TELEMANIA - JACEK GUZOWSKI
z dnia: 2014-09-27


To stara prawda - gdy ląd ginie za horyzontem całkowicie zmienia się postrzeganie świata, a kłopoty dnia codziennego zostawione na lądzie od tej chwili tracą znaczenie. Specjalnie dotyka to samotnych żeglarzy. Tak jest też i w przypadku "podopiecznego SSI" - Jacka Guzowskiego.
Nie wątpię, że Czytelnicy SSI z dużym zainteresowaniem śledzą i śledzić będą oceaniczny rejs małego, stalowego jachtu "Eternity".
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------------
Drogi Jerzy,
Przesyłam serdeczne pozdrowienia z .... no właśnie .... jeszcze nie wiem, ostatecznie, dokąd mnie wiatr zawieje.
Taka jest m.in.formuła tego rejsu. Jest generalny plan i wyznaczony kierunek, ale o szczegółach decyduje Natura.
Przesyłam, napisaną, specjalnie dla Ciebie i Klanu SSI, korespondencję - "miniaturkę". Niech to będzie, swego rodzaju, "kartka z rejsu", Napisana została na Atlantyku, a dokładniej, na jego części zwanej Zatoką Biskajską. Sam jestem ciekaw, skąd ją wyślę.
Serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i społeczności SSI
Jacek
z pokładu s/y "Eternity", Zatoka Biskajska, 23.09.2014r
Posted On High Sea
P.S. List wysyłam 26.09.2014r, z Porto, gdzie przystanąłem nad ranem

*******************************************
Telemania.
Tak. Jestem telemaniakiem. Mam tu swój własny telewizor. No, może nie całkiem własny. Telewizor należy do Natury. Ale ponieważ jestem Jej tworem i w tej chwili, jak nigdy dotąd, czuję się jej maleńką częścią, jestem też, trochę, jego współwłaścicielem. A w każdym razie, czuję się upoważnionym do śledzenia programów, bez abonamentu.

Codziennie, rano i wieczorem zasiadam przed nieskończenie wielkim ekranem 3D, wykonanym w kosmicznej technologii. Ekran nigdy nie gaśnie. Nawet podczas największej zawieruchy, zawsze jest na co popatrzeć. Czasem śnieży, czasem jest czarny, w jasne punkciki, czasem widać tylko gęstą, jak śmietana, mgłę, czasem suną po nim tylko wybujałe cumulusy albo gigantyczne fale, ale to nie znaczy, że się popsuł. On jest wieczny i nieskończenie doskonały. Jedynie, jak każdy telewizor, pokazuje raz lepsze, raz gorsze programy, co jest oczywiście pojęciem względnym, bo np. program z deszczem nie zachwyci wędrowców, czy żeglarzy, ale będzie, z radością, odebrany przez rolników, podczas suszy.

Zasiadam więc 2 razy dziennie przed tym moim wielkim ekranem i oglądam programy informacyjne. Program poranny nazywa się: "wschód słońca", a wieczorny: "zachód słońca". Od typowych programów informacyjnych różnią się tym, że nie informują o wojnach, rozłamach w partiach i katastrofach, ani nie pokazują "gadających głów". Mówią prawdę o tym, co przyniosą najbliższe godziny i jutrzejszy dzień. To ważne informacje. Były odbierane przez marynarzy, od wielu wieków. Odbierane i interpretowane, a później, jako swego rodzaju, "mądrości ludowe", przekazywane następnym pokoleniom żeglarzy, często, w formie, bardziej lub mniej udanych, rymowanek, czasem nie do końca cenzuralnych. Np. takich: "kiedy słońce krwawo wschodzi, w marynarzu bojaźń rodzi", albo "kiedy czerwień o zachodzie, wie marynarz o pogodzie", albo: "makrelowe chmury-sprzątnij żagle z góry", czy wreszcie: "cirrus na niebie-pogoda się j...." ;).

Z tych programów dowiem się, z grubsza, co mnie czeka w najbliższych godzinach. Dalej i tak nie planuję - bo i po co? Dowiem się więc, czy będę czytać książkę na słonecznym pokładzie, ubrany tylko w okulary +2 dioptrie, czy raczej, w strugach deszczu, będę oglądać świat przez gogle, spod kaptura sztormiaka (nie Google, tylko narciarskie gogle). Dowiem się, czy po zachodzie słońca będę mógł się zwinąć w kłębek w kokpicie i spać z budzikiem nastawionym na 30 minut, czy raczej, owinięty wokół rumpla, przesiedzę całą noc za sterem, szukając bezpiecznej drogi między grzbietami wielkich fal. Dowiem się, zatem, co będę robić i jak mam się do tego przygotować. Nie opuszczę więc, za nic, tych transmisji, a nawet uwiecznię je na fotografiach. Bo, bez względu na to jakie informacje przynoszą, są wyjątkowej i nigdy nie powtarzającej się urody.
Dziennik wieczorny.
.
Teraz nadchodzi pora nawigatorów. Uzbrojeni w sekstanty i stopery (a może w klepsydry wypełnione piaskiem?), wychodzili na pokład dawnych żaglowców, kiedy widać było jeszcze zarys horyzontu, żeby "ustrzelić" wysokość pierwszych gwiazd i następnie, po przewertowaniu almanachów i przeprowadzeniu skomplikowanych obliczeń, nanieść na mapę aktualną pozycję statku. Dziś nie muszę i nie będę "strzelać" wysokości gwiazd. Jest zbyt piękny widok, żeby odrywać od niego wzrok. Mam jednak sekstant i na Pacyfiku, z pewnością, nie zawaham się go użyć.
Powtórka programu dla nawigatorów nadawana jest rano - tuż przed wschodem słońca.

Po programie dla nawigatorów, czekam na program rozrywkowy. Co wieczór, po zachodzie słońca, przypływa stado delfinów - butlonosów - tyle przynajmniej widać. Kilkukrotnie przedefilują z obydwu burt. Pokażą parę akrobacji, błysną strugami wody, pełnej planktonu świecącego lucyferyną i po kilku minutach znikną w ciemnościach.... Wrócą jutro.

Zrobiło się zupełnie ciemno.

Na wielkim ekranie widać teraz Oriona i Wielki Wóz, którego dyszel wskazuje zawsze gwiazdozbiór Wolarza. Wolarz jest panem Psów Gończych. Jego dwa psy pasterskie poganiają Małą i Wielką Niedźwiedzicę w ich wędrówce dookoła bieguna. Pod gwiazdozbiorem Psów Gończych, pomiędzy Danebolą i Arcturusem dostrzec można piękny Warkocz Bereniki*), z którym wiąże się ciekawa legenda.
Ten program doskonale znam. Nadają go codziennie, niemal identycznie. Tak będzie, z niewielkimi zmianami, dopóki będziemy na półkuli północnej.
I choć jest trochę mało dynamiczny, lubię go. Przypomina mi czas, gdy jeszcze jako nastolatek, ale już z petentem sternika, potrafiłem godzinami leżeć na, pachnących dziegciem, niczym stary żaglowiec, deskach pomostu w Boszkowie, gapiąc się w gwiazdy i marząc o dalekich rejsach do egzotycznych krajów.

Jutro, z całą pewnością, nadadzą powtórkę. Można pomału układać się do snu....

/Jacek Guzowski, Atlantyk-Zatoka Biskajska, 23.09.2014/
------------------------------------------------------------------
*) Berenika, żona Ptolemeusza III, była egipską królową o niezwykłej urodzie. Gdy Ptolemeusz wyruszył na wyprawę wojenna przeciw Asyryjczykom, Berenika, w intencji szczęśliwego powrotu męża, ślubowała złożyć w ofierze swoje piękne włosy. Gdy Ptolemeusz powrócił z wojny, Berenika poleciła obciąć swój piękny warkocz i złożyła go w świątyni bogini Wenus.
Następnego dnia okazało się jednak, że warkocz zniknął z z ołtarza. Rozgniewany Ptolemeusz polecił ściąć dwóch strażników, którzy pełnili straż przy świątyni. Do egzekucji jednak nie doszło. Grecki astronom Konon, pełniący funkcję królewskiego astronoma, ocalił pechowców sprytnym wybiegiem.
Zaprosił Ptolemeusza do swojej pracowni i wskazał na niebie, zagubione włosy małżonki. Wątpliwe jest, żeby Ptolemeusz uwierzył w tę blagę, ale widok na niebie był tak zachwycający, że ostatecznie odwołał egzekucję. Dwóch strażników ocaliło głowy a nam przybył na niebie piękny gwiazdozbiór.
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2590