UMIARKOWANY RADYKALIZM
z dnia: 2013-05-07


Od czasu do czasu słychać (odosobnione na szczeście) głosy pomawiające SAJ o szkodliwy radykalizm, liberalizm lub nawet o  irracjonalny permisywizm. Kolekcjonuję różne, czasami kuriozalne epitety, że niby SAJ  to... koltunstwo i zakapioryzm (?) lub że charakteryzuje nas mentalnośc żeglarskich talibów. Czasmi mnie to zniesmacza, czasmi tylko śmieszy. SAJ powstało z jasnym wyznaczeniem "kursu dyrektywnego", jest to zapisane w Statucie i w nazwie Stowarzyszenia. Nikt tego nie ukrywa, cel mamy na mapę naniesiony. Rada Armatorska SAJ absolutnie bezinteresownie od lat wykonuje wielką pracę na zasadzie wolontariatu. To nie jest byt polityczny, który dąży do przejęcia lub utrzymania władzy - nie do wiary -  zespół ten absolutnie serio kieruje się dewizą pro publico bono. Wolność żeglowania to cel. Realizowanie tego wcale nie radykalnego celu charakteryzuje się  . .. umiarkowaniem, czyli postulowaniem tego, co dzisiaj jest możliwe do uzyskania. Kto uważa, że to za szybki marsz - zawsze może przykucnąć rowie. Pisze o tym wszystkim stały współpracownik SSI - Andrzej Colonel Remiszewski.
Nie przegapcie jednak jego pełnego podpisu pod newsem.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------

Jeden z komentarzy pod moją prywatną „kpiarską polemiką” z pewną niekompetentną dziennikarką  (http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2192&page=0  ) stawia pytanie, czy wszyscy z ośmiuset tysięcy przyznających się do żeglowania to liberalni radykałowie. Pada potem nazwisko pewnego „polityka” (cudzysłów nieprzypadkowy) jako puntu odniesienia do członków władz SAJ. Ponieważ komentarz jest pod moim osobistym tekstem, a tak się składa, że jestem członkiem władz Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych, to czuję się zmuszony do pewnej osobistej polemiki i refleksji.
Po pierwsze, JKM żadnym wzorcem dla mnie nie jest. To facet, który niczego w polityce nie osiągnął i nie osiągnie. Z efekciarskich sztuczek retorycznych nie rodzi się realna polityka. Jeśli kiedykolwiek decydowałem się działać publicznie, to zawsze chodziło mi o to, by osiągać konkretne rezultaty i by były to rezultaty przynoszące pożytek nie jednostkom, a ogółowi. W pewnym wieku takie zasady mogą prowadzić do radykalizmu ale mam wrażenie, iż z tego wieku dawno wyrosłem, zresztą i trzydzieści parę lat temu nie byłem uważany za radykała.
Po drugie, oczywiste jest, że ogromnej większości żeglarzy problem zdobywania wolności żeglowania nie obchodzi w sensie osobistego zaangażowania. Gdyby było inaczej, to w dialogu z administracją uczestniczyłoby dziesiątki tysięcy, a nie dziesiątki osób. A dziesiątki zaangażowały się dopiero ostatniej zimy, wcześniej były to raczej jednostki. Jest to stan naturalny dla naszego społeczeństwa, socjologowie powszechnie mówią o dużym stopniu bierności, różniąc się tylko w diagnozowaniu przyczyn. Czy to zwalnia nas od działania? Czy, gdyby opozycjoniści w peerelu poczuli się zwolnieni, to dziś prowadzilibyśmy tę dyskusję? A oczywiste jest, że jeśli ktoś stawia niewygodne pytania establishmentowi, bywa pomawiany o radykalizm. Po dokonaniu zmian, gdy odwaga tanieje, zaczynają się pomówienia o brak radykalizmu, który powodował, że zmiany były za wolne, za małe, „my zrobilibyśmy lepiej”.
Po trzecie, przechodząc już bezpośrednio do kwestii umiarkowania i radykalizmu, zadajmy sobie pytanie, czy oczekiwanie, że kiedyś (bo przecież nie natychmiast) będziemy żeglować jak normalny Anglik albo Szwed, jest radykalizmem, czy umiarkowaniem. Odpowiem od siebie: użycie słowa „kiedyś” jest znaczącym odejściem od radykalizmu, czyli umiarkowaniem. Na forach internetowych już pojawiły się pretensje, że środowiska „liberatorów” nie załatwiły ostatnio totalnego uwolnienia żeglarstwa od obowiązku patentowego.
Na stronie http://www.saj.org.pl/  znajduje się deklaracja. Nie jest tajemnicą, że zasadniczy jej zrąb proponowałem Radzie Armatorskiej osobiście. Pokazuje ona drogę, jaką chcemy iść. I zwróćmy uwagę na to, że droga do wolności polega nie tylko na znoszeniu zbędnych wymagań formalnych. To także kwestia stosunku poszczególnych osób i instytucji do żeglarzy – konsumentów, takie „drobiazgi” jak powiązanie opłat za postój w portach z elementarnym standardem świadczonych usług.
.--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jedna z brytyjskich organizacji żeglarskich w swym statucie posiada zapis, że jej zadaniem jest dbanie, by nic i nikt nie narażał na ograniczenie wolności żeglowania jej członków. To piękne ujęcie idei.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------.
Któryś z klasyków mawiał: „wolność to uświadomiona konieczność”. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem zapinania pasów w samochodzie. Pamiętam ze szkoły wzór na energie kinetyczną. Znam koszty skomplikowanego leczenia rannych i połamańców. Jako człowiek wolny dobrowolnie noszę kamizelkę na jachcie ale nie chcę, by ktoś nakazywał mi  jej noszenie. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem badania technicznego mojego auta. Mam świadomość jakich ograniczeń wolności osób innych mógłbym dokonać przez jego niesprawność do poruszania się po drogach. Jako człowiek wolny nie odczuwam potrzeby poddawania jachtu inspekcjom Pana Bosmana. Jako człowiek wolny zadbam o jego sprawność, by nie utopić majątku własnego lub mi powierzonego. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem zawarcia płatnej umowy na przenocowanie w porcie. I godzę się z obowiązkiem nie zakłócania wolności wypoczynku innym załogom. Ale mam prawo do mojej wolności wysiusiania się w cywilizowanych warunkach, bezpiecznego zacumowania i snu w ciszy. Czy to radykalizm?
Po czwarte, jeśli, w poważnym wydawałoby się piśmie, funkcyjna osoba prezentuje tak niekompetentny bełkot, to świadczy on o niej, a nie o jej polemistach. Ilość wejść Czytelników polemiki dowodzi, że temat jest bolesny i nośny. Polemika z głupstwem nobilituje je, w takich sytuacjach pozostaje tylko śmiech. Pozwoliłem sobie na to, bo dość już mamy w kraju (pewnie w całym świecie) niekompetencji pismaków. Całego świata nie uzdrowimy, ale pełne milczenie odczytwyane jest jako zgoda.
W tym samym wydaniu tego pisma znalazł się jeszcze materiał autorski Macieja Miłosza napisany kompetentnie. Zwróciłem się do autora z propozycją współpracy, występując jako oficjalny przedstawiciel SAJ. O ile dojdzie do tego, będę chciał, by w przyszłości były prezentowane stanowiska SAJ dotyczące nie tylko legislacji ale i codzienności żeglarza-konsumenta w polskich portach. Czy to się uda? Do tanga trzeba dwojga, zobaczymy.
No i już na koniec trochę o zasadach demokracji. W każdej organizacji demokratycznej obowiązują pewne, przyjęte przez nią, reguły. Jest tam miedzy innymi procedura wyboru, rozliczania i odwoływania osób ją reprezentujących. W SAJ taka reprezentacją jest Rada Armatorska. Przypomnę, że niemal pełny obecny skład RA otrzymał w lutym jednogłośne absolutorium, a wszyscy członkowie RA zostali świeżo wybrani przez aktywnych członków SAJ. Walne Zgromadzenie zaakceptowało cele i metody działania Stowarzyszenia i do czasu kiedy członkowie nie powiedzą inaczej - czuję się umocowany do proponowania Radzie Armatorskiej kolejnych kroków prowadzących w tę samą stronę. Każdy członek SAJ ma możliwość wyrażania swego zdania, zarówno osobiście, jak korespondencyjnie, a przede wszystkim na corocznych walnych zgromadzeniach, gdzie pomysły można przegłosować.
Natomiast warto pamiętać o tym, że członkowie Rady (jak i inni członkowie SAJ) są czynnymi żeglarzami i są aktywni w mediach wypowiadając się wtedy we własnym imieniu, często pod nikami internetowymi. Dopiero dokumenty podpisywane oficjalnie funkcją w Stowarzyszeniu są wynikiem zespołowego stanowiska. Warto tez zauważyć, że wszystkie one są publikowane na stronie internetowej SAJ w zakładce Aktualności.
Andrzej Colonel bez dopisku prezes Remiszewski
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2203