JACHT "BALANEA" JUŻ W KANALE KILOŃSKIM
z dnia: 2017-05-25


To kontynuacja newsa z 11 maja - http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3179&page=0
Płynie Paweł Oska. Liczymy na kolejne meldunki z informacjami użytkowymi.
Wspominam te wody z nostalgią i zazdrością.
To se ne vrati pane Havranek :-(
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------
PS. Paweł wspomina o uszkodzeniu plastikowego syfonu wody chłodzącej. No to mam dla Was małą dykteryjkę historyczną dotycząca materiałów. Za czasów okupacji niemieckiej stopy aluminiowe nazywane były "hermangeringszajsmetal". Za peerelu stopy aluminiowe nazywano "gównolinami", a takie tworzywa jak ebonit, winidur, tekstolit, ebonit, turbax itp - "gównolitami". To taki humorystyczny "przyczynek do terminologii historycznej" :-)
---------------------------
. 
Drogi Jerzy,
przesyłam Ci drugą część naszej mini wyprawy z Bałtyku w kierunku Morza Śródziemnego. Poprzedni etap zakończyliśmy w Kołobrzegu, gdzie "Balaena" została na ponad 2 tygodnie. W międzyczasie w ekspresowym czasie wymieniona została pompa hydrauliczna układu sterowania na większy model, co spowodowało redukcję obrotów koła sterowego z burty na burtę z 10! do 5,5. Wielka ulga, szczególnie na kursach pełnych i przy manewrach portowych.
Do Kołobrzegu zajechaliśmy samochodem w środę 17 maja pod wieczór. Myśleliśmy o pociągu - Pendolino dociera na miejsce w 7 godzin, ale ilość różnego rodzaju gratów, wyposażenia, bagaży przyjaciół którzy mają dotrzeć do nas na początku czerwca do Francji spowodowały, że pojechaliśmy samochodem ... z wypożyczalni. Wygodna opcja, cenowo tylko trochę droższa od pociągu, ale za to z domu pod sam jacht.

Od kilku dni śledziłem prognozy pogody i wychodziło na to, że wiatr będziemy mieli idealny: 3-5B z sektora NE do SE. Nie było więc na co czekać. Zabraliśmy się za porządki i sztauowanie jachtu, zrobiliśmy zakupy, wzięliśmy paliwo i jeszcze z 10 razy ganialiśmy do miasta po różne "niezbędne" duperele.

W czwartek wieczorem dojechał do nas Sebastian. Godzinę wyjścia ustaliliśmy na piątek rano.

W piątek rano po śniadaniu gotowi do drogi, przekręcam stacyjkę i czekam do odpalenia silnika, a tu nagle huk jak wystrzał armatni. Okazało się, że pękł nam syfon wody chłodzącej, a jako, że zdarzyło się to już pod raz drugi w ciągu roku, postanowiłem zamieścić zdjęcie tego dziadostwa u Ciebie Drogi Jerzy ku przestrodze dla innych. Ten element jest wykonany z plastiku i widocznie nie wytrzymywał ciśnienia wody.
/
Syfon
.
W całym Kołobrzegu nie ma drugiego ale ja nawet nie bardzo chcę znowu ryzykować to rozwiązanie. Z pomocą przychodzi firma Pana Malika - który nota bene zajął się w profesjonalny sposób pompą hydrauliczną steru. Jeszcze tego samego dnia otrzymujemy pięknie wyspawany syfon z fachowym odpowietrzeniem. Teraz z pewnością nie pęknie!
Ruszamy więc z ponad 5 godzinnym opóźnieniem, ale cieszę się, bo to i tak najmniejszy koszt tej awarii. Gdyby stało się to gdzieś na podejściu w trudniejszych warunkach? Strach myśleć.

Wychodzimy z Kołobrzegu. Piękna żegluga baksztagiem i fordewindem po gładkim morzu. Prędkości 4-5 węzłów. Niestety nad ranem prognoza zaczyna się sprawdzać a nasze opóźnienie trochę się mści. Około 15Mm na ENE od Sassnitz wiatr zaczyna tężeć aby w szkwałach dochodzić do 33 węzłów. Wybudowuje się krótka i ostra fala. Zrzucamy więc zarefowaną już wcześniej genuę i na wewnętrznym sztagu stawiamy mocnego kliwra. W zestawie z jednym refem na grocie idziemy pod wiatr. Wiatr zachodzi do WSW do W. Nie ma sensu walczyć, tym bardziej, że taka pogoda ma być do następnego ranka. Podhalsowujemy więc pod Sasnitz i wchodzimy do portu.
Byłem tu ostatnio ze 20 lat temu. Nie pamiętam jak wtedy było, ale teraz nic szczególnego. Kiełbasa z piwem w portowym barze i ... zasypiamy o 2100.
/
Sassnitz jeszcze śpi snem zimowym.
.

/
Arkona - telefonem
.
Rano ruszamy dalej w kierunku Warnemunde, skąd po kilunastu godzinach żeglowania i motorowania na zmianę odbieramy Krzysztofa. W Hoche Dune stoimy około 3 godzin czekając na otwarcie stacji paliw. Następnie ruszamy do Kilonii. Po drodze słabe przeciwne wiatry, więc niestety dużo silnika. 20 tonowa "Balaena" potrzebuje trochę wiatru aby się przemieszczać.
Do zatoki Kilońskiej podchodzimy wieczorem. Spory ruch statków którego apogeum mamy przy śluzach. Ciemna noc i 6 wielkich statków kręcących się przed śluzowaniem i wychodzących ze śluz. Tu przeprawy trwają całą dobę. Jachty mogę przechodzić kanał tylko w porze dziennej, co dla nas oznacza 0400-2230. Dla każdej pory roku są to inne godziny a po szczegóły odsyłam do np. alamnaca Reedsa (Reeds Nautical Almanac 2017 w naszym przypadku). Tam też pełne opisy procedur.
/
W śluzie Holtenau
.
Ciasno przy nabrzeżach w okolicach starych śluz. Pamiętam, że w 1999 roku jak tu byłem to było luźno. Teraz stoi mnóstwo holenderskich żaglowców oraz jachtów.
Stajemy przy betonowym pirsie i idziemy spać. Nad ranem budzi nas Hafenmeister który pobiera opłatę 10 euro.

Rano na kanale 12 zgłaszamy chęć śluzowania podając nazwę jachtu. Otrzymujemy informację, że powinniśmy się zgłosić na 30 minut przed śluzowaniem.
Dołączamy więc po zgłoszeniu do grupy jachtów czekających przed śluzą. Najpierw wpuszczane zostają 3 duże statki i holownik. My ustawiamy się wzdłuż nabrzeża i równolegle do burty dużego kontenerowca. Sygnał do wejścia dla jachtów to migające białe światła. Śluzowanie odbywa się przez nowe śluzy. Uwaga na niskie pomosty - nie ma za bardzo jak oprzeć jachtu na odbijaczach. Opłata za śluzę ... nie pobrana. Reeds mówi o 18 euro. Nie dociekaliśmy dlaczego.

Mały skok śluzy, wobec czego szybko z niej wychodzimy i mijając liczne statki i bardzo wiele jachtów zmierzamy do Brunsbuttel. Przed nami 10 godzin na motorze.
cdn.:)
Paweł
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3185