Agencje prasowe wysłały w świat lakoniczny news: "Polski jacht „PORTOWIEC GDAŃSKI” 24 września 2007 roku wpadł na skały u brzegu Szwecji i zatonął. Załoga jachtu - studenci z Warszawy zostali uratowani." A prawda była taka, że wypuszczony w czarter jacht w dobrej pogodzie, w porze dziennej wbił się w przybrzeżne skaliste płycizny i na nich zawisł w żałosnym przechyle.. Na jednej z zamieszczonych fotografii, zrobionej w jakiś czas po po katastrofie, widać, że załodze nawet do zrzucenia żagli nie było śpieszno. Kpt. Adam Woźniak wyśmiewał mnie, że zawsze, za wszelką cenę, niemal wbrew faktom gotów jestem bronić żeglarzy, że zawsze doszukuję się okolicznosci łagodzących, że zawsze staram się udowodnić, że Delegat Ministra oskarża przesadnie i perwersyjnie okrutnie.
Ale tym razem było inaczej. Con amore i z pasją zastąpiłbym w roli oskarzyciela kpt. Bohdana Prusinkiewicza. Bo to nie był błąd, to nie był pech, czy fatalny zbieg okoliczności. Orzeczenie Izby Morskiej według mojej subiektywnej oceny jest nadspodziewanie łagodne (poniżej).
Kiedy nadeszła hiobowa wieśc natychmiast zatelefonował do mnie Komandor Jachtklubu "Portowiec" - kpt. Andrzej Wątrowicz. Może dobrze, że była to rozmowa na odległość, bo zaoszczedzone mi było oglądanie łez twardego żeglarza. To był jego najukochańszy jacht. Na tym jachcie wygrał tyle regat. Przy tym jachcie tyle się napracował.Tym jachtem tak się chlubił. Wstyd mi, ale byłem brutalny - "Wytłumacz mi Jędrek - po jaką cholerę wypuściłeś w czarter jacht obcym, nie znanym ludziom? Taka nędza u was w klubie?"
Kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
========================
A teraz wspomnienia o jachcie (z teki klubowe)j:
Był to jacht typu CONRAD – 45 (OPAL) zbudowany przez Stocznię Jachtową im. J. Conrada Korzeniowskiego w Gdańsku. Kadłub jachtu był całkowicie drewniany. Przypomnę wymiary (bo nie było dwóch Opali identycznych) długość 13,95 m a pomiarowa powierzchnia ożaglowania 80 m2. Wspomniana stocznia wybudowała kilkadziesiąt tego typu jachtów. Pierwszego „Opala” wybudowano w 1967 roku. S/y „Portowiec Gdański” został zbudowany w 1979 roku , czyli zeglował miał 28 lat. Został zakupiony przez Morski Port Handlowego Gdańsk i przekazany w użytkowanie żeglarzom zrzeszonym w Sekcji Żeglarskiej TKKF „Portowiec”. Zarząd i żeglarze Sekcji Żeglarskiej TKKF „Portowiec” w uznaniu za to postanowili nadać jachtowi nazwę s/y „PORTOWIEC GDAŃSKI”. W ten sposób jacht stał się wizytówką portu gdańskiego we wszystkich portach do których zawijał. Na matką chrzestną jachtu wybrano najstarszą stażem żeglarkę sekcji koleżankę Marię Grzesiak-Antończyk.
Transformacja ustrojowa, a więc i gospodarcza , na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku , objęła oczywiście Morski Port Handlowy Gdańsk. Nowe przepisy działalności przedsiębiorstw nie przewidywały finansowania żeglarstwa.W tej sytuacji żeglarze związani z portem gdańskim utworzyli Jacht Klub „PORTOWIEC” Gdańsk , który ma osobowość prawną i jest całkowicie na własnym rozrachunku.Jacht s/y „Portowiec Gdański” został nam przekazany przez Morski Port Handlowy Gdańsk za symboliczną złotówkę , natomiast pozostałe jednostki pływające zostały przez klub od portu odkupione.
Jacht s/y „Portowiec Gdański” w swojej 28 - letniej służbie co roku wychodził w morze w rejsy turystyczne , stażowe i na regaty.
Utrzymanie jachtu w pełnej sprawności wymagało dużo pracy oraz sporo pieniędzy a z biegiem lat coraz więcej jednego i drugiego. Dzięki zaangażowaniu żeglarzy oraz Zarządu Klubu jacht był corocznie wodowany po zimowej przerwie.
Po roku 1994 środki finansowe na pokrycie kosztów remontów i eksploatacji jachtu klub musiał sam wypracowywać. Dlatego przystąpiono do praktyki odpłatnego prowadzenia rejsów stażowych oraz czarterowania jachtu żeglarzom z poza naszego klubu. Dlatego też ludzie spoza klubu uczestniczyli w ostatnim rejsie s/y „Portowiec Gdański” , który zakończył się dnia 25.09.2007 roku na skałach niedaleko szwedzkiej wyspy Oland w pobliżu małego rybackiego portu Gardby - pozycja 56o36’ 32” N , 16o42’20” E.
Pozostał żal po stracie flagowego wspaniałego jachtu morskiego oraz wspomnienia dla wszystkich tych , którzy na pokładzie s/y „Portowiec Gdański” przeżyli swoją przygodę w spotkaniu z morzem i wiatrem. Przez 28 lat s/y „Portowiec Gdański” żeglował dzielnie i bezpiecznie więc trudno jest pogodzić się z faktem , że już nigdy nie wyjdzie w morze.
Nie sposób opisać wszystkie dokonania załóg „Portowca Gdańskiego”. Wiadomo , że wiele rejsów miało charakter turystyczny i jacht zawijał do wszystkich polskich portów jachtowych oraz bardzo wielu zagranicznych. Oprócz tego prowadzono rejsy stażowe , których głównym celem było szkolenie żeglarzy na wyższe stopnie żeglarskie.
Rejsy szkoleniowo-stażowe po wodach morskich prowadzili m.in. kapitanowie: Bolesław Reyman , Jerzy Albniak , Marian Pawlonka , Bogdan Borysewicz , Mariusz Pycz Pyczewski , Andrzej Ziajko , R.Michał Grzejszczyk , Stanisław Oroczko , Andrzej Wątrowicz.
Ważną rolę w żeglarstwie odgrywa współzawodnictwo, to też naturalną rzeczą było uczestnictwo „ Portowca Gdańskiego” w regatach morskich , chociaż z założenia nie był to jacht regatowy.Jacht startował co roku we wszystkich regatach wymienionych w kalendarzu imprez Pomorskiego Związku Żeglarskiego dla tego typu jachtów. Szczególne znaczenie miało uczestnictwo w największych regatach morskich dla „Opali” rozpoczęte w 1983 roku - Międzynarodowe Regaty Heweliusza.
Trasy regat z biegiem lat zmieniano , ale zawsze były to regaty pełnomorskie wynoszące około 400 Mm , wymagające od załóg umiejętności radzenia sobie w każdych warunkach pogodowych.
W tych wszystkich regatach jacht startował z różnym szczęściem , jednak przeważnie plasował się w czołówce , czego dowodem są liczne puchary zdobiące szafy i półki Jacht Klubu „Portowiec” oraz kapitana i załóg startujących na tym jachcie w regatach.
Kapitanowie biorący udział w regatach morskich na tym jachcie to m.in.: Marian Pycz Pyczewski , Stanisław Skory , Eugeniusz Płóciennik oraz najczęściej startujący (i wygrywający) - Komandor Klubu - kpt. Andrzej Wątrowicz.
Odpowiedzi na większość swoich pytań znajdziesz w p1. orzeczenia IM, pod którym wpisałeś swój komentarz....
JR
Prawie każdy mający trochę stażu żeglarskiego ma za sobą wydarzenia, które później wielokrotnie analizuje i zastanawia się, dlaczego postąpił w tak nierozważny sposób. Być może również kapitan "Portowca" nie może spać nocami i zastanawia się, dlaczego zaufał załodze? Być może nad swoim błędem zastanawia się też oficer, która prowadziła w tym czasie jacht?
Być może - chociaż podobno nie wszyscy mają takie wrażiwe sumienie ...
Jeśli idzie o przyczynę wypadku, to chciałym zwrócić uwagę na różnicę w ukształtowaniu brzegu polskiego i skandynawskiego. Żeglarze pływający wzdłuż naszych wybrzeży przyzwyczajeni są do piaszczystego, łagodnie opadającego dna. Pływa się mając pod kilem nawet mniej niż 5 m. wody.
Wybrzeża skandynawskie są dużo trudniejsze w nawigacji i sądzę z własnego doświadczenia, że często nie doceniamy tych różnic. Mnie tylko dzięki szczęściu udało się wypłynąć cało z kamiennego labiryntu przy płaskim brzegu. Zbliżać się tam do wybrzeża bez dobrej mapy, rezygnować świadomie z dokładnej pozycji (GPS-u) czy echosondy - to narażanie się na zdobywanie doświadczeń w dość kosztowny sposób. A może zabrakło na jachcie locyjki Kulińkiego - albo nie chciało się po nią sięgnąć na półkę?
Edward Zając
Z pierwszą częścią jak najbardziej sie zgadzam
O drugiej cieżko pisać jak sie tam nie było
Mnie intryguje tak czesto powtarzany argument " brak GPS itd ...
Tylko po co GPS jesli dokładnie widać brzeg a pozycja z namiarów jest dość dokładna Można dodac 10% a 15% Zapasu bezpieczeństwa i jechać i tak wiadomo ze wszyscy już są na miejscu wiec nie ma sie co szrpać. Do tego na drewnianym jachcie z dobrym kompasem nie trzeba GPS zeby nawigowac pływała sie tak nie dalej niż 10 lat temu.
Przy tcyh samych warunkach na podobnym jachcie na przelocie z Olandi na Rozewie pomyliliśmy sie bez gps na jakieś 4-5 mil na zachód
Ale zrobić zwrot w brzeg widzac go i mając jasny kurs (nie wiem zastrzegam czy jasne instrukcje) to już co innego zawiedli ludzie jak czesto zresztą.
W naszym "fajnym" starym systemie nikt nie wskazywał jak oceniać kompetencje załogi i jak ta załogękontrolowąc wszystko dotyczyło umiejętności technicznych.W nowym wogóle nie ma problemu
Nie było nas na miejscu, trudno powiedzieć co spowodowało, że nie podjęto wszelkimi dostępnymi siłami natychmiastowej akcji sprowadzenia jachtu, póki była dobra pogoda...
Żal serce ściska, wciąż pamiętam Portowca jak był całkiem nowy i piękny, a ja byłem na samym początku przygody z żeglowaniam po morzu....
Eeech..
Jaromir Rowiński
Niestety Opale sie koncza i sa bardzo drogie w eksploatacji. Trzeba sie z tym pogodzic. Gdyby jacht byl ubezpieczony stosownie do swej wartosci, dzis klub szykowalby do sezonu inna jednostke...
"Potrowiec" dwukrotnie startowal w regatach SKZ Clasic Cup (http://skz.polibuda.info/art8049_Regaty_SKZ_Classic_Cup_2007). Scigalem sie z nim takze w Regatach Heweliusza juz w schylkowych czasach regat, gdy trasa wiodla zaledwie z Gdanska do Leby i z powrotem.
Lacze swiateczne pozdrowienia
Krzysztof Bieńkowski
www.nordsail.pl
Jak przebiegała akcja ratownicza od momentu wejścia na mieliznę do momentu utraty jachtu.
Pozdrawiam
Paweł Pajzderski
Przepraszam, ale po konkrety prosze sie zwrocic, do OSC.
Z drugiej strony chetnie przeczytam jak wygladala 8h akcja sciagania Opala w latach 70. Czy uwaza Pan, ze 30 lat po co najmniej 100 dni w morzu rocznie, a wiec kilka tysiecy dni na fali i wietrze nie wplywa na wytrzymalosc drewnianego kadluba? A czy wymiana planek i wiercenie nowych otworow we wregach takze?
Pozdrawiam swiatecznie
Krzysztof Bienkowski
Żałuj że nie byłeś w TzH w przedwielkanocny poniedziałek. Prelegentem był "Bananowy" kpt. Paweł Jędrzejko, który opowiadał o zatonięciu prowadzonego przez niego "Oskarda".
Jakże Jego opowieść o walce o uratowanie uszkodzonego jachtu, kontrastuje z postawą osób odpowiedzialnych za zatonięcie 'Portowca" czy rozbicie i porzucenie "Rzeszowiaka": "Teraz mamy do wszystko w d... niech nas stąd zabiera choćby helikopter a jacht to zmartwienie armatora i ubezpieczyciela".
Tomek - wyluzuj.
Sprowadzałeś kiedyś jakiś wiekszy jacht z mielizny (z kamieni)? Choćby 2-3t.
Hasip
PS. Mniejszym błędem jest niesłuszne porzucenie jachtu niż zbyt późne ratowanie ludzi. Jacht odkupisz/naprawisz. Z człowiekiem musisz czekać na Sąd Ostateczny. To może trochę potrwać.....
Jeżeli Portowiec był tak ważnym i zasłużonym opalem, to dlaczego poszedł w czarter do przypadkowej załogi ? Jeżeli poszedł w czarter, to jako narzędzie do zarabiania pieniędzy powinien być tak ubezpieczony, aby bez większego ryzyka finansowego można było go dać osobom, co do których nie jesteśmy pewni ich umiejętności.
Nie chcę powiedzieć, że nie należało walczyć o jacht, jeżeli pozwalały na to możliwości, ale na to ze jeżeli czarterujemy komuś nieznajomemu jacht, to musimy liczyć się z tym, że on nie będzie umiał/chciał poradzić sobie w podbramkowej (raczej podbrzegowej) sytuacji. (nawiasem mówiąc to konkretna sytuacja nie była podbramkowa, tylko wynikała z błędów skipera)
Pozdrawiam
Tomek Ładyko
A pewna osoba dla której "kapitan" od początku był i nadal pozostaje "cudownym dzieckiem" całej winy doszukuje się po stronie... armatora(!). Tej mianowicie, że jacht nie był ubezpieczony do regat, tymczasem wypadek zdarzył się właśnie w trakcie regat (dodajmy, regat w których obowiązywął zakaz używania GPS, logu mechanicznego, radaru i echosondy).
W świetle powyższego jakby mniej dziwi postawa załogi, która nie uczyniła nic dla ratowania jachtu. Praca holownika z motopompą kosztowałaby conieco... Prościej było zebrać tyłki w troki - i na brzeg!Tyle że komuś takiemu nie powierzyłbym więcej nawet kajaka.
To i dlatego MW zakupiła nowiuśkie Delphie ?!? Patrząc na nie dosłownie to tak zupełnie inaczej to dziś wygląda , ale nowością zajechało ;-D
Pytanie: czy przysłowie "dać chamowi zegarek" jest nadmiernie obraźliwe?
Sadze, ze tak. Zadne z tych trzech slow tu nie pasuje.
Dominik popelnil kilka niewybaczalnych bledow - nie trafil do Kalmarsundu z Wladka, zbytnio ufal zalodze i polozyl sie spac, kiedy jego psim obowiazkiem bylo nadzorowac prowadzenie jachtu, ale nie zauwazylem u niego chamstwa. Choc do kilku znanych mi kapitanow okreslenie owo by pasowalo...
Dac nikt nikomu nie dal - byla to umowa najmu.
Zegarek to symbol precyzji, wewnetrznego i czystosci. Rok wczesniej holowalem Portowca i pomagalem naprawiac silnik. W ostatnich latach wielu trybikom brakowalo zebow, w lozyskach bylo pelno piachu a na kopercie pozostal tylko napis "water resistant".
I tak jest na wielu Opalach. Wychodzisz w morze, kladziesz sie w bajdewindzie i pompy musza pracowac niemal non stop. Czy to normalne na jachcie z wazna karta bezpieczenstwa? Cy jesli mialbys zawiezc zaloge do Kopenhagi wynajalbys 30-letniego busika "VW ogorka"? Przeciez to takze kultowy samochod.
Zbyt wiele emocji. Czy tak samo powiedzialbys o sp kapitanie Rzeszowiaka, albo prowadzacym Kmicica czy Blooma?
Opala użyto do tych regat nie dlatego, że się do nich szczególnie nadawał, tylko dlatego, że był dostępny. Użyto delikatnego historycznego jachtu do wożenia nieostrożnych, uczących się (i po wyniku wyrokując - nie-do-końca-douczonych) adeptów nawigacji. Jachtu dzielnego, który nadawałby się świetnie do wielu innych celów, ale starego i drewnianego. A po zdarzeniu, nie zapewniono mu właściwego ratunku, warsztatu itd. Za "psującego zegarek" uważam nie tylko załogę i ich marnego wodza (niepotrzebnie go bronisz), ale całą organizację, łańcuch właściciel/armator/załoga/ubezpieczyciel, który to łańcuch okazał się niewiele wart. Załoga nie była jego najmocniejszym ogniwem, ale nie jedynym przegniłym.
Wg ciebie "zgodnie z umową najmu", więc wszystko OK&cacy. Szkoda.
Tomek ex Żeglarz
A nie brzmiało to "G... chłopu, nie zegarek..." ??? ;-)))
Smutna sprawa... lepiej abyśmy nie musieli doświadczać czegoś takiego na własnej skórze...
Staram się nie osądzać - nigdy nie byłem w podobnej sytuacji.
Robert
zbyt duzo emocji.
Jak ktos rozbije wlasny jacht to ok, jego sprawa, ciszej nad ta trumna. Ale jak wyczarteruje i rozbije, to psy na nim wieszac nalezy do dobrego tonu...
Uwazam, ze armator, ktory czarteruje nieznanemu kapitanowi swoj jacht, wiele ryzykuje. I jesli sie na to decyduje, to ryzyko powinno byc ubezpieczone. Jesli jacht jest cenny ze wzgledow sentymentalnych, to tym bardziej nie powinien istniec na rynku czarterowym.
Wiele jachtow wsadzono na skaly. Najczesciej to byly bledy nawigacyjne i zaniedbania kapitanow.
Wcale nie usprawiedliwiam nikogo. Kapitan z zaloga zachowali sie zupelnie do kitu, wprowadzajac jacht na mielizne. Zupelny brak kompetencji, pomimo posiadania formalnych uprawnien, co kompromituje system rozdawania uprawnien.
Zle oceniasz jednak mozliwosc zdjecia rozszelnionego jachtu z mielizny. 14 ton Opala to nie MM, ktora mozesz noga zepchnac. Zaloga nie zdazyla nawet wyjac z wnetrza swoich rzeczy. Szwedzi zarzadali za akcje wiecej niz kwota na polisie. Kto mial dolozyc roznice?
Rozumiem, ze kapitan, ktory utopil Otago, tez dostal zegarek i go klonica nakrecil?
A jakby Dominik rozbil na skalach jotke to byloby lepiej? Bo jotka nie jest drewniana?
Piszac o Portowcu "zegarek, kredens" widac, ze dawno na nim nie byles. Typowy zapach ropy, zezy, gazu, wv pikera... Mierzac jachty SKZ CC obszedlem wszytkie i Portowiec plasowal sie w dolnej strefie stanow srednich.
Jeszcze raz podkreslam, ze nikogo nie bronie. Wszystkie zalogi SKZ CC byly bardzo zmartwione utrata jednego z jachtow. W jednej chwili nasze zeglarskie swieto zamienilo sie w smutny powrot do kraju.
Lacze pozdrowienia
Krzysztof Bienkowski
www.nordsail.pl
Uwazam, ze armator, ktory czarteruje nieznanemu kapitanowi swoj jacht, wiele ryzykuje. I jesli sie na to decyduje, to ryzyko powinno byc ubezpieczone. Jesli jacht jest cenny ze wzgledow sentymentalnych, to tym bardziej nie powinien istniec na rynku czarterowym.
Pod tym się podpisuję. Obiema rękami. Ale napisałeś też:
Wiele jachtow wsadzono na skaly. Najczesciej to byly bledy nawigacyjne i zaniedbania kapitanow.
Wcale nie usprawiedliwiam nikogo. Kapitan z zaloga zachowali sie zupelnie do kitu, wprowadzajac jacht na mielizne. Zupelny brak kompetencji, pomimo posiadania formalnych uprawnien, co kompromituje system rozdawania uprawnien.
Dominik - ZTCP - swojego sternika morskiego uzyskał przed wejściem w życie rozporządzeniem Lipca, czyli na zasadach określonych Rozporządzeniem Rady Ministrów z 12 września 1997 r. w sprawie uprawiania żeglarstwa (Dz.U.97.112.729), twórczo rozwiniętymi przez PZŻ ich ukazami. Czyli ze wszystkimi szykanami: egzaminem z manewrówki, egzaminami cząstkowymi i "rozbójnikiem".
Czy ten fakt kompromituje CKE PZŻ, system szkolenia PZŻ czy cały PZŻ?
--
pozdrawiam - W. Bartoszyński
Wojtek nie wiem kogo ponad osoby wskazane w orzeczeniu kompromituje ten wypadek..... Regaty, które organizował Krzysztof to było swoistego rodzaju wyzwanie. Wyzwanie dla "niedzielnych" żeglarzy (jakimi prawie wszyscy jesteśmy) z uwagi na rodzaj nawigacji (bez elektronicznych odmóżdżaczy) a także na rodzaj jachtów. Żeglowanie jachtem drewnianym, zwłaszcza tak dużym, wymaga stosowania odpowiednich "współczynników bezpieczeństwa". Wszystko należy robić z zapasem i na pierwszym miejscu zawsze ma być ostrożność. Wynik to sprawa wtórna i mało istotna w tej zabawie. To oznacza, że każdy uczestnik musiał używać całe 100% z wykorzystywanych 5% mózgu a "cojones" odkręcić i połozyć na półce obok "rutyny". Tego żaden kwit nie zapewni.
Hasip
Podpisuję się obydwiema rękami!
To tak, jak by cały system szkoleń był odpowiedzialny za ofiary wypadków drogowych (np. podczas ostatnich Świąt), a nie każdy z pijanych i trzeźwych sprawców z osobna.
Każdy skipper sam odpowiada za swoje zaniedbania i błędy - wszyscy jesteśmy tylko (a może aż?) ludźmi, nie jesteśmy doskonali i popełniamy błędy - niech ten wypadek będzie dla nas wszystkich przestrogą, abyśmy nie stali się w przyszłości "bohaterami" takich newsów, jak ten.
Robert
Denerwuje mnie jednak twierdzenie, że rozbicie jachtu "kompromituje system rozdawania uprawnien", bo Dominik uzyskał swego jsm przed "epoką rozdawnictwa".
Może niepotrzebnie wyjechałem z tą kompromitacją PZŻ ... ale Krzysztof też z rozdawnictwem uprawnień.
--
Wojtek
Wojtek zacytuję fragment mojego maila wysłanego na priv. do jednego z przyjaciół:
Największego ciała dała zaś "rutyna" u wszystkich. Rutynowo podchodzący skipper, armator (umowa), ubezpieczyciel (umowa), likwidator (standartowa procedura), itp. A jacht drewniany, w
dodatku stary, wymaga indywidualnego podejścia, a nie rutyny. Gdyby moja łódka tak była traktowana (rutynowo) - serce by mi pękło
Hasip
Byc moze to zbyt duzy skrot myslowy a sprawa jest zlozona.
1. System egzaminowania byl wadliwy, bo wielu czlonkow KE nie moglo sie wykazac SRC, ITR, ARPA i stazem 500h na morzu w ciagu ostatnich 5 lat - taki postulat postawilem KSz i zostal odrzucony, bo KE zbyt by sie przezedzily... A zatem jakie to gremium ekspertow?
2. Z drugiej strony skoro to "uprawnienia", to kazdy chce je zdobyc dla "kwita". Choc egzamin byl motywacja do nauki (przynajmniej dla mnie) to nie wszyscy kandydaci w ten sposob rozumowali.
3. Czy mozna sprawdzic umiejetnosci kapitanskie na teoretycznym egzaminie? Praktyke zalatwiac mial system stazy, ale wiadomo, ze kolega koledze oka nie wydziobie. Jedni trafiali na trudny rejs i kapitana, ktory nauczyl i wymagal obowiazkowosci, inni lezac we flaucie liczyli godzinki.
4. Obecnie mamy rozdawnictwo plastikowych uprawnien - po co ta fikcja? Czy nie lepiej zlikwidowac obowiazkowe uprawnienia i wprowadzic system dobrowolnych certyfikatow kompetencji. Niestety PZZ nie chce o tym slyszec. Byc moze boi sie, ze do organizacji nie cieszacej sie powszechnym uznaniem w oczach zeglarzy, nikt po certyfikat nie przyjdzie...
Lacze pozdrowienia
Krzysztof Bieńkowski
www.nordsail.pl
Amen
Jurek
Znam opinię "kapitana" na temat sensu dalszej przynależności naszego klubu do WOZŻ. To on parę lat temu gardłował za pozostaniem klubu w strukturach arcyzwiązunia, motywując to m.in. ulgami w szkoleniu i opłatach egzaminacyjnych, jakie wtedy prawem kaduka obowiązywały.
A nieco wcześniej przymierzał się do "kariery"... mazurskiej. Odpicował zewnętrznie nie nadającego się do pływania od kilkunastu lat "Oriona", praktycznie porzuconego przez właściciela i oddanego do dyspozycji klubu, ale - pewnie na swoje szczęście - nie zdecydował się odpłynąć nim od pomostu. W efekcie miałem tylko więcej roboty przy skrobaniu kadłuba z narosłej warstwy glonów, bo to właśnie ten Orion, po zakupieniu go przeze mnie i odbudowie - jest dziś "Leśnym Dziadkiem" ;-)
Takie nasuwają się mi skojarzenia: kto w peerelu nie sprawdził się na niższym stanowisku - dostawał "kopniaka w górę" aby spróbował swoich sił na bardziej odpowiedzialnym...
Tomek Janiszewski
Abstrachując od problemu winy i kary zaczynam rozumieć dlaczego "określone siły" tak bardzo pragną utrzymania systemu "uprawnień". Bo je moga później ODEBRAĆ.
Pozdrowienia.
Andrzej Dobrogosz
Obawiam się, że mylisz pojęcia. Nie zostały odebrane stopnie żeglarskie, a jedynie uprawnienia. Izba Morska nie ma możliwości odebrać patentu j.s.m, czy innego. Odebrano uprawnienia do prowadzenia jachtu. IMHO Dominik mógłby być w dalszym ciągu np. oficerem na Pogorii czy Zawiasie, a Olga na Opalu.
Piotr Berliński
www.skz.pw.edu.pl
Uprawnienia można odebrać niezależnie od wymogów patentowych i stopni żeglarskich: do prowadzenia jachtu < 7,5m długości żadne uprawnienia (patenty) nie są wymagane, a jednak Dominikowi (j.st.m.) przez dwa lata nie będzie wolno tego robić. Zwracam na to uwagę przeciwnikom liberalizacji, którzy uparcie powtarzają głupoty, że jeśli patent będzie nieobowiązkowy, to nie będzie można uniemożliwić pływania ("odebrać prawa jazdy").
Zobacz moje komentarze powyżej. Izba morska może tylko i wyłącznie orzec czasowe (1-5 lat) pozbawienie prawa wykonywania uprawnień w żegludze morskiej wynikających z posiadanego polskiego dokumentu. Ustawa o izbach morskich nie przewiduje możliwości orzeczenia "zakazu prowadzenia wszelkich jednostek pływających". A więc takie łódki, na które nie potrzeba patentu PZŻ może sobie śmiało prowadzić. Tak samo może sobie prowadzić mając patent niepolski (ISSA, RYA, VBr itd.).
Dura lex sed lex.
Co ma teraz zrobić skazany skiper? Ano najłatwiej i najszybciej może wyrobić sobie "patent" ISSA (ma polski patent st.j. i 400 h stażu morskiego, to może wyrobić ISSA "od ręki").
A jak już będzie miał ISSA, to... hulaj dusza, zgodnie z art.53a ust.4 ustawy o kulturze fizycznej i komentowaną parę tematów powyżej odpowiedzią Min.Sporta może znowu jachty prowadzić. Dlaczego? Ano dlatego:
Art. 35. ustawy o izbach morskich
1. Jeżeli zainteresowany członek załogi lub pilot statku uprawiającego żeglugę na wodach, o których mowa w art. 1 ust. 2, posiadający dokument określający jego uprawnienia w żegludze morskiej wydany przez właściwy podmiot polski, wykazał brak koniecznych umiejętności niezbędnych dla zapewnienia bezpieczeństwa żeglugi morskiej lub przez rażące zaniedbania spowodował wypadek morski lub przyczynił się do jego powstania, izba morska może w orzeczeniu pozbawić go prawa wykonywania tych uprawnień w częściowym lub pełnym zakresie na okres od 1 roku do 5 lat.
Podkreślam: posiadający dokument określający jego uprawnienia w żegludze morskiej wydany przez właściwy podmiot polski
Izba morska nie może pozbawić go prawa do wykonywania uprawnień określonych dokumentem wydanym przez podmiot niepolski!
Śmieszne?
Nie myl systemów walutowych. Skipper ma zakaz prowadzenia jachtów. Nie ma zaś odebranych "uprawnień". Zakaz rozciąga się tam gdzie sięga jurysdykcja polskiego prawa - na polskie wody oraz jachty pod polską banderą. Przy 7,5m bezpatencia - nie może także mikro na Zatoce.
Hasip
Nie mylę tylko czytam ustawę:
Rozdział IVa
Wykonanie orzeczeń i postanowień
Art. 46a. Wykonaniu podlega:
1) orzeczenie w części dotyczącej zastosowanego środka, o którym mowa w art. 35 ust. 1-2, jeżeli postępowanie zostało ostatecznie zakończone,
2) postanowienie o zawieszeniu prawa wykonywania uprawnień w żegludze morskiej, którego nie zaskarżono albo które zostało utrzymane w mocy po rozpoznaniu zażalenia.
Art. 46b. Właściwy do wykonania orzeczenia lub postanowienia, o których mowa w art. 46a, jest organ polski, który wydał zainteresowanemu ostatni dokument określający uprawnienia w żegludze morskiej.
Art. 46c. 1. Orzeczenie lub postanowienie podlegające wykonaniu doręcza właściwemu organowi izba morska, która zastosowała środek, o którym mowa w art. 35 ust. 1-2.
2. Organ właściwy do wykonania orzeczenia lub postanowienia wzywa zainteresowanego do złożenia, w terminie 3 dni od daty doręczenia tego wezwania, dokumentu dotyczącego uprawnień będących przedmiotem rozstrzygnięcia zawartego w orzeczeniu lub postanowieniu, pouczając zainteresowanego o skutkach niezłożenia tego dokumentu określonych w ust. 3.
3. Dokument niezłożony w terminie, o którym mowa w ust. 2, traci ważność z mocy prawa.
Art. 46d. 1. Organ właściwy do wykonania orzeczenia lub postanowienia wyda zainteresowanemu w miejsce złożonego dokumentu inny dokument określający uprawnienia w żegludze morskiej stosownie do treści orzeczenia lub postanowienia albo zatrzyma złożony dokument, jeżeli uprawnienia były najniższe.
2. Organ, o którym mowa w ust. 1, zwróci zainteresowanemu złożony przez niego dokument niezwłocznie:
1) z upływem okresu pozbawienia prawa wykonywania uprawnień w żegludze morskiej i po stwierdzeniu spełnienia warunków, od których przywrócenie prawa wykonywania uprawnień było uzależnione,
2) jeżeli postanowienie o zawieszeniu prawa wykonywania uprawnień w żegludze morskiej zostało uchylone.
Niby jak, Twoim zdaniem, można wyegzekwować czasowe zawieszenie wykonywania uprawnień określonych w niepolskim dokumencie wydanym przez niepolski organ, hę?
Niby masz rację. Przeczytałem sobie ustawę i stwierdzam, że nie przystaje do "nowoczesnych czasów" (w ogóle IM nie przystają do nowoczesnych czasów). Sąd karny może więcej. :))
Hasip
PS. Pod warunkiem, że ISSA będzie honorowane. A i jeszcze taka dygresja - co się dzieje jak ktoś lekceważy orzeczenie IM? (poza utratą ważności dokumentu), a co zrobić dalej....?
- co się dzieje jak ktoś lekceważy orzeczenie IM? (poza utratą ważności dokumentu), a co zrobić dalej....
Znaczy, jak ktoś nie odda swojego patentu na wezwanie "właściwego polskiego organu, który go wydał" a tenże dokument "utraci ważność z mocy prawa"?
A bo ja wiem?... Może w kapitanatach i bosmanatach mają mieć "czarne listy" zawieszonych żeglarzy? W razie wykrycia "zawieszonego" patentu mają go odbierać siłą?
A może SG podczas kontroli w morzu powinna sprawdzać przez radio (jak policjanci z drogówki), czy aby dany żeglarz nie jest "zawieszony"?
tylko u kogo to sprawdzać - w archiwach Izb Morskich czy w centrali PZŻ?
pzdr.
JacekP
A czy Izba Morska pod rządami aktualnej ustawy o IM może tak jak niezawisły sąd odbierać komukolwiek cokolwiek? Odbierać skutecznie oczywiście.
pozdrawiam
krzysztof
IM to prawie "niezawisły sąd". Zobacz kopię orzeczenia wklejoną powyżej: Izba Morska przy Sądzie Okręgowym w Gdańsku z siedzibą w Gdyni. Przewodniczącym składu orzekającego był s(ędzia)s(ądu)o(kręgowego). Aktualna ustawa o IM jak najbardziej pozwala "odbierać" czasowo uprawnienia w żegludze morskiej.
Podaj mi swój adres, to wyślę Ci całą ustawę o IM, długa nie jest a poczytać warto.
Inna sprawa to skuteczna egzekucja orzeczenia (patrz nasza wymiana zdań z Hasipem poniżej). Obecnie polski obywatel może wykorzystywać uprawnienia uzyskane w innym państwie, poświadczone niepolskim dokumentem. A ustawa uprawnia IM tylko orzekania o czasowym "odbieraniu" polskich dokumentów. Samo wyegzekwowanie tego "odebrania" polskiego dokumentu, jak opisano w cytowanym przeze mnie fragmencie ustawy też może być mało skuteczne. Bo cóż z tego, że nieoddany w terminie do organu wydającego dokument "utraci moc prawną", jak nie ma kto i nie ma jak weryfikować ważności dokumentu okazywanego przez żeglarza.
Kolejny przykład, że prawo morskie u nas jest generalnie do d... i wymaga szybkich zmian.
Na przykład Izby Morskie mogłyby jeszcze pozostać, jako quasi komisje ds. wypadków morskich, żeby dociekać przyczyn wypadków. Ale orzekanie kary za wypadki morskie powinno być przeniesione do sądów powszechnych. Raport IM byłby załącznikiem do aktu oskarżenia. A sąd karny orzekałby np. czasowy zakaz prowadzenia określonych rodzajów jednostek pływających, podobnie jak teraz orzeka się wobec kierowców winnych wypadków drogowych. Taki wyrok byłby wpisywany do sądowego rejestru i pewnie do jakiejś bazy danych dostępnej dla służb kontrolnych. Egzekucja wyroku byłaby nieco bardziej skuteczna niż teraz, kiedy to wykonanie orzeczenia IM pozostanie fikcją, jeśli zainteresowany ma choć trochę oleju w głowie.
pzdr.
jacek.pytkowski(shift+2)interia.pl
Za treść ustawy dziękuję. Zapoznałem się i chyba ostatnio żadnych zmian nie przeoczyłem. Ale chciałbym zwrócić również twoją uwagę na pewien problem, który "wyskoczył" za sprawą "wdowy Heweliusz vs Polska" przed Trybunałem w Strasburgu. Ustawa o Izbach musi zostać zmieniona jeśli procedowanie przed Izbą ma być skuteczne. Aby było jasne nie podważam zaangażowania w pracę składów orzekających ale dotykam realiów formalnych. Nie bez przyczyny od dłuższego czasu wisi projekt ustawy zmieniającej ustawę o IM. Niestety projekt nie uwzględnia zmian merytorycznych uwzględniających różnicę pomiędzy żeglarstwem a żegluga profesjonalną jak choćby nadal za wypadek zawsze uważany wg projektu byłby kontakt z dnem:)
pozdrawiam
krzysztof
ps. jeśli będziesz zainteresowany mogę podesłać tobie przedmiotowe orzeczenie