PIRAT OPANOWUJE SSI
Takiego newsa jeszcze w SSI nie było. Każdy pretekst jest dobry do zastanowienia się dokąd zmierzamy.

Damian Święs podrzuca nam jeden z takich pretekstów – niesamowite przygody Pirata Rabarbara.

Może poczytacie to także  dzieciom i wnuczętom ?

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

==============================

Szanowny Don Jorge,

Dostawszy od Ciebie bardzo sympatycznego „kuksańca przypominawczego”, wpadłem początkowo w panikę. Dopiero wróciłem z dosyć długiej podróży i nic nie wiem co sie dzieje na świecie. No to dawaj, gazety, internety. A tam: Australia, Chiny, SAR likwidują, Sławomir w Zakopanem, brr. A co tam panie w polityce? To już chyba lepiej wrócić do Wuhan i Sławomira.

Coś jednak do mnie się przedarło.

Ostatniej zimy, po raz pierwszy odkąd pojawił sie człowiek w Antarktyce, czyli od mniej więcej dwustu lat, nie zamarzły całkowicie wody okalające Półwysep Antarktyczny. Co to zmienia? Jeszcze nie wiadomo, na pewno miesza w ekosystemach. W Arktyce niedźwiedzie polarne ledwo zipią i perspektywy ich są kiepskie, a tu się jeszcze szykuje duża bitka o ropę i gaz (raz, dwa, ropa gaz, co Ty widzisz, Panie, w nas).

Co nas to obchodzi? Tyle gatunków wyginęło, niech się dostosują albo spadają na bambus (jeśli jakiś jeszcze znajdą). No właśnie. Otóż przykładowo wytrzebienie, lub ładniej, zmniejszenie populacji, lub dosadniej: wymordowanie wielorybów (można sobie wybrać słowo) spowodowało drastyczne obniżenie zawartości żelaza i azotu w wodzie (odchody waleni), co z kolei bezpośrednio wpływa na rozwój planktonu, który produkuje dosyć istotny jednak dla nas gaz – tlen.

Zakłóciliśmy mechanizmy olbrzymiej maszynerii, jaką są morza i oceany, a przykładów jest dużo więcej; tuńczyki na krawędzi zagłady, wyjaławiamy i zatruwamy całe morza, Bałtyk prawie martwy, Morze Środziemne tak samo, dodatkowo zatruwane codziennie chemikaliami z krajów takich jak Libia czy Algieria. Zmieniamy, niszczymy całe ekosystemy i choć wiemy już tak wiele, to dalej nie rozgryźliśmy wszystkich zależności tej gigantycznej układanki.

Można oczywiście twierdzić, że nie ma to wszystko wpływu na zmiany klimatu; że nie ma dowodów, że takich zmian nie było w przeszłości. Czy m. in.spustoszenie lasów, tropikalnych i nie tylko, zdetonowanie być może kilkuset ładunków jądrowych w atmosferze, zatrucie wód gruntowych, wybetonowanie miast i koryt rzek, przez co woda nie przenika do wód gruntowych tylko zasuwa byle prędzej, to nie dowody?

Mnie się wydaje, że tak, że dowody są, faktem jest, że rozproszone, ale nawet każdy z osobna świadczy o tym, że nie wiemy co czynimy lub mamy to tam. Właśnie tam.

No i nieuchronne i wyprzedzające pytanie: czy jestem eko-świrem, eko-terrorystą, lewakiem i tym podobnym indywiduum?

Wydaje mi się, że nie. Z dużym trudem przychodzi mi segregowanie śmieci, moje wrodzone lenistwo wpływa na niechęć o pamiętaniu, żeby zabrać z domu torbę na zakupy, kocham też wołowinę oraz schabowego i uwielbiam dorsza, koniecznie z frytkami.

Mnie po prostu jest coraz bardziej wstyd za siebie i moje pokolenie, za to, że zostawiamy naszym dzieciom Ziemię w tak strasznym stanie, wystarczyło raptem kilka pokoleń. A to właśnie od nich, od dzieci próbuję się uczyć i trochę uczę, że trzeba zrezygnować z wygody i zmusić się do wyrzeczeń. Wiadomo jak to z dziećmi, bywają irytujące, zwłaszcza jak sie wydzierają, a i później bywa różnie. Niemniej nie zgodzę się z powszechną opinią (zwłaszcza takich zgredów jak ja), że to stracone pokolenia wpatrzone w smartfony do takiego stopnia, że wszyscy walą głowami w każdą latarnię i topią się w co drugim basenie na swojej drodze. Widocznie coś w tych smartfonach wyczytują, skoro mają odwagę bezczelnie brać sprawy w swoje ręce, krzyczeć głośno: przestańmy, dopóki nie jest za późno! Imponuje mi to i zawstydza.

I do wściekłości doprowadza, że niektóre z tych dzieci, próbujące COŚ zrobić, COŚ zmienić, są z tego powodu lżone, sekowane, odsyłane do szkół przez krótko i/lub tępowzroczne mądrale, co się zwiną wcześniej czy później z tego świata zostawiając je z tym całym bałaganem.

Dlatego też, ten mój (proszę o wybaczenie) przydługi wywód chciałbym zadedykować dzieciom i spróbować się im jakoś, choć minimalnie, odwdzięczyć.

Chciałbym mianowicie podzielić się z nimi moją ukochaną książką i z dzieciństwa, i później, gdy czytałem ją swoim dzieciom, przypuszczam, że stąd miłość do morza. Może same sobie nie kupią, ale od czego mają rodziców i dziadków. Jakbyście drodzy rodzice i dziadkowie mogli im poczytać o przygodach Pirata Rabarbara byłoby mi niezwykle miło, może wspomnicie, że to podziękowanie ode mnie, być może za przyszłe działania.

     

A nietypowy to był pirat, o gołębim sercu i choć jego szkuner, który powstał dzięki zakładowi ze stoczniowcami: Kleofasem Stępką i Walentym Wręgiem, nazywał się (tak jak moja przyszła łódka, choćby nie wiem jak duża była) „Nieustraszony Krwawy Mściciel Pogromca i Postrach” (a rozważał „Zew grochu” i „Zefir na Wędzonce”, bo kochał grochówkę), to żagle były w kwiatki, dzięki czemu mógł zawsze liczyć na wiatr próbujący je zerwać gdy tylko się rozwinęły, a z jego potężnych dział wylatywały pomidory. Przez jego pokład przewinęło się mnóstwo interesujących postaci, jak np. kapitan Huk, czy bosman Zęza. Nawet stosunek do celebrytów miał taki jak ja, czego doświadczył Baron de Bile. Choć czasami wykorzystywał rybę piłę (do piłowania), rybę młota (wiadomo), czy delfiny („[...] A po falach mknęła jak rakieta wanna z Rabarbarem, którą ciągnęło sześć delfinów. Najdzielniejszy z żeglarzy sprawił sobie taki zaprzęg, by nie wygladać jak ten dziad, co wraca z rejsu w byle czym. Przynajmniej tak tłumaczył delfinom... . [...]”) to kochał morze i jego mieszkańców i świetnie się z nimi dogadywał:

„ [...] Barbara (żona, dop.D), która zupełnie straciła ochotę do czesania fal, poszła do kambuza przygrzać zupę, a Rabarbar wdał się w rozmowę z mewą:

- Widzisz przyjaciółko – powiedział – mam wspaniały okręt, mam dobrą żonę, mam dom, ale nie mam najwazniejszego.

- Czego? – zaciekawiła się mewa.

- Syna nie mam.

- To się przecież da załatwić.

- W jaki sposób, przecież nie zniosę jak ty jajka – rzekł pirat w srogiej zadumie.

- Pomów o tym z żoną.

- Ona też nie zniesie. Znam ją.

- Pomów jednak. – Mewa roześmiała się, zatoczyła koło nad szkunerem i odfrunęła, goniąc wciąż, jak to mewa, horyzont. [...]”.

A mowa o trzech pięknych książeczkach ze świetnymi ilustracjami Edwarda Lutczyna, jakiś czas temu wznowionych i jak widzę do kupienia: „Burzliwe dzieje pirata Rabarbara”, „Dalsze burzliwe dzieje pirata Rabarbara” i „Jeszcze dalsze burzliwe dzieje pirata Rabarbara” autorstwa Wojciecha Witkowskiego.

Pozdrawiam serdecznie Gospodarza i Szanowne SSI.

Żyjcie wiecznie!

Bretończyk po fasolsku

Damian Święs

----------------------

P. S. A tę moją pisaninę dedykuję, rzecz jasna J: żonie, córce i synowi.

D.

 

Komentarze
SSI wzrusza do łez Andrzej Kowalczyk z dnia: 2020-02-08 16:00:00