” nawiązującą do malowniczego, pagórkowatego regionu Lubelszczyzny. Wprawdzie mało kto z cudzoziemców był w stanie taką nazwę poprawnie wymówić, ale w tamtych czasach zagraniczne rejsy były rzadkością więc nie stanowiło to poważnego problemu. Ostatecznie jacht z mahoniowym diagonalnym poszyciem został zbudowany i w sierpniu 1969 roku wyruszył w dziewiczy rejs pod dowództwem naszego kapitana kapitanów, Ziemowita Barańskiego.  Ku zaskoczeniu kapitana i załogi, jacht okazał się szybki i nagle Bałtyk zmalał niepomiernie więc w czasie tego rejsu sięgano po coraz dalsze cele.  Bardzo dalekie nie wchodziły w rachubę, bo w tamtych czasach zagraniczny rejs wymagał wielu papierkowych podchodów/

    

Od tej pory zaczęło się pracowite życie naszego kredensu.

W ciągu 50 lat odbył:

·         liczba rejsów – 465;liczba uczestników rejsów – 5271 osób,

·         podczas 76867 godzin żeglugi (= 8 lat 282 dni i 19 godzin w morzu)

·         jacht „Roztocze” przebył 348703 Mm (= 16,14 okrążeń Ziemi po równiku);

·         wejść do portów – 1440 (liczonych tylko 1 raz w roku)

Nasz jacht przeżywał wzloty i upadki. Upadki głównie z racji braku pieniędzy na jego utrzymanie,  bo wprawdzie formalnie stanowił własność skarbu państwa pod władzą wojewody to owa władza specjalnie nie przykładała się do dbania o swój skarb.  Praktycznie finansowali to  uczestnicy rejsów z pewnym udziałem sponsorów. Kiedy  silnik Mercedes, stanowiący w oryginale napęd mechaniczny jachtu ostatecznie wyzionął ducha sponsorem okazała się lubelska Fabryka Samochodów Ciężarowych, która podarowała wcześniej wymęczony na hamowni silnik Leylanda.  Silnik został w dość amatorski sposób zmarynizowany i przez parę lat był źródłem niespodzianek dla załóg „Roztocza”.  Mimo tych niedostatków, jacht był stale modernizowany i na bieżąco remontowany.  Kiedyś padł maszt.  Ubezpieczyciel, jak przystało na komercyjną firmę finansową, wyłgał się od pokrycia szkody twierdząc, że maszt padł „ze starości”. Dowodzący wówczas kapitan podłożył się oświadczając, że mimo ciężkiej pogody forsował jacht żaglami co skutkowało szkodą, a było błędem w sztuce. Błędy w sztuce podlegają ubezpieczeniu więc „Roztocze” odzyskało maszt. W dalszym życiu kolejne maszty zostały wymienione na metalowe skutkiem czego jacht wyhynął conieco z wody i nie wiadomo dokładnie jakie ma obecnie zanurzenie (w oryginale było 280 cm )

Tak czy owak jacht jest wciąż naszym kochanym statkiem,  szybkim i dzielnym.  A chcąc upamiętnić jego pięćdziesięciolecie przygotowaliśmy trochę gadżetów które powinny przy okazji wspomóc fundusz remontowy. Koszulki, przypinki i hafty są dostępne w biurze armatora (który wreszcie stał się prawnym właścicielem jachtu) czyli Lubelskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. Kontakt przez biuro@lozz.lublin.pl

W bieżącym sezonie chcemy pokazać „Roztocze” na takich imprezach jak Baltic Sail w Gdańsku czy Hansa Sail w Rostocku. A na koniec w gdyńskim Pruchno i rdza, choć takie określenie wobec „Roztocza” rani moje żeglarskie serce. A na początek wybieramy się do Flekkefjordu, gdzie Paweł Paco Kaliciński i jego przemiła żona Aga, organizują koncert pieśni żeglarskiej. Zapraszają tam 15 czerwca żeglarzy wszelkich nacji, ale przede wszystkim z Polski.

Marek White Whale Popiel

-----------------------------

P.S. Kpt Ziemowit Barański  przygotował do druku książkę o „Roztoczu” która wg wszelkich znaków na ziemi i niebie  powinna ukazać się na wiosnę.

 

 

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu