Bywalcom grupy dyskusyjnej pl.rec.żeglarstwo oraz załogom żaglowca :"Generał Zaruski" kapitana Jarka Czyszka nie mam co przedstawiać. Czytelnikom mojego okienka wyjaśniam że autorowi dzisiejszej pogadanki bałtyckiej nie jest też obce morskie żeglowanie na małym jachcie. Przez pewien czas był on nawet armatorem słynnego "nefryciny" MOJA MARIA na którym kiedyś kpt Tomasz Chodnik (wówczas sternik jachtowy) ośmieszył stan gotowości bojowej białomorskiej marynarki wojennej w Murmańsku. Jarek jest urodzonym wojownikiem. Jako kapitan pewnie bez zachwytu obserwował jak to sternicy jachtowi na swych wspaniałych laminatowych wydmuszkach wypuszczają się na coraz dalsze morskie wyprawy. Co innego stan ducha, a co innego realne spojrzenie na nowe czasy. Z przysłanej dziś korespondencji wyłowiłem znamienne zdanie PONIEWAŻ WALCA NIE DA SIĘ ZATRZYMAĆ, TO ....MOŻE WINIEN JESTEM POCZĄTKUJACYM KILKA DOBRYCH RAD. Od kilkunastu miesięcy leci w ZAGLACH mój serialik poradnikowy o bałtyckim żeglowanku. Z zadowoleniem witam sprzymierzeńca. Dziękuję za już, proszę o następne odcinki. W następnym Jarek chce poruszyć temat najbardziej ryzykowny. W moim serialu odcinek ten nosi tytuł KOBIETA NA JACHCIE.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_______________________________
Drogi Don Jorge,
słoneczko marcowe przygrzewa łechcząc ciepełkiem kocie grzbiety, lód na
Zatoce koło Pucka wygląda tak jakby za chwilę miał się całkiem rozpuścić,
pora pomyśleć o sezonie żeglarskim. Jak wszyscy wiemy sytuacja kompetencyjna
w polskim jachtingu jest niewyraźna. Jedni mówią o anarchii, inni o złotej
wolności. Ani to pewnie anarchia, ani złota wolność, można się natomiast
spodziewać, że tłumy morskich gringo ruszą latem spróbować swych sił na
Bałtyku.
- I, o to chodzi, o to chodzi - powie liberał
- Jezus Maria - skłaniając oczy ku niebu westchnie konserwatysta.
Ponieważ walca przemian nie da się jednak zatrzymać, to może nawet taki
beton jak ja winien jest kilka dobrych rad dla początkujących. Może
posłuchają, może nie posłuchają. Ja w każdym razie będę zasypiał spokojniej.
Sięgając do zasobów internetu i własnych doświadczeń; o czym początkujący
na Bałtyku skipper powinien wiedzieć.
Powinien wiedzieć że;
-Jednoosobowe pływanie po morzu wymaga kwalifikacji, których początkujący
skipper raczej nie posiada. Lepiej się za to zabrać już dysponując
doświadczeniem jakiś poprzednich rejsów.
- Jacht wielkości siedmiu/ośmiu metrów jest bardzo małą łodzią do pływania
po morzu, które nawet w letnim wydaniu brutalnie zweryfikuje wszystkie
niedoróbki konstrukcji i wykonania. Niewielki jacht na morzu będzie się bez
przerwy kołysał w sposób utrudniający życie. Niektóre czynności takie jak
np. gotowanie mogą okazać się niemożliwe już przy umiarkowanych stanach
morza 3-4 st. B. Może się okazać, że jedynym miejscem do spania jest np.
podłoga pod stołem w mesie a jedynym pożywieniem zupka w termosie, ktorą
troskliwie przygotowaliśmy przed wypłynięciem, że na łódce nie ma ani jednej
suchej rzeczy a benzyna z kanistra w achterpiku właśnie się wylała do zęzy
dodając swoje akcenty zapachowe do nie pranych skarpetek, mokrych swetrow i
innych zapachów. Przy okazji jest to sygnał, że nasza podróż może się bardzo
szybko skończyć już przy pierwszej próbie zapalenia kuchenki.
W ostatecznym rozrachunku nie musi to być tragedią zważywszy na perspektywę
rozwodu zaraz po zawinięciu do pierwszego portu - jeżeli byliśmy tak
nieroztropni by zabrać w tę podróż małżonkę obiecując jej przy tym wakacje
na jachcie, a nie wspominając o prozie życia jachtowego bo sami mieliśmy o nim
marne pojęcie. Wieloletnie doświadczenie mazurskie nic nam tutaj nie pomoże,
bo to jest doświadczenie z innej nieco bajki. Należy się z tym liczyć, że jeśli
zaplanujemy przeloty dłuższe niz kilka, góra, kilkanaście godzin z rodziną w morzu
to możemy zostać bez konta w banku, mebli i samochodu. Jedynie z kuchenką
gazową w pustym mieszkaniu. Ponieważ i tak nie wiemy co z nią zrobić to
kuchenka jako dorobek życiowy się nie liczy. Jedyny plus - teściowa znika na
zawsze z naszego życia.
Zatem startujemy ze Świnoujścia bo do Bornholmu mamy najwyżej dwanaście
godzin.
- Że żeglugę na wiatr małym jachtem po morzu należy pozostawić regatowcom.
Początkujący Skipper powinien wiedzieć, (najlepiej tylko z lektury, której
jednak nie powinien lekceważyć) że po godzinie żeglugi baidewindem załogę
taką można wykręcać z wody niczym prześcieradło po pralce Frania. (pewien
komfort, chociaż nie tak znowu wielki, daje pianka podobna do tej dla
nurków. Ubranko drogie i nie dla każdej figury twarzowe. Prócz tego po dwu
dobach grzybica gwarantowana, nie wspominając o trudnościach natury
fizjologicznej - to dlatego wypożyczanie pianek cieszy się tak małą
popularnością w szkółkach windsurfingu). W związku z tym prawdziwy turysta
pływa co najwyżej półwiatrami. Zatem Świnoujście - Nekso. Po Bałtyku
pływamy zawsze odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Ci, którzy pływają inaczej mają
wprawdzie więcej morskich opowieści do opowiadania i znacznie więcej
przepływanych godzin na liczniku ale to musimy wybrać przed rejsem -
spędzamy urlop z rodziną w uroczych kafejkach Allinge, przy kalmarach w
potrawce i włoskim winie, czy trzecią dobę z rzędu rzygamy mielonką
turystyczną na zimno. Z jachtu w drodze po morzu nie da się wysiąść.
Niektórzy próbowali, ostatnio, zdaje się, ci na „Rzeszowiaku”...
- Że od czasu upowszechnienia GPSu nawigacja morska z wiedzy tajemnej
przeszła w dziedzinę wiedzy dla każdego. Należy się tylko
zaopatrzyć w kilka kompletów bateryjek do urządzenia. W domu należy z
instrukcją obsługi przećwiczyć guzikologię i powprowadzać kilka
waytpointow. Punkty bierzemy ze Spisu Świateł, należy przy tym przewidzieć,
że droga z Nekso do Ronne wiedzie dookola Bornholmu, w związku z tym warto
oprócz punktów podejściowych do portów wklepać jeszcze kilka miejsc
pośrednich, które później obowiązkowo zostawimy po lewej burcie.
- Że statki po prawej burcie mają swiatło zielone, a po lewej czerwone. Na
rufie i na maszcie białe. Jak statek jest duży to ma dwa maszty i dwa
światła, po jednym na maszt. Na morzu obowiązuje pierwszeństwo dla tych z
prawej strony. Pływając w okolicach Bornholmu praktycznie ciągle będziemy
zahaczać o systemy rozgraniczania ruchu. W związku z tym należy przyjąć, że
bycie żaglowcem nie daje nam korzyści. Bycie małym żaglowcem nie daje nam
w ogóle żadnych korzyści. Małego nie widać, mały w starciu z dużym tonie bezgłośnie.
Zatem trzeba być czujnym i cały czas wiedzieć ile tych statków dookoła jest,
w którym kierunku płyną i ile z nich chce nas właśnie rozjechać. Jak statek
ma dużo różnokolorowych świateł, natychmiast robimy zwrot i oddalamy się w
kierunku - OD, jak najdalej. Sytuacja jest złożona i mogłaby się rozwinąć w
krytyczną zanim byśmy zdołali odszukać właściwą kombinację wśród
setki barwnych tablic zawartych w podręcznym skrócie przepisów (tym
bardziej, że książkę trzeba odszukać w tym bałaganie panującym we wnętrzu
jachtu, który cały czas się kołysze tak jak to zostało opisane wyżej. )
- Że za pomocą każdego radiotelefonu wezwiemy pomoc włączając go na kanał
16. Należy nacisnąć guzik na mikrotelefonie powtórzyć dwa razy MAYDAY (co
nie jest zbitką angielskiego o dniu naszego benefisu ale skrótem z jakiegoś
starobretońskiego POMOCY - nieważne, i tak każdy zrozumie) i następnie
należy głośno i wyraźnie odczytać z wyświetlacza GPSu to co on tam pokazuje.
Zaczynamy od górnej linijki, czyli najpierw szerokość a potem dolną czyli
długość geograficzną. Najlepiej czynić to w wymowie angielskiej czytając po
kolei cyfry. Czyli fajf for tu siks ziro lan eit fajf tre, co będzie
oznaczało 54 stopnie 26 minut Nord, 18 stopni 53 minuty East. Gadając przez
radiotelefon możemy sobie zaoszczędzić Nord i East, wiadomo, że nie jesteśmy
na Księżycu a UKFka ma zasięg ledwie horyzontalny. Nowsze i przepisowe radiotelefony
zgodne z konwencją o ratowaniu życia mają w eksponowanym miejscu na panelu czerwony
przycisk. Należy go nacisnąć i już wezwaliśmy kogo trzeba. Trzeba przy tym
pamiętać, że jak już ten guzik naciśniemy to nas namierzą niczym pajak muche
i nic nie pomoże. Przyślą łódź hybrydową, helikopter, łódź podwodną - co tam
będą mieli pod ręką, i jak się nie będziemy chcieli przesiąść, bo guzik
nacineliśmy przypadkiem przy okazji szukania suchych kalesonów (część
garderoby bardzo przydatna do letniego żeglowania po Bałtyku, w formie
suchej nie występująca na małym jachcie) to nas zdejmą siłą, albo obciążą
kosztami. Zatem na ten wypadek mając radiotelefon z DSC lepiej się uważnie
zapoznać z instrukcją, a jeszcze lepiej skończyć odpowiedni kursik sygnowany
na koniec właściwym papierem kompetencyjnym. Nikt nam potem nie zarzuci, że
nacisnęliśmy guzik bez kompetencji.
To tyle mniej więcej, trzeba wiedzieć.
Oczywiście nie zaszkodzi zapoznanie się uprzednie z mapą morską, sztuka
zaznaczenia na niej pozycji, umiejętność posługiwania się spisem świateł i
stoperem, jakaś skompresowana wiedza medyczna etc itp, słowem popływać kilka
razy przedtem w charakterze linociąga zanim się sami na morze wybierzemy.
Jeżeli chodzi o skok jakościowy to skipper jest zawsze sam. Sam podejmuje
decyzje, sam je wykonuje i jak się pomyli to ta decyzja będzie pomyłką.
Morze to nie pole minowe, ale tez nie planty. Pomyłka jest pomyłką i
zazwyczaj nie da się jej cofnąć.
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
_______________
Żona na jachcie wymaga osobnego omówienia, i o tym w następnym odcinku.
"Jedyny plus - teściowa znika na
Hi... Hi...
Jestem jednym z tych co idą za walcem. Sternik z 92 roku.
Nie wiem może przegapiłem, ale tu nic nie ma o prognozie pogody!!!
I jeszcze brakuje, tego że warto mieć zmiennika, który moze sam zostać w nocy na te 4 godziny.
Żonę zabrałem ostatnio do Kopenhagi i ona chce jeszcze, pomimo niezłej choroby morskiej i tego że olej napędowy faktycznie wylał się do zęzy. A dostaliśmy tego dnia nieźle w tyłek pod Treleborgiem - pomimo że w prognozie było tylko 6-7B, tam wiało dużo lepiej, tyle że z baksztagu.
Nie wiem po co armator dał ten "kanister", bo i tak na morzu dolać się nie da a w porcie nie wypada.
Tak czy siak myslę, że nie jst z nami tak źle, bo na sternika trzeba odpływac te 200 godzin, a ci wczesniejsi, to mają już minimum 27 lat. W tym wieku brawura i głupota zaczynają ustepować rozwadze i lenistwu, a ono jest gwarantem nie halsowania i nie robienia dluższych przelotów niż doba. W końcu z mojego mizernego doświadczenia - na Bałtyku na jachcie nie ma nic do roboty w porównaniu z ciągłymi manewrami Mazurskimi.
A i bardzo lubię GPS, ale nie mam do niego aż tak bezgraniznego zaufania. W końcu to tylko komputer i też mu się zdarza głupoty wyswietlić.
Michał
Cyt:
Czyli fajf for tu siks ziro lan eit fajf tre, co będzie
oznaczało 54 stopnie 26 minut Nord, 18 stopni 53 minuty East
Pogrubione słowo powinno chyba być eitin? A zamiast "tre" - tri (fri)?
I jeszcze BTW - czy "lan" oznacza coś w rodzaju "łamane na"?
pozdrawiam
AIKI
Pogrubione słowo powinno chyba być eitin? A zamiast "tre" - tri (fri)?
Pierwsze nie (powinno być tak jak jest) drugie tak (powinno być tri), i jeszcze lan, powinno oczywiście być łan (jak niektórzy czytacze pewnie wiedzą pierwszy zrąb tekstu powstał bez polskich liter i stąd niedopatrzenie korekty ;-)
Szerokość geograficzną mierzymy zawsze od równika do bieguna, zatem dla szerokości liczba pełnych stopni zawsze będzie zabierała dwa miejsca - jak w przykładzie; 54. Nie ma wyższej szerokości od 90 :-) Długość geograficzną natomiast mierzymy od zera do 180. W związku z tym liczba pełnych stopni będzie zawsze zajmowała trzy miejsca. W przykładzie jest to długość 018 (zero jeden osiem). Minuty oczywiście zawierają się od zera do sześćdziesięciu, czyli zawsze zajmują dwa miejsca. Zatem ciąg (po polsku) pięć, cztery, dwa, sześć, zero, jeden, osiem, pięć, trzy, da nam ciąg, który fachowiec powinien bez problemu zamienić na pozycję. Jeżeli po pierwszych czterech dodamy North a na koniec East, to jasność będzie pełna.
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
to znaczy temat mi się podoba, a takiej wiedzy nigdy za wiele... :) czekam na kolejne odsłony...
np. dowiedziałem się, że ostatni rejs zrobiłem w niewłaściwym kierunku co dało się odczuć... (zimna mielonka i mało czasu) ale i tak było fajnie ;)
Brawo!
Rzeczywiście potrzebna jest cała działka meteo, co nie co o "hotelu i gastronomii" i elementarnych zasadach bezpieczeństwa na pokładzie. To na następne odcinki.
jeszcze raz brawo!
Ano pewnie własnie dlatego, że TY umiesz sobie radzić i dlatego, że TY już na etapie planowania nie popełniasz błędów. Ale będą i tacy, co powiedzą sobie: "Jak Kotas może to co to dla mnie" ale całkowicie będa bez świadomości JAK "Kotas może".
Dlatego książki i artykuły Don Jorge i ten powyżej są nie do przecenienia. Kiedyś "państwo" usiłowało "zapewnić nam bezpieczeństwo" nadając w swej łaskawości 7 czy 8 kolejnych stopni i patentów, dziś dbamy o swoje bezpieczeństwo i komfort MYŚLĄC SAMODZIELNIE!
Nie no spoko. Wydaje mi sie że ten tekst nieco przerysowuje pewne rzeczy, ale generalnie jest bardzo fajny i sensowny. Tylko to straszliwa mokrosc wynikająca z tekstu p.Jarka wydała mi sie zbyt mocno przesadzona:)
No i co ma planowanie do niemożności pływania na wiatr:))
Maciek:S;Kotas