ALANDY, ALANDY
z dnia: 2016-07-14


Paweł Oska - armator dużego (moja subiektywna skala) stalowego jachtu pożeglował na Alandy.
Nie tak na wprost, ale wzdłuż "tylnego" wybrzeża szwedzkiego, czyli tam gdzie jest ciekawiej, a morze nieco spokojniejsze. Opis tego rejsu oceniam, jako smakowitą przynętę.
Zwłaszcza gdy się żegluje rodzinnie.
Rozczuliły mnie techniczne usterki, bo nigdy nie zaznałem takich luksusów jak ster strumieniowy czy elektrycznie napędzana winda kotwiczna.
No to nabierajcie apetytu.
Kamizelki tak jak na fotografiach
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
----------------------------
.
Do Nattaro ...
No więc zaczęło się od tego, że mieliśmy płynąć daleko, daleko ...
Ponieważ jednak wszystko się opóźniło, jacht zanurzył kadłub w wodzie dopiero na początku czerwca zdecydowałem, że potrzebny jest sezon „testowy“ na Bałtyku. Po 6 latach postanowiliśmy znowu pożeglować w szwedzkich szkierach.
 
Jacht
.
Potem był pierwszy etap "taklowniczy“:) Wraz z Iwoną, Anetą, Bartkiem, Tomem i Radkiem przepłynęliśy bezpośrednio z Gdańska do Kalmaru w ciągu 37 godzin ze średnią prędkością 5.5 węzła, co jak na 18 tonową "Balaenę" jest dobrym wynikiem. Potem poprzez Kalmarsund podeszliśmy pod znaną Ci wyspę Bla Jungfrun na której - po zgodzie zarządku parku - wylądowaliśmy.
Potem Był Vastervik i szkiery aż do Naynashamn, gdzie jacht został na tydzień. Wróciliśmy do domu dzień przed końcem roku szkolnego aby zrobić "klar" z dziećmi i domem. We wtorek czekał na nas prom z Gdańska do Nynashamn.
A jakaś wachta naq jachcie się ostała?
.
Lekko już "oldskulowy" prom "Wawel" bezpiecznie i komfortowo dowozi nas na tego portu a z terminala promowego to już tylko kilkaset metrów do "Balaeny". Okrętujemy się w składzie: Paweł, Justyna, Zosia (16 lat), Anotnina (8 lat) oraz pies Tofik (1 rok).
Mamy sporo pracy: trzeba powyciągać i posegregować zakupy które przypłynęły jachtem z Polski, posztauować ubrania, sprzęt, wczuć się w jacht i jego urządzenia. W sumie stoimy tu dwie doby. Dodatkowe zakupy, przypominanie sobie miasteczka które odwiedziliśmy 6 lat temu oraz mecz Polska-Portugalia w ramach ME 2016:)
W końcu decyzja: płyniemy na Nattaro, miejsca które jest jednym z największych naturalnych portów w szkierach a które jest zaledwie 6 Mm od Nynashamn. Nattaro to wyspa 5x2km, zalesiona, częściowo skalista jak szkiery ale oferująca także piaszczyste(!) plaże co nie jest oczywiste w Szwecji.
Droga na wyspę zajmuje nam niecałe 2 godziny. Wychodzimy na silniku, ale zaraz za szkierem osłaniającym port stawiamy genuę i powoli idziemy pod wiatr. Wieje 4-5B z SSE, a fala bez przeszkód wchodzi w cieśninę. Dobra pogoda na początek dla przetarcia.
Przez wąską, ciasną i płytką cieśninę wchodzimy do naszej zatoki a właściwie jeziora szkierowego i rzucamy kotwicę. Czynność ta zajmuje nam około godziny ponieważ po drodze przepala się bezpiecznik windy kotwicznej i muszę go wymienić na ten ze steru strumieniowego. Trzeba będzie zrobić zapas w porcie.
Okazuje się, że będziemy tu stać 3 słoneczne dni ...
Nudno? Nieee:) To zresztą zleży kto czego szuka. Można spacerować i biegać po pięknym lesie, gotować zupę ogórkową na żeberkach w ilości dużego 8 litrowego gara, wyspać się w idealnej ciszy ile się chce, doklarować jacht, posiedzieć na piasku, popłynąć z Antonią na ryby, czytać, czytać, pójść do wioski na lody i popatrzeć jak manewruje lokalny prom a wieczorem pooglądać filmy, otworzyć butelkę wina ... W każdym razie te dni jakoś dziwnie szybko zleciały:)
Urocze, surowe  brzegi
.
Od maleńkości
.
We wtorek 5 lipca rano, po 3 dniach odkleiliśmy się w końcu od pięknego Nattaro.
Kurs NNE - do Dalaro. Trzeba zatankować paliwo, kupić bezpiecznik windy kotwicznej przepalony po ostatnim postoju, zatankować wodę, uzupełnić zapasy, podładować akumulatory.
Od wyjścia początowo powoli, potem szybciej bo się rozwiało. Pełnym baksztagiem i fordewindem. Tylko genua i lecimy czasami pod 6 węzłów. Potem strefa deszczu i automatyczne mycie jachtu i nieprzygotowanego sternika. Dobrze, że zdążylismy wcześniej dokończyć ogórkową (tą na żeberkach).
W porcie paliwo, bezpieczniki i … ruszamy dalej. To była jedna z tych marin na 1000 miejsc, gdzie absolutnie nic nas nie zatrzymuje. A tymczasem się rozwiało na tyle, że w kolejnym porciku nie ryzykujemy wchodzenia z wiatrem między cisano pustawiane jachty. Czyli znowy w drogę.
Kolejne 10 Mm, Justyna z Antonią robią pizzę - pycha! i po 10 godzinach żeglowania w końcu stajemy … na boi:)
Porcik Malma Kvarn, bajkowo malowniczy i nieprzyzwoicie ciasny. Nie ma ani jednego wolnego miejsca. Wycofujemy się zatem na przedmieścia do upatrzonej uprzednio boi. Czyja ona? nie wiadomo. W każdym razie testujemy silnikiem na ile można jej zaufać a poeniważ jesteśmy dobrze osłonięci, zakładamy na nią cumę. Ponton na wodę i heja na podbój portu! Przepiękne miejsce! Najbardziej nas dziwi to, że o 23 jest jasno jak w dzień.
Dobrej nocy na dalekim południu:)!
Hmm ... Kto co lubi.
.
A z rana krótki przelot - z 11Mm do Mariny Bullando. Ciekawostką jest to, że jest to największy port jachtowy na Bałtyku. Pomieścić może aż 1400 jachtów!
W porcie stoimy dobę aby podładować baterie i zatankować wodę. Dookoła poza portem niewiele … Piękny las z czego cieszy się nasz Tofik. W końcu „suchą łapą“ może dostać się na ląd (bez pontonu:).
No i fenomenalna lodziarnia z własnymi wyrobami!

Alandy, Alandy
Dotarliśmy do Mariehman po 10 godzinach żeglugi w słabych baksztagach. Rozwiało się pod koniec, przed samym portem. W sumie za nami kolejne 40 Mm.
A więc cumujemy w pięknej marine Ass:) Trochę tu jednak niespokojnie i drugiego dnia musimy zmienić bojkę na większą, która utrzyma nasze 18 ton jachtu. Przed nami zwiedzanie i odpoczynek a dla 3/4 załogi Walenia to nowe państwo do „ogarnięcia“. Przepraszam, dla 4/5 bo dla Tofika to też nowość, ta Finlandia.
Oj, postoimy tu chwilkę. W końcu rodzice Justyny przyjeżdżają dopiero 23-go lipca …
A jacht wymaga małego przeglądu a silnik wymiany oleju i filtrów a pokład mycia itd., itd.:)
No więc do dzieła!

I jeszcze słowo o żegludze w szkierach. Przez dwa tygodnie staliśmy dwa razy w marinach aby uzupełnić wodę i naładować baterie. W szkierach wschodniej Szwecji można zaznać żeglugi bez portów, tylko na kotwicowiskach w naturalnych portach i zatokach lub cumując do skał. Niezbędne w tym celu jest jednak posiadanie odpowiednio dokładnych map - to oczywiste. Drugą rzeczą w którą trzeba się zaopatrzeć w pierwszym szwedzkim porcie są przewodniki żeglarskie. Są doskonałe! Nie ma mowy o komformtowej żegludze w tym rejonie bez tych małych, dokładnych locji. Jest to kopalnia wiedzy o tym gdzie stanąć, w jaki sposób podejść itd.

cdn …

z pozdrowieniami
Paweł Oska
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2986