MARYNISTYKA – RECENZJA BOGDANA SOBIŁY
Bogdan Sobiło legitymuje się marynistycznymi zainteresowaniami. Czyta wszystko o morzu. A więc

nie tylko o żeglowaniu na jachtach i , kakartykach, ale nawet o marynarskich przygodach marynarzy z

kontenerowców, gazowców czy zwyczajnych trampów. Kiedyś zawód marynarza to było wąchaniem

świata, zarabianiem prawdziwych pieniędzy. Dziś zawód jak każdy inny, tylko bardziej uciążliwy. Teraz 

różnica pomiędzy żeglarzami i marynarzami podobna jest do różnicy pomiędzy kierowcą własnego

kampera a najemnym szoferem TIR-a. Dawniej o obcych krajach czytaliśmy Budrewicza. Dzisiaj po prostu

bukujemy się na wycieczkę na Maladiwy (all inclusive) w jednym z tysiąca biur podróży. Ale jak ktoś lubi podróżować

nie ruszając się z fotela we własnym domu – Bogdan Sobiło podsuwa książkę Wojciecha Malinowskiego.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

-----------------------------------

W. Malinowski, Kapitańskie tango. Morskie opowieści dla dorosłych,

NAUTICA, Warszawa 2019, ss.160; ISBN 9-788394-832-100; Cena 34,90 zł

Nie jeden już marynarz i żeglarz chwytał za pióro, by uwiecznić swe mrożące krew w żyłach spotkania z wielorybami (jak Melville), ujawnić głębie swych wewnętrznych rozterek (jak Conrad-Korzeniowski), czy też lekko i dowcipnie opisać zdarzenia z morza i lądu (jak Remiszewska, Baranowski czy Pierożek). Wiele książek powstało na zamówienie - żeglarze wyruszający w budzące zainteresowanie czytelników rejsy na długo przed wypłynięciem składali swoje podpisy na umowach wydawniczych. Dla niejednego z tych nieszczęśników samo opłynięcie świata pod wiatr i prąd, czasem samotnie, było mniejszym wyzwaniem niż siedzenie przy maszynie/komputerze i zamiana przeżyć, mysli i wrażeń w mniej (najczęściej) lub bardziej (rzadko) literacki tekst. Sporo takich książek napisanych niejako "na siłę" nie tylko wyczerpywało siły i cierpliwość autora, ale jeszcze częściej wyczerpuje nawet zainteresowanych tematem  i życzliwych czytelników.

Wśród całkiem sporej liczby książek z zakresu "literatury marynistycznej  Kapitańskie tango znajdzie czasem miejsce jako klasyka gatunku. Autor Augstyn Wojciech Malinowski  (ur. 1951) całe swe życie zawodowe poświęcił morzu. Po ukończeniu gdyńskiej Wyższej Szkoły Morskiej pływał jako oficer, a z czasem kapitan na statkach polskich i wielu innych bander. Był w Ameryce Północnej i Południowej, pływał na Dalekim Wchodzie, odwiedził setki bardziej i mniej znanych portów, wiele razy przemierzył wszystkie oceany. Poznał też wielu ludzi, wszystkich ras, różnych języków, religii i wyznań, odmiennej od europejskiej mentalności, innych obyczajach etc. Zapewne te przeżycia związane z jednej strony z ciąglym obcowaniem z morskim żywiolem, a z drugiej napotykanie na swej drodze tak wielu ludzi, wplynęło na oryginalną osobowość Autora, jeko sposósb postrzegania i opisywania świata.

Układ książki jest generalnie chronologiczny. Właściwa opowieść zaczyna się od opisu rejsu w charakterze praktykanta na Darze Pomorza, by przez kolejne statki, armatorów i role na statku dość do przełomowych, nie tylko dla Autora czasów stanu wojennego. Ponieważ Malinowski odmówił zapisania się do "przodującej siły narodu", a nawet nie zgodził się zostać członkiem "odrodzonych"  związków zawodowych otrzymał propozycję nie do odrzucenia - długi urlop w PLO i kontrakt u obcego armatora. Te wydarzenia dzielą narrację na dwie części:: Pod polską banderą i Pod obcymi banderami. W moim odczuciu cześć druga jest ciekawsza. Może wynika to z dystansu czasowego oddzielającego Autora od opisywanych wydarzeń?  A może wiąże się z tym, że czasy pływania na Darze Pomorza i w Polskich Liniach Oceaniczych nie zapisały się dobrze w jego  pamięci? Wielokrotnie na kartach książki pojawiają się krytyczne uwagi odnośnie kompetencji i fachowości polskich kapitanów i oficerów. Po odejściu z PLO Malinowski zawsze sprawdzał, czy na statku na który miał zamustrować nie ma aby Polaków.

Autor nie tylko opisuje niezwykłe zdarzenia, których przecież na morzu nigdy nie brakuje, ale robi to w bardzo ciekawy, barwny i przykuwający uwagę czytelnika sposób. Książka wprost skrzy humorem, nie rzadko z jej  przebija sarkazm, a i autoironii jest nie mało. Są opisy zabawnych zdarzeń w portowych tawernach, ale i wypadków smutnych, szczerze chwytających za serce. Książka została wydana bardzo starannie,  na dobrym papierze i w ładnej szacie graficznej. Znalazło sie miejsce dla kilkudzsiesięciu zdjęć.

Mam też jednak pewien poważny zarzut pod adresem Autora i Wydawcy. Od czasów dawno już minionej młodości za każdym razem, kiedy ongiś odbierałem stypendium studenckie w okienku albo w nowszych czasach sprawdzam stan bankowego konta za każdym razem pojawia się NIEDOSYT. To samo uczucie towarzyszy mi po przeczytaniu Kapitańskiego tanga!

Wielki Wódz Światowego Proletariatu, którego doczesne szczątki przez lata spoczywały w moskiewskim mauzoleum, mawiał: Uczitsia, uczitsia, wsio wremia uczitsia! Pozwolę sobie nieskromnie sparafrazować Lenina: Panie Kapitanie, proszę pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Czytelnicy (i Czytelniczki) czekają!

Bogdan

---------------------------

P.S. W informacji o Autorze pojawiają się dwa imiona: "Augustyn, Wojciech". Na okładce i stronie tytułowej występuje już tylko "Wojciech". Obawiam się, że pracujący z oddaniem,  poświęceniem  i wyjątkową ofianością personel właściwego Oddziału Biblioteki Jagiellońskiej będzie musiał rozwiązać wspomnianą zagadkę.

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu