CIRCUS MAXIMUS
z dnia: 2014-04-18


Od wielu miesięcy ciągnie się sprawa ”zatokowej paranoi”: zamknięcia Zatoki Puckiej dla ruchu jachtów na silnikach. Cały ten czas Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych występuje w interesie zdrowego rozsądku, a co za tym idzie w interesie żeglarzy. Ponieważ równolegle toczy się wielka społeczna debata na temat funkcjonowania obszarów NATURA 2000 na Zatoce, to SAJ znalazł wielu sojuszników, w tym nowopowstały Ruch Obrony Półwyspu Helskiego.

Z istoty rzeczy jednak głównym obszarem zainteresowania SAJ jest nieszczęsna uchwała Sejmiku Województwa Pomorskiego zakazująca ruchu jachtów na silniku. Urząd Marszałkowski uznał racje SAJ (!) i przygotował projekt nowelizacji, jednak nie kieruje jej pod obrady Sejmiku - posługując się dość wykrętnymi argumentami formalnymi.

Jednym z nich był do tej pory „brak ochrony Zatoki” w przypadku uchylenia zakazów. Oczekiwano, iż Urząd Morski wyda stosowne zarządzenie na ten temat. Dyrektor Urzędu podjął nad nim prace, jego kształt był jedną z najważniejszych trosk przedstawicieli Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych podczas negocjacji z ekologami. Na szczęście Dyrektor Urzędu Morskiego stanął tu jednoznacznie po stronie zdrowego rozsądku.

I oto zarządzenie jest. Ukazało się w Dzienniku Urzędowym Województwa Pomorskiego pod pozycją 1416 na początku kwietnia.

Na początek łyżeczka miodu:

ZATOKA PUCKA JEST DOSTĘPNA DLA UPRAWIANIA SPORTÓW REKREACJI WODNEJ.

Zarządzenie wprowadza pewne ograniczenia dostępu do miejsc gdzie są lęgowiska ptaków: ujść rzek Reda i Płutnica, oraz w pewnych okresach do części Rybitwiej Mielizny. Ogranicza tez prędkość poruszania się w pasie tuż przy brzegu, co da się uzasadnić bezpieczeństwem kapiących się oraz startujących i lądujących windsurferów i kejtów.

A teraz ogromna beczka dziegciu:

Całość zarządzenia mogłaby składać się z paragrafu 1 oraz ustępów 4 do 9 paragrafu 2. Napisano je mało czytelnym stylem ale ich meritum jest generalnie po prostu praktyczne i życiowe. Cala reszta zarządzenia to niestety urzędniczy bełkot, bełkot i jeszcze raz BEŁKOT.

Poznęcajmy się trochę:

Paragraf 2 ustęp 1 – Pan Dyrektor łaskawie otwiera dla żeglugi Zatokę. Zapomina przy tym, że morza generalnie są otwarte dla żeglugi, a w polskim prawie, co nie jest zakazane, to jest dozwolone. Może by tak jeszcze dodać w tym ustępie: „pozwala się oddychać”??

Paragraf 2 ustęp 2 i 3 i także paragraf 3 punkty 1 i 2 – Pan Dyrektor pozwala żeglować na własną odpowiedzialność. A na czyjąże do cholery!!!  Pan Dyrektor nakazuje przestrzegać prawa. A myśli Pan, że bez tego nakazy prawo polskie i prawo morskie nie obowiązywałoby?

Te zapisy dowodzą, że prawnicy Urzędu Morskiego są, a jakby ich nie było.

Cud kwiatuszkiem jest punkt trzeci w paragrafie 3. Zacytujmy:

§ 3. Zabrania się:

.............

3) zbliżania się na odległość mniejszą niż 50 m do statków morskich stojących na kotwicy, torów wodnych dla statków morskich, statków morskich w ruchu, kąpiących się ludzi, wystawionego oznakowanego sprzętu rybackiego oraz miejsc zabronionych dla żeglugi.

Rozbierzmy ten zapis na czynniki pierwsze, pamiętając, że zarządzenie dotyczy Zatoki Puckiej „wewnętrznej” czyli na północ od Głębinki i Ryfu Mew.

Nie wolno się zbliżać na odległość mniejszą, niż 50 do statków morskich na kotwicy. Jakie to statki morskie mogą stać na kotwicy na tej części Zatoki? A na przykład sześciometrowa „Holly świętej pamięci Edka Zająca.

Dalej jest lepiej: nie wolno się zbliżać na odległość mniejszą niż 50 od torów wodnych dla statków morskich. A jakie to tory mamy? Ano przejście Głębinki oraz wejście do Pucka. Jak przejść tamtędy nie zbliżając się do nich na 50 m? Czy Pan Dyrektor wie jaka jest głębokość już dwa, trzy metry na wewnątrz od tych torów?

Nie wolno się zbliżać na 50 metrów do statków morskich w ruchu. Jak minąć się na ww. torach zachowując ten wymóg? Czemu służy ten zapis w sytuacji, gdy największe statki morskie wchodzące na rozpatrywany obszar mają dwadzieścia kilka metrów długości?

Podobny zakaz dotyczy oznakowanego sprzętu rybackiego. Jak go przestrzegać, w sytuacji, gdy chorągiewki stoją czasem tuż przy torze wodnym? Po co to ograniczenie, szczególnie dla sprzętu dennego?

No i wreszcie ostatni fragment. Po to oznakowuje się miejsca zabronione dla żeglugi, by było wiadomo, gdzie się kończą. Po co dodatkowa strefa?

Podsumowując, wydaje się, że redaktor tych zapisów ma marne pojęcie o żegludze po Zatoce, więcej: nie ma pojęcia o żegludze w ogóle. Z pojęciem o języku polskim tez nie jest najlepiej. I to może dziwić, nawet jeśli Pan Dyrektor powierzył napisanie projektu jakiemuś stażyście po szkole rolniczej (bez obrazy dla inżynierów rolników), to przecież ma w swoim urzędzie prawdziwych fachowców. Nie można było, zamiast podpisywać bez przeczytania, dać tego komuś do korekty?

W szczęśliwie minionym peerelu był taki kawał: „o curfa ale kyrk”, w Urzędzie Morskim peerel jakby nie minął. ALE CYRK!

--------------------------------------------------------

Przepraszam za złośliwostki - wszyscy już wiecie, że ja już taki umrę.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2472