WNUCZĘTA NA POKŁADZIE (VII)
z dnia: 2020-08-05


Powolutku, powolutku zmierzamy  do końca semestru wyższych studiów przysposobienia wnucząt do samodzielnego

żeglowania. Według moich doświadczeń i obserwacji do tego najlepiej nadają się „Optymisty” a to dlatego, że nie

pozwalają się na nikogo oglądać, na nikogo liczyć i zmuszają do samodzielnego podejmowania decyzji. A do tego uczą

 „czytać wiatr” (to domena Gienka Ziółkowskiego). W żadnym przypadku jachty wieloosobowe W przyszłym, ostatnim odcinku

naszego serialu Józef Ziutek Kwaśniewicz  przedstawi swoje wnioski i konkluzje. Zobaczymy, zobaczymy, poczytamy

komentarze. Pewnikiem Biały Wieloryb będzie miał coś do powiedzenia w tej kwestii.

Póki co – lifeliny i kamizelki !

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

---------------------------

Z Pawłem po Meklemburg-Vorpomemeren i nie tylko. Skład załogi: Paweł – lat 4, tato – Piotr, babcia – Grażynka i ja - dziadek.

1 sierpnia – sobota. Na przyjazd załogi czekałem w Stepnicy na Kanale Młyńskim. Z Gdańska przyjechali Grażka, Piotr i Paweł, który już trzeci raz gości, jako załogant na naszej łódce. Z dużym zaangażowaniem pomagał wszystkim, a przede wszystkim zwiedzał różne zakamarki jachtu, szczególnie upodobał sobie koję podkokpitową.

/

 

2 sierpnia – niedziela. Zaraz pośniadaniu wyszliśmy z Kanału Młyńskiego w Stepnicy, spokojny i równy wiatr pozwalał oswoić się młodemu żeglarzowi z sytuacją. Na obiad zawinęliśmy do Trzebieży, a następnie wyruszyliśmy do Nowego Warpna. Paweł cały czas, mimo przygrzewającego słońca starał się sterować i widać było, że sprawiało mu to dużą przyjemność. Niezależnie, czy płynęliśmy na silniku, czy na żaglach bardzo starannie utrzymywał kurs na wskazany na wskazany obiekt. Jedynie przy zwrotach pomagał mu tato lub dziadek. Wieczorem odbył się rodzinny spacer po czystym i urokliwym miasteczku. Jest tu pomnik, którego wymowy Paweł chyba jeszcze nie rozumie „W HOŁDZIE WSZYSTKIM MAMUSIOM”.

 

3 sierpnia – poniedziałek. Po 0900 wyszliśmy z Nowego Warpna i wpłynęliśmy na Kleines Haff. Tu główny mechanik od wiatru wyłączył nasz darmowy napęd i musieliśmy uruchomić silnik. Żeby mały żeglarz się nie nudził tato zaczął uczyć go obsługi poszczególnych lin, pokazał mu również jak się robi słoneczko. Po chwili Paweł zademonstrował efekty swojej pracy, był bardzo dumny, że dziadek go pochwalił. Z czasem, znużony upałem i wczesną pobudką zasnął w swojej ulubionej koi

/

 Nauka klarowania lin sprawiała Pawłowi dużą radość, a opiekunom satysfakcję z dobrze zagospodarowanego czasu.

.

 Obudził się dopiero na podejściu do Usedom. Stanęliśmy w rybackiej przystani. Wszyscy byliśmy tu pierwszy raz, przyszedł więc czas na wycieczkę do miasteczka oraz pyszne lody. Na wieczór dopłynęliśmy do Karnin, gdzie na Pawła czekał plac zabaw, z którego skwapliwie korzystał, a dla Piotra atrakcja zabytkowego mostu oraz wieża pilotów.

 

4 sierpnia – wtorek. Poranną krzątaninę na jachcie rozpoczął Paweł jeszcze przed 0600 i bardzo chciał już płynąć. Do otwarcia mostu w Zecherin mieliśmy jednak jeszcze sporo czasu, babcia zagospodarowała wolny czas wnuka na placu zabaw. 

Po minięciu mostu wiatr słabiutki, Piotr walczy żaglami wyławiając słabiutkie podmuchy, aby łódka zmierzała w oczekiwanym kierunku, a Paweł chroniąc się przed upałem zagospodarował koję dziobową grając z babcią w Piotrusia. Dopiero o 1500 stanęliśmy w Wolgast. Spacer po miasteczku w upale nie służył naszemu wnukowi, wyraźnie przegrzał się i trzeba było robić mu okłady mokrymi ręcznikami by obniżyć temperaturę. Dopiero na Achterwasser podmuchy od strony morza zaczęły przynosić odrobinę orzeźwienia w panującym tego dnia upale. W nowym basenie mariny Zinowitz, gdzie stanęliśmy o 2000, mimo wieczornej pory, ulgi od upału nie ma, ale jest dostęp do chłodnego prysznica.

 

5 sierpnia – środa. O poranku wiatr zmieni kierunek, pochmurno z odrobiną deszczu, rześko i przyjemnie. Paweł obudził się przed 0600 w dobrej formie i z niecierpliwością oczekiwał śniadania, po którym wybraliśmy się na zwiedzanie miejscowości. Oprócz mola, plaży dla wnuka ważna była wizyta w piekarni, gdzie degustowaliśmy lokalne specjały: rogal z czekoladą i sernik z jabłkiem. Byłem pełen podziwu dla Pawła za jego kondycję i wytrwałość w wędrowaniu.

Po uzupełnieniu zapasów, w tym paliwa wyruszyliśmy na południe. Spokojna baksztagowa żegluga dawała Pawłowi możliwość samodzielnego sterowania, nam pozostawał jedynie nadzór i drobne korekty kursu. Początkowo planowaliśmy zatrzymać się w Lassan, ale sprzyjający wiat zachęcił nas do próby zdążenia na otwarcie mostu w Zecherin. Z daleka widzieliśmy, że most jest otwierany, ale operator widząc naszą determinację poczekał z jego zamknięciem. Byliśmy mu wdzięczni, że nie musieliśmy oczekiwać na kolejne otwarcie lub kłaść maszt.

Na nocleg stanęliśmy w Mönkebude. Tu blisko jest plaża oraz place zabaw, które dla wnuka były największą, wieczorną atrakcją.

 

6 sierpnia – czwartek. Z Mönkebude do pławy granicznej w prostej linii jest 10,6 Mm, ale halsując przepłynęliśmy 18. W czasie żeglugi Paweł przejawiał ogromną inicjatywę w wymyślaniu, niemożliwych do zrealizowania w innych warunkach zabaw, a wystarczyły do tego dwa wiadra oraz wolny szot foka. Zadziwił mnie, gdy podniósł pełne wody, 5 litrowe wiadro i bez strat przelał je do drugiego. Szorowanie podłogi i siedzeń w kokpicie było również zajęciem bardzo absorbującym.

 Po minięciu pławy Haff postanowiliśmy płynąć do Świnoujścia. Na Kanale Piastowskim największą atrakcją dla naszego wnuka było przebywanie z tatą na dziobie, każde z naszych wnucząt bardzo lubi to miejsce, ale mogą się tam udać wyłącznie pod opieką rodzica i przy spokojnej wodzie.

 

7 sierpnia – piątek. O poranku, zaraz po śniadaniu męska część załogi wybrała się na spacer nad morze, Paweł jednak koniecznie chciał wypłynąć z miejskiego hałasu. Babcia na Kanale Piastowskim zrobiła obiad, a następnie obraliśmy kurs w stronę Wapnicy. Trochę się rozdmuchało, więc dla komfortu małego żeglarza płynęliśmy na foku, jednak zabawa w koi dziobowej, która zamieniała się w różne fantastyczne elementy placu zabaw spowodowała, że Paweł był zdumiony, że tak szybko dotarliśmy do kolejnej przystani.

Wapnica jest bogata w różne turystyczne atrakcje, Pawłowi najbardziej spodobała się wycieczka nad Jezioro Turkusowe i porcja lodów.

 

8 sierpnia – sobota. Planowaliśmy wcześniejsze wyjście z przyjaznej mariny, ale nadeszły burze, które wolałem przeczekać w basenie portowym. W drodze do Stepnicy wiatr NW 5 – 6 ° B pozwalał na płynięcie do bramy torowej nr 3 na samym foku. Dla złagodzenia skutków kołysania jachtem na wybudowanej fali, Paweł skupił się na pomocy w sterowaniu. Ta czynność łagodziła wezwania Neptuna do złożenia hołdu. Bez problemów dotarliśmy do Kanału Młyńskiego. W nagrodę dzielny żeglarz zażyczył sobie porcję smażonego dorsza z frytkami, bo prawdziwi żeglarze lubią jeść rybę.

Po obiedzie Paweł zadeklarował chęć żeglowania z dziadkiem w kolejnym roku i wyruszył z tatą do domu. Jego tegoroczny rejs się zakończył, my zostaliśmy na łódce.

Paweł jest już na tyle świadomy, że mogliśmy go w tym rejsie zapoznawać z podstawowymi umiejętnościami żeglarskimi, jego udział w sterowaniu oraz nieskomplikowanych manewrach sprawiał, że czuł się bardzo potrzebny, a jednocześnie opiekunowie mieli zagospodarowany czas młodego żeglarza. Ważne były również prace związane z klarem na pokładzie, w które bardzo chętnie się angażował.

W czasie tego rejsu okazało się, że nawyki związane z bezpieczeństwem oraz utrzymaniem porządku wdrażane podczas poprzednich rejsów, przynosiły oczekiwane efekty.

 

Pozdrawiam i zdrowia życzę

Józef „Ziutek” Kwaśniewicz

s/y „Marzenie J”.

==================================================================================================i

 ILUSTRACJA DO KOMENTARZA MARKA POPIELA


 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3669