RODZINNE ŻEGLOWANIE ZALEWOWE
z dnia: 2014-10-21


Józef Kwaśniewicz i w tym roku żeglował rodzinnie po słonawej wodzie - zgodnie z dewizą: nie ważne gdzie, ważne z kim. Zamieszczam skrót relacji bezmała dwumiesięcznych perygrynacji - głównie po niemieckich morskich wodach wewnętrznych. Jest to kolejny przykład dedykowany ambitniejszym z "mazurantów". Piękne wody. Relatywnie puste.
Na co w korespondencji Józefa chciałbym zwrócić uwagę?
Przykład budujący - kamizelki wszyscy i zawsze.
Przykład obleśnie negatywny - czyli postenerdowskie, rusofilskie uwielbienie dla sowieckiego zbrodniarza. Minęło ćwierćwiecze, a kult Kalinina*) w Niemczech nadal żywy. Niepojęte ! Obrzydliwe ! Jak to się ma do niemieckiego prawa ?
Józefowi dziękuję.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
------------------------------------
Subiektywna refleksja nad sezonem 2014 r.
Jacht

TES 678 BT o nazwie "Marznie J". nr na żaglu POL 7360. Oprócz standardowego wyposażenia, jacht jest dobalastowany, dodatkowo wyposażony w mały grot i fok sztormowy. Silnik przyczepny Honda 5BF na pantografie niestety nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale w przypadku pływania na długiej fali i manewrów portowych jest wystarczający. Trzeba sobie zdawać sprawę z ograniczeń takiego rozwiązania. Jacht jest również wyposażony w niezbędny sprzęt sygnalizacyjny, kamizelki i pasy ratunkowe wraz linami, mapy na przewidywany zakres żeglugi i ręczny GPS, locyjki Jerzego Kulińskiego. Po sezonie 2013 jacht pozostał na zimę w Marinie Kamień Pomorski, przystępna cena, kompetentna obsługa bosmańska dawała nadzieję na spokojne przezimowanie jachtu. Dojazd z Olsztyna pociągiem lub samochodem nie jest problemem, tylko trzeba poświęcić cały dzień.

Załogi
Rodzina i przyjaciele z różnym doświadczeniem żeglarskim, nie zawsze z patentami, ale dobry humor i chęć żeglowania jest obowiązkowy. W minionym sezonie oprócz armatorów wzięło udział w rejsach 14 osób. Ten rok zaowocował udziałem w rejsach naszych wnuków: 3 letniego Pawła i 4 letniego Michała. Żeglowanie ma sprawiać radość i zachęcać do poznawania nowy miejsc, taka jest nasza filozofia. Nieważne gdzie, lecz ważne z kim!

Sezon żeglarski 2014 naszego jachtu
Nasze żeglowanie rozpoczęliśmy 1 lipca, a zakończyliśmy 24 sierpnia, start i meta w Marinie Kamień Pomorski, czyli łącznie 55 wspaniałych dni na wodzie.
W tym czasie przepłynęliśmy 709 Mm, 133 godziny na żaglach, 76,5 godziny na silniku, odwiedziliśmy 18 portów i przystani, w tym 4 pierwszy raz, również pierwszy raz wpłynęliśmy naszym jachtem na Greifswalden Bodden.

A tu tylko refleksje z odkrywania nowych dla nas miejsc.
1 sierpnia
w Stepnicy załoga powiększyła się o Alę i Marka z Wrocławia, postanowiliśmy sprawdzić co się zmieniło w portach Niemiec Wschodnich opisanych w locyjce Jerzego.

Uzupełniliśmy zapasy żywności, wody i paliwa, sprawdziliśmy prognozy pogody i 2 sierpnia o 0705 wypłynęliśmy z Kanału Młyńskiego w Stepnicy. Wiatr baksztagowy, niósł nas do nie opisanego w locyjce portu w Karnin, gdzie o 1910 zatrzymaliśmy się na nocleg. Miejsce postoju wskazał nam bosman, oplata 1€ za 1 m długości i 2 € od każdej osoby, nie mniej niż dwie, razem 11 €, w tym dostęp do toalet. Następnego dnia wstaliśmy o 0450, szybka poranna toaleta, przygotowuję jacht do odejścia, aby zdążyć na pierwsze otwieranie mostu Zecherinner – Klappbrücke o 0545, z portu wyruszyliśmy o 0505, przy moście byliśmy o 0535, operator wyszedł, punktualnie o 0545 jedynie dla nas otworzył przęsło. Pochmurno, chociaż ciepło, wiatr NE do E 2 – 3, w porywach 4 °B, postawiliśmy foka i na wąskim torze Peenestrom rozwijaliśmy prędkość 4 kt.. Marek steruje, ja robię kawę, Ala zrobi na śniadanie wyśmienitą jajecznicę, danie szybkie w przygotowaniu i treściwe. Na wysokości Leper Winkel dogonił nas stacjonujący w Karnin statek niemieckiej służby celnej, członek jego załogi poprosił o dowody osobiste, które zabrał na statek specjalnie przygotowanym podbierakiem. Sprawdzali, spisywali i dokumenty wróciły tą samą drogą do rąk właścicieli. Popłynęli dalej do Wolgast. Był to nasz pierwszy kontakt z tego typu służbami na wodach Niemiec. Wiatr przywiał 5 B więc dość szybko już na samym foku weszliśmy w zakola rzeki Peene, aby o 1030 przycumować do nabrzeża Wolgast w oczekiwaniu na otwarcie mostu. O 1245 nastąpiło otwarcie mostu, dalej rzeką na północ. Tego dnia podróż zakończyliśmy o 1530 w szuwarowo-morskim porcie Freest. Na miejscu okazało się, że bosman będzie, ale dopiero po 1700, pojawił się punktualnie, skasował 12 €, za łódź i ludzi na pokładzie, wskazał, gdzie przed wypłynięciem zostawić klucz od toalety i więcej się nami nie interesował.
 
3 sierpień – niedziela. Prognoza pogody głosiła, że 4 °B, E będzie dopiero w godzinach 1200 do 1400. Postanowiłem wypłynąć, spokojnie pokonać labirynt prowadzący na Greifswalder Bodden. O 0700 wyruszyliśmy w drogę na nieznany nam akwen zostawiając za rufą śpiący jeszcze porcik. Mijając kolejne bramki torowe zmierzaliśmy do pławy O30 znajdującej się już na Greifswalder Bodden, wiatr dość szybko osiągnął 4 °B i wybudowała się krótka i stroma fala. Od pławy O32 mieliśmy baksztag, po zmianie kursu, zmierzyłem prędkość wiatru, wiała regularna 5, była sympatyczna baksztagowa żegluga wymagająca szczególnej uwagi w sterowaniu. Gdy Neptun zaczął zaglądać na pokład po odebranie swojej daniny, zrzuciliśmy małego grota, nasza prędkość zmalała z 6 do 5 kt. Trochę uspokoiła się żegluga, jedynie rozkołys na fali przypominał, ze jesteśmy na większej niż jezioro wodzie. Stopniowo wiatr zaczął słabnąć, około 1000 ponownie postawiliśmy małego grota i tak jeszcze przed 1200 dopłynęliśmy do ujścia rzeki Ryck, aby zatrzymać się przed zwodzonym mostem w Greifswald Wieck. Płynąc dalej rzeką Ryck dotarliśmy do umownego centrum Greifswaldu i Mariny Yachtzentrum Greifswald. Wybraliśmy się na zwiedzanie tej, jak mi się wydaje największej odwiedzonej do tej pory przez nas miejscowości po niemieckiej stronie. Niedziela, więc kawiarnie, restauracje są otwarte. Główny rynek i przyległe uliczki pięknie odrestaurowane z dużą ilością kawiarni, lodziarni itp. miejscami relaksu. Gdy wróciliśmy na jacht około 1800, w porcie pojawił się bosman, skasował za postój 12 € za jacht, od każdej osoby 1 € oraz 1 € na wszelki wypadek, kaucja za kartę wstępu do toalet i prysznica 10 €. Wieczorem pojawiły się ulewne deszcze i burze, które trwały do późnej nocy.
4 sierpień – poniedziałek. Wstaliśmy wcześnie, bowiem mieliśmy zamiar zdążyć na 0800, aby przejść otwierany most w Wiecku. Nim pojawił się bosman i Marek machnął ręką, że możemy odpływać już byliśmy spóźnieni na jego otwarcie. Wypłynęliśmy jednak, bowiem panie doszły do wniosku, że w Wiecku zrobimy zakupy. W trakcie drogi rzeką Ryck doszliśmy do wniosku, że pogoda nam sprzyja, mamy drobną rezerwę czasu więc popłyniemy na Rugię. W wyniku dyskusji jako docelowy został wybrany port Tiessow. Tego dnia, po wieczornych burzach wiatr się odkręcił i wiał z zachodu co oznaczało baksztagowy kurs do samego celu podróży. Tu, w małym porcie, dużo wolnego miejsca nie było, przypadkowo obecny bosman wskazał nam miejsce tuż przy wejściu do portu. Wieczorem podziwialiśmy klucze dzikich gęsi, które trenowały zbiorowe loty.
5 sierpień – wtorek. Odpływamy z Tiessow i zawiłe podejście pokonujemy na silniku, aby od pławy głębokiej wody płynąć na żaglach. Zmierzamy do pławy głębokiej wody O30 z prędkością 4 kt. aby wejść w tor podejściowy i ujście rzeki Peneestrom wiodące do Wolgast. Powrót jest już łatwiejszy, znamy teren nie tylko z mapy, ale również oswoiliśmy się z widokami brzegów. Na okolicznych łąkach bardzo liczne stada czajek i dzikich gęsi szykowało się do jesiennego odlotu. Wiatr sprzyjający pozwalał na żeglugę, dopiero w Wolgast, przed mostem w czasie 15 minutowego oczekiwania i przepływania do nabrzeża po minięciu mostu używaliśmy silnika. Kolejny, nowy dla załogi port, do którego postanowiliśmy zawinąć na noc to Lassan, w którym zacumowaliśmy o 1800. Dogodne i nie drogie (5,40 € za nasz statek) miejsce cumowania, tylko do luksusu-toalet trochę daleko (wrzutowe 0,50€). Po porcie rybackim już nie zostało wiele śladów, jedynie kilka łodzi rybackich mających swoją bazę w małym kąciku portu, pozostałe miejsca zajmują różnej wielkości jachty.
Wieczorne rozmowy sprowadzały się do pytania, o której wstajemy? Inaczej mówiąc, jak długo możemy pospać?
6 sierpień – środa. Nieśpiesznie wypłynęliśmy z portu w Lassan, i zdążyliśmy przepłynąć o 1205 pod otwartym mostem Zecherinner – Klappbrücke . Za mostem wiatr równie mizerny jak przed, 1 – 2 °B z W, kierunek niby słuszny, ale prędkości niezbyt satysfakcjonujące. Około 1730 zapadła decyzja, skoro wiatr nam nie pomaga, to dalej płyniemy na silniku do Ueckermünde. Ten port już odwiedziliśmy w ubiegłym roku, więc szukaliśmy atrakcji w kolejnym miejscu czyli w Marina-Lagunenstadt GmbH & Co. KG Ueckermünde. Za całość luksusu związanego z postojem w kurorcie zapłaciłem 16,80 € oraz 25 € kaucji za klucz do toalet. Nasz postój tuż pod oknami i balkonami wypoczywających tu kuracjuszy, z nocnymi odgłosami dochodzącymi przez otwarte okna nie należał do najprzyjemniejszych.
7 sierpień – czwartek. Wypływamy relatywnie wcześnie, chociaż się nie spieszymy, Kleines Haff wita nas słabiutkimi podmuchami z SE, a 2 Mm przed pławą Haff nastała absolutna cisza. Pozostało nam do zaplanowanego portu w Świnoujściu podążanie na silniku. W marinie stanęliśmy o 1400. Obok nas zacumował s/y Beluga pod niemiecką banderą. Dwóch mężczyzn, jak się okazało z Berlina pływali po Bałtyku i właśnie wracają do swojego portu. Rozpoznali w naszej łódce TES’a i na temat jego zdolności żeglugi dość długo wymienialiśmy poglądy.
8 sierpień – piątek. O poranku prognoza pogody, jako najżywotniejszy punkt dnia przewidywała wiatry zmienne 2 °B. Dość szybko po śniadaniu zorganizowaliśmy się i po pożegnaniu sąsiadów wypłynęliśmy z Mariny Wyspiarz w Świnoujściu. Na Zalewie Szczecińskim stan pogody trochę odbiegał od prognozy, 3 – 4 °B z NW i nadciągające chmury zwiastowały nie przestrzeganie prognozy pogody. Jeszcze przed bramą torową nr 1 skręciliśmy na wschód i między sieciami zdążaliśmy baksztagiem do toru brama torowa nr 3 – Wapnica. Na wszelki wypadek założyłem sztormiak. a Ala zmagała się ze sporym rozkołysem i wiatrem, uzyskując prędkość 6 kt. w dobrym kierunku. Przy pławie M1, gdzie wiatr był przysłonięty klifami wyspy Wolin uruchomiliśmy silnik i już bez żagli dopłynęliśmy do Wapnicy.

9 sierpień – sobota. Zapowiadała się szorstka pogoda z paskudnego dla nas kierunku, ale nasi goście mieli w niedzielę wracać do domu. Znany problem ostatnich dni rejsu, presja czasu. Z Wapnicy wypłynęliśmy o 0800 i do pławy M2 płynęliśmy na silniku, później postawiliśmy foka, 5 – 6 °B SW, czyli dla nas chcących zmierzać do Stepnicy, prosto w dziób. Początkowo udawało się utrzymywać kurs, który odrobinę przybliżał nas do celu, ale po zmianie kursu około 1030, wiatr i fale już nie pozwalały nam na utrzymywanie oczekiwanego kursu. Podjęliśmy decyzję płyniemy do Świnoujścia, zmierzaliśmy na WNW z prędkością 6 – 7 kt. w stronę bramy torowej nr 1. Neptun skutecznie wezwał do złożenia hołdu. Po pewnym czasie wiatr zmienił kierunek na zachodni, kurs na wiatr jaki musieliśmy trzymać aby zmierzać do wejścia w Kanał Piastowski zaczął dostarczać fale na pokład i do kokpitu. Przyszedł również ulewny, zacinający w podmuch wiatru deszcz, który zdecydowanie ograniczył widoczność. W Kanał Piastowski wpłynęliśmy bezpiecznie, prędkości jakie zarejestrował nasz log przekraczały 8 kt., osłonięci drzewami za przeciwnika jeszcze przez pewien czas mieliśmy ulewny deszcz. Po kolejnej spokojnej już godzinie żeglugi zacumowaliśmy w Marinie Wyspiarz w Świnoujściu.
10 sierpień – niedziela. Pobudka o 0420, przygotowanie jachtu i około 0500 wypłynęliśmy ze Świnoujścia. Było wilgotno i mimo, że ciepło to jednak uczucie chłodu dawało znać. Gorąca kawa i herbata poprawiły nastrój. Na wodzie absolutna cisza, jedynie nasz jacht i jego silnik płoszył ptaki. W okolicach Karsiboru na Kanale Piastowskim w śrubę silnika wkręcił się gruby kawałek worka plastikowego. Silnik zaczął tracić na mocy i dobrze, że problem szybko został dostrzeżony i rozwiązany. Zgodnie z prognozą pogody po wypłynięciu na Zalew Szczeciński wiatr wiał w dziób, jedynym sposobem dotarcia do miejsca postoju samochodu w Stepnicy była podróż na silniku. W Kanale Młyńskim zacumowaliśmy o 1020. Tego dnia wieczorem przyszedł ulewny deszcz i burza.
Kolejny tydzień spędzamy we dwoje, następny z naszymi dziećmi i wnukami pływając po Zalewie Szczecińskim.

Podsumowanie
Jerzy w swoich locyjkach zachęca śródlądowych żeglarzy do wypływania na słonawe wody, armatorzy jachtu "Marznie J". skrupulatnie przez 10, a własnym jachtem 7 sezonów korzystają ze swobody żeglowania, jaką dały zmiany przepisów. Spotykaliśmy na Zalewie Wiślanym, Zatoce Gdańskiej, Zalewie Szczecińskim i wodach przyległych żeglarzy z całej Polski, którzy na jachcikach znacznie mniejszych od naszego uprawiają turystyczne, przyjemnościowe żeglowanie poznając różne akweny i miejsca.
Jesteśmy zafascynowani odkrywaniem nowych miejsc, w kolejnym roku też planujemy powiększenie odwiedzonych miejsc i akwenów, a może czas, zdrowie i finanse pozwolą na odkrywanie portów Danii?
Z żeglarskimi pozdrowieniami
Grażyna i Józef Kwaśniewicz
------------------------
P.S. Serdecznie pozdrawiamy poznanych osobiście armatorów jachtów żaglowych: BADWA, FAJNAA, TEQUILA, CHYBOTEK, BRYK, VIVA S, OMA, motorowego PYCHA oraz samotnego kajakarza Andrzeja Kuśmierczyka.
====================================================================
*) Michaił Iwanowicz Kalinin członek partii komunistycznej od 1898. W roku 1919 roku po śmierci Jakowa Swierdłowa został przewodniczącym Ogólnorosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad Rosyjskiej FSRR, czyli formalną głową państwa. Od utworzenia ZSRR łączył tą funkcję ze stanowiskiem przewodniczącego Centralnego Komitetu Wykonawczego ZSRR (głowy państwa związkowego). Od roku 1938 roku, czyli od wejścia w życie nowej konstytucji ZSRR, pełnił funkcję Przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej ZSRR. W przeciwieństwie do poprzednika był działaczem niewielkiego kalibru i wysunięto go na tak ważny urząd, gdyż był jednym z nielicznych bolszewików pochodzenia chłopskiego. W roku w 1925 roku został pełnym członkiem Biura Politycznego. Kalinin był współodpowiedzialny za wiele masowych zbrodni. Jego podpis, jak i innych członków politbiura, widniał na decyzji o zamordowaniu polskich oficerów z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. (Wikipedia).

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2606