PRZYJACIELE Z CHRISTIANSØ
z dnia: 2018-07-12


Z wzruszeniem zamieszczam korespondencję naszego człowieka z Londynu. Jerzy Knabe to znany i ceniony członek Klanu SSI.

A pisze o gospodarzach Christianso.

Już w pierwszym wydaniu locyjki „Bornhom i Christianso” przedstawiłem moje zauroczenie tymi wysepkami, gospodarzami, serdecznością. ..

A teraz Jerzy właśnie przypomina.

To jest to moje wzruszenie.

Bardzo dziękuję !

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

-----------------------------

Don Jorge !                                                                                                                                   11 lipca 2018

 

PRZYJACIELE  Z  CHRISTIANSØ

 

W historii polskiego żeglarstwa jest  niewielu obcokrajowców zapisanych trwale i zasłużenie. Pewnie wystarczą palce jednej ręki aby ich wszystkich wyliczyć. Nie zapominam ale nie chcęteraz wspominać naszych przyjaciół spoza południowej granicy. Żyją i mogą jeszcze sami zadbać o siebie.

 

Chciałbym natomiast wspomnieć o duńskim lekarzu imieniem Tage VOSS. Tu okazją są dwie istotne a aktualne rocznice: 11 lipca przypada pierwsza rocznica jego śmierci, natomiast 12 lipca setna rocznica jego urodzin.    Cóż takiego robił ten Duńczyk, że pozwalam sobie określać go jako zasłużonego polskim żeglarzom? Dla dinozaurów z mojego pokolenia to postać bez wątpienia znana ale pokolenia młodsze mogą go już dobrze nie pamiętać -  albo wręcz nie mieć o nim zielonego pojęcia.

 

   Otóż na Bałtyku, dwanaście mil na północny-wschód od Bornholmu jest niewielki archipelag skałek pod nazwą Christiansø, który należy do Danii. Kiedyś, i do dziś na niektórych  mapach, występował jako  Ertholmene. Od 17 wieku, kiedy powstały tam fortyfikacje i baza duńskiej Marynarki Wojennej, jest cały czas zarządzana przez Ministerstwo Obrony. Miało tam rezydującego gubernatora i zatrudniało   lokalnego lekarza. Po 800 osobowym kiedyś garnizonie zostało obecnie mniej niż stu mieszkańców zajmujących się rybołówstwem – i turystami.

 

    Tymczasem w PRL-u, odległym tylko o  jakieś 80 mil morskich na południe, po „odwilży” roku 1956 polskim żeglarzom pozwolono łaskawie popływać po Bałtyku. W znakomitej większości były to tak zwane „Rejsy Krajowe – bez zachodzenia do portów zagranicznych”. Oczywiście, - „dobra praktyka morska” wskazuje jachtom, że w razie niebezpieczeństwa lub awarii należy się skierować do portu schronienia, awarię usunąć a groźne warunki pogodowe przeczekać. 

 

Już od początku lat sześćdziesiątych akwen w pobliżu Christiansø stał się, dziwnym zrządzeniem losu, istnym trójkątem bermudzkim dla polskich żeglarzy. A to zagrażający sztorm, a to awaria lewej wanty a to podejrzenie wyrostka robaczkowego wśród załogi –  i kapitan musiał kierować jacht do najbliższego portu, czyli Christiansø. A tam pan gubernator Jakobson i doktor  Voss nie dopytywali się o wizy ani paszporty, tylko serdecznie, po żeglarsku witali przybyszów. Rozumiało się, i było oczywiste, że ani Warszawa ani Kopenhaga nie musza być o takich losowych incydentach morskich zawiadamiane. Rzeczywistość bywała inna bo i na pokładach polskich jachtów zdarzali się TW, no ale na to kapitan miał odpowiedni wpis w dzienniku jachtowym…

 

Mimo prowadzonych  starań nie mogłem dotychczas odkryć kto był pionierem i odkrywcą tego „safe haven” dla Polaków na Bałtyku. Początkowo wynikało,że był to ‘Bolo’Kowalski wracając z „Wyprawy Koral” na Morze Czerwone.   Ale, gdy zajrzałem do swojego prywatnego pamiętnika z wyprawy, pod datą: 8 sierpień 1960 poniedziałek,  znalazłem takie oto zdania: „Przyjmuje nas burmistrz, policjant, latarnik, urzędnik stanu cywilnego, kapitan portu i „wszystko” na wyspie – w jednej osobie, pan Jakobson. B. miło. Gdy dowiedział się, że nie mamy pieniędzy – więcej nie pytał. ….  Jakobson nie może uwierzyć, że jesteśmy tu legalnie. Pierwszy polski jacht w tym roku.” 

Zatem polscy żeglarze bywali na Christiansø już wcześniej – i to nielegalnie…     Może ta publikacja w SSI wywoła jakąś  odpowiedź na to, może nie takie znów ważne,  ale ciekawe pytanie. Już można się przyznać…

    

    Nie wiem do kiedy nasz drugi przyjaciel - pan Jakobson był gubernatorem, natomiast wiem, że doktor Voss mieszkał i pracował na wyspie do roku 1967, kiedy to skończył się jego dwudziestoletni kontrakt. I to właśnie  jego nazwisko wielokrotnie i pozytywnie przewija się w polskich żeglarskich wspomnieniach z tamtego okresu.

 

Tage Voss, zmarł w przeddzień swoich 99-letnich urodzin.  Po kremacji jego prochy zostały oddane Bałtykowi – gdzieś miedzy Bornholmem a Christiansø. Tego Wikipedia nie podaje. Niemniej to postać  dobrze w Danii znana, a nawet kontrowersyjna.. Są o nim obszerne informacje w internecie. Był dyskutantem w różnych sprawach, autorem książek dla dzieci i dorosłych , eseistą,Był też seksuologiem, pracował w więziennictwie, leczył narkomanów i  alkoholików – a jednocześnie zatwardziałym palaczem i wiceprezydentem w stowarzyszeniu Hen-Ry - Stowarzyszenie Sumiennych Palaczy.

                 

Oczywiście był też żeglarzem. Zbiór marynistycznych esejów „Morze wokół naszego domu” to jedyna pozycja jego autorstwa wydana (dzięki żeglarskim kontaktom) w Polsce.  Miała już trzy wydania, Wszystkie wyczerpane.

 

Dobrze było mieć takiego przyjaciela.

Cześć Jego Pamięci.

 

Jerzy Knabe

----------------------------------------------------------------------

Fotografia do komentarza J. Kulińskiego:


 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3375