SAR - GUMOWY MŁOTEK albo SKARGA DO UE
z dnia: 2016-01-26


Dla porządku zacznijmy od definicji. Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa (MSPiR) – polska służba powstała 1 stycznia 2002, do której zadań należy pomoc i likwidowanie zagrożeń w akwenie polskiej strefy odpowiedzialności. Zajmuje się akcjami ratowniczymi, usuwaniem szkodliwych substancji chemicznych, pracami podwodnymi (poszukiwania, badania). W skrócie określana Służbą SAR (Search And Rescue). Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa jest państwową jednostką budżetową podległą ministrowi właściwemu do spraw gospodarki morskiej. Polskie statki i łodzie ratownicze stacjonują w następujących portach: Tolkmicko, Górki Zachodnie (u ujścia Wisły), Gdynia, Hel, Władysławowo, Łeba, Ustka, Darłowo, Kołobrzeg, Dziwnów,Świnoujście i Trzebież. W Sztutowie, Świbnie, Władysławowie, Łebie, Ustce, Darłowie, Kołobrzegu, Dziwnowie i Trzebieży stacjonują też jednostki ratownictwa brzegowego.
A teraz najważniejsze: Polska Marynarka Wojenna zapewnia wsparcie lotnicze przy użyciu śmigłowców w wersji morskiej bazujących na lotnisku Oksywie oraz na lotnisku Darłowo.
________________________________________
O problemach ratownictwa morskiego z powietrza w SSI było juz kilka newsów wywoływanych przez żeglarzy. Do dyskusji włączali się profesjonaliści. Bardzo to"Klanowi SSI" pochlebia, ale nie łagodzi bólu. Dziś właśnie głos zabiera profesjonalista - Wiesław Jasiński. Tak mi się subiektywnie i amatorsko wydaje - mamy teraz problem wyboru narzędzia: albo gumowy młotek, albo skarga do Unii Europejskiej.
News dzisiejszy stanowi kontynuację felietonu Andrzeja Colonela Remiszewskiego o "nielotach". Czyżby lotniczemu SAR należy się logo z sylwetka pingwina ?
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------------
Szanowny Don Jorge !
W komentarzu do artykułu Andrzeja Colonela Remiszewskiego , Jacek Pytkowski namawia do bicia w dzwon na alarm. Niestety w mym przekonaniu ten wyrazisty głośny dźwięk spowoduje jedynie dokładniejsze zasłonięcie uszu przez decydentów.
Z perspektywy Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego obserwuję powolną aczkolwiek postępującą degradację systemu lotniczego zabezpieczenia ratowniczego polskiej strefy SAR.
Czy kłopoty sprzętowe i personalne to jedyna przyczyna takiego stanu rzeczy ? Od października 2015 roku przemiennie dyżur ratowniczy na lotnisku Darłowo pełnią Mi-14 PŁ/R i W3-RM.
Smaczku tej sytuacji dodaje fakt, iż Anakonda jest przebazowana z Babich Dołów do Darłowa.
Śmigłowiec W-3RH "Anakonda"
.
Jaskółki z dalekich krajów ćwierkają, że cztery wyremontowane Anakondy wrócą na Oksywie do końca kwietna. Ale co z tego skoro podobno nie ma personelu odpowiednio przeszkolonego do lotów nad morzem w dzień i w nocy. Tu nie wystarczy jedynie umiejętność samego latania śmigłowcem.
Czy nie można było dyżurów zorganizować również przemienne ale w Darłowie i w Gdyni ?
Pewnie nikt generałowi XXXX nie podpowiedział przy podejmowaniu decyzji o włączeniu z systemu Babich Dołów, w jakim rejonie naszej strefy SAR jest większe „zagęszczenie” ruchu jednostek pływających.
Zgodnie z danymi statystycznymi, do października 2015r do lotów SAR z Babich Dołów Anakondy startowały 18 razy a z Darłowa MI-14 , 6 razy. Od października do końca roku z Darłowa do akcji startowano pięciokrotnie, z czego czterokrotnie Anakonda. Liczby nie kłamią. Nie będę tutaj wyliczał takich istotnych elementów akcji , jak czas dolotu w rejon akcji, czas przebywania w rejonie z uwagi na zapas paliwa, zużycie paliwa itd.
Następny element większości akcji - maksymalnie szybkie dostarczenie poszkodowanego do szpitala. Z rozrzewnieniem wspominam sytuacje gdy poszkodowanego śmigłowiec dostarczał w pobliże szpitala.
Tak , to prawda. Śmigłowiec lądował czy przy szpitalu MW na ul. Polanki, czy na obecnej ulicy Jana Pawła na Zaspie, czy na stadionie w Helu lub lotnisku w Redzikowie. Jakoś wtedy można było zabezpieczyć i lądowanie i ponowny start po przekazaniu poszkodowanego przy pomocy policji i PSP.
Dziś, choć są lądowiska przyszpitalne śmigłowce, śmigłowce lądują wyłącznie na lotniskach w Oksywiu i Darłowie. BO PODOBNO BRAK ZABEZPIECZENIA. Każdy zdaje sobie sprawę ile czasu zabiera dojazd karetki z lotniska do szpitala w sezonie letnim.
Kolejny kamyczek do ogródka decydentów i obym nie był Kasandrą.
Niewielki pożar na statku czy promie gdzieś 10, 15 Mm od portu czy brzegu w naszej strefie SAR.
Jeśli załoga nie będzie w stanie sama ugasić pożaru w zarodku, statek spłonie po ewakuacji załogi. Dlaczego ?
Otóż stan prawny i faktyczny na dzień dzisiejszy jest taki, że nie ma wyszkolonej ekipy PSP która mogłaby być desantowana na jednostkę i profesjonalnie „powalczyć” z pożarem. Przyjaciele po drugiej stronie Bałtyku wiedzą jak i potrafią to robić. Widziałem na własne oczy.
Zgodnie z Ustawą jest Rada SAR która powinna się zajmować takimi sprawami. Tylko co ta Rada może ??
Najwyżej wymienić poglądy we własnym gronie. A dotychczasowi ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę morską co zrobili w tej materii ???? Odpowiedź nasuwa się sama.
Czy więc należy bić w dzwon alarmowy ?
Myślę, że bardziej przydatny byłby gumowy młotek dla niektórych decydentów . Czaszki nie uszkodzi a może wstrząśnie tą wewnętrzna szarą masą i spojrzą merytorycznie na sprawy bezpieczeństwa na morzu.

Wiesław Jasiński

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2899