MISTRZOSTWA EUROPY ORC
z dnia: 2017-07-31


Podczas gdy "przyjemniaczki" oddają się rozkoszom perygrynacji zakamarków Bałtyku w Gdańsku ważna impreza - Mistrzostwa Europy ORC. Dwa słowa wyjaśnienia dla nieregatowców: ORC to formuła dla jachtów morskich.
Taka, w której miejsce zajęte przez jacht podczas regat obliczane jest na podstawie zestawienia czasu przepłynięcia trasy wyścigu i teoretycznych osiągów łodzi. Wszelkie parametry oblicza specjalny
program komputerowy, symulujący zachowanie każdej konkretnej jednostki na wodzie w czasie żeglugi. Upraszczając - nowoczesny informatyczno-komputerowy handicap. Ciekawostka - wprowadzono
dodatkowo klasyfikacje narodową. Na Zatoce Gdańskiej amatorzy mieli okazję przymierzyć się do zawodowców.
Przez ostatni tydzień najlepsze europejskie jachty ścigające się w formule przeliczeniowej ORC rywalizowały na wodach Zatoki Gdańskiej o mistrzowskie tytuły. Amatorzy mierzyli się z zawodowcami, starsze
konstrukcje z nowymi, maszyny regatowe z jachtami cruisingowymi. Wszyscy, pomimo bardzo różnych wyników końcowych, chwalili organizację i atmosferę regat.
Z polskich załóg najlepiej wypadła ekipa „GoodSpeed” Łukasza Trzcińskiego startującego w klasie C. Poprawili oni wynik z zeszłorocznych Mistrzostw o jedno miejsce i zakończyli regaty na pozycji 13.
Takie to są realia polskiego żeglarstwa regatowego. W klasyfikacji ekip narodowych najlepiej wypadli Estończycy przed Niemcami i Duńczykami. W klasie "A" wygrał jacht „Blue Nights”, a w klasyfikacji
amatorskiej duński jacht „Tarok VII”. W klasie "B" z jachtami długości od 9,65 m do 11,50 m wygrał fiński jacht „Xini Freedom”. Amatorzy - jacht „Sirena” bandery duńskiej. Szwedzi na jachcie na „Pro4You” wygrali konkurencję amatorską.
.
Dopiero po tym wprowadzeniu możecie czytać obserwacje Jacka Chabowskiego.
Jacku dziękuję !
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------------------------------------------------------------------------
Witaj Jerzy!
Łódka już w porcie macierzystym, a to znak, że najważniejsza impreza regatowa w tym roku już za nami. Jacek Zieliński zwolnił mnie z poruszenia jednego z obszaru związanego z Mistrzostwami Polski, za co
jestem mu wdzięczny i dlatego z radością przejdę do innych sfer.

Chcę się wypowiedzieć o organizacji obu imprez, ze wskazaniem na ME, bo o MP pisałem już wcześniej. Kiedy w zeszłym roku dowiedziałem się, że przyznano naszemu krajowi organizację ME, to oprócz
mojego zaskoczenia, pojawił się też sceptycyzm. Był on o tyle uzasadniony, że obecne środowisko regatowców morskich, ma znikomy kontakt z żeglarzami startującymi w tego rodzaju zawodach w innych krajach.
Pojedyńcze starty niektórych polskich jachtów nie wystarczały aby powstały jakiekolwiek poważniejsze relacje. Mówiąc wprost nie wierzyłem w wysoką frekwencję i co więcej mocno obawiałem się też strony
organizacyjnej. Z radością przyznaję się, że byłem w błędzie! Frekwencja przeszła oczekiwania wszystkich, od organizatorów, poprzez władze ORC, do nas, polskich żeglarzy włącznie. Ilość jachtów, które zgłosiły
się i przybyły do Gdańska, przebiła wszystkie dotychczasowe liczby z wcześniejszych imprez mistrzowskich w innych krajach. Większość jachtów przypłynęła, ale zdarzały się także konwoje drogowe, nawet z Triestu,
gdzie raptem dwa tygodnie wcześniej odbyły się Mistrzostwa Świata.
Pod koniec MP, spoglądając na marinę jachtową w Gdańsku, pomyślałem sobie, że już teraz jest tu bardzo dużo jednostek i załóg, a przecież nie wszyscy jeszcze przypłynęli. Okazało się, że armagedonu
nie było i co więcej utrudnienia wynikające z tak dużej ilości łódek z załogami, okazały się drobne i bez wątpienia nie stały się motywem przewodnim całej imprezy. Powiem więcej, bliskość i konieczność robienia
sobie nawzajem miejsca przy cumowaniu, zmusiły do nawiązywania bezpośrednich kontaktów już na samym początku, bez konieczności zaciągania ludzi na imprezy integracyjne. Jak fajnie jest, gdy drobne trudności
nie urastają do wielkich rozmiarów – taka normalność. Owszem, czasami trzeba było zaparkować auto trochę dalej, ale też nie tak daleko aby musieć doliczać czas na dotarcie na pokład.
Jeżeli chodzi o organizację na wodzie, to było bardzo podobnie jak na MP. Sędziowanie na bardzo wysokim poziomie z wysoką dbałością o precyzyjne ustawianie tras. Duży w tym udział polskiej obsady, zatem
jest nadzieja, że to doświadczenie i takie podejście zagoszczą już u nas na stałe.
Organizacja była też na tyle rozbudowana, że jeszcze zanim spłynęliśmy do mariny, otrzymywaliśmy na swoje telefony wstępne wyniki wyścigów z których właśnie wracaliśmy. Rozmawiałem z kilkoma osobami,
które właśnie się tym zajmowały i wiem, że nie było to łatwe i wymagało dużej determinacji. Bardzo miłe zaskoczenie.
Skoro już o osobach obsługujących imprezę, to dokładnie nie jestem w stanie określić liczby osób z tego zespołu, ale było ich około 30. To naprawdę nie mały sztab ludzi. Co więcej, miałem odczucie, że wszyscy,
z którymi miałem kontakt, byli bardzo dobrze przygotowani. Formalności przebiegały sprawnie, odpowiedzi na pytania czy wątpliwości otrzymywaliśmy szybko i precyzyjnie. Nie było zwrotów, że „nie wiem” albo, że
„to koleżanka”. Nie wiem jak wyglądały przygotowania obsługi regat, ale wydaje mi się, że poświęcono na to sporo czasu.

Przy omawianiu obsługi i organizacji imprezy, chcę jeszcze zwrócić uwagę na rolę dwóch osób: Michała Korneszczuka i Łukasza Trzcińskiego. W mojej ocenie byli oni motorami napędzającymi całą
ideę zorganizowania ME w Gdańsku. Myślę też, że od samego początku narzucili sobie i wszystkim osobom i podmiotom zaangażowanym w przygotowanie tych regat, wysokie standardy. Zapewne dla wielu
zaangażowanych w przygotowania, taki poziom był zaskoczeniem i pewnie nie małym wyzwaniem. Pisząc wielu, mam też na myśli podmioty organizacyjne, a nie tylko osoby. Uważam, że swoją pracą zrobili więcej
dla naszego morskiego regacenia się, niż wielu innych, przez wiele lat. Bez wątpienia, należą się im za to słowa uznania i podziękowania.
W mojej wcześniejszej korespondencji martwiłem się o obsługę mariny i jak się wydaje moje wezwanie do Stwórcy o opiekę nad nimi, zostało wysłuchane. Ekipa pod dowództwem Moniki Rynkowskiej sprawdziła
się bardzo dobrze i udało się im zapanować na całym tym międzynarodowym towarzystwem.
Dużo chwalenia, ale nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć lub przepraszać. Po prostu organizacyjnie impreza bardzo udana i uważam, że należy to zauważyć i docenić. Gratulacje Szanowni Państwo i jeszcze
bardziej jako uczestnik, podziękowania.
.
Podsumowanie.
Mój wpis skoncentrował się na kwestiach organizacyjnych i świadomie nie poruszyłem tu kwestii związanych z naszym wynikiem sportowym. To odrębny i bardzo duży obszar do dyskusji. Krótko – jeżeli chcemy
dołączyć do regatowej społeczności żeglarskiej z innych krajów (jachty morskie) i rywalizować z nimi na podobnym poziomie, to musimy jeszcze na sobą dużo popracować.
Gdy stałem wczoraj przed sceną w trakcie rozdawania nagród, to nie ukrywam, że zadałem sobie pytanie co teraz, „what next”? i nie ukrywam, że oczami wyobraźni stanąłem przed czarną dziurą. Nie ma w naszych
kalendarzach i na naszych akwenach regat na takim poziomie sportowym. Owszem jest trochę imprez tego rodzaju, ale wybaczcie mi, nasuwa mi się teraz określenie, że są to zawody podwórkowe. Nie chcę urazić
albo nie docenić zaangażowania organizatorów naszych imprez lokalnych, bo często wkładają całą swoją energii w ich organizację, ale dlatego że są w tym często osamotnieni, ich możliwości są ograniczone. Nadzieja
w tym, że poziom organizacyjny MP i ME nie stanie się odosobnionym przypadkiem i będzie wyznacznikiem dla wielu innych imprez żeglarstwa morskiego. Nadzieja w tym, że organizatorzy naszych polskich regat
przestaną działać sami i będą mieli realne wsparcie ze strony władz żeglarskich. Jak zaczniemy robić takie imprezy, to bez wątpienia załogi z innych krajów zaczną wpisywać nasze zawody do swoich kalendarzy.
Na koniec jeszcze jedna refleksja. Szkoda, że w MP i ME nie wystartowało więcej polskich załóg. Wiem, że kilka jachtów chciało wystartować w ME, ale ze względu na ograniczenia narzucone przez władze ORC,
nie mogły zapisać się do tej imprezy (jachty wolniejsze i mniejsze). Jest jednak jeszcze trochę jednostek, które ścigają się u nas , a spełniają wymagania ORC. Te jachty nie pojawiły się na starcie i moim zdaniem ich
załogi straciły możliwość skorzystania z najlepszej z możliwych form treningu i podnoszenia poziomu swoich umiejętności. Szkoda, bo nie wiadomo kiedy będziemy mieli kolejną taką okazję na swoim podwórku.
- pozdrawiam
Jacek Chabowski
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3224