WIELKA HONOROWA NAGRODA SAJ
Jego Dostojność Prezes Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych zaszczycił SSI prawem ogłoszenia kto został

nagrodzony Wielką Honorową Nagrodą SAJ. To nagroda prestiżowa, przy wyborze liczyły się tylko zasługi.

Nagroda jest wielka nie tylko wymiarami. To nie kółko sterowe ze sklepu żeglarskiego. To dzieło rzeźbiarza.

Korzystając z prawa ogłoszenia werdyktu – dołączam moje gratulacje.

Przecież Andrzej to właśnie Klan SSI.

Andrzeju – żyj wiecznie !

Don Jorge

------------------------------------------------------------------------------

KOMUNIKAT RADY ARMATORSKIEJ SAJ

O PRZYZNANIU NAGRODY HONOROWEJ STOWARZYSZENIA ARMATORÓW JACHTOWYCH ZA ROK 2019

Rada Armatorska Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych na posiedzeniu w dniu 7 lutego po dyskusji dokonała w głosowaniu jawnym wyboru z pośród czterech nominacji zaproponowanych przez członków SAJ laureata Nagrody Honorowej Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych dla żeglarza, który może być wzorem za rok 2019;

Mamy zaszczyt poinformować, że Nagrodę Honorową w roku 2020 otrzymuje:

ANDRZEJ MINKIEWICZ|

7 lutego 2020

Za Radę Armatorską

Andrzej Remiszewski

Prezes SAJ

==========================================================================================================================

Andrzej Minkiewicz tak prezentuje swój żeglarski życiorys:

„Urodziłem się w 1971 roku w Bielsku Podlaskim, gdzie,  szybciej można spotkać żubra niż zobaczyć kajak.

Nikt w rodzinie nie wiedział skąd się u mnie wzięło to żeglarstwo. Nawet babcia, która załamywała ręce, gdy mówiłem że jadę na obóz żeglarski czy na rejs, powtarzała „ale jak to jedziesz, przecież u nas w rodzinie nigdy nie było żadnego marynarza”. Że niby wszyscy przyzwoici. Ponieważ w okolicy nie było wody, a w rodzinie marynarza, żeglarstwo wzięło się z książek.  Pochłaniałem je w ilościach strasznych. Najchętniej te przygodowe i podróżnicze. O piratach, polarnikach, odkrywcach. To był świat, o którym marzy każdy nastoletni chłopak . Przynajmniej kiedyś tak było.

W końcu jakimś przypadkiem w bibliotece miejskiej trafiłem na książkę „Sam zbuduj łódź” M. Plucińskiego i S. Workerta. Trzymałem ją u siebie ponad dwa lata, przychodząc co miesiąc do wypożyczalni z prośbą o przedłużenie. Bałem się, że jeśli ktoś inny ją wypożyczy to już nie będzie „moja”. Przerysowałem większość konstrukcji z tej książki, a treść znałem prawie na pamięć. Kończyłem szkołę podstawową.

Wiedziałem już, że chcę być konstruktorem jachtów, tylko nie wiedziałem jak się nim zostaje. Napisałem zatem list do jednego z autorów pana Stefana Workerta i zapytałem o radę. Nakleiłem znaczek i poszedłem na pocztę.  Mijały tygodnie, o liście zapomniałem.

Po paru tygodniach, a może dłużej  przyszła  adresowana na moje nazwisko gruba koperta. Był to długi list od Pana Workerta, w którym każde słowo kaligrafowane było napisane jakby drukowanymi literami.  Nie wierzyłem,  że autor mojej szkutniczej biblii napisał TAKI list do nastoletniego chłopaka. Opisał w nim całe swoje życie. Zarówno to prywatne, gdy wspominał jak chodząc  po plaży z patykiem rysował koła pociągu, którym przyjechał razem z mamą nad morze , jak i to zawodowe. List który miał ponad dziesięć stron podsumował, że chyba nie ma szkoły budowania jachtów i trzeba się tego po prostu metodą prób i błędów nauczyć samodzielnie.

Trudno, pomyślałem, nie będę na razie konstruktorem, i poszedłem uczyć się dalej do liceum. W liceum trafiłem do harcerskiej drużyny żeglarskiej dzięki, której wyjechałem na pierwszy obóz żeglarski do Rydzewa nad jez. Niegocin. Zacząłem dość intensywnie żeglować, a moją ulubioną łódką na długo stała się zwykła klasyczna omega. 

Przez kilka lat nagrywałem na magnetofon audycje radiowe Marka Siurawskiego nadawane w niedzielne poranki „Kliper 7 mórz”. Kilka godzin później robiłem to samo siedząc przed ekranem telewizora gdy był emitowany program „Z wiatrem i pod wiatr”.

Po zdaniu matury pojechałem do Warszawy w złożyć dokumenty na Wydział Ekonomii na UW. Jadąc kilka godzin pociągiem miałem w głowie inny cel.  Równie ważne jak złożenie wniosku na uczelnię było zobaczenie redakcji  mojego ulubionego pisma, czyli „Żagli”. Kupowałem je namiętnie od dawna i uważałem, że fajnie byłoby tam pracować. Dlatego zaraz po załatwieniu spraw związanych ze studiami, pojechałem autobusem na Pragę na Aleję Stanów Zjednoczonych. Okazało się, że redakcja „Żagl”i znajduje się w niewielkim mieszkaniu na piętrze wysokiego bloku a zwiększenia etatów na razie nie planują. Mimo to, w kolejnych latach udało mi się opublikować tam kilka artykułów. Wraz z wiekiem i nabywanym doświadczeniem zawodowym uświadamiałem sobie, że coraz we mnie więcej humanisty i ten młodzieńczy pomysł z projektowaniem jachtów nie byłby dla mnie szczęśliwym rozwiązaniem.

W kolejnych latach dużo żeglowałem po Mazurach i morzu.  Zawsze lubiłem stalowe jachty i stare projekty. W czasie morskich rejsów żeglowałem na różnych akwenach na pokładzie m.in. Rzeszowiaka, Solarisa,  Syrenki, Nitrona, Polonusa, a nawet Zawiszy Czarnego. Z jachtem „Polonus” związałem się na kilka lat współpracując przy wyprawie Shackleton 2014. Za swoje największe osiągnięcie w tym projekcie uważam zorganizowanie spotkania z wnuczką słynnego podróżnika , panią Aleksandrą Shackleton na pokładzie polskiego jachtu w przeddzień startu wyprawy w Plymouth.

W 2009 roku kupiłem w Niemczech za 100 EUR drewnianą łódkę klasy Pirat, jedną z klasycznych konstrukcji opisywanych w książce „Sam zbuduj łódź”.  W 2019 roku, po 30 latach od napisania listu, poznałem osobiście Pana Stefana Workerta, któremu podziękowałem, że mnie trochę „zniechęcił” do bycia konstruktorem jachtów. „Piratem” żegluję obecnie po kaszubskich jeziorkach.  Moim marzeniem jest przepłynięcie nim całego szlaku jezior mazurskich.

W 2009 roku wpadłem na pomysł zorganizowania przeglądu filmów żeglarskich, który w 2020 roku ma już swoją 10 edycję. Potem dowiedziałem się, ze wcześniej już istniał podobny przegląd w Katowicach.

Jachtfilm jest jednym z kilku tego typu festiwali na świecie. Od 2011 roku na Festiwalu Filmów Żeglarskich JachtFilm pokazaliśmy ponad 100 tytułów filmów o tematyce marynistycznej.  W programie festiwalu pojawiały się zarówno archiwalne filmy produkcji polskiej, jak i najnowsze z najdalszych krańców świata (z takich krajów jak Nowa Zelandia, Meksyk, Kanada). Gośćmi festiwalu byli znani żeglarze m.in. Joanna Pajkowska, Ruda Krautshneider, Milan Kolacek, Bolesław Kowalski, Andrzej Drapella, Janusz Zbierajewski. Festiwal ma swoje edycje w innych miastach Polski: Gdyni i Szczecinie, w przeszłości także w Katowicach i Rybniku. W 2017 roku festiwal był partnerem największego zlotu żaglowców The Tall Ships Races w Szczecinie, gdzie w ciągu czterech dni pokazaliśmy publiczności ok. 30 filmów o tematyce morskiej. Jako dystrybutor filmowy uczestniczymy w wielu wydarzeniach podróżniczych i sportowych w całej Polsce ( np. Gdynia Volvo Sailing Days). Wydaliśmy na płytach DVD dwa polskie filmy poświęcone Leonidowi Telidze i kpt. K. O. Borchardtowi.  Piszemy artykuły do pracy żeglarskiej poświęcone najciekawszym filmom.”

Rada Armatorska dokonując wyboru Laureata tegorocznej Nagrody Honorowej wzięła pod uwagę przede wszystkim jego rolę w popularyzacji żeglarstwa poprzez stworzenie od zera Festiwalu Filmów Żeglarskich JachtFilm. Festiwal stworzony „z niczego” powstał i istnieje dzięki pasji, determinacji i umiejętności pozyskiwania sojuszników, ogromowi bezinteresownej pracy Andrzeja Minkiewicza.

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu