PIERWSZY, MORSKI, SAMODZIELNY
z dnia: 2020-06-30


Nie był to rejs wielki, ale samodzielny i po morzu. Maciej Sobek vel Max Peck zapamięta go na całe życie.

To opis „na apetyt” dla tych z Bełdan czy Wdzydz, którzy już podjęli decyzję i teraz tylko czekają na okazję.

Wody wokół Rugii to akwen wprost wymarzony dla takiego rejsu. Przyjdzie czas na „Bitwę o Gotland”

Zachęcam razem z Maciejem.

Tylko pamiętajcie o lifelinach i kamizelkach.

Teraz dodatkowo o maseczkach.

Zyjcie wiecznie !

Do Jorge

======================================

Mała, wielka wyprawa!

Krótki rejs ze Świnoujścia na Rugię, cały czas wzdłuż wybrzeża. Dla nas jednak – czwórki znajomych to pierwszy samodzielny rejs bałtycki. Dla mnie – pierwszy przygotowany i samodzielnie prowadzony. Zatem prawdziwa morska wyprawa! Już w poprzednim roku rezerwujemy 9 metrowy jacht Hanse 315 i z radością czekamy na wyprawę. Miesiące zimowe to przygotowania, zapoznanie z mapami i z locyjką „Wybrane porty Niemiec wschodnich”

Wirus prawie krzyżuje nam plany. Czarter zaczynamy 13.06. Niemcy zapowiadają otwarcie swoich granic od poniedziałku 15.06. Wśród żeglarzy krążą różne plotki, nikt nie wie nic na pewno. Dzwonimy do Lauterbach, piszemy maila do biura turystycznego do Sassnitz i próbujemy się czegoś dowiedzieć. Obsługa marin serdecznie nas zaprasza wspominając o mało precyzyjnych przepisach, które wprost nie zabraniają wstępu turystom. Rekomendują dokonanie rezerwacji jako argument w ewentualnych rozmowach z służbami granicznymi. 

Ruszamy w poniedziałek 15.06 rano kierując się do LAauterbach. Piękna, stabilna żegluga do pławy O2, dalej już ostrożnie opływając kamienistą kosę wyspy Ruden i  przez wody Greifswalder Boden. Poza torami wodnymi płytko – uważajcie! Kolorytu dodają rozstawione na tym akwenie, ponure wieże artylerii przeciwlotniczej z czasów II. Wojny Światowej. Do samego Lauterbach trzeba być bardzo ostrożnym i rygorystycznie trzymać się torów. Wreszcie po 18:00 jest! – pierwszy zagraniczny port osiągnięty! Jesteśmy prawdopodobnie pierwszym jachtem zagranicznym wpływającym do tej mariny po okresie wirusowego zamknięcia – budzimy powszechne zainteresowanie. Cumowanie do pomostu i do pali. Zwracam uwagę, że jeden pomost jest wyższy i przystosowany do cumowania dziobem do pomostu, drugi jest niższy – należy cumować rufą. Jeśli będziecie odwiedzać tę marinę – zwróćcie na to uwagę. My zafundowaliśmy sobie mała niedogodność stając dziobem do niskiego pomostu. Marina jest bardzo przyjemna, czyste i przestronne sanitariaty. Na wodzie również kolonia pływających domków letniskowych do wynajęcia oraz wydzielone na brzegu miejsce dla kamperów.

Kolejnego dnia wybieramy się na wycieczkę retro kolejką wąskotorową do Sellin. Polecam zwiedzenie tej uroczej miejscowości kuracyjnej. Pięknie odnowiona architektura uzdrowiskowa i malownicze molo. Znajdziecie wiele podobieństw do Sopotu. Tylko jakby mniej pstrokatych reklam i generalne poczucie ładu przestrzennego i wizualnego. Przejazd pociągiem z parowozem jest atrakcją samą w sobie + sielskie widoki za oknem.

Nasz kolejny port to Stralsund. Przed samym portem atrakcja i jednocześnie emocje związane z przepłynięciem pod mostem zwodzonym. Otwierany kilka razy dziennie, za każdym razem na 20 minut. Trzeba być dokładnie na czas, poczekać w bezpiecznej odległości od mostu a następnie przepłynąć w krótkim okienku czasowym. Jednocześnie miejsca do manewrowania poza szlakiem mało. Dookoła płytko i rozstawione sieci rybackie. Stralsund – urokliwe hanzeatyckie miasto. Spacer uliczkami starego miasta i po rynku dostarcza wspaniałych wrażeń wszystkim wrażliwym choć trochę na uroki architektury gotyckiej. Dla miłośników gotyku ceglanego – perełki i zachwyt na każdym kroku! Przy samej City Marina stoi „Gorch Fock”. Zdecydowanie warto zwiedzić  ten trzymasztowy, były żaglowiec szkolny niemieckiej marynarki wojennej. Przejęty po wojnie w ramach reparacji przez Związek Radziecki, po jego rozpadzie pływał pod banderą ukraińską. Teraz jest własnością niemieckiego stowarzyszenia, które walczy o jego remont i powrót na morza. Widząc jednak stan jednostki trudno nie stwierdzić, że jest to raczej walka o przetrwanie. Ciekawe są liczne, pozostałe na jednostce ślady służby pod radziecką a następnie ukraińską banderą. Jest jeszcze jeden aspekt tego zwiedzania..zaczynamy dostrzegać i doceniać w jakim stanie utrzymana jest nasza Biała Fregata. Polecam również bardzo ciekawe Oceanarium z uroczą kolonią pingwinów na samym dachu tego obiektu!

  

Zaplecze sanitarne mariny zdecydowanie rozczarowuje. Kontener z kilkoma prysznicami i niewielkimi toaletami nie przystaje do uroku i powagi tego miasta. Dodatkowo biuro mariny jest otwarte tylko w pewnych krótkich oknach czasowych (trudnych do zdefiniowania bo co innego jest napisane a co innego mówi obsługa), które skutecznie utrudniają pobranie i oddanie kart wstępu do sanitariatów.

Z Stralsundu czas rozpocząć powrót w stronę Świnoujścia. Kierujemy się do Kroslina. Uwaga! Sugeruję planowanie podejścia do portu tylko w ciągu dnia. Na ostatnim odcinku szlak jest bardzo wąski a dookoła woda do pasa… Należy ściśle trzymać się szlaku i nabieżników. Dokładnie tak jak jest to opisane w w/w locyjce. Marina jest duża i przestronna ze świetnym zapleczem.

Nie mamy już czasu na zwiedzanie Kroslina ani Peenemunde. Meldujemy się tylko na noc a następnego dnia ostatni odcinek do Świnujścia.

Wrażenia po rejsie? Satysfakcja całej załogi z samodzielne zorganizowanego i poprowadzonego rejsu i niedosyt w odkrywaniu tej uroczej wyspy. Tak bliskiej a jednocześnie tak mało w naszym kraju znanej. Miejsc do zobaczenia wystarczy spokojnie na co najmniej jeszcze jeden rejs! Polecam wszystkim!

Max

 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3651