CIEKAWOSTKI SUNDU ORAZ ISEFJORDU/ROSKILDEFJORDU

Z jachtu „Sloni” nadeszły 3 ilustrowane raporty Zbyszka Rembiewskiego.

Skipper podrzuca Czytelnikom i Skrytoczytaczom SSI garść ciekawostek

z Sundu oraz Isefjordu/Rosskildefjordu. Cieszą mnie szczególnie nowinki

z tego drugiego akwenu, bo mimo przynęt zawartych w tej locyjce jak dotąd

polscy żeglarze rzadko tam zaglądają. A szkoda. Jest tam co oglądać.

Zbychowi bardzo dziękuję.

O kamizelkach oczywiście pamiętacie.

Żyjcie wiecznie!

Don Jorge

------------------------------------

Jurku

Rejs Sund'22 - rozpoczęty

Rozpoczęty w Szczecinie w nowej dla mnie North East Marinie. Bardzo klimatycznie dzięki widokowi na Wały Chrobrego/Tarasy Hakena. Kolejna zmiana w Trzebieży, rozebrali kultową stołówkę, W Marinie w Świnoujściu, zapełnienie i bardzo żeglarska atmosfera; do 0130.

/

 

Klintholm (200DKK), bez zmian. Rodvig (210 DKK) full po czubek. Muzeum motorów, jakby trochę zapomniane, czynne tylko piątek - niedziela 1030-1630. Byliśmy dziś, we wtorek, ale i tak z zewnątrz sporo dało się obejrzeć . Wycieczkę pod Stevens Klint zrobiliśmy dołem, to błąd, marsz po krzemiennych otoczakach dość męczący, a pierwsze wyjście na górę dopiero po ok 4 km. po drodze truchła fok, ale i piękne formacje skalne z jaskółkami brzegówkami,  i pojedyńcze gniazda oknówek. Powrót górą , wspaniałe widoki.

Będe kontynuował.

Rodvig 28.06'22. 2330

 

 

Jurku

Tak więc dalszy ciąg z Lynaes, gdzie zamknął nas wiatr NW w sile ok 20 knts. Nie to że sztorm, ale dalsza droga na zachód w kierunku Aarhus i nie chcę zniechęcać załogi klepaniem na wiatr i pod falę. Przeczekamy 1 dzień.

Po Rodvig wzięliśmy Kopenhagę, od razu z założeniem że 2 dni. Plan był taki: Płyniemy na kanały Christianshavn, obiecałem to załodzee, przynajmniej obejrzeć, jak znajdziemy fajne miejsce to OK, jak nie - to szukamy najpierw Langelinie, a potem Margarethavn, lub Svanemollshavn. Ale wszystko się zmienia, Kopenhaga też. Płynę na pamięć przez port, a tu drogę zamyka nam Kładka, jak w Gdańsku, tylko nieco większa. Pojawiła się w 2016 r zaraz za Nyhavnem z prawej i wejściem w kanały z lewej. Obserwując ją przez 2 dni nie widziałem jej otwartej, a mimo że rozpytywałem wielu tubylców, nie uzyskałem jasnej informacji kiedy ją otwierają. Natomiast wejście w kanały też jest już w głębi zamknięte mniejszymi kładkami, które podobno otwierają się na żądanie, ale obserwacja mówi, że już niewiele jachtów przelotnych tam wpływa, a miejsca okupują rezydenci i to tacy bardziej z pelargoniami w kokpicie. Wycofujemy się. Wchodzimy do Langelinie, bardziej żeby stwierdzić, że nie ma miejsca niż cumować, a tu na kei pojawia się bosman i wskazuje miejsce. My w proszku, cumy , odbijacze w achterpiku. Dwa kółka wokół centralnej boi załatwiają sprawę i sprawnie cumujemy. Po zacumowaniu, następna niespodzianka. Jedyna możliwość uiszczenia opłaty, zresztą nie jakiejś wygórowanej, 480 DKR za dwa dni, w tym wszystko, to płatność on line. Poczuliśmy co to znaczy wykluczenie cyfrowe. żadne z nas nie ma uruchomionych płatności on line w telefonie, do tego wejściem przez QR kod. Załatwiamy to telefonem do dzieci. W Kopenhadze trafiamy na wzmożenie związane z Tour de France i kryterium czasowym po ulicach. Wychodzimy na dwie godziny przed startem, z trudem przebijając się do mariny przez obarierkowane ulice i rzesze kibiców. Na zwalniane przez nas miejsce czekało kilka jachtów podwieszonych do boi manewrowej. Ale poprzedzające odejście dwa dni wypełniliśmy solennie odświeżając sobie(ja) lub chłonąc po raz pierwszy(żona), atrakcje miasta. Ale raczej bez wnętrz. Jedyne to okrągła wieża z przyległościami. Wcześniej nie byłem, a warto.

Po Kopenhadze wyspa Ven na wyciszenie. Tam wszystko też inaczej. Na wyspie kupa samochodów, widać pozwolili wszystkim letnikom je tam ściągać. Niedobitki starej daty jeżdżą jeszcze ichnimi melexami. Nowy kościół św Iba zamieniony na muzeum astronoma. Jak wywnioskowaliśmy z różnych opisów, mimo że był nie na ,czasie z przewrotem kopernikańskim to jego wielką zasługą, była nowożytna metodologia, w tym konstrukcja prawie współczesnego obserwatorium.

Po wyspie Kronborg i marina Helsinor. Taka jak przed laty. Dodam, że wszędzie poza Langelinie, też nagabują do płatności on line, ale automatów nie zlikwidowali. W Helsingorze też zmiany. Stocznia zamieniona w instytucje kultury w tym w muzeum morskie, którego jednak nie odwiedziliśmy zadawalając się eksponatami na wodzie, gdyż wypadło nam w niedzielę, a wtedy otwierają później, Do tego w informacji turystycznej na pierwsze pytanie nie wiedzieli o jaką placówkę nam chodzi, a podobno to największe muzeum morskie w Danii. Wychodzimy, mijamy dla nas osławione Gilleleje i wchodzimy na Ise/Roskilde Fiord.

/

.

Ale o tym w następnej korespondencji, bo trochę siadło i załoga namawia do zmiany portu, ale jeszcze bez wychodzenia z fiordu.

Jurku

Aarhus 8 lipca, nasz rejs dobiega końca, czekamy na zmianę.

Powracam do przerwanego na wejściu do Roskilde Fiordu wątku. Do końca przelotu towarzyszy nam świetna pogoda, mijamy Hudested, uznając go za zbyt przemysłowy i wchodzimy do Lynaes. W Lynaes wszystko jakby zamrożone od twojego opisu z 2006 roku, ale działa świetnie. Cisza, pozwala odpocząć od zgiełku ostatnich portów. Jedyna atrakcja, to zaraz za nami wszedł knorr, staranna rekonstrukcja wikińskiej łodzi z epoki, z ok 40 osobową załogą odtwarzającą sposób żeglowania i bytowania normańskich żeglarzy. Na samym pokładzie nie z epoki były tylko tratwy ratunkowe i nawigacja satelitarna. Załoga wprawdzie ubrana współcześnie, ale spała częściowo na pokładzie pod żaglem, a częściowo w namiotach. Gotowali też w kotle. Inna obserwacja, to plac pełen niezwodowanych jachtów, około setki, mimo że port praktycznie pełen. Wszystko modele między 20 a 50 lat. Domniemuję, że czekają na nabywców, lub są już po prostu niechciane. Ale celem jest Roskilde, do którego wypływamy następnego, 4 lipca, ranka

Żegluga przez Roskilde Fiord, sama przyjemność, głównie połówką, wiatru dość, dobrze wyznakowane. Po chwili jesteśmy przy moście zwodzonym w Frederkssundzie. Nie mamy flagi „N” wzywającej do otwarcia. Zbliża się z obu stron kilka jachtów, niektóre flagę mają. Sytuację rozjaśnia wyświetlacz podający godzinę kolejnego otwarcia, dla nas za chwilę. Już po przejściu widzimy zamianę na wyświetlaczu, raptem za godzinę kolejne.

/

.

Ale w tym momencie naszą uwagę już zaczął przyciągać widoczny w odległości ok 2 mil stały most autostradowy. Jak się o tym potem wygooglowaliśmy, nie mogło go być w locyjce Roskilde, bo otworzony został przez księżniczkę Marię w 2019 roku. Ciekawe Polonicum, prefabrykaty  z którego został zbudowany, wyprodukował Mostostal w szczecińskim zakładzie i dostarczał statkami na plac budowy. piękny kontrakt na 12 mln EUR. Z daleka widać, że wysoki, ale jak wysoki podpowiedział Navionics - 22 m.

/

.

Do Roskilde docieramy wczesnym popołudniem. Miejsc sporo, poszliśmy za Twoją radą, basen A. Ogarniamy się szybko i po kolei: Katedra - dostępne dobre informacje, bardzo interesujący obiekt, kolejne dobudówki na nekropolie kolejnych władców, bardzo dobrze wkomponowane; miasto - krótkie obejście i idziemy do muzeum łodzi wikińskich, po drodze świetna makieta miasta z XVw. Muzeum łodzi bierzemy z biegu od strony plenerowej. Wiele ciekawych rekonstrukcji, opisów, warsztatów opisujących metodologię poszczególnych etapów budowy, opisy gatunków drzew i ich zastosowanie do różnych elementów. Na wyjściu orientujemy się że przeszliśmy ścieżkę zwiedzania zarezerwowaną dla posiadaczy biletów. Ale było już po godzinach pracy muzeum i nie było z kim gadać.

Rano widać że się rozwiewa. Na refie błyskawicznie osiągamy Frederikssund. Znając z Twojego opisu odległość mariny od miasta, szukamy bliższego rozwiązania. Kierujemy się na port, który nazwałeś handlowym. Port z przeładunkami nie ma już nic wspólnego. Stał się swego rodzajem centrum miasteczka, przyległy do niego plac, pełen ruchu, w porcie jachty i inne historyczne wynalazki, a od południa i północy obudowany przez developerów nowymi budynkami. Od północy wewnątrz nowej niskiej zabudowy, mały basenik, tam wchodzimy, z kłopotami, płytko na wejściu, ale przechodzimy. od portu blisko do muzeum Willmussena. podobało nam się. powrót przez deptak i odpływamy. Szybka żegluga aż do Frederikswerku, tam trzeba wąskim torem pod wiatr. Silnik. Po chwili Zbyszek melduje kłęby pary z wydechu. Kotwica, patrzę co jest. Odbiło się płytkie wejście. Układ chłodzenia zapchany zielskiem. po oczyszczeniu ostrożnie płyniemy, ale rezygnujemy z Hundested i powtórka Lynaes.

Następny dzień, środa, wieje jeszcze mocniej. Decydujemy się tylko na przejście do Hundested i przeczekanie. Mamy dzień na powałęsanie się. Muzeum Knuda Rassmussena, to świetny powód na spacer po widokowym klifie. W samym porcie też zmiany. Jachty prawie wszędzie, teren między basenami opanowany przez artystów i handel dla turystów. Nie wiem czy nie najciekawszy z tego był mały pawilonik z wyeksponowanym dieslem kutrowym z lat 50-tych. Silnik cały wyprodukowany w zakładzie w Hundested i działający. Odpalany dla oglądaczy. Prognoza na czwartek 7 lipca, optymistyczna. Wiatr siądzie do podstawy 16-18 kt i ma zmieniać kierunek na bardziej nordowy. Wychodzimy wcześnie, do południa halsówka, potem zgodnie z prognozą odkrętka i piękna jazda pełnym bejdewindem z prędkościami trzymającymi się w przedziale 6-8 kt.

Aarhus osiągamy o 2000 po nawinieciu 70 mil. Port w Aarhus nie do poznania z wody. Dominantą w panoramie jest nowe osiedle wysokich, a jeden bardzo wysoki, bloków. Druga wieża kościelna prawie niewidoczna. Osiedle powstało na terenie oznaczonym na Twoim planiku "terminal kontenerowy". Basen jachtowy, pełniutki, z trudem znajdujemy kawałek nieregulaminowej kei. W samej marinie też zmiany. Wygląda na to, że przebudowano wiele lub wszystkie pomosty. Teraz mają równą długość. Nawet Aktualizowany w czerwcu Navionics, przedstawia starą wersją. Problem braku szerokich stanowisk, pozostał. Przy próbie opłaty znowu zamęt. Na pomostach informacja o płaceniu tylko on line, potwierdzona przez lokalesa. Nie dowierzam, idziemy na rekonesans i znajdujemy, w jednym z budyneczków automat. Skwapliwie płacę. W powrotnej drodze chwalę się lokalesowi sukcesem, a tu wpadka. Okazuje się, o czym brak informacji, że port jest podzielony między kilka klubów i każdy ma własne zasady. My stojąc w jednym, dokonaliśmy opłaty w innym. Za jego radą zostawiamy problem do rozwiązania do rana dla pani bosmanki. Rano pojawia się młoda bosmanetka, ale problemu nie widzi, wskazuje nam lepsze stanowisko na czerwonym "plads". Uznaje naszą opłatę za minioną noc, a my już prawidłowo płacimy jej za następną. Mamy cały piątek na zwiedzanie. katedrę, drugi najstarszy w mieście kościół, skansen Nygamble, ogród botaniczny, AROS spektakularny budynek wystawowy, najstarszy dom z obejściem. Wszystko warte zobaczenia.

Późne popołudnie to już tylko street food i hygge. Jutro przestawiamy się do Marsellisborg i przekazujemy łódkę załodze powrotnej.

ZR

 

Komentarze
Bezczeszczenie pamięci Poreby Andrzej Colonel Remiszewski z dnia: 2022-07-10 16:10:00
pytanie do Zb. Rembiewskiego Włodzimierz Ring z dnia: 2022-07-15 11:00:00
niejasna wysokość linii napowietrznej Andrzej Colonel Remiszewski z dnia: 2022-07-15 14:20:00
wysoko ale nie za bardzo Zbigniew Rembiewski z dnia: 2022-07-16 07:01:00
ile pod przewqodem napowietrznym ? Włodzimierz Ring z dnia: 2022-07-17 07:20:00
Chcę dotrzeć do Helsingoru Andrzej Piotrowski z dnia: 2022-07-17 11:05:00